Strażak Sam (Kevin Aiston)
Rap_fans
Czy ktoś może wie czy Sam wróci do serialu. Ostatnio wspomniane było, że Marta dostała od niego sms-a. Ale jak do tej pory się jeszcze nie pokazał.
Czy ktoś może wie czy Sam wróci do serialu. Ostatnio wspomniane było, że Marta dostała od niego sms-a. Ale jak do tej pory się jeszcze nie pokazał.
Może wróci, przecież Marta się z nim spotyka, to może wróci.
Już Mariolka mówiła, że widziała jak Sam odwozi Martę do szpitala, więc może niedługo sam się pojawi.
Halo bo dlatego Sam nie moze powrócić do na dobre i na złe bo słyszałem o nim wypadek na motorze!!!!!!!!!!!! Chciał odwieźć swoją przyjaciółkę do domu motorem i wtedy był wypadek, przyjaciółce nic się nie stało, A KEVIN wylądował w szpitalu. OCZYWIŚCIE ODWIEDZIŁA MU TEŻ ŻONA!!!!!!!!!!!!!
O tym wypadku nic nie słyszałam, ale dzięki.
O tym wypadku nic nie słyszałam, ale dzięki.
Ja też o tym nic nie słyszałam, ale miejmy nadzieję, że jak już wyjdzie ze szpitala to przyjedzie do Leśnej Góry
Ja myslę że Sam wróci bo jakiś czas temu Marta mówiła o nim że do niej dzwonił czy coś takiego... Więc może go jeszcze wkręcą...
Ja myslę że Sam wróci bo jakiś czas temu Marta mówiła o nim że do niej dzwonił czy coś takiego... Więc może go jeszcze wkręcą...
Może będzie spotkanie w czwórkę: Marta z Samem i Mariolka z Korzyckim. Ale byłby ubaw boki zrywać Już to sobie wyobrażam
No, to byłoby fajnie, też sobie to wyobrażam!!! :D :D
Wesoły Sam, dziecinna i p* Marta, zwariowana Mariolka i p* milioner – to jest dopiero połączenie
No fajne połączenie, pzytywnie walnięte!
No fajne połączenie, pzytywnie walnięte!
Walnięte, stuknięte i nie wiem co jeszcze. Normalnie padnę jak oni się kiedyś w czwórkę spotkają.
Ja też :D :D :D
Ja też
Ale musimy z tym padaniem uważać, bo jak za mocno padniemy to nie wstaniemy na pogodzenie się Burskich
Oj, na ten moment to ja wstanę nawet z grobu!!!
Oj, na ten moment to ja wstanę nawet z grobu!!!
Już to widzę. Zuzia wstaje z grobu, żeby poskakać na cześć Burskich To by dopiero był ubaw
no widze ze spobie niezle gadacie bezemnie heh... ale jak cos to ja z wami padam,ale oczywsice na pogodzenie burskich...WSTAJE HEHE... ::up: :up:up: :up:up: : :up:
no widze ze spobie niezle gadacie bezemnie heh... ale jak cos to ja z wami padam,ale oczywsice na pogodzenie burskich...WSTAJE HEHE... ::up: :up:up: :up:up: : :up:
No i prawidłowo. Fajnie że wróciłaś, ale bez Ciebie też sobie radzimy. Ale najfajniej jest jak jesteśmy wszystkie i jak się ze sobą zgadzamy
:D :D :D :D :D
:D
No i widzisz Zuzia znowu się zgadzamy
:D :D :D :D :D :D :D
:D :D :D :D :D :D :D
No nareszcie masz posty z uśmieszkami
Sam był już w odcinku 204 i teraz mozliwe że będzie w 209 bo0 jest cos o jakis strazakach byloby miło, no i występuje w rozmowach Marty z Mariolką
No. I fajnie. Niech będzie jak najcześciej bo go lubię
chcielaby zeby nam pkazali scenki sama z Marta
no
bo na razie nie wiemy czy oni sa razem
osobno to raczej nie, zwłaszcza po tym jak Mariolka mówiła, że on odwoził Martę
ale ja ich jeszcze nigdy razem nie widziałasm, a nie slyszalm jak Mariolka mowila ze ja odwoził
móiwła, mówiła
Ale razem ich nie pokzali
ja bym chciala ich razme zobaczyc i w koncu zeby marta tez byl szcząsliwa
no ja też
jej tez sie nalez bo narazie to jej sie nie układało
no ten jej facet to był palant, najpier bił się z Pawicą, a później sam spotykał się z Mariolką. i***
no kretyn
dobrze, że go już nie ma
to dawno bylo a od tamtego czas Marta nikogo nie miala
no to czas najwyższy na Sama
tez tak mysl;e i mam nadzieje ze dziecko nie przszkodzi w grze w serialu Kevinowi
A to on będzie miał dziecko
tak niedlugo
a to nie wiedziałam
będzie mały kevinek aistonek albo kevinka fajne pewnie będzie, a w serialu tez mogloby byc milo moze beda razem fajnie wygladali z AMrtą
No ja myślę, że dziecko mu nie przeszkodzi, bo w sumie to nie on będzie rodził
no rodzic nie bedzie ale moze isc na urlop ojcowski
Nie sądzę. On lubi to co robi. No i ma z tego pieniądze. Zresztą zobaczymy. Mam nadzieję, że nie zniknie
ja zartiowalam, no nie moze zniknąźć z naszego serialu bo jeszzcze sie w nim na dobre ni pojawił?
Heheh właśnie nie pojawił się jeszcze tak naprawdę, a tu ma zniknąć - o nieee
no to teraz pozostaje nam tylko czekać kiedy się pojawi i śledzić notki w prasie
Nasz strażak Kevin ma wymarzoną córkę
– Tatuś zwariował na punkcie córki i muszę się pogodzić z tym, że nie jestem już najważniejszą kobietą w jego życiu – śmieje się 27-letnia Marianna Dąbrowska, żona najbardziej w Polsce znanego strażaka, Kevina Aistona.
Odkąd się znamy, rozmawialiśmy z Marynią o dzieciach. Ona wiedziała, że marzę o córce – mówi Kevin wpatrzony w Chelsea Zuzannę, która w sierpniu skończyła trzy miesiące.
Z początku nic nie wskazywało na to, że urodzi się dziewczynka. Marianna wyglądała w ciąży prześlicznie, wszyscy jej wróżyli, że będzie chłopak. Podczas USG dzidziuś odwracał się tak, że nic nie widzieli. Dopiero pod koniec szóstego miesiąca ciąży udało się – była dziewczynka. Marianna popłakała się ze szczęścia, Kevin aż podskakiwał z radości.
Mimo wielu zawodowych obowiązków starał się być przy niej. Nie chciał przegapić chwili, kiedy trzeba będzie jechać do szpitala. – Żona mówiła „och!”, bo bolała ją głowa, a ja myślałem, że to już – mówi.
– Podczas nagrania programu „Europa da się lubić” czy w radiowej Trójce miał włączony telefon tak, żebym tylko ja mogła się dodzwonić – wspomina Marianna. – Zwykle zaczynałam rozmowę od „jeszcze nie teraz”. Żeby się nie denerwował.
W końcu, gdy przyszedł czas, zawiózł ją do szpitala i został. Nagrywał kamerą cały poród. – Wszystko jest na DVD – wyjaśnia. – Po co? Na pamiątkę. Dla nas, dla Chelsea...
Poród odbył się przez cesarskie cięcie. Córeczka ważyła 4100 gramów i mierzyła 57 cm. Kiedy Marianna leżała obolała, małą zajmował się Kevin. Od razu wziął ją na ręce, nosił, mówił do niej, przewijał.
– Pierwszą noc spałem na kanapie tuż przy łóżku Maryni, a ze mną... Chelsea – wyznaje zachwycony.
Do kogo jest podobna? Mama nie zastanawia się ani chwili. – Jest kobietą – tyle ma po mnie. Reszta to skóra zdjęta z taty – ta sama bródka, oczy, usta. Kevin nie widzi podobieństwa. Myślę, że przez skromność, bo w kronice, którą prowadzimy od narodzin córki, wpisał: Jestem śliczna, bo wyglądam jak tata.
Poznali się przypadkiem, w maju 2003 roku. Ojciec Marianny dowiedział się, że Kevin świetnie gra w bilard i poprosił go o kilka lekcji. Po grze siadywali wieczorem w ogrodzie i rozmawiali. Kevin opowiadał o swoim nieudanym małżeństwie. Prosił o radę. Wkrótce się zaprzyjaźnili, ale ojciec Marianny ani przez chwilę nie przypuszczał, że będzie jego zięciem.. Ona zresztą też.
Żonaty facet? To nie dla mnie
– Spodobał mi się od pierwszej chwili – wyznaje dzisiaj. – Kiedy go zobaczyłam, przeszedł mnie dreszczyk niepokoju, serce zabiło mocniej, ale szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Miałam chłopaka, swoje życiowe plany. O nim wiedziałam tylko, że występuje w telewizji i że jest w separacji z żoną. Żonaty facet? To nie dla mnie – mówiłam sobie.
W ciągu pół roku widziała go może dwa razy. Za trzecim spotkali się w pubie w Radzyminie. Potem były kolejne randki. Aż któregoś wieczoru wyszli z pubu razem. On zaprosił ją do siebie (od kilku miesięcy był już po rozwodzie). – Spędziliśmy razem dziesięć godzin – przypomina Marianna. – Pokazywał mi rodzinne zdjęcia, śpiewał piosenki, ale przez cały ten czas nie miał odwagi, żeby wziąć mnie za rękę. Dopiero kiedy zbierałam się do wyjścia spytał, czy na odchodne mogłabym się do niego przytulić. Wtedy był pierwszy pocałunek. I wtedy już wiedzieliśmy, że jesteśmy w sobie zakochani.
– Co mnie w niej urzekło? Jest inteligentna, dobra, ma cudowne oczy, no i... wtedy jeszcze na mnie nie krzyczała – śmieje się Kevin.
– Zawsze byłam kochliwa – wyznaje Marianna. – Przeżywałam miłości, ale bałam się wiązać z kimś na dłużej. Będąc z Kevinem, zrozumiałam, że nie chcę już więcej uciekać. Po raz pierwszy byłam pewna, że to będzie mój mąż. Był ujmujący, opiekuńczy – dżentelmen w każdym calu. No i przynosił mi moje ulubione kokosowe batoniki (śmiech).
Kevin wprowadził się do jej rodzinnego domu jeszcze przed ślubem. Jednak ich pokoje były po przeciwnych jego stronach. – Mój ojciec jest bardzo konserwatywny i jeśli chodziło o nasze przedślubne sam na sam, był nieprzejednany. Dochodziło do
tego, że wysyłaliśmy sobie SMS-y. W sierpniu 2004 roku odbył się uroczysty ślub i – jak podkreśla Kevin
– owocna noc poślubna. – Jesteśmy małżeństwem tyle czasu, ile trwała ciąża i żyje nasza córeczka.
Marianna Dąbrowska-Aiston i Kevin Aiston
Najsłynniejszy strażak w Polsce, znany z programu „Europa da się lubić”, długo nie miał prawdziwej rodziny. Wychowany w domu dziecka, na oślep szukał miłości. Teraz nareszcie jest szczęśliwy. Dla córeczki Chelsea i żony Marianny buduje dworek, w którym obie będą mogły się poczuć jak prawdziwe księżniczki.
Asystowałeś przy porodzie córki?
Kevin Aiston: No jasne. Nikt nie byłby w stanie mnie powstrzymać.
Marianna Dąbrowska-Aiston: Na początku nie byłam tym wcale zachwycona, ale Kevin, kiedy byłam jeszcze w ciąży, obwieścił mi, że nie zamierza opuścić nawet żadnego badania USG. Wtedy już wiedziałam, że na pewno będzie przy porodzie.
K. A.: Nawet nagrałem narodziny naszej córki. Przygotowałem pełną dokumentację.
– Nie byłaś zdenerwowana, kiedy na sali porodowej Twój mąż kręcił film?
M. D.-A.: Coś ty! Świadomość, że jest obok, dodawała mi otuchy. Patrząc na niego, czułam, że na pewno wszystko się dobrze ułoży. Miałam cesarskie cięcie, nie czułam bólu i mogłam sobie z nim i z moją mamą, również obecną na sali, nawet trochę rozmawiać. Najbardziej zdenerwowana była mama, prawie mdlała i Kevin jedną ręką trzymał ją, a drugą kamerę.
K. A.: Ale ręka mi trochę drżała.
M. D.-A.: No a potem, kiedy tylko zobaczył małą, to zwariował na jej punkcie. I tak wariuje z każdym dniem coraz bardziej.
– Już nie wychodzisz z kolegami do ulubionego pubu w Radzyminie?
M. D.-A.: Jeden z tabloidów wyraźnie się na Kevinia uwziął. Wciąż piszą o tym, że ma słabość do alkoholu, że mam z nim straszne życie.
K. A.: Przyznaję, że lubię wypić piwko, spotkać się z kumplami, ale nigdy nie miałem żadnego problemu z alkoholem. Zresztą teraz na spotkanka przy piwku nie mam czasu. Najbardziej zdenerwowałem się, czytając, że się upiłem i nie byłem w stanie przyjechać po Marynię i Chelsea do szpitala.
M. D.-A.: Kevin przyjechał po nas razem z moim tatą i nie mogliśmy się już doczekać, żeby małą przywieźć do domu. A w gazecie napisali, że nie był w stanie po nas przyjechać i że o nas zapomniał. Poczuliśmy się bardzo pokrzywdzeni. Tymczasem takiego męża i ojca to ze świecą szukać.
K. A.: Teraz tak mówisz, a w ciągu dnia ciągle narzekasz.
M. D.-A.: To prawda. Wydaje mi się, że ja wszystko przy dziecku zrobię najlepiej. Najpierw mówię Kevinowi, żeby przewinął Chelsea, a potem na niego krzyczę, że coś robi nie tak. Ale to dlatego, że sama jestem przewrażliwiona. Słonko, jesteś wspaniały! Naprawdę! Zobacz, ciągle nie mogę schudnąć po ciąży, bo tak mnie rozpieszczałeś, że przytyłam więcej, niż powinnam.
– Kupował Ci same łakocie?
M. D.-A.: Nie. On mi po prostu gotował pyszne obiadki. Kevin jest świetnym kucharzem i kiedy byłam w ciąży, ciągle mi dogadzał. Jest dobrym mężem. Chociaż czasem się kłócimy.
– To Wy się kłócicie?
M. D.-A.: No pewnie. I to o takie głupoty, że jak potem sobie to przypominamy, to nam wstyd. Ale to ja zawsze krzyczę, a Kevin milczy i to mnie najbardziej w nim denerwuje.
– Czyli ma coś z flegmatycznego Anglika?
M. D.-A.: Rzeczywiście. To pewnie ta angielska flegma. A teraz, kiedy jest z nami mała, to już w ogóle nie zwraca uwagi na moje krzyki. Tak bardzo jest wpatrzony w córkę, że nic nie jest w stanie popsuć mu humoru. Chelsea jest najważniejszą kobietą w jego życiu.
K. A.: Boże, co ta Marynia opowiada. Doskonale wiesz, że jesteście dla mnie obie najważniejsze.
M. D.-A.: (Śmiech). Ja może byłam, ale przed ślubem.
K. A.: Jest taki dowcip. Kobieta pyta mężczyznę: „Kochasz mnie?”, on odpowiada: „Oczywiście”. „Ale bardzo?” „Bardzo”, odpowiada cierpliwie mężczyzna. „No to kiedy ślub?”, drąży dalej kobieta. „Tylko nie zmieniaj tematu”, odpowiada zdenerwowany facet.
M. D.-A.: (Śmiech). No właśnie.
– W Londynie masz już jedną córkę. Co się z nią dzieje?
K. A.: Sam chciałbym wiedzieć. Ciągle nie mam od niej znaku życia, a szukam jej dobrych kilkanaście lat. Dziś Chantelle jest już 15-latką. Z jej matką nie byliśmy małżeństwem, ale zawsze bardzo kochałem małą. Któregoś dnia, kiedy byłem w pracy, jej matka spakowała się, zabrała Chantelle i bez słowa wyszła. Zastałem już tylko puste mieszkanie. Od tamtej pory nie widziałem swego dziecka.
M. D.-A.: Kevin zostawił wiadomość na wszystkich możliwych forach internetowych dotyczących osób zaginionych. Najbardziej denerwujemy się, że dziewczynka może być gdzieś w domu dziecka. A tymczasem ma tu dom. Czekamy na nią i nie tracimy nadziei, że w końcu kiedyś się odnajdzie.
K. A.: Najgorsze jest to, że w Londynie nie ma obowiązku meldunku. Dlatego te całe poszukiwania trwają tak długo.
– A ile lat miała Twoja córka, kiedy ją ostatni raz widziałeś?
K. A.: Dwa. Czułem się z nią bardzo zżyty. Pamiętam, jaki byłem szczęśliwy, kiedy się urodziła. Potem robiłem, co mogłem, żeby sklejać tamten związek. Wszystko dla dobra Chantelle. Z jej matką już później różnie się układało. Dla mnie jednak najważniejsze było to, żeby moja córka miała prawdziwy dom. Nie udało mi się jej tego zapewnić. A teraz najgorsza jest bezsilność.
– W Anglii mieszka aż dziewięcioro Twego rodzeństwa i rodzice. Czy już byli w Polsce, żeby zobaczyć małą Chelsea?
K. A.: Nie. Nikt jej jeszcze nie widział. Niebawem przyjedzie moja siostra Karen, bo mówi, że już nie może się doczekać, żeby przytulić małą. Wczoraj rozmawiałem też z tatą, który też na pewno zaplanuje sobie wizytę w Radzyminie. Po zamachach terrorystycznych w Londynie przeżyłem chwile grozy. Bałem się, że coś im się stało. Bomby w metrze wybuchły niedaleko miejsca, gdzie mieszkaliśmy. To był jakiś koszmar. Od razu kiedy dowiedziałem się o zamachach, zacząłem dzwonić do ojca, ale jego telefon był ciągle wyłączony. W końcu on sam się ze mną skontaktował. Okazało się, że skradziono mu telefon. Wszyscy są cali i zdrowi, ale chciałbym chociaż przez chwilę mieć ich blisko siebie.
– A jak Twoja mama zareagowała na wiadomość, że urodziła jej się w Polsce wnuczka?
K. A.: Nie wiem. Nie dzwoniłem do niej. Od kiedy pamiętam, moja matka ciągle mi powtarzała, że jestem beznadziejny, że niczego w życiu nie osiągnę. Byłem jej najstarszym synem i tylko mnie jednego oddała do domu dziecka. Od początku traktowała mnie jak wroga i nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Z ojcem miałem kontakt zawsze, a ona nie interesowała się nawet tym, co się u mnie dzieje. Przez długi czas próbowałem o niej zapomnieć. Kiedy związałem się z Marynią, poczułem, że moje życie w końcu zaczyna się układać. Pomyślałem sobie wtedy, że może to najlepszy moment, żeby uzdrowić kontakty z mamą. Skończyło się tak, że płakałem i ja, i Marynia. Moja matka jak nikt inny wie, jak dotknąć mnie do żywego.
– Wybaczyłeś jej, że zafundowała Ci takie dzieciństwo?
K. A.: Mógłbym jej wybaczyć, gdyby dała mi taką szansę, ale ona nadal nie może znieść, że coś mi w życiu wyszło. Kiedy ma urodziny, to wysyła do mnie kartkę o treści: „Dziękuję, mamo, że mnie urodziłaś. Kevin”. Kiedy od własnej matki dostajesz coś takiego, to nie chce ci się z nią w ogóle rozmawiać. Myślę, że te wszystkie złe rzeczy w moim życiu działy się także dlatego, że ja po prostu bardzo potrzebowałem miłości, której nie doświadczyłem od matki. Pakowałem się w związki z góry skazane na porażkę.
– Tak było z Twoją pierwszą żoną w Polsce?
K. A.: Ożeniłem się, bo bardzo chciałem mieć prawdziwą rodzinę. Potem, kiedy doszliśmy do wniosku, że nie ma co dalej tego ciągnąć, zależało mi na tym, żeby rozstać się w przyjaźni, unikając kłótni. Ona jednak za wszelką cenę chciała mnie obarczyć całą winą za nasze nieudane małżeństwo. Obmawiała mnie w prasie, a ja nawet nie wiedziałem, jak to sprostować. W moim życiu były takie momenty, że naprawdę myślałem, że nie jest mi pisany szczęśliwy dom. Dopóki nie poznałem Maryni, wiele się nacierpiałem. Ale Chelsea to nagroda za wszystkie ciężkie chwile w moim życiu.
– Podobno była już zaplanowana na jednej z pierwszych randek?
M. D.-A.: To prawda. Mój mąż od początku wziął sprawy w swoje ręce. Oświadczył mi się na pierwszej randce. Po miesiącu już przyniósł mi pierścionek zaręczynowy. I od początku mówił, że urodzę mu córkę.
K. A.: Nie uwierzysz, ale kiedy cię tylko pierwszy raz zobaczyłem, od razu wiedziałem, że to jest to. Nie było na co czekać. Marzyłem, byś została moją żoną i by mieć z tobą dziecko. Najlepiej już dziewięć miesięcy po ślubie.
– Tak sobie to dokładnie wyliczyliście?
M. D.-A.: Decyzję podjęliśmy od razu, ale zdecydowaliśmy: najpierw ślub, potem dzieci. Nie chciałam zajść w ciążę, nie będąc żoną Kevina. Zależało mi na tym, żeby wszystko było jak należy.
K. A.: Noc poślubna od razu okazała się strzałem w dziesiątkę.
– Obco brzmiące imię Chelsea to pewnie pomysł tatusia?
K. A.: A nieprawda. Mamusi i babci.
M. D.-A.: Wcześniej Kevin mówił mi, że to imię bardzo mu się podoba. Ale u nas wybór imienia to była cała procedura. Przyjechaliśmy z Kevinem do domu moich rodziców, wszyscy zasiedliśmy wokół kominka i zaczęliśmy wymieniać nasze ulubione imiona. Siedziałam koło mamy, Kevin przy tacie. Kiedy powiedziałam, że podoba mi się imię Chelsea, mama przytaknęła, potem tata. Kevin był ostatni w kolejce, ale propozycja imienia przeszła jednogłośnie.
– Planujecie jeszcze dzieci?
M. D.-A.: Kiedy tylko urodziłam Chelsea, Kevin patrzył na nią oniemiały ze szczęścia i mówił: „Wiesz, mogłabyś mi od razu urodzić taką drugą”.
– Podczas naszej rozmowy Chelsea nawet ani razu nie zapłakała. Zawsze jest taka spokojna?
M. D.-A.: Mamy bardzo pogodne dziecko. Nawet w nocy nie trzeba do niej wstawać. Ale najszczęśliwsza jest wtedy, gdy tatuś bierze ją na ręce.
– Ale Ciebie, Kevinie, chyba często nie ma w domu. Radio, telewizja, „Kabaretowy Dobry Wieczór” i jeszcze straż pożarna. Jak znajdujesz czas na spacery z córką?
K. A.: Po narodzinach Chelsea na wszystko zacząłem patrzeć inaczej. Wiem, że muszę pracować, żeby i małej, i Maryni zapewnić bezpieczeństwo. Kiedy byłem sam, inaczej podchodziłem do tego, co robię. Teraz wziąłem na siebie tak dużo obowiązków, bo wiem, że mam rodzinę, o którą muszę dbać. Jak nie widzę ich kilka dni, strasznie tęsknię.
M. D.-A.: Wprowadził mnie niedawno w osłupienie, bo z Bełchatowa do Radzymina, zamiast porannym pociągiem, przyjechał taksówką w środku nocy tylko po to, aby spędzić z nami więcej czasu.
– To prawda, że przed urodzeniem córki podzieliliście się, że mama będzie małą wychowywała, a tatuś będzie rozpieszczał?
M. D.-A.: Oboje ją rozpieszczamy tak bardzo, że bardziej nie można. Nie wiem, kto ją nam wychowa, jeśli dalej tak będzie.
– A już wiadomo, po kim Chelsea odziedziczyła charakter?
M. D.-A.: To wykapana córeczka tatusia. Po nim ma takie łobuzerskie spojrzenie, nawet wysokie podbicie stopy, no i uśmiecha się tak słodko, jak tatuś.
– To prawda, że zabrałeś ją już do remizy strażackiej?
K. A.: Oczywiście. Jeszcze nie skończyła chyba wtedy miesiąca. Byłem dumny jak paw. Posadziłem ją w wozie strażackim, włączyłem syrenę. Zadzierała głowę i uśmiechała się od ucha do ucha.
M. D.-A.: Pierwsze zabawki, jakie Chelsea dostała od taty, to były właśnie wozy strażackie. Jeden jest mięciutki, z materiału, a drugi ma syrenę i wyje.
– A macie jakieś plany dotyczące wychowania małej?
M. D.-A.: Oboje jesteśmy zdania, że dzieci najlepiej się rozwijają, kiedy się z nimi dużo rozmawia, poświęca wiele czasu. Chelsea ma dopiero dwa miesiące, ale już teraz denerwuje się, kiedy z nią nie rozmawiamy. Wiemy, jakie to ważne.
K. A.: Na pewno jednak nie będzie tak, że będziemy ją chować pod kloszem. Jeśli w naszym życiu pojawią się jakieś problemy, będę jej tłumaczył, co się stało. Nie chciałbym nigdy, żeby weszła w świat nieprzygotowana. Musi wiedzieć, że smutne chwile to także część życia. No i chciałbym, żeby miała poczucie, że może na nas liczyć.
– Z myślą o córce rozpocząłeś budowę domu w Radzyminie. To będzie budowla w stylu angielskim?
K. A.: Coś ty! To będzie polski dworek. Będą kolumienki, okrągłe okna i pokoje dziecinne. Jeden dla Chelsea i drugi dla naszej następnej córeczki.
– Dziecko już jest, budowa rusza lada dzień. Żeby tradycji stało się zadość, musicie chyba jeszcze posadzić drzewo?
M. D.-A.: Już dawno posadzone. Kevin posadził je, kiedy tylko urodziłam Chelsea.
K. A.: Posadziłem sosnę.
M. D.-A.: Nie, to nie była sosna.
K. A.: Dobrze, nie sosna.
M. D.-A.: Kevin, jak mnie to wkurza! Kiedy ty zaczniesz na mnie w końcu krzyczeć?
K. A.: A za co mam na ciebie krzyczeć? Przecież ty spełniłaś moje największe marzenie – dałaś mi prawdziwą rodzinę. Nie mogę krzyczeć na kogoś, przy kim po raz pierwszy w życiu jestem naprawdę szczęśliwy.
Rozmawiała
IZA BARTOSZ
Zdjęcia Krzysztof Opaliński/Melon
Stylizacja Monika Ostrowska
Makijaż Natalia Grewińska/Kayax
Fryzury Robert Kupisz
Przeniesiono z tematu Aktorzy
Przeniesiono z tematu Aktorzy
Przeniesiono z tematu Aktorzy
Kevin Aiston
Ważniejsze daty:
2004 - Nagroda ("Telekamera 2004", nagroda przyznawana przez czytelników pisma "TeleTydzień" w kategorii: rozrywka; za udział w programie "Europa da się lubić" (19.01))
Filmografia
2003 ŚWIĘTA WOJNA (1999 - 2005; serial tv) Obsada aktorska (Andy),
2004 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (strażak Sam Smith),
2005 CODZIENNA 2 M. 3 Obsada aktorska (teacher),
2005 LOKATORZY Obsada aktorska (Leslie),
2005 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (strażak Sam Smith),
Yyyy... A czy w temacie nie powinno być STRAżAK SAM???
He he !!! A wogóle to taka bajka rysunkowa o takim tytule kiedys była Pamiętacie?
Powinno być - zwykłe niedopatrzenie już poprawione
tak szczerze to za nim nie przepadam....
artykuł z czerwca 2005 z Expressu Łódzkiego
Artykuł z października 2005 z Expressu Łódzkiego
Nie wyobrażam sobie życia bez kobiet
W świecie bez kobiet nie byłoby po co żyć – szczerze wyznaje najpopularniejszy Anglik w Polsce, czyli Kevin Aiston. I z okazji zbliżającego się 8 marca gorąco pozdrawia wszystkie czytelniczki „Przyjaciółki”!
Kevin, czy 8 marca Anglicy obchodzą Dzień Kobiet?
– Nie! Ani 8 marca, ani pod żadną inną datą. Mamy Dzień Babci, Dzień Matki, ale Dnia Kobiet nie. O tym, że istnieje, dowiedziałem się dopiero w Polsce! Moim zdaniem szkoda, że nie trwa on cały rok. Ale dobre i to, że jest choć jeden taki dzień, kiedy dziewczyny są specjalnie wyróżniane.
Podobają ci się Polki?
– Też pytanie! To jedne z najpiękniejszych kobiet na świecie. Bardzo dbają o urodę. Mają doskonały gust, świetnie się ubierają. Poza tym, w przeciwieństwie do Angielek, są rodzinne. Troszczą się o dom – sprawia im przyjemność, kiedy jest w nim ładnie – i o swojego mężczyznę. No i wspaniale gotują! Zresztą co tu dużo gadać – zanim przed piętnastoma laty przyjechałem do was, nie znałem żadnej Polki. A kiedy tylko poznałem – zakochałem się, ożeniłem i jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem!
Wyobrażasz sobie świat bez kobiet?
– Żartujesz! W takim świecie nie byłoby po co żyć. Nie miałbyś żadnego celu. No bo po co robić karierę, jeździć najlepiej wyglądającym samochodem? Żeby zaimponować sąsiadowi? Po co o siebie dbać, ładnie wyglądać, codziennie się golić, elegancko ubierać. Komu byś udowadniał, że jesteś facetem?
A jaki był wpływ kobiet na twoje życie?
– Wychowałem się w domu dziecka. Nie znałem babci, mamę słabo. Kiedy tam trafiłem, miałem czternaście lat. Byłem jedynym chłopakiem pośród kilkunastu dziewcząt w wieku od ośmiu do osiemnastu lat. Jaki był ich wpływ na moje życie? Nauczyłem się reperować obcasy w pantoflach, myć i suszyć włosy, czesać je, farbować. Nauczyłem się szyć, robić makijaż. Do dziś wszystko pamiętam. Jak żonie odpadnie obcas, też jej pantofle reperuję. Myję jej włosy w wannie – mówi, że robię to lepiej niż najlepszy fryzjer.
Podobno masz siostry?
– Cztery. Niedawno w przedziwny sposób odzyskałem z nimi kontakt. Karen, moja druga starsza siostra, spotkała w Londynie Polaka. Zaczęli rozmawiać i on mówi, że jest w Polsce taki Angol – Kevin. Ona na to, że tak właśnie ma na imię jej brat. Potem ustalili nazwisko – Aiston. W efekcie Karen napisała do mnie list. Zaadresowała tylko: „Kevin Aiston – Polska”, a ja go dostałem! Była u nas w ubiegłym roku – po wielu latach znowu ją zobaczyłem.
Pamiętasz swoją pierwszą miłość?
– Oczywiście. Po dziś dzień na ramieniu mam wytatuowane jej imię – Lucy. Kiedy się poznaliśmy, miałem 16 lat, ona była o rok młodsza. Rozstaliśmy się po pięciu latach, ale nadal się kontaktujemy, esemesujemy do siebie. Jesteśmy przyjaciółmi, choć nie widziałem jej, odkąd jestem w Polsce. Swoją drogą ciekawe, jak teraz wygląda...
Jak ważne było to uczucie?
– Najważniejsza miłość to ta, która zakończyła się ślubem. A z Lucy to były raczej pierwsze miłosne doświadczenia.
Czy twoja żona jest podobna do Lucy?
– Są zupełnie odmienne. Lucy była małą piegowatą Szkotką. Moja żona Marianna jest piękną, inteligentną Polką, dobrą dziewczyną o cudownych oczach. Poznaliśmy się w maju 2003 roku i zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Po roku znajomości wzięliśmy ślub. Dziewięć miesięcy później przyszła na świat nasza córka Chelsea, która natychmiast stała się drugą miłością mego życia. Z Marynią jesteśmy bardzo udanym małżeństwem już półtora roku. To samo jest dla nas ważne – dom, dzieci, rodzina...
Sprawia ci przyjemność, gdy jesteś wśród kobiet?
– Ogromną. Pokaż mi takiego faceta, który by myślał inaczej. I wcale nie musi to być jakaś Pamela Anderson czy Nicole Kidman. Podziwiam kobiety, które widuję na co dzień – na Marszałkowskiej w Warszawie, w hipermarkecie w Radomiu czy na poczcie. To jest platoniczne – wcale nie muszę ich znać osobiście.
Co cię w płci pięknej tak fascynuje?
– To samo, co każdego normalnego faceta – wdzięk, urok, delikatność. Złośliwcy mawiają, że nie ma brzydkich kobiet, tylko... bywa za mało piwa. Ale moim zdaniem, naprawdę we wszystkich kobietach tkwi coś uroczego. Nawet jeśli nie są zjawiskowo piękne czy nadzwyczajnie zgrabne, to np. mają cudowny charakter.
Oglądasz się za nimi na ulicy?
– No i tu mamy problem. Bo jak powiem „tak”, to moja żona to przeczyta i będę mieć za swoje. Ale jak powiem „nie”, to skłamię...
Żona Marianna i córka Chelsea – czy te miłości ci wystarczą?
– Jako rodzice nie powiedzieliśmy jeszcze z Marianną ostatniego słowa – mam nadzieję, że będę miał okazję kochać jeszcze dwie kolejne córeczki, które mamy w planach. Ale jeśli gdzieś po drodze pojawi się syn, też będę szczęśliwy!
Rozmawiał TOMASZ BRUNNER
Wiktory 2005
Drzwi otwarte TVP