ďťż
RSS

Borys Szyc

Rap_fans


Borys Szyc



Ważniejsze daty:
1978. 09. 04 - Data urodzenia (Łódź)
2001 - Nagroda (nagroda za rolę Płatonowa w sztuce "Płatonow" w Akademii Teatralnej w Warszawie na XIX Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi (30.04))
2001 - Wykształcenie - rok ukończenia studiów (Akademia Teatralna w Warszawie)
2002 - Nagroda ("Feliks" w kategorii: aktor-debiutant za rolę Bucefała w "Bambini di Praga" w Teatrze Współczesnym)

Filmografia
1997-2006 KLAN Obsada aktorska (student Krystyny Lubicz),
2000-2001 ADAM I EWA Obsada aktorska (dealer narkotyków),
2000 ENDURO BOJZ Obsada aktorska (motocyklista),
2000 NA SCENIE ŻYCIA (37) w NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (Kamil Rapasiewicz, syn Jana),
2000 SUKCES (2000) Obsada aktorska (Bartek Łada, uzależniony od narkotyków chłopak Beaty),
2001 EDGES OF THE LORD Obsada aktorska (żołnierz niemiecki z kobietą na rowerze),
2001 PRZEDWIOŚNIE Obsada aktorska (Buławnik),
2001 STACJA (2001) Obsada aktorska (Tomek, syn Wolańskich),
2002 BEZ LITOŚCI Obsada aktorska ("Glut", złodziej samochodów),
2002 E=MC2 Obsada aktorska (student Maxa),
2002 STREFA X (13) w KRÓL PRZEDMIEŚCIA Obsada aktorska (kamerzysta programu "Nostromo XII"),
2002 PRZYJACIELE (3), W STRONĘ BELWEDERU (6) w PRZEDWIOŚNIE (serial tv) Obsada aktorska (Buławnik),
2002 MŁODZIEŃCZY BUNT (97), SZTUKA ZADAWANIA PYTAŃ (108), BARDZO DUŻO SYLWESTRÓW (sylwestrowy numer specjalny, nienumerowany), WEWNĘTRZNY SENS PICASSA (119), SWATKA (121) w RODZINA ZASTĘPCZA Obsada aktorska (Krzyś Kozłowski, polonista Filipa, chłopak Majki),
2002 3 w SFORA Obsada aktorska ("Glut", złodziej samochodów),
2002 DAS LETZTE VERSTECK Obsada aktorska,
2002 THE PIANIST Obsada aktorska (młody gestapowiec; nie występuje w czołówce),
2003 DEFEKT Obsada aktorska (aspirant Markiewicz "Mały", podwładny Kosmali),
2003 SERIA II w KASIA I TOMEK Obsada aktorska (Patryk, chłopak psychologa Alberta; tylko głos; odcinek 17),
2003 SERIA III w KASIA I TOMEK Obsada aktorska (Daro, kolega Kasi; odcinek 2),
2003 NARZECZONY w MĘSKIE - ŻEŃSKIE Obsada aktorska (Sylwek Mazuś, syn dozorcy),
2003 PODWÓJNE UBEZPIECZENIE (115) w MIODOWE LATA Obsada aktorska (Maniek),
2003 SYMETRIA Obsada aktorska (Albert),
2003 ARESZT (5) w ZAGINIONA Obsada aktorska (Janusz Brzeski, aplikant w kancelarii Skłodowskiego),
2004 CAMERA CAFE Obsada aktorska (Peter Wisniak, przedstawiciel zarządu; odcinek 28_2),
2004 AKTORKA w MĘSKIE - ŻEŃSKIE Obsada aktorska (Sylwek Mazuś, syn dozorcy),
2004-2005 OFICER Obsada aktorska (podkomisarz Tomasz Kruszyński "Kruszon"),
2004 PRĘGI Obsada aktorska (Bartosz, przyjaciel Wojciecha),
2004 VINCI Obsada aktorska (Julian Wolniewicz "Szerszeń"),
2005 1409. AFERA NA ZAMKU BARTENSTEIN Obsada aktorska (knecht Herman),
2005 CHAOS Obsada aktorska,
2005 TANGO Z ANIOŁEM Obsada aktorska (Jan Małecki, narzeczony Wiktorii),
2006 DROGA WEWNĘTRZNA Obsada aktorska,
2006 HIENA Obsada aktorska,

Nagrody filmowe:
2004 VINCI Courmayeur (International Mystery Festival - Noir in Festival) Wyróżnienie
2005 SYMETRIA Orzeł, Polska Nagroda Filmowa (nominacja) w kategorii: najlepsza drugoplanowa rola męska; za rok 2004
2005 SYMETRIA Nagroda im. Zbyszka Cybulskiego - Nagroda Publiczności


fajny jest, nawet go lubię
też go lubię,jego rola w Oficerze była świetna



Nie przepadam za nim, jak dla mnie jest trochę przereklamowany. Była moda na młodego Stuhra, teraz jest na Szyca... Jak dla mnie z nowych aktorów o wiele bardziej interesujący są chociażby Małaszyński, Kot czy Zakościelny.
Borys Szyc-bezczelna natura o wyglądzie motyla.

Borys Szyc-bezczelna natura o wyglądzie motyla.

dobre
gość jest mi całkowicie obojętny
chociaż podobała mi się jego rola w filmie Vinci (wogóle świetny film)
A ja go nawet lubię szczególnie za rolę w "Oficerze" i "Vinci"... Był tam świetny A prywatnie go nie znam, więc nie będę się wypowiadać
tak,w Oficerze i Vincim był świetny
Borys Szyc

Życie napisze nowe scenariusze

Urodził się pan w 1978 r. Jakie to pokolenie?

Papieskie! Powiedziałem żartem, a przecież to był ważny rok - Karol Wojtyła został papieżem. Wtedy zaczęły się wszystkie przemiany. Mój rocznik miał mocny początek. Z późniejszych lat pamiętam migawki stanu wojennego. Mama trzymała mnie za rękę, uciekaliśmy przed "sukami". Wozy z armatkami wodnymi rozganiały demonstrację. Ktoś krzyknął: "Do kościoła?". Odpowiedź brzmiała: "Nie! Do kościoła wejdą!". Uciekliśmy do domu. Stałem w oknie i patrzyłem na to, co się dzieje na ulicy.

To są wspomnienia zomowskiej łapanki. Czy dziś kojarzą się z nadzieją czy zawodem, jaki przeżywa wielu Polaków?

To wspomnienia trzylatka, sensacyjne - moja pierwsza akcja z milicją! Nie pielęgnuję ich z pietyzmem, nie wzruszam się. Pamiętam też kartki na słodycze, które można było wymienić na długie krówki. Dla dziecka to nie był problem, lecz zabawa. Dawałem karteczkę i dostawałem łakocie. Bawiłem się drewnianymi zabawkami, malowanymi bejcą. Na szczęście miałem ciotkę w Monachium. Kiedy odwiedziłem ją pierwszy raz, wjechałem na wielki piękny dworzec, zobaczyłem inny świat. W domu towarowym odkryłem całe piętro z zabawkami. Czego tam nie było - he-many, zamki! Zwariowałem i zgubiłem się. Obok domu dziadka była stacja benzynowa. Pracownicy pozwalali mi nalewać benzynę. Dostawałem napiwki od kierowców, a kiedy kończyłem pracę, mogłem sobie wziąć loda gratis z lodówki.

Pana pokolenie wcześnie zaczęło pracować.

Wszystko działo się naturalnie, nieświadomie. To, co było nową rzeczywistością dla starszych, dla mnie istniało zawsze. Całe moje dorosłe życie przypada na III Rzeczpospolitą. Innej nie znam. Dopiero ucząc się historii, zdałem sobie sprawę z tego, w jakich przełomowych czasach żyję. Łączyłem je z osobistymi wspomnieniami. Traumy związanej z PRL nie przeżywam. Jestem z kraju pseudoamerykańsko-niewiadomojakiego.

Kraju spełnionych marzeń?

Nie miałem wyboru, tutaj się urodziłem. Teraz widzę wiele negatywnych zjawisk, wiem, ile rzeczy powinno się zmienić. Najbardziej irytujące jest to, że gdyby mnie pan zapytał, którego z polityków poprę w wyborach, nie umiałbym odpowiedzieć, bo już nikomu nie ufam. Kiedy byłem w liceum, przeżywaliśmy zachwyt Unią Wolności. Wydawało się, że jednoczy inteligencję. Byłem blisko UW, choć polityka zawsze mnie odpychała. Wolałem rolę szkolnego błazna, który się wygłupia, żyje na uboczu głównego nurtu zdarzeń, patrzy na świat z dystansem. Typ "zdolny, ale leniwy". Lubiłem łamać konwencję, a czasami nawet pokazać wała. Zawsze walczyłem o swoją indywidualność. Dlatego nie chciałem iść do słynnej łódzkiej Jedynki, liceum w którym trzeba było chodzić w mundurkach. Często się nudziłem, potrzebowałem zmiany. Wybierałem towarzystwo ludzi nieprzeciętnych, którzy mieli coś własnego do powiedzenia, coś tworzyli. Również we mnie były zapędy artystyczne. Może z racji tego, że rodzice są plastykami.

Wielu pana rówieśników wyemigrowało?

Myślę, że sporo, a coraz więcej wyjeżdża teraz. Moi najbliżsi znajomi pozostali. Inni krążą między Polską a zagranicą. Potwierdza się, że coś Polaków ciągnie tu z powrotem. Narzekają, chcą zmiany, ale to tu, na starych śmieciach, czują się najlepiej. Nie zjeździłem jeszcze całego świata, ale świetnie czuję się na południu Włoch. Myślę, że tam bym się odnalazł. Ale tu mam przyjaciół. Życie napisze dla nas nowe scenariusze. Wyjeżdżamy do pracy, zakochujemy się. Tworzą się setki nowych sytuacji.

Dlaczego wybrał pan teatr, a nie plastykę?

Kiedy byłem dzieckiem, nie znano jeszcze określenia ADHD, zespołu nadpobudliwości, a na pewno go miałem. Nie umiałem usiedzieć w ławce. Chodziłem po klasie, zawsze chciałem coś pokazać, popisywać się. To było silniejsze ode mnie. Kiedy już trochę zmądrzałem, powiedziałem sobie: dość głupot - i poszedłem na konkurs recytatorski. Wybierałam się już na prawo, byłem laureatem olimpiady geograficznej, gdy dowiedziałem się o wcześniejszych egzaminach do szkoły teatralnej. Postanowiłem się sprawdzić. Chciałem też uciec z Łodzi, gdzie panował marazm. Nudziłem się tam, nie mogłem sobie znaleźć miejsca.

Ma pan swój aktorski autorytet?

Minąłem się z największym, czyli Tadeuszem Łomnickim. Postacią charyzmatyczną w moim życiu jest Maja Komorowska. Była moim profesorem. Spotkanie z nią to pierwsze zderzenie z teatrem chłopaka z Łodzi, spłaszczającego spółgłoski, mówiącego niemal slangiem. Ogromnie podziwiam Janusza Gajosa i Jana Frycza. Zawsze próbuję się mierzyć z osobą, z którą gram. Nigdy nie paraliżuje mnie strach - czy to Krystyna Janda, czy Jerzy Stuhr. Takie spotkania mobilizują mnie. Chcę sam pokazać jak mogę zagrać rolę, żeby starsi aktorzy nie musieli mówić: "Nie bój się, chłopcze". Myślę, że im się to podoba.

Co pan wiedział o sobie, kończąc szkołę teatralną?

Brakowało mi pracy nad formą w spektaklach według Witkacego i Gombrowicza. Dobrze czułem się w literaturze rosyjskiej. Grając Płatonowa w dyplomie, który reżyserowała Agnieszka Glińska, czułem, że to moja postać. Kobiety go tłamszą, ciągle o coś pytają, a on nie zna odpowiedzi, jakich od niego wymagają. To bardzo współczesny charakter. Młodzi ludzie też nie wiedzą jak odpowiedzieć na wiele podstawowych pytań. Żyją intuicyjnie. Za tę rolę dostałem nagrodę na festiwalu w Łodzi i angaż w Teatrze Współczesnym.

W filmie jest pan kimś zupełnie innym niż na scenie. Czy w "Symetrii", w roli młodocianego przestępcy, odnalazł pan swoją podwórkową duszę?

Znałem takich ludzi i dobrze czułem tę postać w moim ciele. Budowanie roli zawsze zaczynam od ciała. Wyobrażam sobie jak bohater się porusza, patrzy, mówi. Szukam jego ulubionych ubrań, zainteresowań, notuję sobie, co lubi zjeść. Podchodzę do sprawy biologicznie i zmysłowo. W scenariuszu "Symetrii" nie było materiału na to, by zaskoczyć widza, dlatego musiałem zagrać rolę najmocniej jak się da, przekroczyć granice, nawet te obowiązujące gościa z aresztu śledczego na Białołęce. Najpierw znalazłem sobie dresik w ciucholandzie. Uczyłem się grypsery. Potem mieliśmy wynajętą celę w więzieniu. Dzięki reżyserowi Konradowi Niewolskiemu poznałem jego więziennych kolegów. Zobaczyłem świat, który jest mi obcy. Zacząłem się tam czuć źle, nieswojo, mimo że byliśmy pod kloszem. Udawałem twardziela, ale być naprawdę zamkniętym z tymi facetami, nie życzyłbym sobie. Jednak "Symetria" nie jest filmem o więzieniu. Pokazuje granice zła i dobra, normalności i szaleństwa. U każdego z nas przebiegają one inaczej.

A u pana?

Wiem, że w skrajnej, ekstremalnej sytuacji, mógłby popełnić czyn, który zaprowadziłby mnie na drugą stronę krat, dlatego błagam Boga, żebym nie miał nigdy okazji zagrać takiej roli.

Tymczasem na planie filmowym prze chodzi pan na stronę dobra. W "Vincim" grał pan złodzieja, który zostaje policjantem, w "Oficerze" od samego początku pana bohater jest gliną.

Awansuje nawet do elitarnej jednostki. Pojawiają się kolejne pozytywne role. Jesienią zagram w "Nadziei" według pomysłu Kieślowskiego i scenariusza Piesiewicza. Reżyseruje Staszek Mucha, gra Zbigniew Zapasiewicz, Andrzej Seweryn, Zbigniew Zamachowski i Kamila Baar. Fabuła zasadza się na kradzieży dzieła sztuki z kościoła, ale to kino w stylu Kieślowskiego. Film o chłopcu, na którego oczach zginęła matka. Jako dorosły mężczyzna pozbawiony jest strachu, szuka go. Jednocześnie stara się zapobiegać złu, być aniołem stróżem ludzi chcących popełnić grzech. Bardzo się cieszę na ten film.

Długo czekał pan na główne role w"Oficerze" i "Nadziei". Czy minął już czas wczesnych debiutów, jakie mieli Michał Żebrowski czy Piotr Adamczyk?

Oni grali w "Dziadach" lub dużych kinowych produkcjach. Dbał o nich Jan Englert, który zawsze opiekował się swoimi studentami. Ja musiałem szukać własnej drogi. Nie narzekam jednak, skończyłem studia ledwie cztery lata temu. Myślę, że dziś tak już jest na świecie, że każdy musi budować swoją karierę krok po kroku, na własną rękę. Popularność daje telewizja, ale artystyczną rangę można zdobyć tylko w kinie i teatrze. Często zastanawiam się, czy zagram jeszcze kiedyś jakąś wielką rolę klasyczną. Jaki to będzie miało sens, jak ją pokazać. Bardzo bym tego chciał, bo myślę, że mało kto wyobraża sobie mnie pamiętającego o średniówce, mówiącego wierszem, nie tylko poprawnie, lecz porywająco. Dobrze czułbym się w charakteryzacji, świetnie bym się nią bawił. Chciałbym wrócić do klasyki.

Borysa Szyca oglądamy w TVP 1 w serialu "Oficer", gdzie gra tytułową rolę agenta specjalnego policji. Wcześniej stworzył m.in. niezwykle mocną postać młodocianego recydywisty w kinowym filmie "Symetria". Na co dzień jest aktorem warszawskiego Teatru Współczesnego, gdzie trafił dzięki roli Płatonowa w spektaklu dyplomowym, wyreżyserowanym przez Agnieszkę Glińską. Zobaczyć go można tam w spektaklach "Bambini di Praga", "Porucznik z Inishmore", "Nieznajoma z Sekwany" i "Transfer".

Rozmawiał Jacek Cieślak
Rzeczpospolita
3 czerwca 2005




A kto widział "TiVisekcję" z jego udziałem?

artykuł z czerwca 2005 z Expressu Łódzkiego





Była moda na młodego Stuhra, teraz jest na Szyca...
"Moda" na Maćka nadal trwa w moim sercu
Zresztą wg mnie to wcale nie była moda :/
Obydwoje na S ^^
Ale z tym wyjątkiem, że Szyc jest mi obojętny, jego gra mnie niesamowicie drażni.



Borys Szyc

Rozrabiaka. Narodziny córki sprawiły, że wydoroślał. Dołożyła się też do tego Krystyna Janda, która zrugała go jak nikt dotąd, a potem przeprosiła.

ELLE Kiedy po raz pierwszy poczuł się Pan za coś BARDZO odpowiedzialny?

BORYS SZYC Gdy zobaczyłem, jak głowa mojej córki pojawia się na świecie. Byłem pierwszym człowiekiem, który dostał ją do ręki. Patrzyłem na nią i myślałem, że od tej chwili jej życie zależy ode mnie. Potem, że moje życie zależy od niej.

ELLE Kiedy dowiedział się Pan, że zostanie ojcem, nie miał ochoty zdezerterować?

B.SZ. Ten pierwszy moment to jest milion myśli na sekundę: tak, nie, nie wiem, o Jezu, czemu, i co dalej, wow, super, o nie?

ELLE A ten drugi moment?

B.SZ. Myślisz, zastanawiasz się, analizujesz? Potem przestajesz myśleć i bierzesz byka za rogi. Nie wyobrażałem sobie, że będę miał dziecko. Kiedyś tak. W nieokreślonej przyszłości, ale nie teraz, tu, tak nagle, tak po prostu. Gdy już się dziecko ma, okazuje się, że to nie jest problem ani żaden koniec świata. Przeciwnie, to niesamowite przeżycie. Doświadczenie, po którym człowiek staje się mądrzejszy. A to znaczy, że było warto.

ELLE Pan zmądrzał?

B.SZ. No, zmądrzał (śmiech). Na moich oczach rośnie człowiek, za którego czuję się cholernie odpowiedzialny. Patrzę na moje dziecko i oglądam kawałek mojego życia. Część mnie samego, którego kompletnie nie pamiętam. Lubię się przyglądać, jak Sonia zaczyna kombinować, myśleć. Bierze np. do ręki klocki, nie potrafi ich połączyć, ale próbuje, przekłada. Mija dzień i nagle układa je bez wysiłku. Z tego czerpię radość, naiwność.

ELLE Życie przewróciło się do góry nogami?

B.SZ. Byłem tak przejęty swoją nową rolą taty, że w pewnym sensie tego nie dostrzegałem. Ale diabeł powrócił (śmiech). Jest babcia, są nianie, więc wychodzę zaszaleć. Jestem nadal bardzo młodym człowiekiem, nie chcę z siebie robić papy w kapciach. Nigdy taki nie będę. To widać, nawet jak się z nią bawię. Ostatnio wkręcam ją w gest Roberta De Niro z filmu "Poznaj mojego tatę". Uczy swojego wnuka - który ma lekko ponad rok, jak Sonia - mowy gestów. Pokazuje dwoma palcami: kciukiem i wskazującym na swoje oczy, potem wskazującym na małego i powtarza: "I'm watching you". Sonia już zaczyna to łapać.

ELLE Podobno Pan sam zachowuje się często jak dziecko.

B.SZ. Zawsze chciałem, żeby wszystkim, którzy mnie otaczają, było dobrze. Żeby byli zadowoleni, świetnie się bawili. Nadmierna ambicja, chęć pokazania się, udowodnienia czegoś? Nie wiem. Samo mnie ciągnie, nie potrafię się opanować. Wielu facetów to ma na widok kobiety, która im się bardzo podoba. Po prostu MUSISZ do niej zagadać, choć na sekundę przykuć jej wzrok. Wygadujesz takie bzdury, tak się głupio zachowujesz, że gorzej się nie da. Robisz z siebie kretyna, ale brniesz dalej. Idziesz na rzeź jak kamikadze.

ELLE Na Pana tak działa?

B.SZ. Tłum. Ludzie w knajpie, na imprezie, ekipa na planie filmowym? Włącza mi się jakiś motor i już jestem królem salonu. Tu opowiem dowcip, tam zażartuję, tu zaśpiewam, tam zatańczę. Uwielbiam ludzi nakręcać. Zawsze staram się stworzyć wrażenie faceta, któremu wszystko się udaje, który jest bardzo pewny siebie. Chciałbym, żeby wszyscy czuli się dobrze.

ELLE I tak się czują?

B.SZ. Nie (śmiech). Dlatego ostatnio trochę przystopowałem. Dostrzegłem, że nie wszyscy się lubią. Nie wszyscy muszą się lubić.

I nie wszyscy lubią mnie. Długo wydawało mi się, że jak jestem taki fajny facet, to lubić mnie muszą. Pierwsze otrzeźwienie przyszło, kiedy się dowiedziałem, że gość, którego uważałem za kumpla, za moimi plecami wygadywał o mnie niestworzone rzeczy. Zrozumiałem, że gość mnie autentycznie nie lubi. Dalej pajacuję, ale już nie staram się na siłę wszystkich zadowolić.

ELLE Nigdy nie został Pan zrugany?

B.SZ. Na planie "Porozmawiajmy o życiu i śmierci" u Krystyny Jandy. Ona tam grała, reżyserowała, a na dodatek musiała doglądać produkcji. Czasu było mało, mnóstwo do zrobienia, napięta atmosfera, a ja jak zwykle zacząłem błaznować. Nie był to dobry moment. Używając nieparlamentarnych wyrażeń, zrugała mnie ostro przy całej ekipie. Zrobiła się cisza absolutna. W ułamku sekundy wróciła mi pokora. Pan Edward Kłosiński poklepał mnie po plecach, żebym się nie przejmował, ale czułem się cholernie głupio. Nazajutrz Krystyna Janda przy całej ekipie powiedziała: "Przepraszam, Borys, że tak przy wszystkich na ciebie nakrzyczałam. Edward mi powiedział, że zachowałam się nieładnie. Ale mnie też czasami puszczają nerwy". Potem w internecie, na stronie, gdzie prowadzi blog, przeczytałem, że była ze wszystkich zadowolona. Ze mnie też. Zrobiło mi się bardzo miło.

ELLE Z czym się Panu kojarzy Łódź?

B.SZ. Z warszawską Pragą. Przez przypadek 10 lat temu znalazłem tu swoje pierwsze mieszkanie. Za ulicą Stalową. Obok skład butelek, obszczane klatki schodowe, odrapane kamienice i miejscowe lumpy wystające na podwórkach. Zamieszkaliśmy z kumplem w ledwo trzymającej się na nogach kamienicy. Ona zresztą do dziś stoi, co mnie zawsze szczerze zdumiewa! Mieszkanie było narożne, ze śmiesznym, wewnętrznym balkonem. Jeden duży pokój stołowy, w którym na środku stała wanna. Można było pluskać się w gorącej wodzie, oglądać telewizję, a potem prosto z kąpieli wskoczyć do łóżka. Na wprost wejścia była kuchnia, a po prawej stronie drugi pokój. Było w nim tak cholernie zimno, że mroziliśmy tam butelki z alkoholem. Kiedy wpadał do nas nietrzeźwy gość, wstawialiśmy mu tam materacyk, żeby się trochę ochłodził. Często zalegał tam ze swoją ówczesną dziewczyną nasz kumpel Grzesio Małecki, syn Anny Seniuk. Bardzo lubili ten pokój i odpowiadała im ta minusowa temperatura. W rogu ' stała stara mandolina i pianino, więc nazwaliśmy go "salon instrumentalno-nieogrzewalny". Niestety, pewnego dnia mój kumpel dostał w pysk od sąsiada i odechciało mu się mieszkać na Pradze. Sam zostać nie chciałem. Przeprowadziliśmy się dalej.

ELLE Pan nigdy nie oberwał?

B.SZ. Zawsze się chełpiłem, że jestem jak kameleon. Potrafię wtopić się w każde środowisko, zmienić kolor i zostać zaakceptowanym. Tylko raz oberwałem. W Łodzi, na rogu Piotrkowskiej. Stałem z dwiema koleżankami i rozmawiałem. Chodnikiem przechodził jakiś facet. Gdy już był obok mnie, walnął mnie z całej siły pięścią w twarz i poszedł dalej. Nawet na mnie nie spojrzał, nie zatrzymał się. Wszystko odbyło się w takim tempie i było tak absurdalne, że dopiero puchnąca twarz uświadomiła mi, co się stało (śmiech).

ELLE Kiedy ostatni raz był Pan w Łodzi?

B.SZ. Dawno. 1 listopada. Pojechałem zapalić świeczki na grobach babci i dziadka. Przeszedłem się ulicą Piotrkowską aż pod dawną fabrykę Marchlewskiego. Okazało się, że rozkwita tam "Manufaktura", genialne centrum kulturalno-rozrywkowe. Ożywili wszystkie stare fabryki i można się tam poczuć jak za czasów "Ziemi obiecanej". To największa inwestycja w Europie: hotele, muzea, galerie, kluby, rynek i stumetrowa fontanna podświetlona różnymi kolorami. Kiedyś myślałem, że nie będę miał powodów, żeby tam wracać. Teraz myślę o kupnie pofabrycznego lostu. Jest tam klimat jak w Nowym Jorku?

ELLE Pan uciekł z Łodzi od razu po maturze.

B.SZ. Mam za dużo energii, a ówczesna scenografia tego miasta mnie przygniatała. Było szaro i smutno, a ja byłem złakniony atrakcji: kin, teatrów, koncertów i nowych twarzy. Dusiłem się tam. Dlatego teraz tak się cieszę, że wszystko się tam zmienia. Mieszkałem w centrum, na rogu ulicy Czerwonej i Wółczańskiej, w starej przedwojennej kamienicy. Mama się w tym mieszkaniu urodziła, ja się tam urodziłem, moja rodzina żyła tam od dawien dawna. Dla mnie największe święto z dzieciństwa to wyjazdy do Krakowa. Mama tam studiowała, ojciec zresztą też. Gdyby nie pewne wydarzenie w jej życiu, zostałaby pod Wawelem. Tak jej się życie poskładało, że musiała wrócić do rodziców, do Łodzi i tu mnie urodzić. Kochała Kraków i uwielbiała tam ze mną jeździć. Mieszkaliśmy w hotelach, na każdym piętrze stała maszynka do czyszczenia butów Pucybut. Była w kształcie pudełka, w którym zamocowano automatyczne szczotki na wałku. Wkładało się buta, szczotki szły w ruch, najpierw szorowały, potem polerowały. Czyś-ciłem wszystkie buty, tak mnie to fascynowało. Wychowałem się na piosenkach Piwnicy pod Baranami, chodziłem do Krzysztoforów. Mama miała jeszcze legitymację członkowską podpisaną przez Kantora. Pamiętam, że w Krakowie miałem poczucie, że jestem w Europie. Czułem w powietrzu wolność. Moja energia się gotowała.

ELLE Po kim odziedziczył Pan tę nieograniczoną energię? Po ojcu?

B.SZ. Z ojcem nie miałem zbyt wielkiego kontaktu, więc nie wiem, co po nim odziedziczyłem, i nie bardzo mnie to interesuje. Myślę, że życiową parę mam po mamie, choć nasze energie trochę się różnią. Mama nie ma siły przebicia i nie lubi być na świeczniku, a ja tak, bardzo! (śmiech) Mama musi coś robić cały czas, nawet w domu, a ja w domu jestem leń. Mogę cały dzień leżeć i czuję się z tym dobrze. Mama jest architektem wnętrz. Zawsze bardzo dużo pracowała, kiedy studiowałem, to ona mnie utrzymywała. Skończyłem studia, zacząłem sam zarabiać i wtedy Łódź jako rynek pracy się rozpadł. Mama nie miała tam nic do roboty. Przyjeżdżała coraz częściej do Warszawy. Trochę po to, żeby być bliżej mnie, trochę, żeby sobie czegoś szukać. Wtedy wynajmowałem kawalerkę na Powiślu, obok parku, przy Wilanowskiej. Powiśle to miasteczko w mieście, dużo zieleni, ławki, cisza, ale idziesz skarpą do góry i już jesteś na Nowym Świecie. Zakochaliśmy się w tej dzielnicy oboje, zaczęliśmy szukać mieszkania.

ELLE Udało się, ale tam zamieszkała Pana mama. Pan po 10 latach znów na Pradze.

B.SZ. Nadal stoi część tych samych ruder. Część tych samych tubylców w dresach i kolorowych butach sportowych stoi na podwórkach. Ale obok mamy już odremontowane kamienice, nowe budynki, kamery, ochroniarzy? Napłynęła nowa ludność, powstały nowe knajpy, np. W Oparach Absurdu, Łysy Pingwin, trochę dalej otwarto słynną Fabrykę Trzciny. Okoliczni mieszkańcy mnie rozpoznają, bo oglądali "Oficera". Pewna ich część przesiaduje w tych samych knajpach na Ząbkowskiej, w których i ja bywam. Mają swoje interesy, ale ja nie wnikam jakie. Podoba mi się, że lubią sobie wejść do knajpy, usiąść przy stoliku - z orzeszkami w miseczce, kuflem w ręku - i posłuchać muzyki na żywo. Idą z duchem czasu, nie odmawiają sobie (śmiech).

ELLE A czego Pan odmówił sobie ostatnio?

B.SZ. Jeśli nie mam powodu, żeby sobie czegokolwiek odmawiać, po co miałbym to robić? No, nie wiem? Zaskoczyła mnie pani tym pytaniem (milczenie). Gdybym nałożył na siebie jakąś pokutę, to może wtedy? Ostatnio czułem, że zbyt intensywnie żyję towarzysko. Postanowiłem trochę wyhamować, sprawdzić, czy potrafię pójść na imprezę i nie uczestniczyć w niej alkoholowo. Byłem wczoraj. Pogadałem przy herbacie i wróciłem do domu samochodem. Odmówiłem sobie (śmiech). Zobaczyłem, że nie muszę pić, żeby się dobrze bawić. Ale to nie była pokuta, raczej mało ambitne zadanie. Myślę, że nie popełniłem jakichś straszliwych grzechów, żebym musiał tak na poważnie pokutować.

KIM ON JEST?

Ma dopiero 28 lat i? kilkadziesiąt ról na koncie. Ogromną popularność przyniosła mu rola policjanta w dwóch odsłonach: w komedii kryminalnej "Vinci" J. Machulskiego i w serialu "Oficer" M. Dejczera. Prywatnie związany z Anią Bareją, z którą ma córkę Sonię. Mieszka na warszawskiej Pradze, która przypomina mu rodzinną Łódź. W tym roku zobaczymy go w pięciu filmach, m.in. drugiej części "Oficera"
ELLE 05/2006
„Oficerowie” – serial sensacyjny Telewizji Polskiej – pierwsze zdjęcia z planu


A według mnie ostatnio przestało być tak głośno o Stuhrze co kiedyś i dlatego nazwałem to modą... Bo wcześniej to najmniej połowa lekkich filmów, które były reklamowane w mediach to produkcje z udziałem Stuhra... Pamiętam wszechobecny zachwyt i porównywania do ojca. Teraz tego nie widzę, może dlatego że zdaje się Maciej również zaczął angażować się w kabaret??

Pewnie się ze mną nie zgodzicie, ale Zakościelny i Małaszyński są naprawdę dobrymi aktorami! Ten drugi już to udowodnił sukcesem z "Oficerem" i "Magdą M". Nie opiera się on tylko na jego urodzie (nie wiem, nie znam się), ale bardzo ciekawemu warsztatowi i kreowaniu dwóch różnych charakterologicznie postaci.
Zakościelny też jest dobry, interesująco gra i potrafi skupić na sobie uwagę odbiorcy (tylko proszę niech nikt mi nie mówi, że jestem kryptogejem - ma chłopak charyzmę ekranową). Tylko obawiam się, że może nie unieść ciężaru swojego wizerunku i stać się plastikowym bohaterem znanym z tego, że jest znany. Oby nie, bo byłaby szkoda.

No cóż, gra Szyca po prostu mi nie odpowiada. Jestem tylko obserwatorem - amatorem, ale wydaje mi się że czasem stosuje zbyt wiele trików aktorskich, które mi do końca nie pasują. W dodatku, może błędnie, zaobserwowałem u niego kilka manier które mnie akurat raziły.





























Jusuf, akurat Borys to mój ulubiony polski aktor!
Te jego triki są bardzo fajne. Szczególnie w sztuce "Febe wróć" z Dominiką Ostałowską.
Do tego ma bardzo przyjemny głos i dykcję...
Śliczne zdjęcia wklejacie. Mam nadzieję, że niedługo jakieś nowe znowu wynajdziecie...
Wiem, wiem zdaję sobie z tego sprawę Tę sztukę kiedyś w godzinach nocnych w TVP widziałem (a raczej rannych) i mnie nie powaliła (o ile to masz na myśli - tam właśnie grali Szyc i Ostałowska). No cóż, tu linia sporu jest nie ma co ukrywać ja nie lubię Szyca i nie przepadam za Ostałowską.
Również nie przepadam za Szycem.
Wg mnie nie ma tego czegoś.
Gra tak "na chop siup".

Jusuf: Z tego co wiem M. Stuhr już pod koniec lat dziewiedziesiątych ubiegłego wieku uczestniczył w kabarecie.
"Po żarcie" się nazywał, warto zobaczyć.

A Ostałowską lubię.
Szyc jak dla mnie był za młody na jej partnera i zupełnie mi nie pasował do tej roli w "Fabe wróć". :/
Po prostu go nie lubię i tyle.

Co do Stuhra to możliwe, pod koniec XX wieku to jeszcze mi się chciało uczyć i po prostu mało czasu spędzałem przed telewizorem i stąd moja mała wiedza ogólna

No właśnie, trafna uwaga że Szycowi brakuje "tego czegoś". Nie powiedziałbym, że to kiczowaty aktor, niedouczony, kompletnie się do tego nie nadający. Warsztat ma na pewno dobry, ale to kwestia czy kogoś przekonuje, urzeka swoją grą. Mnie nie, oprócz Magdaleny Różczki (ci co mnie znają wiedzą, że gdyby miała swoje "groopies" to pierwszy latałbym z pomponem) w "Oficerze" bardziej podobali mi się Paweł Małaszyński, Andrzej Chyra, Marian Dziędziel, Karolina Gruszka, Rafał Cieszyński... Po prostu bardziej mnie swoją grą zainteresowali. Przy innych okazjach też jakoś mnie do siebie nie przekonał.
Oczywiście to kwestia gustu i nijak nie da się przekonać kogoś, że to jest ładne a to brzydkie. Dwoje ludzi prawie zawsze ma choć w małym stopniu inne zdanie a jak mają dokładnie takie same to znaczy, że już dawno umarli.

A właśnie... Bez względu na to czy mi odpowiada Szyc czy nie, to jednak podtrzymuję tezę że polskie kino szukając oddechu od wiecznych superprodukcji i stałej grupy aktorów grających pierwszoplanowe role wykreowało gwiazdy pokroju Szyca czy Stuhra jr. Nawet jakby byli wybitni, lepsi niż de Niro z Pacino to i tak chodziło bardziej o "przewietrzenie pokoju" niż autentyczny artyzm.
Zajęty i rozchwytywany
- Prawdopodobnie ktoś z moich znajomych dał cynk paparazzim, gdzie się akurat bawię. Chciałbym go dorwać i troszkę sobie z nim porozmawiać. Cóż, zawiść to cena, którą płacę za sukces - mówi aktor na topie BORYS SZYC.

«Jest na topie. Przebiera w rolach, nagrywa płytę... Dostaje setki listów od zakochanych fanek. Mimo to woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Zdaje sobie sprawę z własnych wad i błędów.

Bałam się, że nie przyjdzie na umówione spotkanie. "Szyc jest spóźnialski i nieprzewidywalny" - straszyli mnie jego znajomi ze światka filmowego. Tymczasem pojawi! się kwadrans przed czasem! W kawiarni nie było ani jednej dziewczyny, która nie zwróciłaby na niego uwagi. Ujmujący, chłopięcy 28-latek nie ma w sobie nic z gwiazdy. Śmieje się głośno, z serca. Rozmawiamy w przededniu jego wypadu nad morze. Wyjeżdża z córką, dwuletnią Sonią. Związek z jej mamą, Anią właśnie wygasa. Ale o tym nie chce mówić.

Elżbieta Turlej: "Borys Szyc rzucił rodzinę, żeby imprezować" - pisał jeden z dzienników. "Szyc szlaja się od knajpy do knajpy i coraz więcej pije". To prawda?

Borys Szyc: Nie pozwolę w tak brutalny sposób wchodzić w życie moje i moich bliskich! O mnie, Borysie Szycu mogą pisać, co chcą. Będę żył tak, jak chcę, a nie pod czyjeś dyktando. Ale nie pozwolę, żeby takie rewelacje biły w moją mamę, Anię i Sonię. Na szczęście córka jest jeszcze za mała, żeby zrozumieć, jakie głupstwa wypisują o jej ojcu. Najbardziej przeżywa to moja mama. Szkoda gadać!

Ale przyznaj, zabawić się lubisz?

- Ludzie na całym świecie pracują i chodzą po restauracjach. Czemu ja nie miałbym chodzić? Baluję, ale w granicach normy. Gdybym się tylko "szlajał po knajpach" -jak sugerują niektórzy - nie mógłbym pracować tyle, ile pracuję. Ale, wiesz co mnie najbardziej wkurzyło? To, że prawdopodobnie ktoś z moich znajomych dał cynk paparazzim, gdzie się akurat bawię. Chciałbym go dorwać i troszkę sobie z nim porozmawiać. Mam dość idealistyczne podejście do przyjaźni, koleżeństwa i takie zdrady mnie strasznie irytują. Cóż, zawiść to cena, którą płacę za sukces.

Faktycznie. Jeszcze trzy lata temu mało kto o tobie słyszał. Dziś nie możesz się opędzić od propozycji?

- Wkurza mnie, że doba jest za krótka! Z wielu ofert pracy muszę rezygnować albo robić karkołomne wybryki, żeby połączyć kilka projektów. Ostatnie miesiące były naprawdę wariackie. Po wieczornym występie w Teatrze Współczesnym wsiadałem w auto i gnałem do zamku Czocha za Jelenią Górą. Dojeżdżałem na piątą rano. Chwila snu i zaczynaliśmy zdjęcia do "Twierdzy szyfrów". Kilka dni później pędziłem na plan "Oficerów", kontynuacji "Oficera". Pracę w serialu musiałem pogodzić ze zdjęciami do "Joba", komedii mojego przyjaciela Konrada Niewolskiego. W ciągu kilku miesięcy wygenerowałem parę różnych charakterów: od paskudnego esesmana w "Twierdzy szyfrów", przez prawego policjanta w "Oficerach", po przygłupiego kolesia w "Jobie". Ach, jeszcze zapomniałem o nowej roli w teatrze. W sztuce pt. "Udając ofiarę" gram absolwenta filozofii, który dorabia sobie, udając zwłoki.

Taki nadmiar ról to prosta droga do schizofrenii, rozdwojenia jaźni!

- W moim przypadku to chyba pracoholizm połączony z ADHD (śmiech). Ciągle mi mało. Wciąż mam nowe plany. Właśnie wracam z Pomatonu, gdzie omawiałem szczegóły dotyczące nagrania mojej płyty. Zaśpiewam w duecie z młodą piosenkarką Patrycją Sokół. Mamy już tekściarzy i muzyków. Specjalista od hitów, który pisze dla Kayah i Kasi Cerekwickiej stworzy dla nas piosenkę. To będzie coś współczesnego, może hip hop, może funky. Wierzę, że trafimy na szczyt list przebojów.

Kobiety oszaleją. Po roli Kruszona w "Oficerze" już masz wierne rzesze fanek. "Szyc jest boski! Jego piękne oczy śnią mi się po nocach" - piszą na forach internetowych. Łechce to twoją męską dumę? A może irytuje?

- Ech, te dziewczęta. Nie powiem, żeby mnie to uwielbienie martwiło (szczery śmiech). Bardzo wam moje fanki dziękuję. Kocham was. Na razie nie muszę wynajmować ochroniarza, ale coraz częściej zdarza się, że kobiety zatrzymują mnie na ulicy i proszą o numer telefonu. Przyznaję, że mam z tym trochę zabawy. Na adres Teatru Współczesnego w Warszawie przychodzą listy od nastolatek i pań w wieku emerytalnym. Jedne chwalą mnie za rolę w filmie lub serialu, inne proszą o pomoc finansową. Bywają też propozycje odważne, na przykład... seksu w trójkącie. O innych nie wspomnę.

Zdarza ci się stawać w obronie kobiety? Słyszałam, że na festiwalu filmowym w Gdyni tak skutecznie broniłeś honoru pewnej pani, że jednego z gości trzeba było wynosić z baru...

- Rycerski jestem (śmiech). Ostatnio stanąłem w obronie Ani, mamy mojej córki. Wsiadała do taksówki na Nowym Świecie. Jakiś mężczyzna wpakował się za nią do samochodu. Delikatnie mówiąc, wyszarpnąłem go ze środka i skarciłem. Taksówkarze wyskoczyli z aut i krzyczeli: - O kurczę, jest jak w "Oficerze"! Przyznaję, że gorączka ze mnie człowiek. Zawsze takie postaci mi się podobały: pełnokrwiste, żyjące mocno. Grunt to mieć frajdę z życia. Nawet kosztem błędów, jakie się popełnia.

Jakie błędy popełnił ostatnio Szyc, człowiek sukcesu? Może źle wybrałeś markę kupowanego przez siebie auta?

- Nawet gdybym popełnił jakiś błąd, to ci o nim nie opowiem! A co do auta, to nie musiałem go kupować. Jestem twarzą Renault Clio 3 i dostałem za darmo samochód do jeżdżenia. Niedługo wybieram się na crash testy do Paryża.

Kariera, darmowe auto, popularność. Nie uderzyła ci jeszcze woda sodowa?

- Przyznaję, że ciężko w takiej sytuacji nie zwariować (śmiech). Na szczęście mam wokół ludzi, którzy kopią mnie w kostkę i pilnują, żebym nie zamienił się w zarozumiałego buca. Mama mnie nieustannie ustawia, suszy mi głowę, żebym był grzecznym chłopcem (śmiech). Mam przyjaciela od lat, Marcina Nowaka, który stawia mnie do pionu, kiedy zaczyna mi odbijać. Otarłem się o tzw. wielki świat i wiem, jak żałośnie wyglądają gwiazdujący aktorzy.

Grałem epizod w "Pianiście" Romana Polańskiego i widziałem, co sława zrobiła z Adrienem Brody. Ten człowiek nie ma dystansu do siebie! Nienawidził, kiedy żartowaliśmy, że jego nazwisko pochodzi od brody i wskazuje na polskie korzenie. Kupił chomika, którego ponoć bardzo kochał. Kiedy wyjeżdżał z Polski, zostawił go zamkniętego w hotelowym pokoju!

Podczas kręcenia zdjęć do "Bożych skrawków" poznałem przeciwieństwo Brody'ego, znakomitego Willema Defoe. To świetny, normalny facet, skupiony na pracy, ale z ogromnym poczuciem humoru. Pamiętam, że kiedyś nie zdążyłem na pociąg do Wrocławia i spóźniłem się dwie godziny na plan. Wszyscy byli wściekli, tylko nie on. Zaprosił mnie później do swojej przyczepy na whisky, którą właśnie przywiózł z Cannes. Potem wynajęliśmy łódkę, pływaliśmy, piliśmy śliwowicę, rozmawialiśmy...

Kobieta powinna zajmować się domem. Facet ma na nią pracować." - to twoje słowa. Jak z takimi poglądami udało ci się pracować z Kazimierą Szczuką ikoną polskiego feminizmu?

- Razem zrobiliśmy kilka odcinków konkursu Radia Zet pt. "Komisarka Szczuka i jej wierny Szyc". Wypiliśmy razem parę kaw i Kazia wyznała mi, że jest wydmuszką medialną (śmiech), kimś wykreowanym przez speców od wizerunku. Na potrzeby różnych telewizyjnych show musi udawać ostrą i opryskliwą babę. W rzeczywistości zaś jest bardzo miłą i normalną osobą. Wchodzi w różne role, ale z pewnością nie udaje swoich feministycznych przekonań. Nie dyskutowaliśmy o moich poglądach na temat roli kobiety, bo wiem, że ich nie zmienię. Lubię tradycyjny podział ról. Przy moim charakterze pracy potrzebuję kobiety, która zajmie się domem, ugotuje obiad, poprasuje... Uwielbiam opiekować się kobietą, ale oczekuję, że kiedy jestem zmordowany po całym dniu, ona zaopiekuje się mną. Nie wyobrażam sobie związku z kimś, kto żyje tak jak ja.

Związek z aktorką nie wchodzi w grę?

- Przez cztery lata byłem z koleżanką po fachu i wiem jak trudno pogodzić miłość z naturalną w tym zawodzie rywalizacją. Ostatnio rozmawiałem o tym z moim kolegą, świetnym aktorem, Janem Fryczem. Zaśmiewaliśmy się wyobrażając sobie domowe rozmowy dwojga aktorów. O czym taka para mogłaby gadać po pracy? O ostatniej roli, co zrobić, żeby kolejna była bardziej udana? Ech, te miłości... Dzisiaj sam nie wiem, jak z moim ostatnim związkiem będzie... Nie chcę o tym rozmawiać.

Masz dwuletnią córeczkę Sonię. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że nigdy nie będziesz statecznym ojcem w kapciach. Jak ją wychowujesz?

- Sonia jest świetna, genialna! Ma poczucie rytmu i jest niesamowicie muzykalna. Chciałbym się do niej non stop przytulać, ale ona ma swój charakterek. Nie podejdzie do mnie, kiedy nie ma na to ochoty. Moja mama mówi na nią córka drwala, bo Sonia jest duża na swój wiek. Na razie jej największą radością jest jedzenie. Wychowuję ją przez zabawę. Nieustannie się bawimy. Z przyjemnością słucham, jak nawija w swoim dziecinnym języku. Udaje jej się powiedzieć "mama, tata, baba". Raz wyrwało jej się "nasa". Pomyślałem: może moja córka poleci kiedyś w kosmos (śmiech).

Aż dziw, że nie wystąpiłeś jeszcze z Sonią na okładkach jakiegoś kolorowego pisma o gwiazdach!

- Niedoczekanie! Wydaje mi się, że atak niektórych gazet to odwet za to, iż nie dałem się sfotografować z córką. Dzwonili do mnie w sprawie zdjęć trzy razy. Mówili: - Niech pan tylko wyjdzie z dzieckiem na spacer, a my wtedy zza krzaczka zrobimy wam ładne fotki (śmiech). Mnie mogą śledzić, ale od Soni niech się trzymają z daleka! Muszę ją chronić. Ta ostrożność to również cena, którą płacę za sukces. Przez ostatnie trzy lata bardzo się zmieniłem. Zacząłem się kontrolować, uważać, żeby ktoś mnie na czymś głupim nie przyłapał. Kiedyś pewnie poszedłbym do parku wypić piwo z kumplami. Dzisiaj nie, bo a nuż ktoś wpadnie i zrobi mi zdjęcie? Ale, co tam. Niedługo kupuję dom i będę zapraszał kumpli do siebie, na piwo do ogródka w dzielnicy willowej (śmiech)!

Porównałeś kiedyś życie do bieżni, na której skoczek rozpędza się do skoku w dal. Jeszcze nabierasz prędkości, czy już skoczyłeś i lecisz?

Wciąż biegnę! Nie chcę, żeby moment, w którym teraz jestem, był szczytem wszystkich moich pragnień i nadziei. Lot wiąże się z upadkiem, a ja nie chcę myśleć, że zaraz sięgnę ziemi. To oznaczałoby koniec, a ja mam dopiero 28 lat i mój wielki skok będzie dopiero koło czterdziestki. Wierzę, że wtedy osiągnę niezłą pozycję w zawodzie, zagram rolę życia, poukładam swoje sprawy rodzinne...

Jesteś zadowolony ze swojego życia? A może chciałbyś coś zmienić?

- Popełniłem parę błędów. Mimo to bilans wychodzi na plus. Stoję na rozstaju, ale wiem, w którą stronę iść. Jak zawsze w moich wyborach kieruję się intuicją.»

"Baluję, ale w granicach normy"
Elżbieta Turlej
Świat Kobiety nr 8
19-07-2006
premiera filmu Dublerzy


A według mnie ostatnio przestało być tak głośno o Stuhrze co kiedyś i dlatego nazwałem to modą... Bo wcześniej to najmniej połowa lekkich filmów, które były reklamowane w mediach to produkcje z udziałem Stuhra... Pamiętam wszechobecny zachwyt i porównywania do ojca. Teraz tego nie widzę, może dlatego że zdaje się Maciej również zaczął angażować się w kabaret??

Pewnie się ze mną nie zgodzicie, ale Zakościelny i Małaszyński są naprawdę dobrymi aktorami! Ten drugi już to udowodnił sukcesem z "Oficerem" i "Magdą M". Nie opiera się on tylko na jego urodzie (nie wiem, nie znam się), ale bardzo ciekawemu warsztatowi i kreowaniu dwóch różnych charakterologicznie postaci.
Zakościelny też jest dobry, interesująco gra i potrafi skupić na sobie uwagę odbiorcy (tylko proszę niech nikt mi nie mówi, że jestem kryptogejem - ma chłopak charyzmę ekranową). Tylko obawiam się, że może nie unieść ciężaru swojego wizerunku i stać się plastikowym bohaterem znanym z tego, że jest znany. Oby nie, bo byłaby szkoda.

No cóż, gra Szyca po prostu mi nie odpowiada. Jestem tylko obserwatorem - amatorem, ale wydaje mi się że czasem stosuje zbyt wiele trików aktorskich, które mi do końca nie pasują. W dodatku, może błędnie, zaobserwowałem u niego kilka manier które mnie akurat raziły.


zgadzam się co do Małaszyńskiego i Zakościelnego to świetni aktorzy, a szczególnie Paweł
a co do Szyca- spoko gościu, lubie aktora.... podobała mi się jego rola w flimie Vinci, w Oficerze też jest niezły
Małaszyński mi się troszki podoba, a Zakościelny to mi się w ogóle nie podoba.
Z trójki Małach, Zakość, Szyc zdecydowanie wybieram Małacha, bo Szyc niby jest fajny, niby picuś glancuś, ale tylko niby...
Muszę dodać, że do żadnego z tych aktorów nie pałam nawet iskierką sympatii.
Co do "Oficera" to trudno mi się wypowiadać - jakoś akurat na Szycu specjalnie tam się nie skupiałem

Marcioszka - nawet iskierką sympatii?? To jak ustawiasz ich kolejno: Małaszyński, Szyc, Zakościelny to tego ostatniego musisz szczerze nie znosić
Tak właśnie jest.
Zakościelny do domu. ;p
http://film.onet.pl/zwias...67,1,filmy.html

http://film.onet.pl/12426,film.html






Borys Szyc nagra duety z kobietami
30.07.2006

Aktor dołączył do grona śpiewających aktorów. Planuje wydać płytę z męsko-damskimi duetami.
Szczegóły dotyczące płyty nie są jeszcze znane, ale już teraz wiadomo, że trafią na nią covery, aktor zarejestrował m.in. "Purple Rain" z repertuaru Prince'a. Album ma zostać nagrany we wrześniu.

Borys Szyc w niespełna dwa lata stał się jednym z najbardziej rozchwytywanych polskich aktorów młodego pokolenia. Regularnie pojawia się zarówno na dużym, jak i małym ekranie. Niemal co wieczór występuje na deskach warszawskiego Teatru Współczesnego.

Już jako dziecko uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Tańczył, śpiewał, rozbawiał towarzystwo. Mając 9 lat, dzięki matce chrzestnej, charakteryzatorce, przechadzał się w przebraniu krasnoludka po planie komedii "Kingsajz" (1987) Juliusza Machulskiego. W szkole podstawowej regularnie brał udział w konkursach recytatorskich, co zaowocowało kilkoma dyplomami i wyróżnieniami. W liceum zapisał się do kółka teatralnego. Przed publicznością zadebiutował jako kogut w przygotowanym wspólnie z przyjaciółmi spektaklu według "Serenady" Sławomira Mrożka. Wtedy też zdecydował, że chce poświęcić swoje życie grze.

Zdawał do szkół teatralnych w Krakowie i w Warszawie. Ostatecznie wybrał uczelnię w stolicy. Dyplom zrobił w 2001 r. – wystąpił w tytułowej roli w inscenizacji "Płatonowa", wyreżyserowanej przez Agnieszkę Glińską. Kreacja ta przyniosła mu nagrodę na XIX Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi oraz zapewniła angaż do Teatru Współczesnego. W następnych latach zbudował tu kolejne, równie intrygujące postacie. Maciej Englert zaprosił go m.in. do udziału we "Wniebowstąpieniu" (premiera 2002) Tadeusza Konwickiego, "Poruczniku z Inishmore" (premiera 2003) Martina McDonagha, oraz "Transferze" (premiera 2005) Maksyma Kuroczkina. Chętnie do współpracy z nim powraca Agnieszka Glińska. Stworzona u niej postać Bucefała w "Bambini di Praga" (premiera 2001) Bohumila Hrabala przyniosła Borysowi statuetkę Feliksa Warszawskiego. Scena jednak aktorowi nie wystarczała.

Od 2001 r. gra w spektaklach Teatru Telewizji oraz w słuchowiskach Teatru Polskiego Radia. Będąc jeszcze studentem zaczął występować w serialach. Najpierw była rola ucznia Krystyny Lubicz w "Klanie" (1997). Potem uważni telewidzowie mogli go zauważyć w "Na dobre i na złe" (2000), "Adamie i Ewie" (2000- 2001), "Sukcesie" (2000), "Miodowych latach" (2003), "Kasi i Tomku" (2003), czy "Camera Cafe" (2004). Początkowo nie wybrzydzał i brał to, co mu oferowano – nawet drobne epizody, jak np. motocyklisty w "Enduro Bojz" (2000) Piotra Starzaka, czy Buławnika w "Przedwiośniu" (2001) Filipa Bajona lub studenta w "E=MC2" (2002) Olafa Lubaszenko. Przełom w jego ekranowej karierze nastąpił w 2003 r., kiedy to znalazł się na planie "Symetrii" Konrada Niewolskiego.

Obsypana nagrodami opowieść o 26-letnim chłopaku (Arkadiusz Detmer), który zostaje aresztowany pod zarzutem napadu na kobietę zwróciła uwagę widzów i recenzentów nie tylko na reżysera oraz odtwórcę głównego bohatera, ale i na samego Szyca. Jego Albercik, cwaniaczek w niechlujnym dresie, zapadał w pamięć. Rozdzwoniły się telefony i pojawiły nowe propozycje.

Niedługo potem Juliusz Machulski obsadził Borysa obok Roberta Więckiewicza, Kamilli Baar i Jana Machulskiego w roli policyjnego sapera z przeszłością najemnika i złodziejaszka w komedii kryminalnej "Vinci" (2004). Magdalena Piekorz zaproponowała m u z kolei występ u boku Michała Żebrowskiego w znakomicie przyjętym dramacie "Pręgi". Maciej Dejczer, z którym aktor zetknął się po raz pierwszy w trakcie pracy nad rozgrywającym się w latach 70. XX w. spektaklem telewizyjnym "Wampir" (2003), zaoferował mu natomiast wcielenie się w młodego gliniarza, którego życie miłosne jest równie skomplikowane, co zawodowe w serialu "Oficer" (2004-2005) i jego kontynuacji - "Oficerowie" (2006). W nadchodzących latach Szyc powinien trafić na plan filmu o jednostce specjalnej Grom, nad którego scenariuszem pracuje Wojciech Smarzowski. Od jesieni 2006 roku aktora można będzie podziwiać w kolejnym serialu - "Tajemnica twierdzy szyfrów". Nie zabraknie go także na dużym ekranie - wiosną 2006 roku znalazł się w obsadzie komedii "Job" Konrada Niewolskiego. Dwie role zaproponował mu Łukasz Karwowski (w tym zakonnika w obrazie "Południe-Północ"), a planów i propozycji ma jeszcze więcej.

Podejmując decyzje o tym, w czym wystąpić, aktor kieruje się przede wszystkim intuicją. Lubi wyzwania i różnorodność. Chętnie podejmuje ryzyko i chociażby dlatego nie bał się zagrać w "Wampirze" Dejczera – homoseksualisty. W wywiadach podkreśla: "Kiedyś wziąłem sobie za punkt honoru, by udowodnić, że w Polsce można uniknąć zaszufladkowania. Nie jest dla mnie problemem przyjąć rolę homoseksualisty. Mogę nawet zagrać kobietę, byle to miało jakiś sens i w całości tworzyło artystyczną wartość". Wierzy, iż w jego zawodzie najważniejsze są pasja i osobowość. Ma proste marzenia: "Chcę po prostu grać, jak najwięcej".

W życiu prywatnym jest związany z Anią Bareją, z którą ma córkę Sonię (ur. 2005). Mieszka w Warszawie, ale ciągle lubi powracać do Łodzi, gdzie ma wielu przyjaciół z czasów szkolnych, a także, u rodziców - plastyków, dwa koty i psa. Gdy ma czas, ogląda "Za drzwiami Actors Studio", by poznać sekrety warsztatu hollywoodzkich gwiazd. Z polskich aktorów szczególnie ceni sobie Janusza Gajosa oraz Maję Komorowską.

mam ta gazetke fajnie szystko o nim jest opisane
Taki sobie starszy wywiadzik z Borysem Szycem z magazynu SUKCES (LUTY 2006)

BORYS SZYC IDOL POKOLENIOWY

JESTEM TYM, KTÓRY CHCE

BORYS SZYC WIERZY, ŻE PRÓBOWAĆ TRZEBA ZAWSZE. WARTO MIEĆ CEL I WŁASNE ZDANIE. ZAKASAĆ RĘKAWY I WALCZYĆ O SWOJE. SAM NIGDY NIE ZREZYGNOWAŁ, ZANIM NIE SPRÓBOWAŁ. JAKO CZŁOWIEK CHCE WALCZYĆ Z NIJAKOŚCIĄ I BRAKIEM WRAŻLIWOŚCI. JAKO AKTOR, JEDEN Z NAJZDOLNIEJSZYCH W POKOLENIU 30-LATKÓW, CHCE GRAĆ NA ZACHODZIE, BO NIE CZUJE SIĘ GORSZY. WIOSNĄ ROZPOCZYNA ZDJĘCIA DO POLSKO-NIEMIECKO-FRANCUSKIEJ "NADZIEI". DLATEGO TAK ODWAŻNIE MÓWI O TYM, CZEGO SAM CHCE I CO NIE JEST NIEMOŻLIWE.

SUKCES: Pamiętam naszą rozmowę sprzed pięciu lat. Byłeś na planie "Przedwiośnia", grałeś drugoplanową rolę Buławnika i to był twój pierwszy wywiad w życiu. I mimo że twoja kariera jeszcze nie rozkręciła się wtedy na dobre, ty miałeś ogromną pewność, że jesteś dobry. Więcej, uważałeś, że powinieneś być wygrać casting do głównej roli i zagrać Cezarego Barykę...

Borys Szyc: Cha, cha, no tak, ale to dlatego, że wtedy byłem w wieku Baryki, czułem bunt i to był idealny czas na tę rolę. Ja po prostu bardzo chciałem ją zagrać. I uważam, że mógłbym.

A skąd ta pewność?

Zawsze miałem odwagę, żeby tak myśleć. Może to bezczelność, ale skoro w głębi duszy czułem mocno, że to coś dla mnie, czemu w to nie miałem wierzyć?

Wierzysz, że wszystko jest możliwe?

Tak. Po pierwsze, dlatego że jestem we właściwym miejscu w życiu – czyli w tym zawodzie, który wykonuję. Po drugie, nie czuję się gorszy od tych, którzy pracują na Zachodzie, i chciałbym ich spotkać w robocie, po trzecie, nie mam najmniejszego problemu z nawiązaniem kontaktów międzyludzkich i z pewnością nikt nie uważałby mnie tam za gorszego. Po jakimś czasie mógłbym pewnie nawet wyrobić sobie taką pozycję, jaką mam tutaj – nie tylko zawodowo, ale i towarzysko. A może i miałbym paru dobrych nowych znajomych. Oczywiście Hollywood to nieco odległa sprawa, ale praca w Europie jest jak najbardziej możliwa. Teraz, po otwarciu granic, takie scenariusze same się piszą. Tam się Francuz zakocha w Niemce, tu ktoś zabije kogoś z drugiego końca Europy, tam ktoś się zaprzyjaźni, na przykład Polak z Włochem, gdzie indziej się pobiją. Ktoś będzie musiał to grać. I chciałbym to być ja. (śmiech)

Powoli marzenia się spełniają. Już za chwilę zagrasz w koprodukcji polsko-niemiecko-francuskiej według scenariusza Krzysztofa Piesiewicza „Nadzieja”.

Tak, miałem też propozycję ze Szwecji. Były zaawansowane przygotowania do filmu czeskiego – pierwszego mrocznego czeskiego kryminału – a tam przecież nie ma wielu takich mrocznych historii (śmiech) – ale okazało się, że Czesi również kłócą się o pieniądze. Nie tylko Polacy. I do realizacji nie doszło. „Nadzieję” rozpoczynamy kręcić wiosną. Dlatego w tak odważny sposób mówię o tym, czego bym chciał. Chcę, bo to nie jest niemożliwe.

Borys, przecież ty nie jesteś jakimś megaprzystojniakiem, klasycznym żigolo, Jamesem Deanem. Ale stajesz przed kamerą i potrafisz tego Jamesa Deana zagrać. Czy ty jesteś everymanem, który wchodzi w każdą skórę?

Chciałbym, żeby tak było. Everyman dla aktora to ideał. Ludzie nie wspominają po latach roli boskiego amanta z jakiejś komedii romantycznej, tylko everymana, zwyczajnego faceta, który opowiedział sobą o życiu podobnym do ich życia. Który przypomniał im i nich samych, o ich zwyczajnym codziennym losie. Tacy faceci wzruszają i takie role chciałbym grać – zwyczajnych ludzi. Pomijając zabawę i frajdę, jaką daje granie w kinie sensacyjnym czy historycznym, to zagranie kogoś najnormalniejszego jest wielkim wyzwaniem i to daje prawdziwą satysfakcję.

Chcesz być drugim Kobielą, Dziewońskim? Widzisz siebie w remake’u „Eroiki”?

Tak, bo takie kino ludzi porusza. Pierwszy raz to poczułem po moim dyplomowym przedstawieniu – zagrałem Płatonowa (Boże, jak mi zależało na tej roli! Gdybym jej nie dostał, chyba pochlastałbym pół szkoły!). I po tym spektaklu podchodzili do mnie różni ludzie i mówili: „Ej, stary, pokazałeś tam moja duszę, moje wnętrze”. Nawet koledzy po fachu tak mówili! O matko, tego uczucia się nie zamieni na nic podobnego. Wtedy człowiek czuje, że to, co robi, jest ważne i warte tych poświęceń.

Teraz powstanie kilka ważnych filmów. „Katyń” Andrzeja Wajdy, film o Monte Cassino Władysława Pasikowskiego. Będą przedstawiały historię, której wcześniej nie można było opowiadać. Aktorzy, którzy mieli po 30 lat w komunizmie, mogli tylko pomarzyć, by wziąć udział w takim wydarzeniu. Chciałbyś w nich zagrać?

Jasne. Mnie takie właśnie opowieści wzruszają! To mity, na których wszyscy zostaliśmy wychowani. Obejrzałem niedawno film o Ludwiku Niemczyku, który przeprowadzał ludzi przez zieloną granicę, ratował ludzkie życia, bardzo byłem poruszony. Albo o zatonięciu okrętu podwodnego „Bismarck” – to robi na mnie wrażenie, wzruszam się przy opowieściach o prawdziwych bohaterach. Oni tam wbijają w ziemię krzyże dla tych, którzy zginęli pod woda… To były czasy!

Dziś nie ma bohaterów?

Dziś nie ma już Wielkich Spraw, o które można walczyć. Wtedy można było się sprawdzić, zobaczyć, czy odwaga, którą się deklaruje, jest coś warta, dziś można to tylko odgrywać w filmach. Ale i to jest wspaniałe uczucie – uczestniczyć w tych wydarzeniach choćby na taśmie.

Od naszego pierwszego spotkania minęło pięć lat. Przez ten czas zdobyłeś Feniksa w teatrze, nagrodę publiczności im. Zbigniewa Cybulskiego, nominację do Polskiego Orła za „Symetrię”. Co musiało się wydarzyć po drodze, że dziś jesteś w tym miejscu?

Musiałem mieć trochę szczęścia. W moim życiu zawodowym było kilka celnych strzałów. Musiałem zagrać Płatonowa w Szkole Teatralnej – a następnie Agnieszka Glińska zaprosiła mnie do spektaklu „Balbini di Praga”, za który dostałem Feniksa, i tak ruszyła moja droga teatralna. Z drugiej strony, na castingu do „Przedwiośnia” zobaczył mnie Filip Bajon i dał rolę Buławnika. Po trzecie, Krystyna Janda zaproponowała mi rolę w swoim teatrze telewizji – obejrzało go bardzo wiele osób, między innymi Konrad Niepolski, reżyser „Symetrii”. I tak poszło.

Janda powiedziała wtedy podobno, że będziesz najlepszym aktorem młodego pokolenia.

Tak powiedziała? (uśmiech)

Dobrze, łut szczęścia to jedno, ale to chyba także kwestia wyborów. Mogłeś rzucić się w wir seriali, reklam, bankietów i wszystko mogło się rozwiać, rozejść po kościach.

Musi być po prostu równowaga. Teatr na przykład pomaga mi nie zapomnieć, że ma efekt trzeba się napracować. Mam też wokół siebie właściwych ludzi, którzy dobrze mi życzą, zarówno Ania, jak i moja mama, a także mój najlepszy przyjaciel, który mieszka w Łodzi, wszyscy puknęliby mnie w czoło, gdybym zaczął gwiazdować. Mój przyjaciel jest kompletnie spoza branży, więc ma dystans i potrafi zadzwonić i powiedzieć: „Po co ci to? Pomyśl, to ci może zaszkodzić.”

Ale pokusy są?

Jasne, że codziennie dostaję kilka telefonów w stylu: Czy poprowadzi pan imprezę w kasynie? Albo bankiet? Albo pokaz mody? Albo rozdanie nagród? A może zagra pan w takim zabawnym sitcomie? Gdybym się na to wszystko zgadzał, za kilka miesięcy wyskakiwałbym z każdej lodówki. Raz, dla sprawdzenia się, zgodziłem się poprowadzić Opole.

Widziałam, wyglądałeś na nieco onieśmielonego tym, że to robisz…

Eee, tylko na początku. Wiesz, pierwszy raz coś takiego robiłem, a tu na żywo, tyle osób, wieki show. Nie wiedziałem, czy dam radę. Potem się rozkręciłem, nawet niektórzy mówili, że za bardzo. Ale zrobiłem to raz i tyle, więcej tak nie zarabiałem.

Czyli można nie chałturzyć i żyć zgodnie? Można łączyć teatr, pracę w telewizji, zarabianie pieniędzy i sztukę przez duże S?

Oczywiście, nie wierzę tym, którzy mówią, że grają w serialu, bo mają kredyt. Wraz z ilością zarabianych pieniędzy rosną potrzeby. Jak się zaczyna zarabiać duże pieniądze, to szybko ma się ochotę mieć o wiele większe mieszkanie. I bierze się kredyt. Ale nikt nic nie musi. Po prostu chce. Ja akurat nie chcę.

Nie zagrałbyś w „Magdzie M”? Albo głównej, bardzo romantycznej roli w „M jak miłość”?

Nie, dziękuję.

Zawsze chodzisz swoimi drogami? Niektórzy reżyserzy twierdzą, że czasem ich strasznie wnerwiasz, choć wybaczają ci natychmiast, jak widzą cię przed kamerą.

Ja nie jestem może taki supermiły. Jestem raczej zaczepny, ale tak zawsze było. Zagadywałem na przykład o wiele od siebie starszych ludzi bez żadnego skrępowania. Z niektórymi zostawaliśmy kumplami. Może czasem chcę za wiele, ale zaraz, zaraz… Czy to takie dziwne, że pracuję 12 godzin dziennie, chcę mieć na planie kanapkę do zjedzenia? Albo miejsce, w którym mogę spokojnie odpocząć? Jak mogę grać kogoś milutkiego i słodkiego, kiedy burczy mi w brzuchu? Ale oczywiście bywają aktorzy, na przykład mój guru Jan Frycz, którzy nigdy nie narzekają. Ale on zaczynał w innych czasach. Wtedy nic się nikomu nie należało. I nikt nie ośmielał się niczego żądać. Dziś mamy odwagę mówić, czego chcemy. I czasem się nawet o to kłócić.

Mam wrażenie, że jest jedno słowo, które cię określa. To słowo brzmi: chcę!

(śmiech) Nie wiem, czy to dobrze. Ale dla mnie chcieć oznacza móc. Żeby coś osiągnąć, to przede wszystkim trzeba tego chcieć. Wierzyć, że to jest możliwe. W ogóle mieć takie założenie w głowie, że może się udać. Ja nigdy nie rezygnowałem, zanim nie spróbowałem. Próbować trzeba zawsze. Pięć razy zamkną ci drzwi przed nosem, a za szóstym wpuszczą. I ja tego właśnie chcę. No właśnie, chcę. I wiesz, naprawdę uważam, że warto zakasać rękawy i walczyć o swoje. Chciałbym niniejszym zawrzeć w tym wywiadzie romantyczny przekaz, że marzenia się spełniają, jeżeli się tego naprawdę pragnie i walczy o to. A nic nie sprawia większej przyjemności niż spełniające się marzenia. Właśnie, nawiązując do historii, o której tu rozmawialiśmy, dochodzę do wniosku, że w naszych czasach też jest o co walczyć. Walka o te Wielkie Sprawy to walka z głupotą, nijakością i brakiem wrażliwości. Po prostu warto mieć cel i własne zdanie, bo w czasach, kiedy wszystko ma być zunifikowane, osobowość i charyzma nabierają niespotykanej wartości. To, co robię w życiu, wynika w całości z dziecięcych marzeń i zachwytu sztuką. I z przeogromnej chęci robienia tego samego, czym się fascynowałem. Może brzmi to trochę patetycznie, ale taka jest prawda.

ROZMAWIAŁA AGNIESZKA PROKOPOWICZ
To taki wieczny chłopiec.
Sprawia wrażenie nieodpowiedzialnego.
Jak wyżej, lubie tego aktora, ma takie coś co jest fajne, jakąś charyzme, czy to jego głos, ale super on jest
Nie wiem dlaczego, ale nigdy go nie lubiłam. Ichyba nie zacznę go lubić. Po prostu nie przypadł mi do gustu, ale nic przeciwko niemu nie mam
Szyc bardzo pracowity
- Z niecierpliwością czekam na rozpoczęcie zdjęć do ekranizacji teatralnego hitu "Testosteron" - mówi aktor BORYS SZYC.

«Piotr K. Piotrowski: W ostatnich czasach trochę dopiekli ci paparazzi, fotografując cię w różnych prywatnych sytuacjach. Może chcesz wygłosić jakieś oświadczenie na ten temat?

Borys Szyc: (śmiech) Nie chcę składać żadnych oświadczeń.

Pojawiły się zdjęcia z planu serialu "Tajemnica twierdzy szyfrów", na których wyglądałeś na skatowanego, a przyczyniła się do tego postać grana przez Cezarego Żaka. To dość tajemnicza sprawa, bo tego w książce Bogusława Wołoszańskiego, na podstawie której powstaje serial, nie ma.

- Tak, tak... Pewne wątki zostały stworzone specjalnie na potrzeby serialu. W końcu powstaje aż 13 odcinków i Bogusław Wołoszański jako scenarzysta postarał się jeszcze o wzbogacenie tej opowieści. Myślę, że fani książki będą mieli przyjemność w odkrywaniu zupełnie nowych, nieznanych im wątków i postaci. Na pewno wszystkich zaskoczy Cezary Żak, który odchodzi od swojego emploi poczciwca. Tu gra wrednego narkomana, który lubi znęcać się nad ludźmi.

A jak się czujesz w mundurze niemieckiego oficera, bo Paweł Małaszyński, który gra kapitana Abwehry, mówił, że dziwnie?

- Można się poczuć dziwnie, jeśli pamięta się, co oni robili z Polską i Polakami. Natomiast jako aktor muszę powiedzieć, że nasze kostiumy są znakomite. Miały robić wrażenie i robią.

Mimo że ciężko pracujecie, to jednak te mundury i broń sprawiają wam wielką frajdę?

- Pewnie! To jest kolejny wariant zabawy w Indian i kowbojów. Są źli i dobrzy. Ja tym razem jestem tym złym, a Małaszyński dobrym. Zamieniliśmy się charakterami po "Oficerze". Chociaż te zamiany trwają cały czas, bo zdjęcia do "Tajemnicy twierdzy szyfrów" zbiegły się z naszą pracą na planie "Oficerów". Taki zabawny zbieg okoliczności, że cały czas gramy przeciwników, tylko raz on jest po stronie ciemności, raz ja.

W "Tajemnicy twierdzy szyfrów" Paweł Małaszyński dołoży ci jako ten dobry, a jak będzie w "Oficerach", bo tam sprawy są bardzo zawikłane?

- Zgodnie z prawami gatunku i tam dojdzie do konfrontacji. Nie mogę za wiele zdradzać, ale Grand ucieknie z więzienia i poszuka Kruszona.

Karolina Gruszka też nie ma z tobą łatwego życia?

- Oj tak! (śmiech) W "Oficerze", w którym grała moją dziewczynę, wymyśliłem taką ekwilibrystyczną scenę erotyczną na krześle. W scenariuszu było napisane tylko, że między bohaterami dochodzi do zbliżenia. Chciałem, żeby ta scena ukazywała gwałtowność ich uczucia i skomplikowaną sytuację, w jakiej się znaleźli. Z kolei w "Tajemnicy twierdzy szyfrów" podłączam Karolinę do prądnicy, ale nie bez dania racji, więc prywatnie nie ma do mnie pretensji (śmiech).

Ostatnio chyba zaczynasz specjalizować się w graniu negatywnych postaci, bo jak przypominam sobie zdjęcia z planu "Hieny", to tam też nie wyglądasz zbyt sympatycznie?

- Faktycznie, trochę tam straszę, ale ostatecznie okazuje się, że mój bohater nie jest taki zły, na jakiego wygląda, czy też jakim chcą go widzieć ludzie. Film ukazuje małomiasteczkowe uprzedzenia do kogoś, kto jest inny, a jak jest inny, to na pewno jest zły i trzeba go zlinczować. Znowu okaże się, że pozory mylą.

Jednym słowem można powiedzieć, że masz pracowity rok?

- Tak. Czekam z niecierpliwością na premierę filmu "Południe - północ" w reżyserii Łukasza Karwowskiego. To jest taka kameralna opowieść, niezależna produkcja. Ciekawa sprawa, bo film miał być udźwiękowiony w Polsce, ale na Chełmskiej wypięli się na tę produkcję. Szczęśliwie złożyło się jednak, że reżyser był w Los Angeles i odwiedził jednego z dziesiątki najlepszych dźwiękowców w Hollywood. Amerykanin obejrzał film, zachwycił się nim i powiedział, że go udźwiękowi za minimalną stawkę. W "Południe - północ" gram księdza, który jest śmiertelnie chory. Okazuje się, że w trakcie swojego krótkiego życia nie widział nawet morza. W drodze na wybrzeże spotyka dziewczynę, którą gra Agnieszka Grochowska. Ciekawostka, że Agnieszka gra w tym filmie w jasnej peruce i trochę się baliśmy, jak to wypadnie.

Konrad Niewolski, reżyser pamiętnej "Symetrii", zaangażował cię do filmu "Job". Opłaciło się grać z reżyserem w squasha?

- My się przyjaźnimy, dlatego gram z nim w squasha. A "Symetria" nas zbliżyła.

Kiedyś aktorzy w Polsce przegrywali z reżyserem swoją pierwszą gażę, co owocowało kolejną rolą...

- A rzeczywiście, najczęściej mi dokładał. Tylko kilka razy udało mi się wygrać.

Napiszemy, że się podkładałeś, żeby dostać rolę w "Job". Wtedy twoje fanki pomyślą, że w gruncie rzeczy jesteś niepokonany.

- Niech będzie. Podkładałem się, ale warto było.

Nieoficjalnie mówi się, że Bogusław Wołoszański pisze kontynuację "Tajemnicy twierdzy szyfrów".

- Również nieoficjalnie mogę powiedzieć, że dlatego protestowałem przeciwko uśmierceniu mojej postaci w tym serialu. Jak wszystko dobrze się ułoży, to poganiamy się z Małaszyńskim jeszcze w drugiej, już powojennej części.

Wiesz już coś o kolejnych rolach, które czekają cię jeszcze w tym roku?

- Z niecierpliwością czekam na rozpoczęcie zdjęć do ekranizacji teatralnego hitu "Testosteron". Mam tam zagrać kelnera wplątanego w aferę z odwołanym ślubem. Okaże się, że jego związki z pozostałymi bohaterami są o wiele poważniejsze, niż przypuszczał. A pod koniec roku mają ruszyć zdjęcia do serialu "Grom". I to będzie jazda na całego. Wiem, że reżyser Wojciech Smarzowski cały czas dopracowuje scenariusz, a także osobiście wybierał już plenery na Haiti i Dominikanie.»

"Rozmowa z Borysem Szycem, aktorem"
Piotr K. Piotrowski
Dziennik Zachodni nr 196
23-08-2006
ja szyca bardzo lubie. szczegolnie mnie jego rola w symetrii zachwycila ale w oficerze tez jest calkiem niezly

Borys ma dziś swoje urodziny Wszystkiego dobrego
Konferencja prasowa z aktorami filmu oficerowie
2006-09-04
Fotorelacja z konferencji prasowej dot. filmu oficerowie


Serial "Oficerowie" od 24. września w TVP2 - Pazura, Małaszyński, Szyc, Cynke
spotkanie z twórcami drugiej serii serialu "Oficer" - "Oficerowie" w rez. Macieja Dejczera, TVP, 4.09.2006, Warszawa,

Borys Szyc - plan filmu "Testosteron"





no i kupa! nie obejrze dzisiaj 1 odcinka "oficero" z boryskiem!








a ktos mi powie co tam ciekawego borysek u wojewodzkiego mowila? bo tego kmiota wojewodzkiego nie ogladam!



Po obejrzeniu w TVN style kulis Kuby W. już mogę z pewnością stwierdzić: NIE LUBIĘ GO!
Zapatrzony w sobie laluś, sodówka mu uderzyła do głowy, i jeszcze wydaje się mu, że potrafi śpiewać, biedak, szkoda, że nikt go nie uświadomi, że to nieprawda.
Powiedział o Kubie coś w stylu "Zobaczyliśmy małpę, poskakała sobie nie mieliśmy banana więc wyszliśmy"
Po pierwsze: to było zwyczajnie chamskie i prostackie.
Po drugie: koleś musi być naprawdę zapatrzony w siebie i wszystkich mierzyć swoją miarą, że nie widzi, że żarty Kuby "ja tu jestem najważniejszy" są...tylko żartami.
Po trzecie: sam zachowuje się tak samo, robi z siebie błazna tylko po to, żeby pokazać, że jest cool. Czy jedna małpka pozazdrościła drugiej małpce poczucia humoru?
To mogłaś zobaczyć "KW" w niedzielę, to byś zmieniła zdanie, bo się kompletnie z Tobą nie zgadzam~!
Tez ogladam kulisty na TVN Style i całkiem inaczej to odebrała, bo widziałam go w programie.
Bardzo cenię Borysa za jego gry aktorskie! To świetny aktor i człowiek!
Borys jest sexy
Hehe
tez go bardzo lubie. jako aktora oczywiscie
Oglądałam...
Jakoś zachowanie Kuby nie odbiegało od normy.
Droga Paati, ale dziwne, że Ania Dąbrowska, która była gościem w TYM SAMYM programie miała na tyle kultury żeby powiedzieć, że Kuba to "inteligentny człowiek z zespołem ADHD" - w tym się z nią zgadzam.
Borys nie musiał od razu obrażać. :/
Aktor jak aktor.
drażni mnie tym swoim luzactwem i się nim po prostu przejadłam.
Zresztą nigdy mi się nie podobał.
Zarozumiały typek.

A jak to odebrałaś?
Jak?
Capsy z dzisjeszego "CzT":

Marcioszka,gadaj co chcesz,a my i tak będziemy go lubić
A tak poza tym,to faktycznie Wojewódzki jest małpa.Inteligentna,ale małpa.Borys po prostu potwierdził fakty
Gwiazdy w fabryce

Borys Szyc spełnia marzenie

Aktor Borys Szyc (33 l., "Oficer") z niecierpliwością czeka na przeprowadzkę. Gwiazdy chcą mieszkać w łódzkich apartamentach, budowanych w pofabrycznych halach.

Przebudowa starej fabryki na luksusowe apartamentowce to pierwszy taki projekt w Polsce.

- Mieszkanie w starej fabryce to moje marzenie - zdradza Szyc. - Upatrzyłem sobie właśnie takie jedno mieszkanie. Dwupoziomowe, z wyjściem na dach. Będę mógł na nim usiąść i podziwiać panoramę Łodzi - cieszy się.

Można poczuć klimat "Ziemi obiecanej". Poza tym, to blisko Warszawy.

W apartamentach, które powstają w dawnej przędzalni łódzkiego fabrykanta Karola Scheiblera, chce też zamieszkać aktorka Edyta Jungowska ("Na dobre i na złe"), prezenter telewizyjny Olivier Janiak i muzycy z Blue Cafe.

Przyszli lokatorzy mieli wybór od 42-metrowych kawalerek, po dwu-, a nawet trzypoziomowe apartamenty z antresolami i tarasami na dachu. Mimo niemałych cen (4 tys. złotych za metr) wiele osób musi obejść się smakiem, bo wszystko już zajęte.

- W tych starych murach stworzymy nowoczesny styl życia - obiecuje Gary Wolff, architekt projektujący mieszkania z przędzalni

źródło: SE
taki blend


Z wyglądu przypomina mi takiego małego prostaczka z ulizanymi włosami,ale fajny z niego aktor i zabawny.
A ja powiem, że prześlicznie śpiewa!
Jego głos bardzo mnie urzekł!


Nie chce mi się chodzić po knajpach
- Do szkoły muzycznej chodziłem co prawda tylko dwa lata, bo nie chciało mi się wozić ciężkiego saksofonu, ale na fortepianie grać się nauczyłem - mówi BORYS SZYC, aktor Teatru Współczesnego w Warszawie.

«Borys Szyc: Znany widzom m.in. z filmów "Vinci" Juliusza Machulskiego i "Symetria" Konrada Niewolskiego. Obecnie możemy oglądać go w serialu "Oficerowie" w TVP 2. Aktor inwestuje w nieruchomości. Kupił loft - ekskluzywny apartament w jednej ze starych łódzkich fabryk - i dom na warszawskiej Saskiej Kępie. W rozmowie z nami opowiada m.in. o tym, jak urządzi nowe mieszkania, imprezach, zamiłowaniu do szybkiej jazdy samochodem i planach zawodowych na przyszłość.

Przeprowadziłeś się już z Warszawy do Łodzi, do wymarzonego loftu?

- Niedawno ruszyła budowa - mieszkania będą gotowe za dwa lata. Nie jest jednak realne, żebym tam mieszkał na stałe, bo pracuję w Warszawie. Kupiłem nawet dom na Saskiej Kępie. To miasteczko w mieście, gdzie panuje niezwykła atmosfera. Są tam stare, klimatyczne domy, wille i dużo zieleni - uwielbiam to miejsce.

Zdecydowałem się na kupno loftu w Łodzi, bo stamtąd pochodzę. Bywam czasem w moim rodzinnym mieście i chcę mieć tam lokum. To jest także inwestycja, bo Łódź się bardzo rozwija. Wszyscy mówią, że jak kupować nieruchomości, to właśnie tam albo we Wrocławiu.

Gdzie powstanie twój loft?

- Na terenie starej fabryki Scheiblera na Księżym Młynie. Będzie się znajdował w największym budynku, w miejscu, gdzie była stara przędzalnia. Teren wykupił australijski inwestor, który buduje piękne mieszkania na całym świecie. To ogromna inwestycja - pochłonie chyba 120 milionów złotych. Wszystkie budynki zostaną zrewitalizowane, tak by stare zabytkowe mury znowu ożyły.

W każdym mieszkaniu są grube żeliwne filary, które podtrzymują konstrukcję budynku. Zostały też ogromne fabryczne okna, dzięki czemu mieszkania będą dobrze doświetlone. A żeby światła było jeszcze więcej, inwestor wyciął środek fabryki. Na dziedzińcu, który dzięki temu powstanie, będzie ogród i fontanna. Inwestycja robi ogromne wrażenie. Mój loft będzie miał 120 metrów powierzchni użytkowej na trzech poziomach i spory kawałek tarasu na dachu.

Skąd wzięło się u ciebie zainteresowanie lottami?

- Kiedy oglądałem filmy - najczęściej amerykańskie - zachwycałem się ogromnymi mieszkaniami bohaterów, które znajdowały się na terenie starych fabryk. Moja mama uświadomiła mnie, że to są lofty. Zawsze chciałem taki mieć. Poza tym staram się nadążać za najnowszymi trendami i być na bieżąco z tym, co się dzieje na świecie.

Sam zajmiesz się urządzaniem wnętrza czy zlecisz to architektowi?

- Moja mama jest architektem wnętrz, więc ona będzie się tym zajmować. Zrobimy pokazowy loft, żeby ludzie zobaczyli, jakie ona robi superrzeczy. Zastanawiamy się cały czas, jak go urządzić. Może popuszczę wodze fantazji, pójdę z duchem czasu i urządzę go w nowoczesnym stylu. Współczesne wzornictwo jest interesujące i różnorodne.

Twoja mama urządza ci także dom na Saskiej Kępie?

- Tak, robi projekt. Kupiłem ten dom w lipcu i nie miałem czasu się nim zająć. Muszę zrobić tam gruntowny remont, który potrwa dwa, trzy miesiące. Trzeba podnieść strych, dorobić ostatnie piętro, wyburzyć kilka ścian. Zacznę na wiosnę, Wedy będzie ciepło, żeby robotnicy zrobili wszystko za jednym zamachem.

To dom z 1929 roku. Zamierzam urządzić go w ciepłym klimacie - z antykami, obrazami i moim starym fortepianem z Łodzi.

Grasz na nim czasami czy służy tylko jako mebel?

- Mam ten fortepian od dziecka. Stał w moim rodzinnym domu w Łodzi. Do szkoły muzycznej chodziłem co prawda tylko dwa lata, bo nie chciało mi się wozić ciężkiego saksofonu, ale na fortepianie grać się nauczyłem. Bardzo się cieszę, że po wielkich trudach udało mi się w końcu przywieść go do nowego domu. Mam wielu znajomych muzyków, których mój fortepian przyciąga jak magnez. Sam też często siadam przy nim wieczorami i gram.

Dużo imprezujesz?

- Powoli się starzeję - lubię się zabawić, ale ostatnio częściej siedzę w domu. Gdy mam ochotę na imprezę, zapraszam ludzi do mnie. Nie chce mi się chodzić po knajpach - znudziło mi się, poza tym ganiają mnie fotoreporterzy (śmiech).

Chodzą pogłoski, że lubisz szybko jeździć samochodem. To prawda?

- A kto nie lubi? Od niedawna mam sportowe auto, więc ciągnie mnie do szybkiej jazdy. Ale wszelkie plotki o tym, że jestem piratem drogowym, są nieprawdziwe (śmiech).

Właśnie powstaje 14., ostatni, odcinek "Oficerów", który trafi tylko do internetu. Jak potoczą się w nim losy Kruszona?

- Nie mogę zdradzić, co się wydarzy, bo niespodzianka polega na tym, że widzowie będą mogli mieć wpływ na zakończenie serialu. Roboczy tytuł ostatniego odcinka: "Tak mogło być" - mówi sam za siebie. Każde z trzech zakończeń serialu będzie niedopowiedziane i hipotetyczne. W jednej z wersji Kruszonowi będzie się śniło, że Grand (Paweł Małaszyński) jest policjantem. A może to nie będzie sen...

To pierwsze tego typu przedsięwzięcie w historii polskiej telewizji. Podoba ci się taka interaktywna zabawa?

- Bardzo. Ale nawet jakby mi się nie podobała, nie mam nic do gadania, bo świat idzie w takim tempie do przodu, że trzeba się pogodzić z tego typu zmianami. Komputer i internet są tak mocno zakorzenione w życiu ludzi, że stały się nieodzowne. Pod ich wpływem zmieniły się relacje międzyludzkie, sposoby nawiązywania znajomości, przekazu informacji, docierania do widza.

Wystąpisz w kontynuacji "Oficerów" - "Trzecim oficerze"?

- Zobaczymy. Wszystko zależy od scenariusza i tego, jak ta historia będzie wyglądać. Robienie czegoś na siłę nie ma sensu, ale jeśli to będzie ciekawy pomysł, który wniesie coś nowego, to na pewno rozważę tę propozycję.

Co działo się w twoim życiu zawodowym pod koniec ubiegłego roku?

- Wszystko odbywa się u mnie na wariackich papierach. Miałem premierę spektaklu "Udając ofiarę" w reżyserii Macieja Englerta. To współczesna sztuka rosyjska braci Presniakow. Później na Dolnym Śląsku kończyłem zdjęcia do "Tajemnicy twierdzy szyfrów", gdzie znów spotkałem się z Pawłem Małaszyńskim. Tam też - tak jak w "Oficerach" - gramy antagonistów, tylko mamy zamienione charaktery - ja jestem zły, a on dobry, z misją.

Dosłałeś już jakieś propozycje w tym roku?

- Trwają przymiarki do serialu i filmu "Grom". Jednak dopóki nie mam umów, wszystko się może zdarzyć. Za to na pewno po raz kolejny będę współpracował z Łukaszem Karwowskim, z którym robiłem "Południe - Północ" (film trafi na ekrany kin w styczniu - przyp. aut.). Tym razem to koprodukcja polsko-amerykańska. Film będzie się nazywał "Expecting Love". Jest to historia pewnej miłości. Agnieszka Grochowska gra młodą polską dziewczynę, która pracuje w Stanach. Tam poznaje faceta, Amerykanina, z którym zaczynają coś łączyć. Ja gram jej przyjaciela - geja. W filmie zagrają także młodzi amerykańscy aktorzy. Na plan wchodzimy w marcu. Część zdjęć powstanie w Polsce, część w Los Angeles.»

"Kupił dom i loft"
Kuba Zajkowski
Express Ilustrowany nr 10/12.01
15-01-2007
Borys Szyc na planie serialu Agnieszki Holland



Borys Szyc nie boi się nowych aktorskich wyzwań. W swojej siedmioletniej filmowej karierze wielokrotnie wcielał się w postaci skrajnie różne. Widzieliśmy go jako dilera, policyjnego tajniaka, niedoszłego duchownego, złodzieja dzieł sztuki, kelnera, chorega z miłości poborowego czy wywodzącego się z nizin społecznych skazańca.

W najnowszym projekcie Agnieszki Holland, serialu „Ekipa” Borys wciela się w kolejną, nową postać. Tym razem będzie… „skinem”.





Borys Szyc
27 letni, najbardziej rozchwytywany aktor młodego pokolenia potrzebował zaledwie dwóch lat, żeby zdobyć sławę i uznanie jakim obecnie cieszy się nie tylko wśród widowni kinowej, telewizyjnej, ale również teatralnej. Na co dzień występuje na deskach Teatru Współczesnego w Warszawie


Szyc: Kobieta tak, małżeństwo nie

Borys Szyc (28 l.), jeden z bohaterów komedii "Testosteron", wyznał niedawno, że od zawsze był kochliwy i brylował, żeby zainteresować dziewczyny. "Zostało mi to do dzisiaj" - przyznaje szczerze.
"Moją pierwszą wielką miłością była Ewa: od pierwszej do trzeciej klasy podstawówki. Jedyna pieszczota, na którą sobie pozwalałem, to było głaskanie jej włosów" - opowiada w rozmowie z tygodnikiem "Gala".
Aktor wyznał, że na pierwszy pocałunek zdobył się w piątej klasie.



"Nareszcie wiedziałem o co chodzi, nawet ci z ósmej mogli mi podskoczyć. Właściwie zawsze się popisywałem. Udawałem Michaela Jacksona, tańczyłem breakdance. Brylowałem, żeby zainteresować dziewczyny. Zostało mi to do dzisiaj" - mówi z rozbrajającą szczerością Szyc.
Choć młody aktor przeżył już porzucenie przez kobietę, nie uważa, żeby przez to dojrzał i wystrzegał się błędów. Najtrudniejsze jest dla niego to, że jego córka Sonia wychowuje się bez ojca.
"Wiem, że małe dziecko potrzebuje ojca. Staramy się, żeby nie odczuła naszego rozstania. (...) Czuję, że rozstanie z jej mamą było dobre. Powody to nasza prywatna sprawa".
Pomimo tych przejść, aktor ma ochotę na nowy związek, ale...
"Kobieta tak, małżeństwo nie" - z całą stanowczością odpowiada Borys Szyc.
"Związek nie jest ciągłym bieganiem po trawie i kąpielą w rzece latem, tylko setką kompromisów, codziennym trudem".

interia.pl

UWAGA! Jeżeli ktoś jest zainteresowany przystąpieniem do nieoficjalnego Fan clubu Borysa Szyca, zapraszam na PW
Borys Szyc rusza na podbój Los Angeles



W Los Angeles rozpoczyna się dziś 8. Festiwal Filmów Polskich. Poza naszymi filmami w słonecznej Kalifornii pojawi się silna ekipa polskich aktorów: Borys Szyc, Karolina Gruszka, Jan Frycz, Kinga Preis i Andrzej Seweryn.

Na festiwalu zostanie pokazanych około 30 filmów. Znajdą się wśród nich między innymi: "Kochankowie z Marony" Izabelli Cywińskiej, "Co słonko widziało" Michała Rosy, "Jasminum" Jana Jakuba Kolskiego, "Kto nigdy nie żył...", Andrzeja Seweryna, "Palimpsest" Konrada Niewolskiego, "Statyści" Michała Kwiecińskiego, "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", Marka Koterskiego, "Z odzysku" Sławomira Fabickiego oraz "Plac Zbawiciela" Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze.

Najlepsza produkcja zostanie uhonorowana nagrodą Hollywood Eagle Award. W Los Angeles odbędzie się także pokaz nakręconego w Polsce filmu Davida Lyncha - "Inland Empire". Sam reżyser odbierze nagrodę Amicus Poloniae (Przyjaciel Polski).

W czasie festiwalu swoją szansę na pokazanie się będą miały także raczkujące gwiazdy polskiej kinematografii - zaplanowano bowiem pokazy etiud studentów polskich szkół filmowych oraz filmów niezależnych. Jednym z nich będzie "Koniec wieńczy dzieło" Kuby Kubajewskiego z Konińskiego Domu Kultury.

dziennik.pl
Fajna jest rola Chemika z JOB!!

Spoko jest:)

"UDAJĄC OFIARĘ"






Odcinek specjalny - "Dwa gołębie"



"Kuba Wojewodzki" - specjalny odcinek muzyczny


Oglądałam to muszę powiedzieć że Borys polewkowo śpiewał dawno się tak nie ubawiłam jak na tym koncercie
Borys Szyc - strzeli 14 piw i zaśpiewa



Borys Szyc najwyraźniej zmienia kierunek kariery - z aktorskiej na wokalną. Chce pokazać, że potrafi śpiewać. Swoje talenty pokaże na opolskim festiwalu.

Na TOPTrendach mogliśmy obejrzeć występ Agnieszki Włodarczyk, zwyciężczyni programu "Jak Oni śpiewają?". W najbliższy weekend kolejny aktor pokaże swoje umiejętności wokalne. Na festiwalu w Opolu wystąpi Borys Szyc.

Artysta zaśpiewa utwór Agnieszki Osieckiej "Wariatka tańczy". Okazuje się, że występ przed taką publicznością nie należy do najłatwiejszych. Podczas wczorajszej próby aktor zapomniał tekstu piosenki. "Jestem spięty, to dlatego!" - tłumaczył dziennikarzom Szyc. "Po raz pierwszy występuję na dużej scenie. Ale wypiję z czternaście piw i jakoś poleci... Dam radę, bo spełniam w Opolu swoje marzenie: chciałem być piosenkarzem, nie aktorem. Najlepiej Bono i grać z U2" - dodał aktor.

Borys Szyc na serio zajął się śpiewaniem - pracuje nad swoją pierwsza solową płytę. Płyta ma być bardziej muzycznym żartem niż poważnym wydawnictwem. Na pewno nie zabraknie na niej jednej z ulubionych piosenek aktora, "Purple Rain", którą zaśpiewał ostatnio w specjalnym wydaniu programu "Kuba Wojewódzki Show - Dwa gołębie".

dziennik.pl


Potrójna rola Borysa Szyca



Thriller "Hiena" w reżyserii Grzegorza Lewandowskiego z potrójną rolą Borysa Szyca trafi w październiku na ekrany polskich kin.
To rozgrywająca się na Śląsku mroczna historia małego chłopca. Po stracie ojca dziecko jest dręczone irracjonalnym strachem przed czymś niebezpiecznym, czającym się w pobliżu i krzywdzącym ludzi.
Chłopiec ma przydomek Mały, pochodzi z ubogiej rodziny. Jego ojciec pracował w kopalni i zginął tam w wypadku. Ciężar utrzymania domu przeszedł na matkę, załamaną nową sytuacją.
Chłopiec nie rozpacza. W ogóle nie wierzy w śmierć ojca. Sądzi, że tata jest nadal w kopalni i po prostu nie został odnaleziony.
Jednak Małego dręczą dziwne lęki. Nasilają się, gdy w pobliżu dochodzi do serii zabójstw. Ludzie, wśród nich dzieci, giną kolejno, a sprawca morderstw pozostaje nieuchwytny. Mały uważa, że ludzi tych zabiło zwierzę - groźna hiena, grasująca na obszarze zwanym przez miejscowych Martwym Polem.
Mały odkrywa, że w okolicy przebywa dziwny mężczyzna z twarzą oszpeconą bliznami. Zaprzyjaźnia się z tym człowiekiem, ponieważ mężczyzna zapewnia, że będzie chronił go przed hieną. Po pewnym czasie w wyobraźni dziecka rodzą się niepokojące wizje. Chłopiec podejrzewa, że jego nowy przyjaciel zamienia się w hienę i w tym wcieleniu morduje ludzi.
W zamierzeniu reżysera, "Hiena" miała być opowieścią z pogranicza fantazji i rzeczywistości. U podstaw tej opowieści legł niepokój przed przyszłością, jaką niesie ze sobą życie na przemysłowym Śląsku - tłumaczył Lewandowski podczas prac nad filmem.
"Na zło świata najbardziej narażone są dzieci, bezbronne i skazane na pomoc dorosłych. Ich lęki wydają się absurdalne, ale czy my, dorośli ludzie, też nie baliśmy się przed laty potwora z szafy" - mówił reżyser.
"Także każdy z nas ma chwile, gdy wątpi w niezachwianą solidność dorosłego świata" - dodał Lewandowski.



W roli Małego wystąpił Jakub Romanowski. Aż trzy role zagrał Borys Szyc - wcielił się w ojca Małego, w tajemniczego mężczyznę z bliznami i w człowieka sprzedającego lody. W obsadzie znalazł się również Krzysztof Dracz.
Zdjęcia do "Hieny" kręcono w Bytomiu i Chorzowie. Ich autorem jest Arkadiusz Tomiak. Film trwa 85 minut. Do kin trafi 19 października.
Reżyser Grzegorz Lewandowski ma 37 lat, urodził się we Wrocławiu. Studiował reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Wyreżyserował m.in. niektóre odcinki seriali "Kryminalni" i "Na dobre i na złe".
"Hiena" była już prezentowana na festiwalach filmowych w Wenecji i Karlowych Warach. Patronat nad produkcją tego filmu objął Krzysztof Zanussi - poinformował dystrybutor thrillera, firma Vivarto.

interia.pl
w zeszłym tygodniu można było zobaczyć na polsacie Borysa w roli neonazisty o 21 w serialu Ekipa dalszy ciąg w tym tygodniu Borys szykuje zamach terrorystyczny na zamku hihi warto obejrzec
BORYS SZYC W SERIALU "NIANIA"



  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ginamrozek.keep.pl