
Paweł - kolega Piotra (Przemysław Bluszcz)
Rap_fans
Nie wiem jak długo będziemy go oglądać, ale robię temat, żeby był porządek
Przemysław Bluszcz
Teatr Bardzo Brytyjski
W poniedziałek (23.07) o godz. 19 w Dolinie Szwajcarskiej Teatr Bardzo Brytyjski pokaże spektakl "Kucharz, kochanek i żona piekarza", a we wtorek (24.07) - "Mąż i Żona" .
Wczoraj sztukę tę można było obejrzeć w Lapidarium, dziś aktorzy przedstawią ją przed jury konkursu w Dolinie Szwajcarskiej. We wtorek legnicka grupa wystąpi z przedstawieniem "Mąż i żona"
Aneta Prymaka: Teatr Bardzo Brytyjski na szczęście nie jest aż tak brytyjski, żeby nie używać na scenie polskiego. Skąd bierze się ta Wasza brytyjskość i co oznacza?
Przemek Bluszcz z Teatru Bardzo Brytyjskiego: To pojawiło się dość nagle. Prawie rok temu we Wrocławiu były dni brytyjskie i ambasada potrzebowała spektaklu. Zaproponowano zrobienie czegoś grupie Wieczur Bluszcz Projektowanie Czasu i Przestrzeni, stworzonej ponad dwa lata temu przez aktorów teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy i znanej z niekonwencjonalnych działań teatralnych (nazwa wzięła się od nazwiska mojego i mojej żony - też aktorki - Anny Wieczur). Ucieszyliśmy się, bo sami myśleliśmy o spektaklu z najśmieszniejszych scen w sztukach Szekspira. Z fragmentów czterech komedii: "Dwaj panowie z Werony", "Sen nocy letniej", "Wieczór Trzech Króli" i "Jak wam się podoba" Krzysztof Kopka stworzył spektakl: "Kucharz, kochanek i żona piekarza". I do tego przedstawienia wymyśliliśmy nazwę "Teatr Bardzo Brytyjski".
Przygotowujemy zwykle dwa spektakle rocznie, a do każdego z nich wymyślamy inną nazwę naszego teatru. Spektakl "Mąż i żona", który pokażemy we wtorek, wystawiamy jako Teatr Mężów i Żon. Tak się składa, że są to dwa małżeństwa z naszej grupy.
Stworzyliście Wieczur Bluszcz Projektowanie Czasu i Przestrzeni, bo granie w teatrze im. Modrzejewskiej Wam nie wystarcza?
- Trochę nie wystarcza, choć robimy tam ciekawe, często niekonwencjonalne przedstawienia. Ale my wciąż poszukujemy nowej przestrzeni. Z większością aktorów z Wieczur Bluszcz studiowaliśmy na Wydziale Lalkarskim wrocławskiej PWST i wtedy wszystko się zaczęło. Zrobiliśmy Kubusia Puchatka dla dorosłych, pt. "O to chodzi, czyli chatka Puchatka". Później, już w teatrze im. Modrzejewskiej, wymyśliliśmy nietypową akcję reklamową dla "Koriolana" Szekspira. W Legnicy pojawiło się 7 tys. bochenków chleba ze zwyczajną nalepką producenta i obok - naszą, kolorową, z informacją o przedstawieniu i napisem "Lud chce chleba". Słowa te wypowiada jeden z bohaterów sztuki. Wydrukowaliśmy nalepki i dogadałem się zeznajomym piekarzem. Później organizowaliśmy zawody gry w kapsle, małe formy teatralne. Chcemy w ten sposób promować nasze myślenie o teatrze.
A co jest w tym Waszym spojrzeniu na teatr najważniejsze?
- Przede wszystkim nie boimy się eksperymentów. Różnie z nimi bywa, ale zwykle jest to świeższe i ciekawsze niż powtarzanie konwencji. Stawiamy na koncept i energię. Uwielbiamy Szekspira, bo facet świetnie pisał i jego teksty urzekają prostotą i ponadczasową mądrością. Ale gdy ktoś przyzwyczaił się do Szekspira w wersji BBC, nie robi to na nim żadnego wrażenia i nie dostrzega w tym głębszego sensu. Trzeba go wtedy jakoś obudzić, zadziwić.
Czasem jednak to dążenie do zadziwienia okazuje się gonieniem za efektem.
- Czasem tak, ale mam nadzieję, że nam udaje się przy okazji powiedzieć coś mądrego. Nas interesuje nie audiencja widza w teatrze, ale autentyczna z nim rozmowa. I ona jest możliwa. Owszem, niektórych czasem to szokuje. Niedawno "Koriolana" (gramy go w starych pruskich koszarach) oglądali Anglicy. Powiedzieli, że dla nich to szarganie świętości, bo Szekspir jest dla nich jak Biblia.
"Kucharz, kochanek i żona piekarza" - poniedziałek, godz. 19, "Mąż i Żona" - wtorek, godz. 19, Dolina Szwajcarska (u zbiegu Al. Ujazdowskich i ul. Chopina).
Wstęp: 12 zł.
"Kucharza, kochanka i żonę piekarza" wyreżyserował Krzysztof Kopka. Wystąpią: Joanna Gonschorek, Anna Wieczur-Bluszcz, Aleksandra May, Przemek Bluszcz, Tadeusz Ratuszniak, Sasza Sarzyński i Wojtek Gabary.
Gwiazdą spektaklu jest pies Lola Kosmos, który na początkowo miał się tylko pojawić, ale okazał się świetnym aktorem i rola się rozrosła. Zresztą odgrywa ważną rolę - dzięki Loli Kosmos poznają się główni bohaterowie naszej sztuki Piskorz i Anusia i zaczynają pałać do siebie uczuciem. To wokół problemów sercowych Piskorza i Anusi osnuty jest cały spektakl. Jest tu też akustyczna muzyka na żywo, w wykonaniu połowy zespołu Kura z Wrocławia.
Rozmawiała Aneta Prymaka
Gazeta w Stołeczna
23 lipca 2001
***
Przemysław Bluszcz
Życia nie prześpię
Z Przemysławem Bluszczem, aktorem Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy rozmawia Ewa Szczecińska.
Odpytujemy Przemysława Bluszcza, aktora Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy:
Pierwszy krok w chmurach...
- Zrobiłem w Tatrach. Wspięliśmy się z kolegą tak wysoko, że miałem je u stóp. Metafizyczne przeżycie.
Stawka większa niż życie...
- Co najmniej dwa życia są większą stawką niż jedno.
Czas apokalipsy...
- Film pod tym samym tytułem. Mam 10 lat i starszą kuzynkę, która skutecznie przekonuje biletera w kinie, że mam ukończone lat 12. Uwierzył, że legitymację zostawiłem w domu i wpuszcza nas na salę. Pierwszy raz w życiu wstrząsnął mną film. Połowę seansu spędziłem pod fotelem.
Wsiąść do pociągu byle jakiego...
- Cały ja: wsiadam do pociągu, zasypiam i przejeżdżam przystanek. Mój rekord to trzykrotne przespanie stacji na trasie Brzeg - Legnica.
Przeminęło z wiatrem...
- Mam nadzieję, że komuna przeminie. Także z dusz i ludzkich umysłów.
Być albo nie być...
- Być.
Miłość ci wszystko wybaczy...
- Mam nadzieję.
Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie...
- Permanentnie. Zakręt to zmiana ciążenia, dobrze wpływa na ustrój.
Na dobre i na złe...
- Przyjaźnie.
W tak pięknych okolicznościach przyrody...
- Przyroda, na bosaka i na Valletta.
Mężczyźni wolą blondynki...
- To chyba plotki.
Przepraszam, czy tu biją...
- Były moje osiemnaste urodziny i wieczorem kupowaliśmy alkohol w sklepie nocnym. Upojeni wskoczyliśmy na dach przystanku. Przyjechała milicja, zrobiła akcję jak w amerykańskim filmie, a my na drugi dzień mieliśmy siniaki na tyłkach.
Pamiętam ciebie z tamtych lat...
- Miałem pięć lat i dostałem od dziadka Józka tzw. pukawkę. Prezent bardzo mi drogi, nie rozstawałem się z nim. Jechałem na rowerze i trzymałem ją w ustach. Upadłem i przekuła mi podniebienie. Krew lała się litrami. Podniebienie mi zszyli i zostałem aktorem.
Jesteś idolem, wielbi cię tłum...
- I co z tego?
Przemysław Bluszcz - trzydziestopięcioletni absolwent wrocławskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Od 1997 roku jest aktorem legnickiego Teatru im. Modrzejewskiej. W 2001 roku w Zabrzu na I Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość Przedstawiona" i na 42. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych otrzymał nagrody za rolę Benka Cygana w "Balladzie o Zakaczawiu". Sztuka doczekała się ekranizacji telewizyjnej. W dwóch kolejnych sezonach artystycznych (1999/2000 i 2000/2001) najlepszy aktor w konkursie Żelaznej Kurtyny. Jednym z jego największych sukcesów było zdobycie w 2004 roku nagrody za najlepszy debiut aktorski za film "W dół kolorowym wzgórzem" na XXIX Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Film ten otrzymał na festiwalu główną nagrodę, czyli Złote Lwy, za najlepszą reżyserię. Jest żonaty i ma dwójkę dzieci. Żona, Anna Wieczur-Bluszcz, wyreżyserowała ostatnio sztukę "Deszcze", w której Przemysław zagrał główną rolę.
Ewa Szczecińska
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
19 sierpnia 2005
Przemysław Bluszcz
Ważniejsze daty:
1970 - Data urodzenia (Piotrków Trybunalski)
1995. 05. 26 - Debiut teatralny (w roli Atosa w "Trzech muszkieterach" Aleksandra Dumasa w reż. Jacka Głomba na scenie Teatru Dramatycznego w Legnicy)
1996 - Wykształcenie - rok ukończenia studiów (Wydział Lalkarski PWST we Wrocławiu)
1998 - Nagroda (nagroda Nszej Kapitułu (ludzi kultury związanych w Teatrem Dramatycznym w Legnicy))
1999 - Nagroda ("Złota Kurtyna")
2000 - Nagroda ("Żelazna Kurtyna", nagroda dla najpopularniejszego aktora Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy)
2001 - Nagroda ("Żelazna Kurtyna" dla najlepszego aktora Teatru im. Modrzejewskiej w sezonie 2000/2001)
2001 - Nagroda (nagroda jury za rolę Benka Cygana w "Balladzie o Zakaczawiu" w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy na I Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu)
2001 - Nagroda (nagroda Regionalnej TV 3 we Wrocławiu za rolę Benka Cygana w spektkalu "Ballada o Zakaczawiu" w Teatrze im.Modrzejewskiej w Legnicy)
2002 - Nagroda (wyróżnienie za rolę Benka Cygana w "Balladzie o Zakaczawiu" w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy na XLII Kaliskich Spotkaniach Teatralnych)
2002 - Odznaczenie (Brązowy Krzyż Zasługi)
Aktor. W latach 1997-99 występował w Teatrze Dramatycznym w Legnicy. Od 1999 roku aktor Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy.
Filmografia
2003 LOKATORZY Obsada aktorska,
2003 ŚWIĘTA POLSKIE Obsada aktorska (uczestnik blokady),
2003 TAK CZY NIE? Obsada aktorska (Leszek Rybicki, człowiek Dembickiego),
2003 ZAGINIONA Obsada aktorska ("biznesmen" przejmujący firmę Tokarskiej),
2004 CZWARTA WŁADZA Obsada aktorska (Stefan, członek bandy),
2004 FALA ZBRODNI Obsada aktorska (Maciej Kilkowski "Kikus"),
2004 W DÓŁ KOLOROWYM WZGÓRZEM Obsada aktorska (Tadek),
2005 BOŻA PODSZEWKA. CZĘŚĆ DRUGA Obsada aktorska (milicjant),
2005 JESTEM Obsada aktorska (policjant),
2005 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (Paweł Zagórny, szef Kusego),
2005 ODA DO RADOŚCI Obsada aktorska (Zbyszek, szef Wiktora),
2005 SKAZANY NA BLUESA Obsada aktorska (Leszek Martinek, menadżer "Dżemu"),
2005 WIEDŹMY Obsada aktorska ("Styk"),
2006 MROK Obsada aktorska,
2006 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (Paweł Zagórny, szef Kusego),

W doł kolorowym wzgórzem:




ballada.jpg)
bluszcz2.jpg)
bluszcz.jpg)
PROWINCJONALNY MAFIOSO
- Teatr daje ten rodzaj bezpieczeństwa, który pozwala mi na swego rodzaju bezkompromisowość: naprawdę nie muszę rozpychać się łokciami - mówi PRZEMYSŁAW BLUSZCZ, aktor Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy.
Przemysław Bluszcz zadebiutował na dużym ekranie w filmie "W dół kolorowym wzgórzem". Gra Tadka, małomiasteczkowego bandziora, o którym mówi, że to ktoś z nas: połączenie papieru ściernego i mydła.
Z Przemysławem Bluszczem rozmawia Łukasz Maciejewski:
Tadek, prowincjonalny demon-kusiciel z filmu "W dół kolorowym wzgórzem" Przemysława Wojcieszka, jest, w Twojej interpretacji, postacią bardzo niejednoznaczną.
- A kto z nas jest jednoznaczny? Tadek to połączenie papieru ściernego i mydła, ktoś z nas.
...Polak?
- No, tak - taki Polak. Bardzo zły i jednocześnie chwilami dobry. Porywczy, zazdrosny, ambitny - tę wyliczankę narodowych cnót i przywar moglibyśmy ciągnąć bardzo długo. Tadek jest modelowym wręcz przykładem postawy, w której myślenie będzie zawsze na dalszym miejscu, najważniejszy jest instynkt, emocje.
Dobrze znam tego Tadka: spotykam go w autobusach, w pubach. Zawsze mówi głośniej, zawsze jest na pierwszym planie. Chyba nie chciałbym się z nim zaprzyjaźnić.
- Problem polega na tym - i Przemek Wojcieszek świetnie to w filmie wygrał - że w naszym społeczeństwie obowiązuje ogólna przychylność dla takich typów. Niby media coś marudzą, ale tak naprawdę Tadków się u nas podziwia. Nikt Tadkowi nie powiedział, żeby zwyczajnie spier***ał. Że jest mendą i chamem. Nikt mu tego nie powiedział. A powinien.
Ta rola to Twój filmowy debiut. Jak trafiłeś do filmu?
- Zwyczajnie, z castingu. Przemek szukał partnera dla Darka Majchrzaka, w ten sposób dostałem rolę.
I zagrałeś tę rolę naprawdę doskonale. Aż żal, że polskie kino odkryło Cię dopiero teraz.
- Nie narzekam. Od lat spełniam się w teatrze legnickim, ale wielu twórcom filmowym wydaje się, że z Legnicy wszędzie jest za daleko.
Nie przesadzajmy, Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy ma nieprzerwanie znakomitą prasę: jest znany i podziwiany.
- Wydaje mi się, że dzięki charyzmie naszego "prezesa" - dyrektora Jacka Głomba - stworzyliśmy w Legnicy jeden z najlepszych zespołów teatralnych w kraju.
Niewiele o Tobie wiadomo. Świetne role teatralne w Legnicy, film Wojcieszka. I w zasadzie tyle.
- Nie jestem debiutantem, mam 34 lata, ale wydaje mi się, że ta długa droga zawodowa miała swój głęboki sens. To, że po skończeniu Wydziału Lalkarskiego PWST we Wrocławiu trafiłem do Głomba, do Legnicy, było szczęśliwym trafem. Aktorsko ciągle się tutaj rozwijam. Teatr daje ten rodzaj bezpieczeństwa, który pozwala mi na swego rodzaju bezkompromisowość: naprawdę nie muszę rozpychać się łokciami. A że film i telewizja przypomniały sobie o mnie akurat w takim momencie? Pozostaje tylko się cieszyć.
Pierwszy raz usłyszałem Twoje nazwisko przy okazji "Ballady o Zakaczawiu" - sławnego spektaklu Jacka Głomba przeniesionego potem do telewizji przez Waldemara Krzystka.
- Rzeczywiście, to była jedna z moich najważniejszych dotychczasowych przygód zawodowych. Grałem Benka Cygana, charyzmatycznego watażkę Zakaczawia - owianej złą sławą legnickiej dzielnicy. Spektakl miał rozmach - "Balladę" graliśmy w specjalnie zakomponowanej przestrzeni starego kina, wykorzystując stare kroniki filmowe, a nawet kawałek kultowego NRD-owskiego filmu o Winnetou. Niestety, kino trafił szlag, ktoś je próbował spalić, w końcu rozpadło się ze starości, i teraz nie mamy już gdzie grać "Ballady...".
Postać Benka nie była literacką fikcją. Legniczanie dobrze go pamiętają.
- Miejscowi widzowie często porównywali mnie do Genka Cygana, zmarłego tragicznie legnickiego kulturysty. Ale chyba nie byłem do niego podobny.
W "Skazanym na bluesa" Jana Kidawy-Błońskiego znowu zagrałeś autentyczną postać: Leszka Martinka, legendarnego menedżera Dżemu.
- Bardzo się ucieszyłem z tej propozycji. O ile w teatrze zdarza mi się bywać przyjemnym człowiekiem, o tyle w kinie czy w Teatrze Telewizji gram najczęściej potworów. A Martinek w "Skazanym na bluesa" jest po prostu normalnym, fajnym facetem, bez specjalnych obciążeń freudowsko-jungowskich. Kiedy ponad rok temu przechodziłem jedną z ulic w Katowicach, siedzący w ogródku piwnym z żoną pan Kidawa-Błoński zaczepił mnie, powiedział, że skądś mnie zna, i czy przypadkiem nie jestem aktorem? Od słowa do słowa, spotkanie przerodziło się w znajomość i dostałem rolę.
Jesteś w Legnicy gwiazdą?
- No coś ty - nie gram przecież na stałe w żadnym serialu.
"Prowincjonalny mafioso"
Łukasz Maciejewski
Film nr 3
28-02-2005
------------------------------------------------------------------------------------
AKTOR PROWINCJONALNY
Z PRZEMYSŁAWEM BLUSZCZEM, aktorem Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy, laureatem nagrody za najlepszy debiut aktorski na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni (za rolę w filmie "W dół kolorowym wzgórzem"), rozmawia Artur Kowalczyk z Trybuny.
"Jesteś aktorem Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Czy po uzyskaniu prestiżowej nagrody uciekniesz z prowincji?
- W ogóle o tym nie myślałem. Stworzyliśmy w Legnicy jeden z najlepszych zespołów teatralnych w kraju. Robimy dobre, naturalne sztuki. To teatr bliski ludziom, bliski życiu. Byłbym głupi, gdybym zrezygnował z czegoś, w co włożyłem tyle serca życia, pracy.
Ale legniccy aktorzy nie mają łatwego życia. Gracie prawie w ruinach. W każdej chwili może wam coś spaść na głowę. To, poza sztuką, także kaskaderstwo.
- Rzeczywiście trochę tak jest. Ale robimy to dla bardzo prostej idei. Naszymi spektaklami chcemy ożywić to miasto, a przede wszystkim ludzi. Wielu z nich nic się nie chce, a jeśli już - to uciekać gdzieś, bo tutaj nic nie można podobno zrobić. Moim zdaniem, można. Zachęcamy ludzi do myślenia, do pracy. Gramy w rynsztoku, który zżera grzyb. Ale w tym rynsztoku tli się życie i dlatego trzeba jak najmocniej dmuchać, aby nie zgasło. Nie mogę pojąć, dlaczego legniczanie wstydzą się swojego miasta, dlaczego młodzi ludzie stąd uciekają? To przecież piękne miasto, choć trzeba przyznać, że zaniedbane i zniszczone. Legnica jest ciągle tym pękniętym miastem, które nie może się pozbierać po transformacji ustrojowej.
Jednak czy nie wolałbyś pracować na wielkiej scenie i grać Słowackiego w Słowackim w Krakowie albo Hamleta w Narodowym w Warszawie? To jest kariera, to jest sukces.
- Legnica już od dawna nie jest miejscem, w którym aktorzy trafiali na przysłowiowe zesłanie. Tutaj jest wielu chętnych, żeby przyjść. Ale jeśli będą takie propozycje,
o jakich wspomniałeś, to oczywiście chętnie skorzystam. Jednak jeżeli już Słowacki, to tylko taki twardo stąpający po ziemi, a nie bujający w obłokach.
Wschodząca gwiazda polskiego filmu ma już chyba sporo propozycji.
- Nie jest z tym tak dobrze. Pracuję teraz w dwóch filmach. Jeden to Skazany na bluesa o Ryśku Riedlu i Dżemie, a drugi to film Sławka Fabickiego pod tytułem Wesołe miasteczko. Jednak te dwie rzeczy zacząłem robić jeszcze przed otrzymaniem nagrody. Teraz powoli też coś się pojawia, są nowe propozycje. Zobaczymy, co z nich wyjdzie.
Pewnie wkrótce zaczniesz pojawiać się w ogólnopolskich gazetach. Na razie niewiele o Tobie wiemy.
- Mam żonę, która jest aktorką i znakomitym reżyserem Mam dwóch synów - czteroletniego Iwo i sześcioletniego Borysa. I pracuję w teatrze. To chyba na razie tyle.
Dziękuję za rozmowę."
"Aktor prowincjonalny"
Artur Kowalczyk
Trybuna nr 227
27-09-2004
------------------------------------------------------------------------------------
DEBIUTUJĘ W WIEKU 34 LAT...
PRZEMYSŁAW BLUSZCZ, aktor Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, otrzymał nagrodę za najlepszy debiut na XIX Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
"Nagroda prezydenta miasta Gdyni przypadła mu za rolę w filmie W dół malowanym wzgórzem Przemysława Wojcieszka, którego wyróżniono za najlepszą reżyserię.
Dyrektor najbardziej prestiżowego w Polsce Festiwalu Filmów Fabularnych odczytuje twoje nazwisko w Gdyni, a ty jesteś w Legnicy. Dlaczego?
- Dowiedziałem się o tym przed chwilą. Właśnie zainaugurowaliśmy tegoroczny sezon w Teatrze Modrzejewskiej. Zaczęliśmy od Szawła. To się nawet dobrze składa, bo w tej sztuce gram św. Pawła i mówię widzom naszego teatru o miłości. Rola, w którą wcieliłem się w filmie Przemka Wojcieszka, też mówi o miłości, tylko takiej troszkę krzywej i potłuczonej. A w Legnicy mówię o miłości czystej, która ma zmieniać życie. Obie kreacje fajnie się uzupełniają...
Wielu ludzi w Polsce zna cię głównie z filmowej adaptacji Ballady o Zakaczawiu. Oprócz tego można cię było zobaczyć przynajmniej w kilku produkcjach telewizyjnych. Tymczasem nagrodę otrzymałeś za debiut filmowy. Nie ma w tym ironii?
- Nie. Filmowego debiutu tak naprawdę nigdy nie miałem. Ballada o Zakaczawiu to przede wszystkim dobry teatr. W pozostałych obrazach grałem role drugoplanowe. Natomiast do tej pory nie miałem okazji zagrać w polskim filmie. Jak większość aktorów z tzw. prowincji. Żeby się dopchać do kina polskiego, trzeba mieć mocne plecy i mocne siedzenie. Nigdy mi na tym specjalnie nie zależało. Dobrze, że debiutuję w wieku 34 lat... (śmiech). Ale cieszę się, że ta rola została dostrzeżona, bo pracę z Przemkiem Wojcieszkiem zaliczam do wyjątkowo udanych.
Świadczy o tym choćby nagroda dla Przemysława Wojcieszka za reżyserię W dół malowanym wzgórzem. O czym jest ten film?
- To jest historia mocno zakotwiczona w rzeczywistości południowo-zachodniej Polski. Pokazuje przyjaźń kilku chłopaków. Jeden z nich wychodzi z więzienia, a drugi pomaga mu wrócić do normalnego życia. Pojawia się również kobieta i miłość, która wszystko komplikuje. W tej opowieści kreuję taką... troszkę ciemną postać, w której - mam nadzieję - widać spory kawałek człowieka.
Wiadomość o tym, że dostałeś nagrodę za udział w filmie dopadła cię na teatralnych deskach. Gdzie się będziesz teraz częściej pojawiał - na ekranie czy na deskach?
- Swoją przyszłość wiążę i z filmem, i z teatrem. Wbrew pozorom nie widzę istotnej różnicy między tymi typami aktorstwa. Wychowałem się na teatrze, gram w teatrze, ale gram również w filmie. Od pewnego czasu pracuję nad kolejnym nowym obrazem. Wkrótce weźmiemy się również za własną realizację filmu. Chcę być tam, gdzie są wartościowe projekty.
Ludzie, którzy w tej chwili odbierają nagrody w Gdyni, mają swoje pięć minut w blasku jupiterów. Co ty byś powiedział ze sceny?
- Dedykuję ten sukces całemu zespołowi Teatru im. Heleny Modrzejewskiej. To w nim nauczyłem się właściwie wszystkiego, co umiem. Dziękuję naszemu prezesowi Jackowi Głombowi i wszystkim ludziom z naszego miasta. Bo w pewnym sensie jest to też nagroda dla Legnicy.
Dziękuję za rozmowę."
"Bluszcz podbił Gdynię"
Andrzej Andrzejewski
Konkrety nr 39/22.09.
24-09-2004
-------------------------------------------------------------------------------------
NIGDY NIE ZAGRAM W REKLAMIE!
34-letni Przemysław Bluszcz zagra w legnickim teatrze rolę Szawła w wielkanocnym przedstawieniu pod tym samym tytułem. - Szaweł to energetyczna postać. Mam nadzieję, że ze mnie też coś takiego wypłynie - mówi aktor.
Bluszcz zasłynął rolą Benka Cygana w "Balladzie o Zakaczawiu". Zagrał charyzmatycznego watażkę jednej z dzielnic Legnicy owianej złą sławą. Wziął na siebie dużą odpowiedzialność, bo widzowie porównywali go do pierwowzoru postaci - Gienka Cygana, zmarłego tragicznie legnickiego kulturysty.
Ludzie zaczęli rozpoznawać aktora na ulicy po tym, jak Waldemar Krzystek przeniósł spektakl na srebrny ekran. Zauważyła go wtedy Izabela Cywińska, która powierzyła mu rolę we własnym telewizyjnym spektaklu "Marilyn Mongoł". Telewizyjny epizod miał także w filmie "Zaginiona". Zarzeka się, że nigdy nie zagra w reklamie.
Bluszcz jest gwiazdą legnickiego teatru, ale do pracy - jak większość aktorów - przyjeżdża na rowerze, ze słuchawkami na uszach i walkmanem zatkniętym przy pasku od spodni.
Przemek jest mężem Anny Wieczór-Bluszcz, reżyserki i aktorki teatralnej, grał w jej spektaklach. Razem występowali na deskach legnickiego teatru, między innymi w "Mężu i żonie" według Aleksandra Fredry. Państwo Bluszczowie mają dwóch synów: sześcioletniego Borysa i czteroletniego lwa.
"Mąż swojej żony"
(MAM)
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska nr 81
05-04-2004
-------------------------------------------------------------------------------------
I artykuł
DEBIUTANT PRZEMYSŁAW BLUSZCZ
PRZEMYSŁAW BLUSZCZ z Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy nie mógł jechać na galę festiwalu [polskich filmów fabularnych] do Gdyni. W sobotę [18 września] grał tytułową rolę Szawła w sztuce wystawianej na otwarcie sezonu legnickiego teatru.
O przyznaniu mu nagrody Prezydenta Gdańska (10 tys. zł) za najlepszy debiut aktorski dowiedział się tuż po przedstawieniu. Aktor zagrał Tadka w [filmie] W dół kolorowym wzgórzem Przemysława Wojcieszka, który zdobył na festiwalu jedną z głównych nagród: za reżyserię.
Przemysław Bluszcz pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego. Na deskach legnickiego teatru gra od ośmiu lat. Jest jednym z jego najbardziej cenionych aktorów. Na szklanym ekranie mogliśmy go już oglądać w telewizyjnej dwójce w TVP, w filmowej adaptacji Ballady o Zakaczawiu. W dół kolorowym wzgórzem to pierwszy film fabularny, w którym zagrał.
- Trochę to zabawnie brzmi: debiut w wieku 34 lat - uśmiecha się Przemysław Bluszcz. - Nagroda bardzo mnie cieszy. Tym bardziej że naprawdę jestem zaskoczony tym sukcesem. Obecnie w studiu telewizyjnym w Poznaniu powstaje zapis sztuki Wesołe miasteczko [w reżyserii Sławomira Fabickiego] z jego udziałem. Aktor wystąpi także w filmie o Ryszardzie Riedlu Skazany na bluesa, obok innego legniczanina Tomasza Kota. Zastrzega jednak, że dla filmu nie porzuci teatru.
(EWA)
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska nr 221
20-09-2004
-------------------------------------------------------------------------------------
Przemo,I love you
Przeniesiono z tematu Gościnnie występujący aktorzy
Przeniesiono z tematu Gościnnie występujący aktorzy
Uwielbiam gościa
Misja: dziwić ludzi
- Podstawową rzeczą, która mnie w Legnicy urzekła, było to, że Jackowi i nam wszystkim - o coś chodzi w robieniu teatru. Że ten teatr ma zmieniać: nas i widzów. Nie ma, że przychodzi się do roboty, tylko przychodzi się po to, żeby coś zmienić - mówi PRZEMYSŁAW BLUSZCZ, aktor Teatru im. Modrzejewskiej.
«Przemysław Bluszcz. Lat 36. Absolwent wrocławskiej PWST. Od 1997 r. - aktor legnickiego teatru. Laureat nagród teatralnych, m.in. za rolę Benka Cygana w "Balladzie o Zakaczawiu". I nagrody za najlepszy debiut aktorski w filmie "W dół kolorowym wzgórzem" na XXIX Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (2004). Znamy go z serialu "Na dobre i na złe". Jesienią zobaczymy go w roli komisarza Michała Grosza, bohatera serialu "Mrok". W Zielonej Górze oklaskiwaliśmy go tydzień temu podczas I Letniego Festiwalu Off Teatr w tytułowej roli "Szawła".
Ma pan już oferty grania w reklamach?
- Przychodzą jakieś propozycje udziału w castingach reklamowych, ale nie chcę na razie...
Czemu?
- Dopóki mogę się utrzymać z grania w teatrze, filmie, czy w telewizji, to tak jest fajnie. Chociaż nie potępiam grania w reklamie...
Czy to kwestia pieniędzy?
- Gdybym miał do spłaty jakiś kredyt za dom, pewnie bym się zastanowił. Ale też reklamowałbym coś, co jest zgodne z moim pomysłem na życie.
A pomysł na życie jest jaki?
- Starać się dziwić ludzi. To znaczy brać udział w projektach, w których jest szansa na to, żeby ludzi dziwić. Bardzo dawno temu usłyszałem od profesora, że słowo dziwić pochodzi ze starosłowiańskiego diwe. "Zdziwić się" znaczy tyle, co "zobaczyć Boga". Wydaje mi się to bardzo poważną misją.
Od dziesięciu lat realizuje ją pan w Legnicy. Czemu właśnie tam?
- Podstawową rzeczą, która mnie w Legnicy urzekła, było to, że Jackowi (mowa o Jacku Głombie, dyrektorze legnickiego teatru - dop. D. P.) - i nam wszystkim - o coś chodzi w robieniu teatru. Że ten teatr ma zmieniać: nas i widzów. Nie ma, że przychodzi się do roboty, tylko przychodzi się po to, żeby coś zmienić.
Jest w kraju kilka zespołów, które próbują was naśladować. Da się to zrobić?
- Myślę, że pewna idea Jacka - teatr wpisany w miasto, kształtujący je, głęboko w nim zakorzeniony, biorący z jego historii - jest unikalna. W tym sensie powtórzyć się jej nie da. Ale pewnie można próbować iść w tym kierunku.
Zostaliście wreszcie docenieni przez gospodarzy miasta. Co się stało? Zmieniła się władza?
- Nie. Być może miasto zrozumiało, że kiedy teatr stara się wypowiadać nawet na temat władzy, nic czyni tego, żeby komuś robić krzywdę, tylko żeby pobudzać do myślenia.
Ale wcześniej były rozliczenia i zakusy, by zwolnić dyrektora?
- To jest Polska właśnie... Polskie piekło, w którym uczestniczymy cały czas. Trzeba dużo samozaparcia, żeby to przetrzymać.
Do Zielonej Górze przyjechał pan z przedstawieniem "Szawla". Za chwilę telewidzowie zobaczą pana w serialu kryminalnym. Na jak długo komisarz Grosz zagości w naszych domach?
- Zrobiliśmy osiem odcinków, które ponoć mają pójść od października. Miała być kontynuacja. Ale zmieniła się władza w telewizji, więc nie wiadomo, czy będzie kontynuacja... Nie jestem specjalnie rozgoryczony, ani rozczarowany. Miałem okazję fajnej pracy z młodym reżyserem, Jackiem Borcuchem. Z fajnym człowiekiem od zdjęć, Michałem Englertem. Z fajną ekipą. Mogłem zagrać dużą rolę w serialu telewizyjnym. Spróbować czegoś innego...
Powie pan coś o komisarzu Groszu?
- To komisarz z zupełnie osobnego bieguna, niż policja w "Pitbullu". Myślę, że może się podobać ludziom, wychowanym na Chandlerze, na Agacie Christie.
Więcej kombinuje, niż strzela?
- I ma dosyć zdecydowany stosunek do świata.
"Mrok" pojawi się w październiku w telewizyjnej jedynce. W jaki dzień?
- W czwartki, o 20.15. Bo telewizja chce wrócić do tradycji Kobry.
Kiedyś dobrze było, by młody aktor startował na prowincji. Żeby dużo grać. Potem - tylko Warszawa, bo tam film i telewizja. A dziś? Myśli pan o przenosinach do stolicy?
- Nie wiem. Już trochę lat jestem w jednym miejscu. Sądzę, że rozwojowi człowieka służą zmiany. Tym bardziej, że mam rodzinę, która też się chce rozwijać. Ja się bardzo fajnie rozwijałem w Legnicy, zresztą cały czas to robię. Na początku września mamy dwie premiery, w których gram: "Otello" w reżyserii Jacka Głomba i Przemka Wojcieszka tekst pt. "Mój osobisty Jezus"; o Polsce "B" i dylematach człowieka, który po trzech latach więzienia próbuje wrócić do rzeczywistości.
Jakie miejsce do życia i pracy powinien dziś wybrać startujący w zawodzie aktor? Co by pan radził młodszym kolegom?
- Myślę, że podstawową rzeczą jest ufać sobie. Nie naśladować, nie kopiować tzw. mistrzów. Bo z mistrzami różnie bywa. Zwłaszcza dziś. Lepiej wsłuchiwać się w siebie. Dużo czytać. Dużo oglądać. Być otwartym. Bardzo otwartym na wszystko, co się dookoła dzieje. Nie tylko na sprawy związane ze sztuką, ale i na społeczne. Znaczy: wiedzieć, gdzie się jest, co się robi, skąd się jest. Znać swoją tożsamość. Myślę, że jeśli ktoś ma osobowość, wcześniej czy później się przebije, niezależnie od tego, gdzie mieszka.
Często słyszę od młodych aktorów z Warszawy, że aktor to człowiek do wynajęcia. Pan mówi o posłannictwie, o zadziwianiu ludzi, oni - o robocie, która jest, jak każda inna.
- Wracamy do pytania z reklamą. Nie zrobiłbym czegoś, co nie byłoby zgodne z moim systemem wartości. Bo zawsze jest tak, że jak się raz zeszmacisz, nawet dla dużych pieniędzy... to potem już leci. Łatwo wejść do tej wody. I później z niej nie wychodzić. Na szczęście decyzja, czy chcę w czymś wziąć udział, zawsze zależy ode mnie.»
"Misja: dziwić ludzi"
Danuta Piekarska
Gazeta Lubuska nr 182/05/06.08.06
08-08-2006
--------------------------------------------------------------------------------
Miejmy nadzieję,że widzowie docenią tego szalenie zdolnego aktora
Fotki z odcinka 259 „Gorączkowa noc”

Fotki z odcinka 260 – „Wszyscy za jednego”
jak zwykle wklejam jedno na zachętę, a pozostałe w linku

http://www.rogepost.com/dn/fza6/Pawel.rar
świetny aktor, naprawdę świetny
miałam okazję widzieć go na żywo
jeszcze lepszy niż w serialu
a dzisiaj w odcinku wymiękłam przy tej scenie
[img]http://img252.imageshack.us/img252/4190/pawel31jg4.jpg [/img]
super to było
Mam nadzieję,że nie zniknie tak szybko z serialu



to zdaje się ze "Skazanego na bluesa"
fajny aktor z Pana Przemka, a w dodaku diabelnie podobny do mojego szwagra
Znaczy się to jest zdjęcie z konferencji prasowej bodajże
A aktor...tak,świetny
Grałem bez łopaty
- Dobrze się czułem w tej roli, bo to jedno z moich marzeń, odtwarzać postać detektywa Marlowe'a, bohatera z mojej młodości. Komisarz Michał Grosz ma wiele z tej postaci. Jest zdecydowany, szorstki i ma twardy charakter - mówi PRZEMYSŁAW BLUSZCZ, aktor Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy, o swojej roli w serialu kryminialnym TVP "Mrok".
«Rozmowa z Przemysławem Bluszczem [na zdjęciu z Michałem Aniołem], odtwórcą głównej roli w serialu "Mrok":
Do tej pory był Pan znany z roli przestępcy w "Balladzie o Zakaczawiu" i przedsiębiorcy z "Na dobre i na złe". Teraz gra Pan policjanta. Ciężko było po drugiej stronie?
- Nie, wręcz przeciwnie. Dobrze się czułem w tej roli, bo to jedno z moich marzeń - odtwarzać postać detektywa Marlowa, bohatera z mojej młodości. Komisarz Michał Grosz ma wiele z tej postaci. Jest zdecydowany, szorstki i ma twardy charakter.
Trochę jak porucznik Borewicz...
- Ten film niczego nie naśladuje, ani serialu "07 zgłoś się", ani amerykańskich produkcji. To film osadzony w realiach dzisiejszej Warszawy i ma swój własny styl. Przede wszystkim podoba mi się, że nie ma w nim łopaty i skłania widza do intelektualnej zabawy. Zrobiony przede wszystkim za małe pieniądze i w krótkim czasie. Budżet miał na przykład trzy razy mniejszy niż serial "Oficerowie". W takich warunkach mogli go zrobić tylko tacy entuzjaści jak Jacek Borcuch. To reżyser, który lubi to, co robi i nie jest zwyczajnym wyrobnikiem. Myślę, że dlatego też tak dobrze mi się grało w filmie.
A nie ma Pan tremy przed emisją w telewizji?
- Oczywiście, że mam, jak przed każdą premierą. Ciekawi mnie, jak zareagują widzowie.
Cały czas mówi Pan "film", a przecież "Mrok" to ośmioodcinkowy serial.
- Bo nie przypomina on żadnej telenoweli, jakie znam z telewizji. Zrobiono go filmowymi metodami, a część informacji, jakie padają w dialogach, uzupełnia akcja.
Porównania z serialem "07 zgłoś się" będą nieuchronne. Występuje w nim przecież Bronisław Cieślak. Jak Panu się z nim grało?
- Nie no, fajny facet, przesympatyczny, świetnie się czuje za kamerą. Rola, jaką grał, czyli mojego szefa, mogłaby być kontynuacją Borewicza, ale po weryfikacji. To zresztą jedyna znana twarz w filmie. Borcuch zresztą szukał nieznanych twarzy.
I dlatego wybrał Pana? A serial "Na dobre i na złe", a rola w "W dół kolorowym wzgórzem"?
- Ludzie mają tyle kanałów w telewizorze i tyle pilotów, że nie podejrzewam, by mnie akurat kojarzyli.
Przemysław Bluszcz, aktor Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. Filmografia: seriale: "Lokatorzy", "Święta polskie", "Zaginiona", "Czwarta władza", "Fala zbrodni", "Boża podszewka", "Na dobre i na złe", "Wiedźmy", "Mrok" (główna rola), filmy: "Skazany na bluesa", "W dół kolorowym wzgórzem", "Jestem".»
"Grałem bez łopaty"
Tomasz Woźniak
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska nr 277/28.11.
29-11-2006
Lubię go coraz bardziej.To taki mądry człowiek Szkoda,że w NDINZ już się nie pojawia...