ďťż
RSS

Alicja Siedlecka - nowa anestezjolog (Anna Cieślak)

Rap_fans


W lesnej górze w odcinku 253 pjawi sie nowa pani anestezjolog w tej roli Magdalena Margulewicz, zostanie zatrudniona przez Mariolkę do Kliniki i tym samym obok Zosi, Edyty i Ziemianskiej stanie się czwartym anesteziologiem zobaczmy co z tego wyniknie?


Ale póki co nie ma jej jeszcze w serialu

Ale póki co nie ma jej jeszcze w serialu
Ale temat jak już jest, to nich zostanie Z biegiem czasu coraz więcej będzie tu się dzialo
To się jeszcze okaże


a na razie może przestaniemy gadać głupoty
Przeniesiono z tematu Streszczenia wg SŚ

ooo nie przypadnie do gustu Zosi... ciekawe co z tego wyniknie
pewnie bedzie na kubusia leciala
A kto to będzie ! Po co jeszcze jedna ? Wystarczy 3 i tak mało jest Edyty i Zielińskiej ;|
No właśnie po co kolejna nowa postać? Mam nadzieje, że szybciutko zniknie. Motyw podrywania Burskiego, już był, więc nie sądzę, że będą chcieli go powtórzyć. Poza tym to już by było nudne: najpierw Burski i Edyta, póżniej Zosia i Rafał, wcześniej Wiktor, a teraz Burski i ta nowa anestezjolog. Ileż można...
Zastanawiam się po co scenarzyści wprowadzają nową anestezjolog skoro obecne dają sobie radę Zosia której bardzo dużo jest a mało jest Edyty i dr Ziemiańskiej a trzeba jeszcze pamiętać że w odcinku 253 do kliniki Korzyckiej doszła inna nowa anestezjolog i pojawiła się tylko raz w tej roli Magdalena Margulewicz i to do tej anestezjolog założony jest ten wątek, nie zorbili nic scenarzyści dotychczas z Edytą i Ziemiańską, która w wywiadzie powiedziała, szkoda, że postać Ziemiańśkiej wogóle nie zaistniała, to już będzie 5 anestezjologów
1-Zosia
2-Edyta
3-dr Ziemiańska
4-anasterzjolog w klinice Korzysckiej (odcinek 253-Magdalena Margulewicz w tej roli
5-Alicja Siedlecka (Anna Cieślak)
czasami wydaje mi się, że scenarzyści trochę błądzą i nie wiedzą jak poprawić oglądalnośc serialu i wprowadzja nadmiar wątyków a przecież można by rozbudować obecnie np jakiś romans Edyty czy połączyć Zyberta z Ziemiańską mi się wydaje, że między nową anestezjolog zawiąże się nic sympatii z Kubą o kórego będzie zazdrosna Zosia i może ugrać na tym coś Edyta nic nie wiadomo?
co o tym myślicie?
a moze wjedzie zosce na ambicje, uwazajac ze ona jest mlodsza i wiecej nowinek ze swiata medycyny zna...
zreszta, kto wie. poczekajmy az sie w serialu pojawi, to sie wszystko okaze
poczekamy zobaczymy
odc. 253?? czyli to jzu by,lo..?? nie pamietam..
no może miało być , ale nie było tego w tym odcinku

no może miało być , ale nie było tego w tym odcinku

Magdalena Margulewicz była 2 razy w ,,Na dobre i na złe". Oczywiście była w odcinku 253 ,,Wspólna pacjentka". Pierwszy raz (to był inny odcinek, nie 253) to było jak owinęła bandażem głowę pacjenta. A drugi (odcinek 253) była na sali operacyjnej.
byla. tez ja ten drugi raz pamietam
Przeniesiono z aktualności

dr Siedlecka wysztko wskazuje na to, że zastąpi Edyte na oddziale ratownictwa medycznego bo Edyta zostanie ordynatorem interny bo po co miueli by zatrudniac nowego anestezjologa?
Mnie się to mnożenie postaci, na potęgę bardzo nie podoba. Pewnie niedługo okaże się, że ktoś kto jest w serialu dużo dłużej, będzie musiał odejść,bo im wyjdzie, że mają za dużo postaci i za dużo wątków.

dr Siedlecka wysztko wskazuje na to, że zastąpi Edyte na oddziale ratownictwa medycznego bo Edyta zostanie ordynatorem interny bo po co miueli by zatrudniac nowego anestezjologa?

moim zdaniem Edyta nie zostanie ordynatorem,a już na pewno nie po to zatrudniają Siedlecką
ja coś czuję, że większe znaczenie przy zatrudnieniu Sieleckiej możeo odgrywać Burska,a nie Edyta, ale to tylko moje domysły

no może miało być , ale nie było tego w tym odcinku

no wlasnie, bo dalabym sobie glowe uciac ze nic takiego nie bylo
Przeniesiono z aktualności

jednak Siedlecka, jest na stronie wcześniej

ale to juz nieważne, bo jest poprawione, ja się zasugerowałam tym artykułem
Siedlecka.

Literówka przy przepisywaniu
Pierwsze fotosy z planu „Dlaczego nie!”











"Na dobre i na złe": Zosia będzie miała rywalkę!



Inteligentna, pewna siebie i seksowna… Już w wkrótce w szpitalu w Leśnej Górze pojawi się nowa anestezjolog: Alicja Siedlecka. Lekarkę zagra Anna Cieślak – młoda aktorka, którą na Walentynki zobaczymy również na dużym ekranie, u boku Macieja Zakościelnego, w komedii romantycznej „Dlaczego nie!”.

Doktor Alicja od razu sprawi, że w szpitalu zrobi się gorąco. Już w pierwszym odcinku pozna Tomka - syna doktora Burskiego. I wpadnie chłopakowi w oko… Później narazi się za to serialowej Zosi. Teoretycznie, doktor Burska będzie w szpitalu jej przełożoną. Szybko jednak odkryje, że piękna koleżanka to niebezpieczna konkurencja!
Anna Cieślak, w ciągu kilku ostatnich miesięcy, z początkującej, nikomu nieznanej aktorki stała się prawdziwą gwiazdą. Gdy zagrała w kontrowersyjnym dramacie „Masz na imię Justine”, od razu posypały się nagrody. Za swoją kreację zdobyła m.in. wyróżnienie dla najlepszej aktorki na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Mons w Belgii oraz nagrodę za debiut na PFFF w Gdyni. W sierpniu trafiła za to na plan komedii romantycznej „Dlaczego nie!” w reżyserii Ryszarda Zatorskiego – od razu jako amantka numer jeden. W filmie zagrała u boku Macieja Zakościelnego i na dalszy plan zepchnęła takie sławy, jak Małgorzata Kożuchowska, czy Anna Przybylska. Teraz zostanie jedną z gwiazd „Na dobre i na złe” i - jak zapewnia producent - w serialu, który co tydzień oglądają miliony Polaków, zagości na dłużej.
a ona już się pojawiła w tym niedzielnym nowym odcinku?, bo nie oglądałam jakoś tak się złożyło
no ja jakoś jej nie zauważyłam
Nie, jeszcze się, nie pojawiła.
No, właśnie jeszcze jej nie było, a ten wątek ma już trzy strony
Ciekawe co to znaczy, że ta Anicja Siedlacka będzie rywalką Zosi
zapewne już niedługo się przekonamy
pewnie to będzie rywaliczacja zawodowa jak u Kuby i Trettera na początku
ile juz o niej napisano a sie jeszcze nawet w serialu nie pojawila
No i po co ona będzie w tym serialu znowu będą Edyte malo pokazywac no i Tretter mowił, ze jesli nie pzrejdzie na ordynatora to bedzie a teraz zatrudnaon 2 anestezjolog ;| a idzta Buheheh

Scena z odcinka 270:



Scena z odcinka 273:


to juz sie pojawila w serialu?

to juz sie pojawila w serialu?

Niedługo się pojawi, już w niedzielę.
Podpadła mi bardzo tym że chce wyjechać "z tego kraju". A może scenarzyści wprowadzili ją po to właśnie?
Komentarz Mariolki był za to ok.
Juz po 1 razie Alicja podoba mi sie Czyzby juz szykowal sie jakis romans,byloby fajnie Poza tym Ania bardzo sie zmienila,na lepsze,super wyglada
Śliczna jak z obrazka.Trzymam za nią kciuki.Żeby nie popsuli jej tak,jak Lenę.

Super fotki... A z którego są odinka???
i co? pewnie tomus z nia kiedys bedzie? czemu jemu sie zawsze fajne laski trafiaja (poza borkowska) ?
"Na dobre i na złe": Nowa anestezjolog
10.11.2006 07:06
Anna Cieślak zagra anestezjolog Alicję

Scenarzyści serialu "Na Dobre i na złe" nie zasypiają gruszek w popiele i dbają o to, aby widzowie się nie nudzili. Od niedawna w szpitalu w Leśnej Górze pojawiała się nowa, piękna pani anestezjolog, czyli doktor Alicja. Lekarkę gra Anna Cieślak, znana dotychczas z serialu "Egzamin z życia" oraz filmu "Masz na imię Justine". Aktorkę zobaczymy też niedługo w komedii romantycznej "Dlaczego nie!", gdzie razem z Maciejem Zakościelnym grają główne role.
"W kraju brakuje anestezjologów, w serialu widać też brakowało, dlatego się tu zjawiłam" - powiedziała ze śmiechem aktorka.
"Bohaterka, którą tu gram, przychodzi do pracy z małym doświadczeniem, ale dużą wiedzą i próbuje leczyć ludzi" - dodała Cieślak.
Podczas naszej wizyty na planie nowa pani doktor przeszła prawdziwy chrzest bojowy. Razem z doktorem Latoszkiem i doktor Edyta próbowali reanimować młodą dziewczynę, która trafiła na odział intensywnej terapii...

Na szczęście w Leśnej Górze, oprócz tragedii, zdarzają się też sytuacje zabawne. Na szpitalnym korytarzu, w piżamie, pojawił się Marek Siudym, który jak się okazało trafił tam w charakterze pacjenta.
"Czeka mnie operacja kamieni żółciowych, ale z ufnością oddaję się w ręce tutejszych lekarzy, bo już nagrałem scenę, kiedy przytomny budzę się po operacji" - powiedział żartobliwie aktor, kładąc się w szpitalnym łóżku. Na sali towarzyszyła mu serialowa córka, która pocieszała go przed operacją.
Jak dalej potoczą się losy pięknej doktor Alicji, czy operacja pacjenta Grzelaka, którego gra Marek Siudym naprawdę się uda i jak długo pozostanie on jeszcze w szpitalu, tego dowiemy się jednak dopiero za kilka tygodni...


(AKPA/INTERIA.PL)

Dziś z Interii.
Anna Cieślak - Każdego dnia otwieram nowe drzwi

Już w styczniu zobaczymy Panią na dużym ekranie - w komedii romantycznej "Dlaczego nie!". Jaka będzie grana przez Panią Małgosia? Prasa już od kilku tygodni pisze, że "Dlaczego nie!" to historia współczesnego Kopciuszka...

Przede wszystkim, chcę, żeby Małgosia nie była "wystylizowana", tylko prawdziwa. Radosna, smutna, zakochana, szczęśliwa... Pełna emocji!

Jak wyglądał Pani pierwszy dzień na planie?

Każdy dzień jest dla mnie pierwszy! Każdego dnia w historii, którą budujemy, otwierają się nowe drzwi. Sama mogę moją postać w domu jakoś wymyślić, ale gdy przychodzę na plan - poznaję scenografię, kostiumy i słyszę uwagi reżysera - wszystko się zmienia!

Na to, co widać na ekranie, składa się praca całej ekipy: kostiumografa, dziewczyn, które od 6.30 rano robią nam make up, żeby wszyscy wyglądali naturalnie i pięknie... Dla mnie właśnie te spotkania są najważniejsze.

Prywatnie, lubi Pani komedie romantyczne?

Oczywiście! Uwielbiam "Pod słońcem Toskanii", "Pretty woman"... Jest dużo filmów, które mają w sobie ciepło - niekoniecznie gagi, które bawią nas do łez, ale po prostu momenty, które... leją na serce miód. Takie sceny, które kocham - i które zawsze poprawiają mi humor - ma nawet "Nóż w wodzie" Polańskiego. Zresztą komedia romantyczna, wbrew pozorom, to bardzo trudny gatunek. Tym bardziej, że w Polsce długo nikt takich filmów nie kręcił. Dla mnie zagranie czegoś tak lekkiego - z uśmiechem w środku - jest dość trudne. Młodzi ludzie bardzo ambicjonalnie podchodzą do kreowania postaci, które grają, a tutaj potrzeba więcej dystansu do samego siebie, lekkości i delikatności

A czy jest Pani romantyczna?

Zależy od dnia. Kobieta zmienną jest! Czasem wzruszają mnie proste rzeczy - które innego dnia w ogóle nie mają dla mnie znaczenia. Czasem mam ochotę iść na imprezę do przyjaciół, a czasem na coś słodkiego w domu. Wszystko zależy od nastroju. Ale najbardziej cenię sobie ciszę. To moja ucieczka. Nie wiem, może na tym właśnie polega mój romantyzm?

Jak wyglądała Pani droga do aktorstwa?

W III klasie liceum - o profilu matematyczno-fizycznym - za namową siostry pojechałam na casting do roli Zosi w "Panu Tadeuszu". Dostałam się do finałowej grupy, poznałam pana Andrzeja Wajdę... I bakcyl został zaszczepiony. Potem pomyślałam: "To może pójdę do szkoły teatralnej?". Nie dostałam się. Przez rok uczyłam się w Krakowie w studium aktorskim - drugim razem zdałam. Dla mnie aktorstwo to ciągłe odkrywanie siebie. I wyzwania. Najpierw, by zdać do szkoły. Później, by zadebiutować, a teraz, by utrzymać się w zawodzie... I z dnia na dzień poprzeczka idzie do góry.

Niedawno pojawiła się Pani również w serialu "Na dobre i na złe". Może Pani zdradzić coś na temat swojej bohaterki?

Alicja to nowa pani anestezjolog. Bardzo konkretna. Profesjonalistka, która nie lubi przynosić spraw prywatnych do pracy.

Ale która już w pierwszych dniach pracy kłóci się z dr Zosią... Nie boi się Pani, że widzowie od razu dadzą jej za to dużego minusa?

Zaryzykuję! Nie chcę tylko, by widzowie odbierali Alicję jako osobę nadętą, nadmuchaną i zbyt pewną siebie. Zresztą Małgosia Foremniak czytając te sceny bardzo się ucieszyła! I powiedziała, że na "taką" rywalizację czekała w serialu od dawna...

Rozmawiała: Małgorzata Karnaszewska

Z oficjalnej strony serialu.
Galeria
» Anna Cieślak
















Anna Cieślak: każda rola jest wyzwaniem
Anna Cieślak, która niedawno dołączyła do obsady serialu "Na dobre i na złe" i którą będziemy mogli wkrótce zobaczyć w komedii "Dlaczego nie!", mówi, że każda rola jest dla niej wyzwaniem.
Na pytanie, czy rola pani anestezjolog Alicji Siedleckiej w serialu "Na dobre i na złe" jest dla niej szczególnie ważna, aktorka odpowiada, że każda rola jest dla niej ważna i każda jest wyzwaniem. Nie chce zdradzić, co scenarzyści przygotowali dla jej postaci, ale już wiadomo, że wywoła zamieszanie, stając się konkurencją dla Zosi. - Alicja jest konkretna, ale nie jest cwana ani wyrafinowana - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Polskim". Cieślak zdecydowała się na zagranie w serialu, gdyż spodobał się jej scenariusz. - Pomyślałam, że warto spróbować i... tak zaczęła się przygoda - tłumaczy aktorka.

Cieślak nie zastanawia się, jak na jej bohaterkę zareagują widzowie. - Nie identyfikuję się z postaciami, które gram - wyjaśnia. - Buduję je na bazie własnych doświadczeń i wrażliwości, ale po skończonej pracy zamykam drzwi i idę dalej - dodaje. Aktorka obecnie intensywnie pracuje - w filmie, telewizji i teatrze. Nie narzeka jednak. - Robię to, o czym zawsze marzyłam. Gram, uczę się, szkolę warsztat, poznaję wspaniałych ludzi i wszystko staram się traktować jako przygodę - opowiada. - Czasami udało mi się zagrać lepiej, a czasami było pod górkę, ale dla mnie ważna jest droga, nie cel, więc traktuję to jako dar i lekcję - mówi. Każdą pracę traktuje jako przyjemność.

Aktorka chciałaby popracować w zawodzie trochę dłużej niż przysłowiowe 5 minut. - Uważam, że aktor musi coś przeżyć prywatnie, żeby się zmieniać, zebrać bagaż doświadczeń i pogłębiać warsztat. Jak w życiu cała sztuka polega na tym, żeby znaleźć złoty środek. Oddzielać pracę od prywatności i każde traktować poważnie - mówi. Przypomnijmy, że Cieślak wystąpiła w filmie "Masz na imię Justine", który jest szwajcarskim kandydatem do nominacji do Oscara.

Natomiast Małgorzata Foremniak, grająca doktor Zosię w serialu, dzięki niemu poznała pracę lekarzy, brała udział w wielu operacjach i przestała bać się widoku krwi. Aktorstwo jest dla niej niebywale narkotycznym zawodem, z którym trudno się rozstać. - Żeby się w nim spełnić, trzeba być delikatnym jak kwiat i twardym jak kamień - uważa. Gwiazda przyznaje, że jest szczęśliwą osobą, spełnioną zawodowo i prywatnie, ale wolałaby żyć trochę wolniej.

"Dlaczego nie!", komedia romantyczna Ryszarda Zatorskiego, opowiada historię Małgosi (w tej roli Anna Cieślak), która opuszcza prowincję, by spróbować swoich sił w Warszawie. Film wejdzie na ekrany 19 stycznia.

Dziś z Onetu
zdjęcia nowej pani doktor :
http://film.onet.pl/seria...,1,galeria.html
Fotoreportaż z planu serialu z udziałem Alicji

http://www.ifilm.pl/content/view/1871/100/
Zwiastun "Dlaczego nie"

Zwiastun "Dlaczego nie"


więcej zdjęć w linku
http://www.rogepost.com/n/0615354367
Marcyś, mogę wrzucić na moją stronkę o Ani te fotki? Oczywiście z podziękowaniem, że to od Ciebie?

Marcyś, mogę wrzucić na moją stronkę o Ani te fotki? Oczywiście z podziękowaniem, że to od Ciebie?

jasne, że możesz, po to robię fotki
Anna Cieślak: "Na dobre... spełnić marzenia!"



30 grudnia o godz. 21.50 telewizyjna "Dwójka" wyemituje reportaż, którego bohaterką będzie Anna Cieślak – serialowa doktor Alicja. Aktorka (którą już wkrótce zobaczymy także w komedii romantycznej "Dlaczego nie!") zabierze widzów w podróż do Krakowa. Tam odwiedzimy m.in. słynny Teatr im. J. Słowackiego, w którym występuje na co dzień. Młoda Gwiazda opowie też o latach, które spędziła w Szkole Teatralnej. No i o swoich spełnionych marzeniach... Zapraszamy!
nie wiem dlaczego ale Alicja nie przypadła mi do gustu ... nie wiem ... Może zabardzo jej rolę zrobili taką "ja sobie ze wrzystkim dam rade sama" taka indywidualistka straszna :/ nie lubie jej ... szkoda że podoba się Tomkowi ... :/
Bardzo ciekawy reportaż Ania wydaje się być sympatyczną dziewczyną. I w ogóle... lubię ją
mi też sie podoba. lubię ją. mam nadzieję, że z tomkiem będą tworzyć fajna parę.
Powiem szczerze, że nie widze jej w parze z Tomkiem... Już prędzej z Mejerem... W dodatku nie przepadam za Tomkiem, więc wole tego drugiego, bo Alicję polubiłam bardzo.
Kolejna galeria aktorki:

http://film.onet.pl/N,45897,1,0,0,galeriao.html
wywiad z Anną Cieślek na wp.pl
http://film.wp.pl/id,7392...99&ticaid=12fb3
Scena z odcinka 283:


Do Borewicza mówi wujku
Anna Cieślak lubi gliniarzy. To wrodzone!



Już za kilka dni będziemy mogli ją obejrzeć w komedii romantycznej "Dlaczego nie!"

W filmie jej wdziękom ulega Maciej Zakościelny (27 l.), czyli podkomisarz Brodecki z "Kryminalnych". To niejedyny twardziel, którego serce zdobyła. Wujkiem Ani jest Bronisław Cieślak (64 l.), znany z roli porucznika Borewicza w serialu "07 zgłoś się".

- Ona jest piękna i kusi tą urodą - stwierdza Cieślak. Aktor jest dumny z bratanicy i bardzo lubi słuchać o niej pochlebnych wypowiedzi kolegów po fachu. - Anna Dymna i Jerzy Stuhr ciepło o niej mówią. Ale najważniejsze jest, że cenią ją jako człowieka, nie aktorkę. Jej nie da się nie lubić - przyznaje aktor.
Urocza kobietka

Anna Cieślak (27 l.) to ciągle uśmiechnięta, tryskająca energią i radością kobieta. - Jestem po prostu szczęśliwa - wyznaje "Super Expressowi". Wciąż się uczy i dowiaduje czegoś nowego o sobie. Przyznaje jednak, że w chwilach, gdy jest jej smutno lub jest niezadowolona, zachowuje się jak typowa kobieta: biegnie na zakupy. - Czasem wydam za dużo. Kupię sukienkę czy spodnie, które leżą potem w szafie, ale to takie urocze. Zmiana fryzury też bardzo pomaga - dodaje. - To krótkotrwałe pocieszenia, ale bardzo przyjemne - śmieje się.
Między stolicami

Ostatnio aktorka pracuje po 17 godzin dziennie. W Warszawie kręci "Na dobre i na złe", w Krakowie gra w Teatrze im. J. Słowackiego. Dlatego najczęściej spotkać ją można w pociągu. Jest zmęczona, ale nie myśli o odpoczynku. Wie, że teraz jest jej czas: - Nie mam szans na ucieczkę od pracy, jeszcze nie teraz. Po premierze "Dlaczego nie!" zaczynam przygotowywać się do kolejnej premiery - "Biesów". Temu się będę poświęcała - wyznaje aktorka.
Szukając spełnienia

Gdy znajdzie czas tylko dla siebie, biegnie do lasu i tam odpoczywa. - Uwielbiam ciszę i wsłuchiwanie się w siebie. Kocham naturę - opowiada. Ma świadomość, że jest dopiero na początku swej drogi artystycznej i wciąż chciałaby poprawiać swoje role. - To chyba cecha tego zawodu, że raz człowiek jest zadowolony z tego, jak zagrał, a za chwilę uważa, że można było zrobić coś lepiej. Spełniona i pewna tego, co robię, chyba więc nie jestem - wyznaje.
Też mają sławnych wujków

Wiktor Zborowski, jak sam mówi, na scenę był "skazany": jego wujkiem jest znany aktor Jan Kobuszewski, ciotką Hanna Zembrzuska. Także dziadkowie byli związani z teatrem, choć tylko amatorskim: babcia była aktorką, a dziadek - suflerem. Czy więc dziwi, że Wiktor Zborowski ożenił się także z aktorką Marią Winiarską?

Można powiedzieć, że aktorstwo w rodzinie Matyldy Damięckiej to nie zawód, ale tradycja. Aktorami są jej ojciec Maciej i jego brat Damian. Na scenie występuje jej brat Mateusz i kuzyn Grzegorz.

se.com.pl
Nawet fajna aktorka,i lubie ją moze związe sie z Tomkeim,fajnie by było
aktorka jest baaardzo fajna... hehe... a Alicja moglaby sie związać z tomkiem... chociaż i do mejera pasuje... sama nie wiem.... ;P
o kurcze, zupełnie nie skojarzyłam jej nazwiska z Borewiczem - fajnie
Spotkanie z aktorami przed premierą filmu - Dlaczego Nie



Premiera filmu Dlaczego Nie!



wiem ze każdy ma swój gust i chodzi w tym co mu się podoba ale ja uważam że sukienkę na premierze miała poprostu...beznadziejną :-/

a ostatnio oglądałam z nią jakiś wywiad i bardzo sympatycznie tam wypadła...dużo lepiej niz przedstawiają ją w Ndizn hehe.. Taka naturalna była....tak mi się wydaje no i nie strzelała tych swoich min co w serialu,których nie mogę ścierpiec
Reklama Simplusa


"Wywiad - rzeka" z ANNĄ CIEŚLAK



LUSTRA, ORIGAMI, ZGUBIONE KLUCZE, BILETY I SNY - rozmowa z Anną Cieślak, gwiazdą komedii romantycznej „Dlaczego nie!”

Aniu, masz 26 lat, w zasadzie tyle ile Twoja bohaterka - Małgosia, którą grasz w najnowszej komedii romantycznej: "Dlaczego Nie!". Czy można powiedzieć, że jej dylematy są Twoimi ?
Nie ma postaci, w które bym się wcielała, a które nie były by mną. Tak więc Małgosia jest Anią, Ania zaś - Małgosią. Ta ostatnia natomiast z pewnością nie jest i nigdy nie była dla mnie jedynie "papierową" postacią ze scenariusza. Oczywiście, została wykreowana na potrzeby fikcyjnej historii, ale jednak zbudowana na bazie mojej wrażliwości, moich prawdziwych emocji, spojrzenia na świat, nieraz też - buntu. Tak więc, Gośka od początku stała mi się bardzo bliska - jesteśmy przecież prawie na tym samym etapie życia. Pamiętam pierwsze czytanie scenariusza, pierwsze zetknięcie się z jej światem. Czytaliśmy tekst wspólnie z reżyserem Ryszardem Zatorskim i Maćkiem Zakościelnym - filmowym Janem. W trakcie pracy czułam jak momentami moja postać chce mi się wymknąć, a przy innej okazji, doskonale się "kondensuje". Później przyszedł czas na przymiarki kostiumu; wtedy poczułam, że świadomość budowania mojej postaci staje się coraz bardziej przejrzysta, klarowna. A kiedy już skończyliśmy zdjęcia do "Dlaczego Nie!", dopiero wtedy poczułam, że naprawdę się znamy. I, że dopiero teraz mogłabym zagrać Gośkę tak, jak trzeba. (śmiech)

Jaka więc jest "Twoja" Gośka ?
Nie uznaje pustych słów, które nie niosą za sobą żadnych znaczeń. Słowa, które dziś są powszechnie traktowane jak cel sam w sobie, wypowiadane są przez nią z lekkim sarkazmem. Jeśli więc "sukces", to poparty talentem, pracą. Jeśli „kariera”, to jako możliwość realizowania własnych marzeń. Tutaj znów pojawia się punkt styczny ze mną - Anią.
Można powiedzieć, że ponieważ dużo pracuję, mam już określoną pozycję, jakiś dorobek, sporo ról. Mimo młodego wieku zdążyłam już poznać specyfikę pracy w teatrze, filmie, serialu... i kiedy tak o tym myślę, łapię się na tym, że tak naprawdę nie wiem kiedy to się stało. Mimo wszystko - zupełnie nie uznaję w swoim kontekście słowa "sukces". To wszystko stawało się bowiem "obok", "mimochodem" , "bocznym dopływem", podczas, gdy ja byłam skoncentrowana na głównym nurcie: spełnianiu swoich aktorskich marzeń. A Gośka ? Jest w niej jakaś prawdziwość: czystość, naturalność , wiara w ludzi, absolutne przekonanie, że zawsze należy mówić prawdę. Ponadto, w tym wszystkim jest - w dobrym tego słowa znaczeniu - naiwna; wierzy, że można przejść przez życie bez budowania wokół siebie ochronnego pancerza. Z drugiej jednak strony jest w niej głęboko ukryty "pazur": całkiem sporo młodzieńczego buntu i przekory; Gośka ma siłę mówić "dość", "nie wiem", "nie rozumiem". Nie odpuszcza, zawsze jest na 100 procent. Potrafi także być silna: powiedzieć "nie", kiedy wszyscy kiwają głowami. Marzy o tym, aby wreszcie rozwinąć skrzydła, spełnić się; potrzebuje człowieka, który ją zauważy i stworzy szansę na "pierwszy lot".

W "Dlaczego Nie!" Twoja bohaterka postanawia zrealizować życiowy plan A. Jego gorszy odpowiednik: plan B, nie leży w sferze jej zainteresowań; z góry uznaje go za porażkę... Ale czy plan B naprawdę jest taki zły ? Może to platforma do wielkiego skoku ?
Gosia jeszcze nie wie, że czasem trzeba przeżyć całe życie, by wrócić do punktu wyjścia, z którego kiedyś się "uciekało". Miałam osiemnaście lat, gdy wyjeżdżałam w "świat"z mojego rodzinnego domu w Szczecinie.
Od moich rodziców usłyszałam wtedy dokładnie te same słowa co Małgosia. I dokładnie tak samo na nie zareagowałam. Gdzieś tam czekało na mnie nowe życie, które pachniało przygodą. Było mi do tego wszystkiego spieszno. Wtedy jeszcze nie czułam co oznacza poczucie, że gdzieś tam mam "wewnętrzną" bazę, korzenie - dom.
Sztuka życia to sztuka wyboru. Sztuka wyboru to sztuka rezygnacji. Zarówno więc Gośka, jak i ja wybrałyśmy podróż w nieznane. To, co nas czekało oznaczało równanie z co najmniej jedną niewiadomą. Obydwie jednak na tamtym etapie wiedziałyśmy, że chcemy znaleźć swoją pasję, swoją miłość.

Czy jednak Ty, jako Ania, dałabyś wiarę, że taka miłość jak z filmu istnieje naprawdę ?
Tak, wierzę w takie uczucie. Zauważ, że zarówno Gosia jak i Jan, zbliżali się do siebie bardzo ostrożnie, powoli. Dawali sobie czas na oswojenie się ze sobą. Nie do końca wiedzieli czym jest ich znajomość. Tym bardziej więc to, co się między nimi zrodziło było jasne, czyste. I dla obojga równie zaskakujące.
Bardzo kibicuję związkowi Małgosi i Jana. Zwłaszcza, że tych dwoje połączyła naprawdę głęboka więź. Nie kokietowali się wzajemnie, nie uwodzili. Wręcz przeciwnie: na tej samej drodze spotkały się dwie identyczne wręcz natury. Paradoksalnie jednak, jakby bojąc się do tego przyznać, obydwoje zachowywali się nieraz dziecinnie, przewrotnie, wręcz - buńczucznie, niczym „dwoje na huśtawce”. Nieświadomie szukali siebie nawzajem, nie mówiąc: „Masz być mój/moja”, bo - chcę !”. Wiadomo przecież, że chcieć to jedno, ale w tym „chceniu” najważniejsze jest, aby się starać.
Nasza relacja na planie swoim charakterem przypominała tak naturalną w przyrodzie, symbiozę. Oczywiście, wraz z Maćkiem Zakościenym „graliśmy” miłość, ale co do jej sposobu ukazania musieliśmy porozumieć się naprawdę. Musieliśmy także utrzymywać w ryzach temperamenty naszych filmowych bohaterów, aby nadawać ich relacji właściwe proporcje, aby akcenty rozkładały się równomiernie, lecz utrzymywały rodzące się między nimi napięcie.

Ich początkowa relacja przypomina mi mój pierwszy w życiu pocałunek: przedszkolny „cmok” w policzek. Pierwsza fascynacja, pierwszy wstyd... Małgosia i Jan bowiem, choć wcześniej poznali smak innych związków, w zasadzie kochali po raz pierwszy.



Jak przedstawia się historia pokazana w „Dlaczego Nie!” widziana oczyma Małgosi ?
To opowieść o poszukiwaniu swojego planu A - zarówno w miłości, jak i w planach na życie. O uwodzonych i uwodzących...
Jan na przykład to zdecydowanie typ „uwodzony”. Otaczające go kobiety natomiast, są już gotowe na miłość. Wydaje mi się nawet, że o każdym z bohaterów tej opowieści można byłoby zrobić odrębny film. Każdy z nich szuka miłości: Renata, Dawid, Małgosia, Jan...
Każde jednak ma zupełnie inne wyobrażenia co do tego uczucia, inne oczekiwania, inne nadzieje... Ale z całą pewnością, elementem wspólnym, łącznikiem, spoiwem ich wszystkich - tak bardzo się od siebie różniących - jest właśnie miłość.
Nie fascynacja, ale chęć przeżycia czegoś głębszego, co zostanie, kiedy wygaśnie już pierwszy płomień.

Aniu, a czym dla Ciebie jest miłość ?
Chyba tym samym, czym jest też dla mojej bohaterki, Małgosi.
Przede wszystkim jest ciężką pracą. Wspólnym pokonywaniem problemów; szacunkiem dla koronkowości naszych psychik. Otwartymi oczami, czujnymi uszami; jest nieustającą sinusoidą, która wrasta w ciebie jak kod DNA; niekończącym się łańcuchem, do którego czas dokłada kolejne ogniwa. Poświęceniem i odpowiedzialnością. Przyjaźnią, która różni się od miłości w zasadzie jedynie brakiem pewnych magicznych chromosomów... Uważam też, że aby mężczyzna mógł być prawdziwym mężczyzną, musi mieć przy sobie odpowiednią kobietę, która tego mężczyznę w nim widzi. Powinien być cierpliwy - oczywiście do pewnych granic; Powinien posiąść skomplikowaną umiejętność przykręcania kontaktu i równocześnie - znaleźć czas na długą rozmowę. Który potrafi sprawić, że kobieta czuje się przy nim jak... kobieta.

A ideał związku ?
To chęć ciągłego uczenia się siebie. Przez całe życie, każdego dnia. Nie można w nim szarżować czyimś uczuciem, dopuszczać emocje, które mogą spowodować, że miłość „popęka”. Albo, jeśli takowe już się pojawiają, przekuwać je na plusy. Zazdrość, na przykład - o ile nie jest chorobliwa, potrafi dodać uczuciom smaku. Pozwala określić własne granice. W związku powinna więc oznaczać „podleganie pod czyjś teren”. W mężczyznach zawsze imponowała mi odwaga, poczucie walki o swoje, zdolność do ryzyka i umiejętność podejmowania decyzji - bycia przysłowiową „głową rodziny”. Ale i tak... tą głową kręci szyja (śmiech). Wtedy dopiero jest szansa, aby wszystko się udało.

Gdyby przyszło Ci określić relację „Ania i świat” i znaleźć w niej miejsce na zdefiniowanie tego co może oznaczać „copyright na wszystko” ... ?
... uznałabym ją za uzupełnienie innej relacji: „Ania ze sobą”. Nie jestem do końca „Alicją z drugiej strony lustra”; choć, z pewnością mam swoją „drugą lustrzaną stronę” - prywatny Kosmos. To, co w obydwu tych relacjach mnie określa, to moje priorytety, grzechy i grzeszki, kalendarz, cele, wolny czas, marzenia; także pewna drabina dążeń, nonkonformizm. Nie lubię określać siebie samej, ponieważ - będąc wrogiem kategoryzacji - niejako z góry nakładam wówczas na siebie pewne ograniczenia. To tak jak ze słowami, które padają w jednej ze scen w „Dlaczego Nie!”: „mieć copyright na wszystko”... a ja nie jestem do końca przekonana, czy taki „patent” naprawdę istnieje. Mam dopiero 26 lat i kwestia ta bardziej pozostaje dla mnie jeszcze w sferze pytań, niż odpowiedzi. Pytanie też, co to „wszystko” miałby oznaczać. Na razie koncentruję się na sprawach najważniejszych i najprostszych najpiękniejszych przyjemnościach jakimi są: rodzina, bliscy, przyjaciele, małe szczęścia takie jak naleśniki mojej mamy, spokojny sen, uśmiech... Myślę, że na każdym etapie, znajdujemy inne „wszystko”...

Może kiedyś będzie ono dla ciebie oznaczać to samo, co dla Twojej filmowej „rywalki” - Renaty, w której postać wcieliła się Małgosia Kożuchowska ?
Nie sądzę. Chciałabym akceptować słowo: „sukces” w znaczeniu odmiennym od jego dzisiejszego znaczenia: wyścig, pęd. Od gwiazd na przykład, kiedyś „czegoś” się wymagało. Za to jednak, dawało im się szansę „bycia gwiazdą”. Dziś, z tego znaczenia zostało jedynie poczucie, że wolno od nich „wymagać”. Stąd więc, moje skojarzenia ze słowem „gwiazda”: pęd, egoizm, maskowanie prawdziwego siebie, brak wyczucia, poszanowania czasu, upokarzanie siebie i innych oraz oszukiwaniem siebie dla potrzeby dążenia do celu zwanego „sukcesem”. Dlatego dzisiaj żadnego z tych słów nie cenię, co więcej, wywołują we mnie awersję.
Poza tym, przez cały czas brzmią w moich uszach słowa Jana Peszka: „Jeśli chcesz koniecznie zarobić pieniądze, z pewnością ci się nie uda. Jeśli jednak zaczniesz robić to, co naprawdę kochasz - przyjdą same”.



Wspomniałaś jednego z największych polskich aktorów. Masz swoich mistrzów ?
Krakowska PWST dala mi "klosz", z "Małego Księcia" rodem. Można było jednak albo pod nim zwiędnąć, albo - rozkwitnąć. Mnie - na szczęście - przydarzyło się to drugie. Później przyszedł czas na prawdziwy "egzamin z życia", który musiałam zdać przed... życiem. Tak się więc dziwnie składa, że moi mistrzowie są równocześnie moimi „zmorami”. (śmiech)
Oczywiście, „zmorami” z przymrużeniem oka. Jednym z przykładów może być chociażby moja wspaniała profesor - Anna Polony, która podczas mojego kolejnego, bo trzeciego już podejścia do egzaminu na PWST, w ostatnich minutach jego trwania powiedziała: „Powiedz te `Śluby Panieńskie` tak, żebym nie wyszła z tej sali”. Zaczęłam. Zmieniałam intonację, modelowałam timbre głosu, przedstawiałam cała sinusoidę nastrojów: od śmiechu po płacz... nagle widzę: Anna Polony wstaje i nieubłaganie zaczyna zbliżać się do drzwi. W odpowiedzi jeszcze mocniej „pogłębiam” moją sinusoidę. Na nic. Anna Polony podchodzi do wyjścia. Dotyka dłonią klamki. W tej sekundzie coś się ze mną stało. Jednym susem byłam tuż przy niej. Szarpnęłam za rąbek jej spódnicy, chwyciłam za ramiona i... mocno posadziłam na krześle. „Siadaj ! I słuchaj !” - powiedziałam. I... zdałam egzamin.

Co starasz się przejąć do swoich „mistrzów - zmór ?
Różne rzeczy; zwłaszcza dlatego, że mają oni różne „pochodzenie”.
Krzysztof Gosztyła na przykład, który na warsztatach rozkochał mnie w słowie i „nauczył” Norwida; pełna kobiecości, delikatności, miłości i fascynacji, Dorota Segda Wreszcie, czysty jak dziecko i jak dziecko ciekawy świata: Krystian Lupa, dla którego mądrości byłam na studiach jak papier ścierny - nie rozumiałam. Jego nauki musiały trafić na swój czas - i dopiero teraz do mnie wracają. Ryszard Zatorski, który - jako jedyny - potrafił wydobyć ze mnie "czystostan": promienistość, jasność, radość i światło. Który zaryzykował i „spotkał” się ze mną w zupełnie inny, nowy sposób: przełamał schemat „Ani Cieślak z widocznym cierpieniem w jej dużych oczach”.
Poza tym, jestem całkowicie zauroczona talentem Maryl Streep, Emily Watson, Anny Dymnej, Mai Komorowskiej, Joanny Szczepkowskiej, Teresy Budzisz - Krzyżanowskiej, Marii Pakulnis i wspomnianej już - Anny Polony. Ale moimi mistrzami są także moi rodzice...

... którzy „ułatwili” Ci debiut sceniczny...
(Śmiech). Tak, to szczera prawda. Chodziłam wówczas do przedszkola. Rodzice, a właściwie moja mama, która ma niezliczone talenta, z nadmiaru zajęć niestety nie zdążyła uszyć dla mnie kostiumu... bałwanka. Musiałam więc stanąć przez „publicznością” w białych, prążkowanych rajstopach, kryjąc się za wyciętą z papieru postacią przypominającą śniegowego ludka. Miałam wówczas cztery lata i - jak na mój wiek - byłam wyjątkowo przejęta „dramaturgią” swojej roli (śmiech). Wraz z moją przyjaciółką - również Anią - stałyśmy na scenie naszego przedszkola i starałyśmy ukryć przed oczyma widzów wychodzące spod naszych „kostiumów” te nieszczęsne białe, prążkowane rajstopy. Ania jednak była w lepszej od mojej, sytuacji. Jej mama przygotowała na tę okoliczność białe papierowe kulki, które nieco ratowały sytuację. W pewnej chwili, gdy mój kostium krępował mnie tak, iż nie potrafiłam należycie skupić się na mojej roli, Ania zrobiła coś nieoczekiwanego: oddała mi swoje papierowe kule! To się nazywa przyjaźń !
Po skończonym występie, mój debiut aktorski zaowocował natomiast pseudonimem scenicznym: „Bulba”.

Dziś Ania Cieślak ma twarz anioła, z drzemiącym pod skórą chochlikiem... masz jakąś wadę, którą jednocześnie mogłabyś przedstawić jako zaletę ?
Twarz anioła ? Ależ „Bulba” wciąż istnieje! (śmiech). Co więcej - ma się dobrze, chociaż gołym okiem zupełnie jej nie widać ! Do dziś przecież moim największym grzechem jest nieumiarkowanie w jedzeniu !(śmiech)
A tak serio: podczas zdjęć do „Dlaczego Nie !” zarówno reżyser (Ryszard Zatorski - przyp. red.) jak i Maciek Zakościelny, regularnie mi powtarzali: „Nie myśl o wszystkich, zacznij się wreszcie skupiać nad samą sobą”; To właśnie moja przypadłość: wyczulenie na emocje drugiego człowieka. Niektórzy powiedzą, że to zaleta, ale u mnie balansuje dość niebezpiecznie i może ocierać się już o wadę; potrafię w tej trosce o bliźniego dość mocno przesadzić !(śmiech) Ale trudno by mi było żyć bez takiej empatii.



Bez czego więc w największym stopniu nie potrafiłabyś się obejść ?
Bez ciszy. Zupełnie nie jestem osobą klubową. Do niedawna nie czułam nawet potrzeby posiadania telewizora. Kiedy nie potrafię usłyszeć własnych myśli w obrębie jednego metra, gdy otacza mnie tłum ludzi i muzyka zagłusza wszystko co jest dokoła, czuję się jak na obcej planecie, w obcej skórze. Jestem w pełni sobą tylko wtedy, gdy mogę siebie usłyszeć. Dlatego unikam takich „inwazyjnych” miejsc.
Czasem nawet przychodzi mi ochota na tzw. Ciszę Bezwzględną: siedzieć w domu, czytać książki, spać, myśleć.. Oczywiście, zdarzają się chwile, kiedy wraz z przyjaciółmi wybieramy się na imprezę, ale wówczas z założenia wiem, że nie po to, aby na niej rozmawiać, tylko słuchać muzyki, tańczyć. Jednak nawet wówczas pozostaję w kręgu ludzi w jakimś sensie do mnie podobnych.

Nie czujesz się czasem „nadwrażliwcem” ?
Ależ ja właśnie nim jestem ! Dlatego też, każdy stres zaklinam w kwiat. Odkąd zaczęłam uczyć się japońskiej sztuki origami, odkryłam, że tworzenie kwiatów z papieru pozwala mi łatwiej wyrzucić z siebie niepotrzebne emocje. A nie jest to łatwe. Podobnie jak moja postać z "Na dobre i na złe" - anestezjolog Alicja, spotykam się z różnymi "przypadkami klinicznymi" i nieraz przeprowadzam operacje na swoich emocjach jak na otwartym organizmie.
Wszystko bowiem odczuwam mocniej, „bardziej.” Wszelkie decyzje, które podejmuję, muszą wypływać ze mnie. Inaczej czuję pod skórą wewnętrzny bunt i rozedrganie. Z drugiej jednak strony, ludzie „z innej bajki”, całkiem mi obcy - nie są w stanie mnie dotknąć. Za to wystarczy krytyczne spojrzenie kogoś bliskiego na moją pracę i - ziemia przestaje być kulą ! (śmiech) Nie potrafię wtedy do końca panować nad swoimi emocjami. Muszę dać wyraz mojemu sprzeciwowi - zrzucić go z siebie, wyjaśnić, wyczyścić.
Wtrącam więc swoje „veto”, które brzmi wówczas raczej jak gwałtowny ekstrawertyczny „protest song”. Natomiast jeśli chodzi o ochronę siebie, własnej ciszy, własnych myśli - jestem wręcz introwertykiem.
Z biegiem czasu zresztą, zauważyłam w sobie pewien paradoks: po pierwsze - składam się z samych sprzeczności, po drugie - właśnie ta zmienna, jest moją „stałą”, moim constans.

Jednak właśnie ta „zmienna” pozwala Ci chyba na pokazanie wielu swoich twarzy: Marioli w „Masz na imię Justine”, Tesi Kluger („Karol, człowiek, który został papieżem”)... Przedstawiony tam strach ma wiele odmian. Jak wejść w niego niczym w poszarpaną czarną suknię – i się w niej nie zaplątać ?
To prawda... A strach, o który pytasz - ta czarna długa poszarpana suknia - to trudny mrok.
I z pewnością, trzeba być odpowiednio przygotowanym, aby móc wejść w niego „bezkarnie.”
Staram się myśleć zdrowo i często powtarzać sobie: „To tylko moja praca”. Ale w podtekście zaraz pobrzmiewa: „To aż moja praca”. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że nic mnie to nie kosztuje, że potrafię odciąć się od swojej postaci linią demarkacyjną... zawsze „wchodzę” w to, co robię na 100 %. Jednak dominującym uczuciem jest to, że Ania Cieślak jest przede wszystkim Anią Cieślak, żyje tu i teraz. W kinie, teatrze przeżywam „fikcyjne” emocje, rozstania, powroty... w życiu, muszę więc podwójnie uważać, aby wciąż mieć świadomość tego, że tutaj nie spada kurtyna, nie ma dubli, nie rozlegają się oklaski. Są za to prawdziwi ludzi i ich prawdziwe emocje, których nie mogę zaniedbać. Narzucam więc sobie pewien rodzaj „realnej dyscypliny”. Myślę więc, że ta moja czarna suknia została skrojona na moją miarę, że się w niej nie zgubię, nie rozedrę obcasem, nie potknę.

Ponoć usłyszałaś kiedyś, że „Na scenie, w dziewczynie o delikatnej twarzy i dużych oczach nie jest interesujące to, kiedy się śmieje, tylko kiedy cierpi i płacze”...
Faktycznie, jest w tym pewien schemat, z którym nie raz usiłowałam walczyć.
To tak, jak w przypadku Anny Dymnej, która - kiedy po porodzie i zmianie swojej fizis wróciła do teatru, Kazimierz Kutz powiedział” wreszcie widać, co ty w sobie masz !”
Wcześniej, była za piękna, za eteryczna, by ktoś usłyszał ten wewnętrzny głos, który pchał ją w stronę ról trudnych, wymagających, gorzkich - „prawdziwych”. Kiedy zagrała rolę alkoholiczki - Małgorzaty, w filmie „Tylko strach”, była nie do poznania. Ania Dymna, śliczna dziewczyna, która zachwycała swoją urodą i wdziękiem w „Doktorze Wilczurze”, czy „Samych swoich”, była przy jej Małgorzacie tak piękna, że aż jednoznaczna.
W moim przypadku: „Ani o dużych cierpiących i uduchowionych oczach”, tym, który pierwszy powiedział: „dość” - był Ryszard Zatorski. Powierzając mi rolę Małgosi w „Dlaczego Nie!” - złamał schemat - pozwolił mi na przedstawienie siebie samej.

Do tej pory nie znaliśmy więc prawdziwej Ciebie ?
Nie do końca. Kiedy wychodzi się ze szkoły teatralnej, ma się emocje rozgrzane do czerwoności; gotowość do „skakania” po największych emocjonalnych ekstremach. Tymczasem najtrudniej jest zagrać wielkie emocje w lekki sposób. Celowo więc broniłam się przed przyjęciem podziału ma „uśmiech” i „łzę”. Na granie ról tragicznych i ról komediowych. Ale - jak dotąd - nikt nie szukał we mnie światła, beztroski, radości... potrzeby wyrażania emocji uśmiechem - również tym wewnętrznym, umiejętności „zarażania” innych silną dobrą energią. Chęci szukania, a nie „filtrowania zasobów wewnętrznych” na jednym tylko poziomie... Dlatego też uważam, że rola Gośki jest jak dotąd moją najtrudniejszą, bo musiałam zagrać „Anię Cieślak o dobrym samopoczuciu”. Wybudować w sobie światło, nawet mimo różnych wewnętrznych rozterek, przybrać, jak pisał Stanisławski - pozycję „kota”: uśpionej koncentracji , kontrolowanego uśpienia. Tak więc śmiało mogę powiedzieć, że Małgosia to ja.



Co, Twoim zdaniem, jest najpiękniejszego i zarazem najtrudniejszego w tej aktorskiej magii: początek, rozwinięcie, zakończenie ?
Prawda. Umiejętność otwierania odpowiednich „szuflad” w swojej głowie. Ukazywanie, a nie „odgrywanie” siebie w takiej, czy inne roli.
Droga, którą pokonuję, a która przynosi mi całkiem nowe przeżycia, nowe emocje, nowe twarze. Jest najpiękniejszym aktorskim przeżyciem, ale równocześnie i przeżyciem najtrudniejszym - ponieważ są to równocześnie pożegnania i powroty. Przez długi czas nosisz w sobie tak wiele ze swoich postaci. I nagle - koniec. Przychodzą następne i musisz pożegnać się z tymi, które, choć nadal w Tobie żyją, są już „zaprzeszłe”. Zawsze jednak mogę do nich wrócić, mając jednak świadomość tego, że to nie one powinny utrzymywać mnie na poziomie rzeczywistości, tylko właśnie - moja do nich droga.

Co jest więc w tej pracy anielskie, a co: straszy „diabłem” ?
Anioł to przestrzenie, które w sobie odnajduję, co do których nie miałam pojęcia, że w ogóle istnieją. A diabeł ? Chęć zatrzymania tego uczucia na zawsze...

W „Dlaczego Nie!” mówisz, że ktoś, kto udaje kogoś kim nie jest nie może mieć czystych intencji - czy tym „diabłem” nie jest właśnie udawanie ?
„Udawanie” to aktorska choroba zawodowa, jednak nie w powszechnym tego słowa znaczeniu. Grając w różnych produkcjach, spektaklach, filmach, siłą rzeczy zatraca się „instynkt ulicy”. W „naszym” aktorskim świecie wszystko dzieje się szybciej: przechodzimy taki przyspieszony kurs relacji międzyludzkich. Ponadto, ponieważ gramy na „własnych instrumentach”, musimy jak najszybciej je do siebie dostroić, pokazać całą gamę dźwięków. Tymczasem w „prawdziwym świecie” to, co my przeżywamy w okamgnieniu, rozkłada się nieraz na lata. Tak więc nie jest to „udawanie”, ponieważ jesteśmy w tym prawdziwi; to raczej jakiś „zwyczaj plemienny”. (uśmiech)

Czy jest tam miejsce na asertywność ?
Powiem na swoim przykładzie: wciąż jej się uczę. Jestem typem „do ludzi i dla ludzi”, każda odmowa przychodzi mi z ogromnym trudem. Zaczynam „kręcić” i zapętlam się do tego stopnia, że ani ta osoba, która usiłuje mnie do czegoś namówić, ani już nawet ja sama - nie mamy pojęcia o czym tak naprawdę rozmawiamy. Walczę więc z moim „mataczeniem” i od pewnego czasu staram się mówić „wprost”. W sytuacjach bardziej newralgicznych, staram się chociażby wysyłać impulsy. Ale asertywność to trudna sprawa. I trudne słowo... ! (śmiech)

A gdyby przyszłoby Ci naszkicować swój portret: co składałoby się na Annę C.?
W kontury Anny C. włożyłabym: bilety PKP relacji: Kraków - Warszawa. Bałagan w szafie, niezapłacone rachunki, pogubione klucze... i nieodwzajemnioną miłość do śpiewania. (śmiech)

Zaraz, zaraz - a autoportret Ani „po drugiej lustrzanej stronie” ?
Moja cisza, papierowe kwiaty origami i takie zwykłe - polne; najlepiej całe bukiety. I dużo maków jak u Moneta. Zapach wiatru, szum trzciny, pachnące świeczki, pomarańcze, ale także pytanie: kiedy się zatrzymam w tym biegu...

Dziękuję Ci za rozmowę.
Rozmawiała: Justyna Tawicka

"Na dobre i na złe" - plan filmowy, 13.12.2006 r., fot. Euzebiuesz Niemiec/AKPA

Anna Cieślak


















281 - Doktor śmierć

Marcyś, dzięki za capsy, a masz może jakieś filmiki z ostatniego odcinka ndinz? Byłam w Krakowie i nie mogłam oglądać, a widzę, że Ania znaczy się Alicja, coś przeżywała ;(

Miałam przyjemność poznać Anię osobiście (w końcu!) w niedzielę i wywarła na mnie niesamowite wrażenie: to ciepła, bezpośrednia, serdeczna, pełna energii dziewczyna, a co najważniejsze bardzo skromna i świadoma tego, jak wiele musi się jeszcze nauczyć, czerpiąca z aktorstwa i każdego nowego doświadczenia garściami, bardzo pozytywna
I tak jeszcze w ramach post scriptum: śliczna dziewczyna
zdjęcia są super i ta postać też mi się podoba
Wywiad z Elle (luty 2007)



Moje pierwsze zabawy ze skanerem..
Proszę pisać jeżeli ewentualnie coś jest nie tak.
283 - Podrzutek

Żegnamy doktor Alicję ... !

Anna Cieślak niebawem pożegna się z rolą ślicznej anestezjolog Alicji Siedleckiej. Scenarzyści wyślą graną przez nią bohaterkę do pracy za granicą. Alicja nie zwiąże się zatem ani z Tomkiem Burskim ani z Jackiem Mejerem. Aktorka odchodzi na własną prośbę. Nie zależy jej na serialowej popularności.
(ŚS)


Tylko nie to! Jak ona odejdzie to ja sie chyba załamie! Mam nadzieję, że to tylko plota, bo bez niej nie będę mieć po co olgądać tego filmu...
To nie plota, tylko informacja ze świata seriali.
no trochę jej szkoda ale ja mam po co oglądać film bo są jeszcze Robert i Meg
no i dobrze
Ja tam się cieszę...nie pasuje tutaj... Jako aktorkę nawet lubiłam ją w Egzaminie z życia...ale tutaj mi kompletnie nie pasowala...no coż...bye bye...

Tylko nie to! Jak ona odejdzie to ja sie chyba załamie! Mam nadzieję, że to tylko plota, bo bez niej nie będę mieć po co olgądać tego filmu...

Nie plota. Jak rozmawiałam z Anią, też mi to powiedziała.
Ja uważam, że dobrze, że odchodzi, choć polubiłam jej postać. Ale dużo bardziej wolę, żeby Ania grała w kolejnych projektach i zdobywała nowe doświadczenia

A już za tydzień, zobaczymy Anię w nowej roli i tu news z mojej strony o Ani: www.annacieslak.prv.pl:

18 II 2007

Serdecznie zapraszamy do oglądania spektaklu Teatru Telewizji pt. "Góra Góry" w reżyserii Paweła Woldana, który Telewizja Polska wyemituje w poniedziałek, 26 lutego o godzinie 21:00, a w którym Ania zagrała rolę dziennikarki Moniki. Obok Ani zagrali: Krzysztof Globisz, Dorota Segda, Tadeusz Huk, Jerzy Nowak, Edward Lubaszenko.

"Młodzi dziennikarze Monika i Witek mają przygotować program o ojcu Janie Górze, organizatorze spotkań młodzieży na Polach Lednickich pod Poznaniem i twórcy ośrodka duszpasterstwa na górze Jamna niedaleko Tarnowa. Spotykają dominikanina w drodze na Jamną. Ten oprowadza ich po placówce i opowiada o okolicznościach jej powstania. Wkrótce zjawiają się tam zamożni państwo Mokosowie z uzależnionym od narkotyków synem, którego chcą zostawić w ośrodku. Duchowny protestuje. Jego postawa robi na dziennikarzach duże wrażenie." za: telemagazyn.pl

Galerię zdjęć można obejrzeć na stronie: http://ww2.tvp.pl/6299,20061115421430.strona

ja powiem szczerze, że mi jej nie żal. Nie polubiłam jej od początku. A teraz jeszcze namiesza. To dobrze że odchodzi, chociaż aktorka bardzo fajna, tylko postać nie bardzo
No cóż...jej postać średnio pasowała do "Na dobre i na złe" więc nie specjalnie mi żal, jednak Alicja wnosiła taką świeżość do serialu i tego będzie mi najbardziej brakować...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ginamrozek.keep.pl