Weronika Rosati
Rap_fans
Weronika Rosati
miejsce urodzenia: Warszawa, Polska
data urodzenia: 1984-01-09
Córka dyplomaty Dariusza Rosatiego i projektantki mody Teresy Rosati. Tańca i akrobatyki uczyła się w teatrze Buffo (1998-2002). Zadebiutowała na dużym ekranie w 2000 roku jako Niki w filmie "Klasa na obcasach". W latach 2002-2003 była studentką w Prywatnej Szkole Aktorskiej państwa Machulskich. Od 2003 roku studiowała na Wydziale Aktorskim PWSFTviT w Łodzi. Obecnie mieszka w Nowym Jorku i uczy się w szkole aktorskiej Lee Strasberga.
aktorzy:
2006: Bezmiar sprawiedliwości
2006: Inland Empire
2005: Pitbull - serial jako Dżemma
2005: M jak Miłość, czyli poznajmy się jako ona sama
2004: PitBull jako Dzemma
2003: Tak czy nie? jako Basia Barniłowska, córka Jerzego
2002: Samo życie jako uczennica CVIII Liceum Ogólnokształcącego
2001-2002: Marzenia do spełnienia jako Weronika, koleżanka Matyldy
2000-2005: M jak Miłość jako Ania
2000: Klasa na obcasach jako Niki
1999: Czas ucieka (Aau chin) jako Zakonnica
aktorzy (gościnnie):
2003-2005: Czego się boją faceci, czyli seks w mniejszym mieście jako Listonoszka Dominika
2002: As jako Matylda Roszak
Młodość, uroda, talent. Rok temu wyjechała do Nowego Jorku, by zamieszkać z narzeczonym Mariuszem Maxem Kolonko i studiować w prestiżowej szkole aktorskiej. W przerwie semestralnej przyjechała do Warszawy, by zagrać w „Pitbullu.” Czy łatwo jest żyć między Ameryką a Polską?
– Byłaś studentką renomowanej łódzkiej Filmówki. Dlaczego wyjechałaś do Ameryki?
Aktorstwo nie zna granic, a ja jestem na takim etapie w moim życiu, że szukam nowych ról i propozycji. Aby wyjechać, poprosiłam o urlop dziekański w szkole. Chodzę do szkoły aktorskiej Lee Strasberga, do której uczęszczała Angelina Jolie, Scarlett Johansson i Al Pacino. Inaczej niż w Polsce uczą tam metodą Stanisławskiego, polegającą na całkowitym wcielaniu się w rolę, co mnie zawsze fascynowało.
– To co robisz w Polsce?
Widzisz te tipsy? Akurat mam przerwę międzysemestralną i nagrywam kolejne sceny do serialowej wersji „Pitbulla”, która ukaże się jesienią w TVP2. Te ciemne włosy i czarne brwi też są częścią roli. Dziś znowu szlifowała mój ormiański akcent rodowita Ormianka. Poza tym w kraju nagrałam, już po raz drugi, telewizyjną reklamę kosmetyku.
– Widziałam, reklamujesz szampon. To takie ważne?
Chcą mnie, a nie kogoś innego i płacą mi za to. Zauważ, że w takich reklamach grają aktorki światowego formatu, jak Charlize Theron czy Salma Hayek. Pomagam też mamie uruchomić nową linię kolekcji „Veronika Style”. W butiku mojej mamy kobiety będą mogły kupić rzeczy, które ja lubię nosić.
– Porozmawiajmy o USA, dokąd wrócisz jesienią. Studio Lee Strasberga to bardzo droga szkoła?
Szkołę wybrałam sama, sama na nią zarobiłam. Czy wiesz, że pierwszy raz wysłałam do tej szkoły papiery, kiedy miałam 10 czy 11 lat? Potraktowali mnie poważnie, przysłali mi kilka katalogów z pełną informacją o wykładowcach. Przezornie nie napisałam, ile mam lat.
– Masz za sobą semestr szkoły. Jesteś tak zachwycona, jak na początku?
Jest fantastycznie. W Polsce ten, kto wybija się ponad przeciętność, ma trudniej. A tam wszyscy nastawieni są na odkrywanie talentów, znajdowanie osobowości. Nauczyciele mobilizują, zachęcają, nie dołują. Słabszemu pomagają, dając więcej pracy. Zajęcia trwają od rana do wieczora, nawet do 22.00.
– Podobno mówisz po francusku jak rodowita Francuzka. A angielski?
We francuskim mam idealny akcent, ale zdarza się, że brakuje mi słów. Przez pięć lat chodziłam do francuskiej szkoły w Szwajcarii. Nie było zmiłuj, musiałam się w tym języku uczyć, czytać, rozmawiać, rozumieć. Angielski znam lepiej, bo go zawsze uwielbiałam. Mnóstwo czytałam w tym języku, zewsząd ściągałam lektury, książki i dramaty anglosaskie – od Szekspira i Showa po powojenne dramaty amerykańskie. Albee, Miller,
O’Neill, a przede wszystkim Williams. To daje rezultaty. Na zajęciach z wymowy, w których uczestniczą sami cudzoziemcy w mojej szkole, jestem jedną z osób o najlepszym akcencie amerykańskim.
– Dużo tekstów musisz się w szkole uczyć na pamięć?
Mogę, ale nie muszę. Przygotowałam wcześniej kilka ukochanych scen, których wyuczyłam się dla własnej przyjemności. To składanka różnych ról Vivien Leigh, Elizabeth Taylor, na przykład główna rola z „Kto się boi Virginii Woolf”. Każdy sam wybiera teksty i gra je, jak czuje. To cudowne, bo można improwizować. Bez paraliżujących ograniczeń w stylu: „Przed tobą grała to Elizabeth Taylor”. Ostatnio zagrałam scenę z głównej roli w „Kotce na rozgrzanym blaszanym dachu”. Pochwalił mnie Paul Calderon, który zagrał między innymy w „Pulp Fiction”, i nawet mój nauczyciel, który miał do tej pory ze mną problem, jako z Polką.
– Może jakaś nasza rodaczka go kiedyś skrzywdziła?
Niewykluczone, ale nawet on po moim występie powiedział: „Masz ogromny talent, dziewczyno”, czego nigdy nie usłyszałam w żadnej polskiej szkole. Owszem, także Andrzej Kostenko, Ryszard Bugajski, profesor Jan Machulski, Wojtek Malajkat, którzy uczyli mnie aktorstwa, a więc znali moje możliwości, mówili mi: „Nadajesz się do tego zawodu, rób to dalej”. Takie słowa dają wiarę w siebie. Tak samo było z Patrykiem Vegą.
– Jak reżyser „Pitbulla” trafił do Ciebie?
Zadzwonił do mnie głęboko przekonany, że ja i tylko ja nadaję się do roli młodej Ormianki – córki szefa mafii, dziewczyny z półświatka, samotnej, ale wrażliwej i z charakterem, która handluje wódką na stadionie. Pewnym sukcesem był także udział w fabularyzowanym dokumencie o Davidzie Lynchu. Zagrałam w nim zjawę, która „istnieje” tylko w głowie Lyncha. Graliśmy w fabryce w Łodzi na 30-stopniowym mrozie. Byłam w przezroczystej koszuli. Reżyser rozebrał się do T-shirta, żeby było mu tak samo zimno, jak aktorom. Natomiast podczas Camerimage zagrałam w projekcie „Klaps” Sławomira Idziaka.
– Spotykasz na swojej drodze wielkich świata filmu...
Największe wrażenie zrobiło na mnie spotkanie z jednym z moich ulubionych reżyserów – Martinem Scorsese. Okazało się, że znał filmy Munka, Hasa, Wajdy, podziwiał „Faraona” Kawalerowicza. Dzięki Janowi Kaczmarkowi, polskiemu kompozytorowi – laureatowi Oscara, dostałam zaproszenie na 25-lecie wytwórni filmowej MiraMax. To oni mają w swej „stajni” między innymi Leonardo DiCaprio, Cate Blanchett, których miałam okazję poznać. Więc stałam wśród tych gwiazd i rozmawiałam z Martinem Scorsese... Inni czekali, myśląc, że jestem kimś ważnym z biznesu, a my dyskutowaliśmy o filmach. Uwielbiam takie chwile. Są jak sen na jawie. Są inspiracją, cudem, który sprawia, że brnę dalej w moje marzenia. W księdze Eklezjasty spopularyzowanej hitem „The Birds” jest między innymi napisane alegorycznie, że jest czas na cierpienie i czas na spełnienie. W istocie teraz, po cierpliwym dążeniu do celu, wyrzeczeniach, moje życiowe marzenia się wreszcie spełniają.
– Także prywatnie?
Tak, jestem szczęśliwą kobietą. Jestem kochana i mogę być z osobą, którą darzę uczuciem.
– Dlaczego jednak w słowach zakochanej wyczuwam cień smutku?
Bo uważam, że życie przynosi w ogóle więcej cierpień niż radości. Miałam przez większość życia przykre momenty, choć to pewnie trudne do uwierzenia. Nic mi samo z nieba nie spadło. Całe życie pracowałam na to, co teraz mam.
– Często aktorki zakochują się w reżyserach, aktorach i dyrektorach teatru…
Faktycznie, w tym zawodzie łatwo się zakochać, bo bazuje na emocjach. Aktorstwo polega na pewnym otwieraniu się, ale ja nie chcę łączyć jednego z drugim. Kiedyś przyjaźniłam się z fascynującym, starszym ode mnie mężczyzną o światowej sławie w świecie filmowym. Gdybym ci powiedziała, o kogo chodzi i wymieniła nazwisko, spadłabyś z krzesła. Ale to nie była miłość, a platoniczna fascynacja, przede wszystkim intelektualna. Jednak nie chciałam przekraczać granicy bezinteresownej przyjaźni, bo nie uznaję takich „kompromisów” w życiu. Dobrze wiem, co znaczy dla mnie miłość i umiem ją cenić.
– Czy pobyt w Nowym Jorku zmienił styl Twojego życia?
Zawsze żyłam na wysokich obrotach. W klasie maturalnej biegałam na zajęcia do teatru Machulskich, do Buffo, na języki, na basen i na siłownię. Przyzwyczaiłam się do takiego życia, potrafię się zmobilizować. Aktorstwo to moja pasja. Więc jak robi się coś, co daje efekty i sprawia przyjemność, wstać jest łatwiej. A wstaję bardzo wcześnie, bo między 6.00 a 7.00, chodzę spać późno, o 2.00–3.00. Na szczęście jest weekend, a weekend to w Ameryce świętość, czas przeznaczony wyłącznie dla rodziny. Biegamy wtedy z Maxem po teatrach na Broadwayu.
– A więc „chwilo trwaj”?
Jestem osobą, która ma wszystko zorganizowane, zaplanowane i dokładnie wie, czego chce. Ale wiem, że będzie, co ma być, bo przeznaczenie też się wtrąci. Staram się więc żyć w zgodzie nie tylko z moimi zasadami, ale i wiarą. Nauczyłam się cieszyć chwilą.
– Jest proza i poezja życia, wielka miłość i codzienność: pranie, zmywanie, gotowanie...
Gdy jest się szczęśliwym, te wszystkie zajęcia są przyjemnością. Zwłaszcza jeżeli się mieszka z ukochaną osobą i robi się je wspólnie.
– Kiedy się mieszka samemu, można sobie pozwolić na bałagan. Tu się rzuci bluzkę, tam buciki.
Się zostawi, się rozrzuci, a potem się posprząta… Max wie jednak, jak ze mną postępować w takich sytuacjach.
– Wyrzuca buty przez okno?
Wręcz przeciwnie. Gdyby wyrzucił, zostawiłabym następnego dnia kolejnych dziesięć par, bo… taka jestem. Max podchodzi do mnie i oficjalnym, ale bardzo miłym tonem mówi: „Weroniko, czy mogłabyś posprzątać swoje buty z łazienki? Proszę, bo nie mogę przejść”. No i co ja mam wtedy zrobić? Idę i sprzątam.
Rozmawiała LILIANA ŚNIEG-CZAPLEWSKA
Zdjęcia Piotr Porębski/ Metaluna
Stylizacja Jola Czaja,
makijaż Tomek Kocewiak D’Vision Art dla Lancôme,
fryzury Atelier fryzjerskie Leszka Czajki,
scenografia Ewa Iwańczuk,
produkcja sesji Elżbieta Czaja
Urodziła się w 1984 roku. Debiutowała w filmie "Klasa na obcasach" w roli Niki. (2000). Potem zagrała także w "Marzeniach do spełnienia"(2001), "Asie" (2002), "Samo życie" (2002).
Ja nie dostrzegam w niej nic... Ani talentu, ani osobowości
Jedyne czym może się poszczycić to status społeczny i znajomości, ale to nie jest zasługa jej, tylko jej rodziców...
Nie chcę oczywiście obrażać jej fanów, bo każdy może mieć przecież inne zdanie
zgadzam się z wami ,ona gra bardzo sztucznie
ja jej nie znoszę. Wkurzam się jak ją widzę. Po prostu działa mi na nerwy i nawet nie wiem dalczego. No i na pewno nie jest ładna
Ja bardzo nie lubię Weroniki Rosatii, ona źle na mnie działa
Ja nie dostrzegam w niej nic... Ani talentu, ani osobowości
Jedyne czym może się poszczycić to status społeczny i znajomości, ale to nie jest zasługa jej, tylko jej rodziców...
Nie chcę oczywiście obrażać jej fanów, bo każdy może mieć przecież inne zdanie
Też jej nie lubię, robi karierę dzięki wpływowym rodzicom, widziałam kilka wywiadów z nią przeprowadzanych, nie wykazała się zbytnią błyskotliwością, no i ten jej image - boże jak ona wygląda, robi się na młodą Sophie Loren, a wychodzi z niej .......... nie tego nie powiem.
Ten jej głosik.
Oh, ah...
Słodziutka
Aż chcę się wymiotować
o tak ten jej słodziutki głosik
a bez tej tony makijażu napewno jest okropna
To po mojej opinii będzie śmiesznie, bo ja ją - uwaga, uwaga - ... lubię! Faktycznie, nie ma jakiegoś wybitnego talentu, ale w "Pitbullu" była całkiem niezła. Czy bez makijażu jest ładna czy brzydka?? Nie wiem, aż tak dobrej wyobraźni by to rozstrzygnąć nie mam
A wogóle to ona jest aktorką?
Poza nazwiskiem Tatusia nie ma nic...
o tak ten jej słodziutki głosik
a bez tej tony makijażu napewno jest okropna
no wlasnie ten jej makijaz moim zdaniem za bardzo sie maluje jak jakas stara baba
A wogóle to ona jest aktorką?
Poza nazwiskiem Tatusia nie ma nic...
no akurat jeśli mowa o aktorstwie to chyba bardziej pomaga jej nazwisko mamusi a nie tatusia
Znalazlam kilka zdjatek
Jak ją widzę to mam ochotę wyrzucić telewizor przez okno. Ostatnio czytałam gdzieś, że razem z tym swoim narzeczonym chcą kupić dom w Kaliforni, żeby mogła robić karierę w Hollywood. Rzeczywiście jeszcze tam tylko "takiej gwiazdy" brakuje. Duży tupet, zero talentu,. Nie mówiąc już o tym, że przez te kilogramy tapety wygląda jak własna babka
no nie, ale ojciec był ministrem i co by nie powiedzieć z aktorstwem to ma niewiele wspólnego, a mamusia jest projektantką mody
Obie Panie wypłynęły na nazwisku i stanowisku Pana Rosatiego
Dokonań projektantki mody nie znam. Powie mi ktoś czy są większe niż sukcesy "aktorki"?
Tylko proszę nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków co do mojej sympatii dla polityków np. D. Rosatiego!
no z tego co wiem to dużo większe i to właśnie matka wypromowała Weronikę
Nie lubie jej i nie bede się na jej temat wypowiadać , szkoda słów... i nerwów
Strasznie jej nie cierpie...Z tego co widze to nikt jej tutaj nie lubi sie nie dziwie ze do Stanow uciekla
O, przepraszam - ja ją lubię! Ale ja w ogóle dziwny jestem, więc tą opinią bym się nie przejmował. Natomiast to, że jej tata był ministrem (chyba nawet dwukrotnym), członkiem RPP i europarlamentarzystą a matka jest projektantką mody to jeszcze jej w moich oczach nie dyskwalifikuje. Oczywiście, wiem że negujecie jej warsztat, ale mam wątpliwości czy nie patrzycie trochę przez pryzmat rodziców... Ale może się mylę
nie lubie tej paniusi
A gdzie zostawiła Kolanko?
heh dokladnie cos dawno jej z Maksem nie bylo widac tylko zawsze z mamusia
Jak ja jej nie lubię
Ja stale mam wrażenie, że ona jest brudna na twarzy ,
i że ma "kołtun" na głowie
A na tym ostatnim zdjęciu, to ma chyba trochę za małe buty, bo te palce jakoś jej tak wystają
Moze za duzo samoopalacza stosuje i takie plamy ma
Ja stale mam wrażenie, że ona jest brudna na twarzy ,
i że ma "kołtun" na głowie
Dobre
Weronika Rosati
Zawód: Studentka szkoły filmowej w Łodzi.
Miejsce zamieszkania: Warszawa
Wiek: 19 lat.
Atuty: Zmysłowa uroda i duży seksapil. Dobrze wie, czego chce, i co więcej, ma jasny plan, jak to osiągnąć. Jak przystało na córkę członka Rady Polityki Pieniężnej, jest zdyscyplinowana tak, że budżet III RP mógłby jej pozazdrościć.
Hobby: Film i aktorstwo (marzy, by zagrać u boku Jeremy'ego Ironsa albo Adriena Brody'ego). Tańczy, trenuje akrobatykę.
Lubi bywać: Na premierach filmowych, w klubach, gdzie tańcząc, rozładowuje stres.
artykuł z czerwca 2005 z Expressu Łódzkiego
Artykuł z sierpnia 2005 z Expressu Łódzkiego
Artykuł z września 2005 z Expressu Łódzkiego
Artykuł z października 2005 z Expressu Łódzkiego
Na dwóch zdjęciach w tej pomarańczowej kiecce wygląda jakby była w ciąży
ja tam się nie przyglądałam, bo na wszystkich zdjęciach wygląda okropnie - ble
Na dwóch zdjęciach w tej pomarańczowej kiecce wygląda jakby była w ciąży
Rzeczywiście wygląda okropnie
Nio w sumie tak,jeszcze tak sie jakos wygiela.hehe moze maly Maks bedzie ciekawe czy sukienka pod kolor kwiatow czy odwrotnie
Coś mi się dziwnie zdaje, że jeśli Weronika Rosati znalazła to forum i ten wątek to już tu więcej nie wróci
z Maksiem
z bratem
(Z Jankiem poprzednik Maxa)
Ja jej nie znosze, a pozatym jak dla mnie jest ona brzydką aktorką..za duzo daje tapety na siebie..
Nie dziwię się, że ci modele mają takie grobowe miny. W takim towarzystwie też nie byłoby mi do śmiechu
Nie dziwię się, że ci modele mają takie grobowe miny. W takim towarzystwie też nie byłoby mi do śmiechu
a widzicie jaki rozmiar butów dostała?
Pewno firma mamy cienko przędzie i wzięli z przeceny takie jak leci (
Ona w ogóle ma problem z dobraniem rozmiaru. Na wcześniejszych zdjęciach miała za małe
hehe faktycznie nawet na to nie zwrocilam uwagi
To zdjęcie jest chyba z czasów zanim zaczęła nosić na głowie kołtuna i używać kielni do makijażu
To zdjęcie jest chyba z czasów zanim zaczęła nosić na głowie kołtuna i używać kielni do makijażu
Czy ona zawsze musi się tak dziwnie ubierać, nie czesać i w dodatku wydaje mi się że nierównomiernie rozprowadziła samoopalacz na twarzy.
Ale to tylko moja opinia
Czy ona zawsze musi się tak dziwnie ubierać, nie czesać i w dodatku wydaje mi się że nierównomiernie rozprowadziła samoopalacz na twarzy.
Ale to tylko moja opinia
Fakt !! Ta dziewczyna jest strasznie sztuczna ... te jej włosy wyglądają jakby niewiadomo ile żelu czy lakieru na nie nałożyła ...
Dobry komornik
Od tej pory komornik nie będzie się kojarzył tylko i wyłącznie z czymś złym i strasznym. Ten, który zawsze coś zabierał, tym razem przyniósł. I to ile! Aż siedem Orłów zdobył film Feliksa Falka "Komornik" na gali w Teatrze Narodowym. Statuetki przyznano za: najlepszy film, reżyserię, główne role - męską i kobiecą, scenariusz i scenografię. Film wyróżniono też najcenniejszym trofeum, nagrodą publiczności. Aktorka Kinga Preis jest prawdziwą rekordzistką, bo odebrała już trzeciego w karierze Orła (wcześniej za "Ciszę" i za "Wtorek"). Cztery Orły pofrunęły do twórców filmu "Persona non grata". Szkoda, że aż trzy z nagrodzonych osób z tej produkcji nie zaszczyciły gali i nie odebrały nagród osobiście. Dlatego np. Maciej Stuhr, prowadzący imprezę, musiał przyjąć statuetkę w imieniu taty Jerzego, ale wszystko zostało w rodzinie. Maciej, czyli popularnie zwany młody Stuhr, dawał też wiele cennych wskazówek, jak powinno się odbierać nagrodę. W skrócie wyglądało to tak: należy udać zdziwienie, mocno pocałować sąsiada lub sąsiadkę, przedrzeć się zwinnie przez rzędy, wgramolić się na scenę i już. Stuhr zapomniał dodać o zejściu ze sceny i wiele osób miało z tym duże problemy. Jeszcze większa szkoda, że nasze piękne aktorki wręczające nagrody w pięknych kreacjach zaraz po transmisji telewizyjnej przebrały się w dżinsy i wyszły.
Rozmowy ludzi filmu przy kieliszku Cin&Cin: Bożena Stachura, Wiesław Saniewski i Weronika Rosati.
info.galaktyka.bizz
Nawet tam się wepchała? A co z niej za aktorka przepraszam. Do tej pory pokazała tylko jak się rozbierać (M jak miłość), albo tandetnie ubierać i malować (Pitbul). I co taka ma do roboty na rozdaniu polskich oskarów? I do tego wiecznie te kiecki mamusi szyte na jedno kopyto. Czy ta baba nie zna innego fasonu?
Sorry, ale jak widzę to straszydło na wizji i nie daj Bóg jeszcze w połączeniu z fonią, to naprawdę mam ochotę wyrzucić telewizor przez okno. Beztalencie i tandeta
Weronka z lat mlodzienczych
Czy ona zawsze musi się tak dziwnie ubierać, nie czesać i w dodatku wydaje mi się że nierównomiernie rozprowadziła samoopalacz na twarzy.
Ale to tylko moja opinia
Nie tylko Twoja
Słyszałem, że podobno Weronika Rosati wybiera się do USA, do tego reżysera co wymyślił dla świata Sharon Stone i zamierza ubiegać się o jakąś rólkę w jego filmie nie bacząc na to czy trzeba się będzie rozebrać czy nie... Czy ktoś wie jak się skończyło to tournee po świecie i czy wróci jeszcze do Polski??
Max Kolonko wziął się za robienie stron internetowych – swojej i swojej dziewczyny Weroniki Rosati. To miłe – wspieranie rozwoju kariery przyjaciółki jest naprawdę godne pochwały. Tyle tylko, że Kolonko, pomny starej reporterskiej prawdy, że nagość i przemoc najlepiej się sprzedają, postanowił wypromować Weronikę, publikując głównie jej rozbierane zdjęcia. Jak donosi Fakt:
Max Kolonko obiecał rodzicom Weroniki, że będzie o nią dbał i pilnował jak oka w głowie. Oczywiście Teresa i Dariusz Rosati nie mieli powodów, żeby nie zaufać zakochanemu i dojrzałemu mężczyźnie. Okazuje się jednak, iż Kolonko zachowuje się bardziej jak akwizytor niż kochający narzeczony. Na stronie internetowej, którą sam stworzył, zamieścił zdjęcia skąpo ubranej Weroniki. Dziewczyna pozuje do zdjęć, prawie całkiem odsłaniając swoje piersi. Ma przy tym minę wampa, która jednoznacznie potwierdza mocno erotyczny charakter zdjęć. Czy kochający mężczyzna pozwoliłby swojej kobiecie obnażać się przed milionami ludzi? Widocznie Maksowi zamiast na Weronice bardziej zależy na jej sprzedaniu.
Nie mamy wyboru, jak tylko uwierzyć Faktowi na słowo. Strona www.weronikarosati.com jest chwilowo niedostępna. Ciekawe czy to efekt prac nad zmianą jej charakteru, czy przeładowania z uwagi na zbyt częste odwiedziny fanów Weroniki i czytelników Faktu.
Przejrzała na oczy - Rzuciła Maksa!
Podstarzały dziennikarz o przebrzmiałej sławie próbował ratować swoją karierę, wykorzystując do tego miłość młodej, świetnie zapowiadającej się aktorki. Na szczęście Weronika Rosati (22 l.) w końcu to zrozumiała. Właśnie rzuciła Mariusza Maksa Kolonko (43 l.)! To koniec związku, który był największą sensacją towarzyską roku!
za.fakt
pudelek.pl/artykul/585
Jak donosi Fakt, romans Weroniki Rosati i Maxa Kolonko dobiegł końca. Córka znanej projektantki i początkująca aktorka rozstała się na dobre z popularnym prezenterem telewizyjnym. Dlaczego? Tego gazeta nie wie. Należy jednak podejrzewać, że Weronika zauważyła wreszcie, że Kolonko robi karierę jej kosztem, lansując się z nią na salonach. W końcu nic tak dobrze nie robi facetowi w średnim wieku, jak czerwony sportowy wóz i młodsza od niego o połowę dziewczyna...
Rodzice Weroniki mogą wreszcie odetchnąć z ulgą. Chociaż nigdy tego publicznie nie wyrażali, związek 22-letniej córki z 43-letnim mężczyzną nie mógł być dla nich najwspanialszym prezentem od losu. Zwłaszcza, że ostatnio, po zakończeniu kontraktu z TVP, Kolonko mocno spadł w rankingu najbardziej pożądanych kawalerów – co prawda teraz ma pracować dla TVN, ale to jeszcze nic pewnego.
Weronika będzie więc teraz mogła skupić się na swojej karierze – a ściślej, na nauce w prestiżowej nowojorskiej szkole aktorskiej.
Przy okazji, nasi informatorzy donoszą, że obie panie Rosati czeszą się u samego mistrza Leszka Czajki w jego warszawskim zakładzie. I że fantastyczne loki Weroniki nie są całkiem prawdziwe – część z nich to doczepiane pasma. Kto by pomyślał?
Rosati rzuciła Maksa
Rodzice Weroniki: Teresa i Dariusz Rosati są dumni ze swojej córki. W końcu zdecydowała się odejść od Mariusza "Maksa" Kolonko.
Już od dawna nie byli zachwyceni jej narzeczonym. Państwo Rosati obdarzyli Maksa dużym zaufaniem. Po zaręczynach Kolonko zapewniał, że będzie się troszczył o Weronikę i strzegł jej jak oka w głowie. Wygląda na to, że Mariuszowi chodziło tylko o to, aby wkupić się w łaski szanowanej rodziny.
Max został menadżerem swojej narzeczonej, ale bardziej niż o jej interesy dbał o swoje. Wszyscy przekonali się o tym, gdy opublikował w Internecie roznegliżowane zdjęcia Weroniki.
Rosati będzie potrzebowała trochę czasu, aby ułożyć sobie życie bez Maksa. Całe szczęście, że byli ze sobą zaledwie rok. Weronika nie żałuje swojej decyzji. Mariusz gotów był zmarnować jej karierę, tak jak zaprzepaścił swoją.
Zagra tajemniczą rolę w tajemniczym filmie
Weronika Rosati rusza na podbój Hollywood
Młodziutka aktorka Weronika Rosati (21 l.) otrzymała propozycję zagrania w dużej filmowej produkcji. Ale nie chce zdradzać szczegółów.
Nie chce powiedzieć, co to za film, ani jaką zagra rolę. Nie chce nawet powiedzieć, kiedy będziemy ją mogli podziwiać na ekranie. Przyznaje jednak, że obok "Pitbulla" będzie to najważniejsza rola w jej karierze. - Ja bym ją porównała do Scarlett O'Hary i jest to dla mnie ogromne wyzwanie - mówi tajemniczo.
Przypomnijmy, że obecnie Weronika przebywa w Stanach Zjednoczonych, gdzie uczy się aktorstwa w Actors Studio na Manhattanie.
autor: MaJ
za.se.
nie lubie jej, jest zarozumiała
Wiem, że należy wierzć w to co pisze Fakt, ale boje się że to prawda i W.R. będzię tańczyć w TVN
mam nadzieje ,że nie bedzie tanczyć a jesli to niech jak najszybciej odpadnie...
Też za nią nie przepadam, denerwuje mnie jej zachowanie ( uważa się za miss świata.. :/)
ha ha gdzie jej tam do miss
Rosati jak Scarlett
Niedawno pisaliśmy, że Weronika Rosati (22 l.) zagra w międzynarodowej produkcji. Aktorka nie chciała zdradzać niczego na jej temat.
Już wiemy, co to za film! Weronika zagra w thrillerze kręconym na podstawie powieści "Dom" Franka Perettiego i Teda Dekkera. To produkcja polsko- -amerykańska, w której główną rolę zagra Michael Madsen (48 l.), znany z "Wściekłych psów" i "Kill Billa" Quentina Tarantino. Obok niego wystąpi m.in. Paweł Deląg (36 l.). Reżyserem jest Robby Henson, twórca "Odznaki" z Patricią Arquette. - To dla mnie wyzwanie i najważniejsza rola w karierze. Porównałabym ją do Scarlett O'Hary z "Przeminęło z wiatrem" - powiedziała nam Weronika.
"Dom" opowiada o grupie osób, które trafiają do tajemniczej posiadłości na wsi. Okazuje się, że mieszka tam seryjny morderca... Jak widać, tej produkcji daleko do "Przeminęło z wiatrem", ale i tak dla Weroniki to wielka szansa. Czy można się dziwić, że aktorka jest przejęta rolą i pracą na planie? Ale mimo to nie powinna zapominać o swojej garderobie. Bo ślicznie jej w białej sukni z haftami, i tylko ta żyłka od metki z tyłu... A fe!
autor: Marta Jaskólska
Weronika Rosati pięknie prezentuje się w sukni przypominającej czasy Scarlett. Dostrzegliśmy jednak malutki mankament...;
FOTO ANDRZEJ ZBRANIECKI
za.se.
Rosati jak Scarlett
To dla mnie wyzwanie i najważniejsza rola w karierze. Porównałabym ją do Scarlett O'Hary z "Przeminęło z wiatrem" - powiedziała nam Weronika.
Choćby stanęła na głowie to i tak jej rola nigdy ! nie dorówna Scarlett.
Zwłaszcza z tym kołtunem na głowie Rany jak ja jej nie cierpię
Ja też jej nie lubie
Zwłaszcza z tym kołtunem na głowie Rany jak ja jej nie cierpię
buhahaha dobre...
jest okropną aktorką , gra strasznie sztucznie
ale ja niewiem czy ja mozna nazwać w ogóle aktorką...
Rosati ma sztuczne włosy
2006-08-22
Potwierdziło się to o czym tabloidy donosiły już od dawna: Weronika nosi sztuczne loki
Fryzura Rosati nie od dziś jest przedmiotem plotek i żartów.
http://press.mwmedia.pl/press4/?cmd=4&id=4526
Niezle, niezle
Amerykański sen Weroniki
Wywiad Gali
Gdy miała 5 lat, na typowe pytanie: "Kim chcesz być w przyszłości?", odpowiadała jak większość dziewczynek w jej wieku: "aktorką filmową". Na kolejne żartobliwe pytanie: "Hollywoodzką czy polską?", deklarowała bardzo poważnie: "międzynarodową". Teraz mówi dokładnie to samo. Weronika rosati od kilku lat konsekwentnie próbuje zdobywać nie tylko polskę i resztę europy. Chce grać w mekce świata filmowego - hollywood. I już stawia tam pierwsze kroki.
Los Angeles zna już dobrze. Za zarobione przez siebie pieniądze na planach seriali ambitnie opłacała wakacyjne kursy językowe w tym magicznym i szczególnym dla niej miejscu, kojarzącym się jej od zawsze z jej największą pasją światem filmu. Z trudem namówiłam ją na rozmowę o słynnych gwiazdach, które widziała lub poznała. Weronika Rosati przyznaje, że miała szczęście porozmawiać z niektórymi z nich i te spotkania są dla niej wielką inspiracją - tu cytuje Stanisławskiego: "Poznawanie wielkich osobowości pozostawia trwały ślad na duszy".
Boi się powtórzenia sytuacji sprzed pół roku, kiedy znana dziennikarka, wkładając w jej usta słowa, których nie powiedziała, wypaczyła jej
wypowiedź, że przyjaźni się z Angeliną Jolie.
A pytanie dotyczyło byłych studentów jej szkoły.
Przyznaje, że widok gwiazd w Los Angeles jest normą. Od pół roku ma tam swój adres. Pod
koniec udało mi się jednak nakłonić ją do podzielenia się z nami wspomnieniami o jej niezwykłym spotkaniu z Sharon Stone... przy stoisku sałatkowym w supermarkecie!
Dziś Weronika ma już za sobą wiele miłych zawodowych doświadczeń. Role w serialach "Tak czy nie" Ryszarda Bugajskiego, twórcy słynnego "Przesłuchania", "M jak Miłość" i wielu innych. A także w filmach, jak "Pitbull" i "Bezmiar sprawiedliwości" oraz w najnowszym dziele Davida Lyncha "Inland Empire", który miał premierę
na tegorocznym festiwalu filmowym w Wenecji. A przed nią 12 kolejnych odcinków "Pitbulla", główna rola w rosyjskim filmie oraz premiera amerykańskiego "The House", kręconego w Łodzi z Michaelem Madsenem w roli głównej.
Ale dawniej bywały także porażki, rozczarowania, upokorzenia. Weronika potraktowała je jako naukę i czerpie z nich siłę. Mówi wręcz: "Bardzo dużo zawdzięczam ludziom, którzy mnie odtrącali i narażali na przykrości. Bo poszłam w pasję aktorską tak głęboko również po to, żeby się odgrodzić od nieprzychylnych postaci z realnego świata. Gdyby nie oni, nie byłabym w miejscu, w którym jestem".
GALA: Co czujesz, kiedy widzisz pędzącego po torze Formuły 1 Roberta Kubicę? Myślisz: "Moja grupa krwi, też rwie do przodu?"
WERONIKA ROSATI: Bardzo możliwe, że jesteśmy z tej samej gliny, bo oboje każdy dzień poświęcamy swojej pracy. I wiesz, ja dawno przeczuwałam, że ten chłopak odniesie sukces, bo jest pracowity i skoncentrowany od dzieciństwa na swojej pasji, tak jak ja.
GALA: W czym widziałaś jego mądrość?
W.R.: Miał dokładnie przemyślane, co robi i po co, był świadom swych słabości, ale też chciał nad nimi pracować. I potrafił wykorzystać porażki. Bo realizowanie prawdziwej pasji i osiąganie - sukcesu polega na tym, że człowiek niepowodzenia, a nawet cierpienia i momenty niewiary w siebie umie pokonać, wyciągając z nich wnioski. Robert to potrafi.
GALA: A ty?
W.R.: Ja już też. Pogodziłam się z tym, że oprócz drobnych sukcesów są również porażki. Przekonałam się również, że życie może z dnia na dzień ulec diametralnym zmianom.
GALA: Ameryka była twoim marzeniem?
W.R.: Ameryka fascynowała mnie od dzieciństwa... Może to rodzinne sentymenty - mój pradziadek emigrował do Chicago w legendarnych czasach Ala Capone'a. Tam też urodziła się moja babcia. Ameryka to poza Polską, która jest domem, mój ukochany kraj. Bo w Stanach szanuje się inność, podziwia osobowość. Przeciętność nie jest tam w cenie. To, co bardzo podoba mi się u Amerykanów, to ogromne pokłady tolerancji i życzliwości dla drugiego człowieka, bez względu na jego przekonania, religię, pochodzenie czy wygląd.
GALA: Teraz stawiasz na Hollywood?
W.R.: Nie - stawiam na granie wszędzie, zarówno w Ameryce, jak i w Europie. Hollywood jest jednak przecież centrum świata filmowego, więc nie będę opowiadać, że nie chcę zrobić czegoś w Ameryce. To byłoby kłamstwo. Tylko, widzisz, wszyscy myślą, że ja stawiam na karierę, a mnie zależy na dobrych rolach i ciekawych filmach. Tak samo w Ameryce, jak w Polsce, Rosji czy Europie.
GALA: Ale masz swój adres w Hollywood.
W.R.: Mam tam wynajęty pokój.
GALA: Jak wygląda twoje życie w Los Angeles?
W.R.: Na razie spędziłam tam cztery intensywne miesiące. Początki były bardzo trudne. Przyjechałam do Stanów i nagle byłam człowiekiem bez żadnych praw, bo tak traktują obcokrajowców bez stałego pobytu. Nie miałam nic. Nie miałam karty kredytowej, bez której nie wynajmiesz mieszkania ani samochodu. Bez mieszkania i samochodu z kolei możesz sobie do upadłego siedzieć w hotelu, bo autobusy jeżdżą tam raz na dwie godziny i po jednej tylko ulicy. Pół roku potrzebowałam, żeby się zorganizować, bo zaczepianie się tam przypomina budowanie sobie nowej tożsamości.
GALA: Dlaczego traktowali cię tak obco, skoro wcześniej byłaś w Nowym Jorku i studiowałaś w słynnym Lee Strasberg Studio?
W.R.: Bo wtedy w Nowym Jorku miałam wizę studencką, a to cię stawia w całkiem innym świetle.
GALA: Warto więc było rezygnować?
W.R.: Bardzo doceniam czas spędzony w tej słynnej szkole, gdzie uczyli się kiedyś Al Pacino, a potem Scarlett Johansson i Angelina Jolie, a przede wszystkim Marilyn Monroe. Miałam zajęcia w tej samej sali, co ona, i to z fantastycznego przedmiotu: budowanie postaci. Polegało to na tym, że wyobrażałaś sobie znaną ci osobę i powoli się nią stawałaś. Najpierw należało patrzeć i myśleć - jak ten ktoś, potem chodzić jak ta osoba, w końcu upodobnić się pod każdym względem: głosem, sposobem mówienia, posturą. To rewelacyjne ćwiczenie, które potem bardzo mi pomogło. Tam w ogóle uczą kapitalnych rzeczy, nie tylko metody Stanisławskiego, czyli wchodzenia w emocje granej postaci, ale też historii filmu, teatru, pozbywania się akcentu. Chodziłam na zajęcia przez jeden semestr, ale pojawiły się propozycje "Pitbulla" i filmu w Rosji, więc zawiesiłam naukę. A poza tym to był taki moment, kiedy postanowiłam jakoś sama odnaleźć się w Ameryce.
GALA: Po rozstaniu z Maksem Kolonką?
W.R.: Tak. Pojechałam do Los Angeles z zamiarem rozejrzenia się przez parę dni, myślałam może o zaczepieniu się na kolejny semestr w filii Lee Strasberg Institute. Ale to były niekonkretne plany. Zatrzymałam się u niedawno poznanych znajomych, którzy nie tylko polubili mnie, ale uwierzyli we mnie i szybko stali się moimi prawdziwymi przyjaciółmi. To oni pomogli mi urządzić podstawowe życiowe sprawy, kiedy zdecydowałam się zostać na dłużej. To miłe, że po obejrzeniu "Pitbulla" gorąco mnie na to namawiali. A potem bardzo pomagali: wozili do banków, podpowiedzieli, gdzie kupić tanią kanapę, znaleźć pokój, ładny, w dobrej dzielnicy i w przystępnej cenie. Staram się pokryć większość wydatków związanych z życiem tam i jak najmniej korzystać z pomocy rodziców.
autor: Natalia Jaworska
Więcej w Gali nr 37/06
Rozszerzona wersja artykułu będzie dostępna od dnia: 2006-0-25