Kursy przedmałzenskie (15 luty 2005)
Rap_fans
Kursy przedmałżeńskie – musiał je zaliczyć każdy, kto brał ślub kościelny. No właśnie, kiedy mowa jest o tych kursach, niemal zawsze pojawia się określenie „zaliczać”. Dlaczego te nauki nie są traktowane jako możliwość prawdziwego przygotowania się do małżeństwa? Czy naprawdę nie można tam zdobyć żadnej wiedzy?
Większość z zaproszonych do programu osób, które wzięły udział w kursie przedmałżeńskim, wspomina go nie najlepiej. Naszych gości zniechęcił przede wszystkim sposób podawania informacji i tematyka, kładąca nacisk na naturalne metody planowania rodziny.
Nie wszyscy jednak źle wspominają to doświadczenie - Kasia i Bogusław są małżeństwem od niecałych 2 miesięcy. Mówią, że wykorzystali już praktycznie wiedzę zdobytą na kursie: udało im się niemal od razu załagodzić wszelkie konflikty. Stosują też naturalne metody planowania ciąży. Co ich do tego przekonało?
Mariusz Czajka, co prawda nie ma żony, ale ma świadectwo ukończenia kursu przedmałżeńskiego. W naukach jednak nie uczestniczył, bo stwierdził, że… szkoda na nie czasu. W jaki sposób zdobył więc zaświadczenie? Co zniechęciło go do uczestniczenia w kursie? Czy myśli w ogóle o zawarciu małżeństwa ze swoją obecną partnerką?
A może zamiast kontrowersyjnych kursów, Kościół mógłby zezwolić na zamieszkanie ze sobą narzeczonych? Mogliby wtedy przekonać się czy naprawdę są dla siebie stworzeni. Czy takie rozwiązanie jest z punktu widzenia Kościoła możliwe?
Z punktu widzenia kościoła nie jest nic możliwe co jest wg niego niemoralne.
A współżycie przedmałżenskie za takie jest właśnie uważane.Amen.
Dla mnie to kompletna bzdura. O planowaniu rodziny, wspólnym życiu i rozwiązywaniu konfliktów mają mnie uczyć ludzie którzy niemają z tym nic wspólnego. Łatwo jest mówić o tych sprawach jeśli samemu zna sie temat tylko z poradników psychologii. Życie jest zupełnie inne.
Takie kursy powinny prowadzic świeckie małzeńskie pary, którym sie układa. Rozmawiac o świadomym rodzicielstwie, problemach małzeńskich itp
Zgadzam się z tym