Grażyna Szapołowska
Rap_fans
Grażyna Szapołowska
miejsce urodzenia: Bydgoszcz, Polska
data urodzenia: 1953-09-19
stan cywilny: rozwiedziona, były mąż Paweł Potoroczyn; córka Katarzyna
Polska aktorka teatralna i telewizyjna. W 1977 r. ukończyła PWST w Warszawie. Po maturze przez dwa lata występowała we Wrocławskim Teatrze Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. Grała również w Teatrze Narodowym oraz w telewizji. Na ekranie debiutowała w rolach epizodycznych (od 1974), zdobywając status aktorki pierwszoplanowej. W 1999 roku otrzymała Złotą Kaczkę dla najlepszej polskiej aktorki.
aktorzy:
2005: Magda M. jako Julia Szulc
2005: Tylko mnie kochaj jako Babcia
2005: Ewa paliła Camele jako Ewa Braun
2005: Karol - człowiek, który został papieżem (Karol, un uomo diventato papa) jako Brigitte Frank
2004: Sąsiadki (Nachbarinnen) jako Jola
2004: Hamlet (II) jako Gertruda
2003: Warszawa jako właścicielka samochodu
2002: Noc czerwcowa jako Ewelina
2000: Ostatnie kwadry jako Matka
1999-2005: Lokatorzy jako Marta Wójcicka (2003)
1999: Pan Tadeusz jako Telimena
1999: Przygody dobrego wojaka Szwejka jako Pani Kakonyi
1998: Siedlisko jako Aktorka
1997: Kroniki domowe jako Matka
1997: Brat naszego Boga (Our God's Brother) jako Helena Modrzejewska
1995: Opowieść o Józefie Szwejku i jego drodze na front jako Pani Kakonyi
1993: Inny świat
1993: Plac Hiszpański (Piazza di Spagna) jako Armida de Tolle
1993: Abisynia (Abissinia) jako Francesca
1993: Dzika namiętność (Punto di fuga) jako Caroline
1992: Piękna nieznajoma (Prekrasnaya neznakomka) jako Nieznajoma
1991: Żegnaj, cudzoziemko (Lebewohl, Fremde) jako Karin
1991: Wyrok (Condanna, La) jako Monica
1990: Morderczy rejs (Skipper, Der) jako Mona
1990: Fin de mon reve jako Iva
1990: Seszele jako Pani Grażyna
1989: Lawa jako Anioł
1988: Dekalog VI jako Magda
1988: Krótki film o miłości jako Magda
1988: Hanussen jako Valery de la Meer
1988: Pomiędzy wilki
1987: Zagon jako Clare Ridgeway
1987: Pierwsze spotakanie - ostatnie spotkanie (Pervaya vstrecha - poslednyaya vstrecha) jako piosenkarka kabaretowa
1987: Komediantka jako Nicoletta
1987: Tabu jako Matka
1986: Magnat jako Marisca
1986: Cudowne dziecko jako Matka Michała
1986: Biała wizytówka jako Marisca
1985: Przez dotyk jako Anna
1985: Z wizytą u Van Gogha (Besuch bei Van Gogh) jako Marie Grafenstein
1985: Medium jako Nauczycielka Luiza Skubiejska
1984: Płatki, kwiaty, wieńce (Szirmok, virágok, koszorúk) jako Annette Nevermore
1984: W starym dworku czyli niepodległość trójkątów jako Aneta
1984: Bez końca jako Urszula Zyro
1984: Przyspieszenie jako Aktorka Grażyna/Script girl
1983: Nadzór jako Wychowawczyni Kinga Peltz
1983: Lata dwudzieste...lata trzydzieste jako Liza
1983: Fort 13 jako Żona
1982: Inne spojrzenie (Egymásra nézv) jako Livia
1982: Bluszcz jako Ewa
1982: Wielki Szu jako Żona Wielkiego Szu
1981: Wielka majówka jako Panienka
1980: Przed odlotem jako Ewa
1980: Grzeszny żywot Franciszka Buły jako Karina/matka Kariny
1979-1981: Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy
1979: Hotel Klasy Lux jako Blondyna
1978: Wielki podryw jako dziewczyna z dyskoteki
1978: Osiemdziesięciu huzarów (80 huszár) jako Pola
1977: Lalka jako Kobieta na koncercie Molinariego
1977: Parada oszustów jako Gizena Vickenholle, narzeczona Taadjena/ narzeczona i wspólniczka Trzpila/ Doris Whitestone, wspólniczka Blackwooda
1977: Zapach ziemi jako Jagoda
1974-1977: Czterdziestolatek jako inżynier Nowowiejska
1974: Najważniejszy dzień życia
producent:
2005: Ewa paliła Camele
aktorzy (gościnnie):
1998: Siedlisko jako Aktorka - Eleonora
1976-1987: 07 zgłoś się jako Prostytutka Lidia Dorecka, wspólniczka Ławreckich
polski dubbing:
2005: Zakochany Anioł jako Damski głos Pawła
Grażyna Szapołowska
Nie zgadzam się na przemijanie
Jedna z pierwszych w polskim kinie, o której mówiono: seksbomba. Pierwsza, która odważyła się zagrać lesbijkę. Dziś GRAŻYNA SZAPOŁOWSKA jako pierwsza publicznie mówi, że przechodzi menopauzę. A poza tym zajmuje się wnuczką, sama robi manikiur, a nawet zmywa podłogę. I nie jeździ już jaguarem.
Nie wstydzi się przyznać, że ma 51 lat. Zachęca inne kobiety do stosowania hormonalnej terapii zastępczej, bo sama się jej poddała. I czuje się młodo, jest piękna, pełna energii i ma ciągle bardzo dużo do zrobienia. Wydała właśnie debiutancki zbiór opowiadań pod tytułem Pocałunki, który najlepiej mówi, w jakim kierunku wędrują myśli kobiety dojrzałej.
GALA: Ostatnio oczy świata zwrócone były w stronę Watykanu. Krzysztof Piesiewicz powiedział, że Papież swym odejściem i cierpieniem zadał potężny cios kultowi młodości i piękna. Jak pani to widzi?
GRAŻYNA SZAPOŁOWSKA: Podobnie. Wszyscy na świecie odmładzamy się za pomocą farmacji i chirurgii. W rozpaczliwym zatrzymywaniu pozorów młodości szukamy recepty na szczęście. Tymczasem Ojciec Święty pokazał, jak przepiękny potrafi być człowiek dojrzały. Jak urzekająca może być jego wiedza, doświadczenie, potęga umysłu. Jak zniewalającą siłę stanowi jego dobroć i prawość. Jak wielką, a jednocześnie naturalną, oczywistą rzeczą jest mądry dialog starszego człowieka z ludźmi młodymi. Papież, schorowany i cierpiący, ale porażający świeżością spojrzenia na świat, ujmował, rozczulał, budził podziw i szacunek młodych. On pozwalał im się w sobie zakochiwać.
GALA: Ilu ludzi zakocha się w zwykłym starszym człowieku, który nie panuje nad odruchami, niedosłyszy, porusza się irytująco wolno, jak na dzisiejsze tempo życia, albo nie porusza się wcale?
G.S.: Nikt nie wie, jak wiele przemyśleń, towarzyszących ostatniej drodze Ojca Świętego, zostanie w nas na dłużej. Ale wydaje mi się, że media w tych dniach skierowały swe spojrzenia w przeciwną niż dotychczas stronę. A media mają w tej chwili tak ogromną siłę, że w ciągu 24 godzin mogą obalić każdą tezę, każdą teorię, filozofię, modę czy trend.
GALA: Myślała pani w tych dniach albo kiedykolwiek o fizjologii starości, brzydocie starości, o niedołęstwie, upokarzającym końcu?
G.S.: Myślę o tym, świat się starzeje. Kiedyś Adam Hanuszkiewicz zaproponował mi zagranie śmierci w Dekameronie Boccaccia. Istnieje schemat wyobrażeń o śmierci jako czymś strasznym, brzydkim, odrażającym. A Hanuszkiewicz powiedział: "Śmierć to piękna kobieta. To jedyna przyjaciółka człowieka, która naprawdę nigdy go nie oszuka i nie zawiedzie". Coraz częściej przyglądam się śmierci, bo coraz więcej moich znajomych odchodzi. Myślę, że najpiękniej jest odejść we śnie. Tak zmarł mój ojciec. Na zawał serca. Ale jest też często cierpienie i ból. Z tym również się zetknęłam. Choroba, nawet bardzo trudna, wbrew temu, co myślą zdrowi obserwatorzy, nie jest tylko cierpieniem i klęską chorego człowieka. Przeciwnie, potrafi być silnym bodźcem do walki. Organizm jest tak skonstruowany, że gdy musimy oddać jeden z narządów, inny narząd przejmuje funkcję tego utraconego. Do tego dostraja się psychika. Bo jak wytłumaczyć, że człowiek bez nóg świetnie pływa, zdobywa puchar dla niepełnosprawnych albo gra w piłkę na wózku inwalidzkim?
GALA: Ale to jest kwestia jakości ciągle trwającego życia. A co wtedy, gdy dobiega ono kresu? Gdy szwankują po kolei wszystkie narządy? Nie boi się pani starości beznadziejnej i nieestetycznej?
G.S.: Nie wiem.
GALA: Pytam, bo w swojej książce pokazuje pani świat trudnych, czasem brudnych emocji. Ale bohaterowie, w sensie zewnętrznym, są ładni. Czy naprawdę w pani oczach wszyscy są piękni?
G.S.: Szukam w ludziach zalet. To przez mój zawód, który każe mi wchodzić w role nieraz najbardziej zbrodniczych postaci po to, by je wytłumaczyć, wybronić. Może to zbyt śmiałe, ale mam wrażenie, że Papież, który w młodości chłonął aktorstwo, doskonale wiedział i czuł, że scena, tak jak i ambona, wymagają rozumienia drugiego człowieka, tłumaczenia go, wybaczania mu. A wracając do mojego pisania, myślę, że można napisać ostrą książkę, wulgarną i starać się zatruć świat dookoła. Tylko co z tego? W opowiadaniach, podobnie jak w rolach, które gram, chcę pokazać złożoność postaci, jej emocji i jej losów. Te emocje nie muszą być ładne. Tak jak bohaterowie nie muszą być brzydcy.
GALA: Powiedziała pani: "Przebłyski myśli" i faktycznie zapisuje pani obrazki, urywki, skojarzenia. Żeby nie uciekły. Boi się pani przemijania?
G.S.: Forma mojego pisania: szybka, skrótowa, może trochę pospieszna też wynika z doświadczeń aktorskich. Od dawna podpatrywałam i zapisywałam zdarzenia, sytuacje, scenerie, reakcje ludzi. Mam to zachowane w kalendarzach.
GALA: Wróćmy do przemijania.
G.S.: Czy się tego boję? Już nie. Dla kobiety najtrudniejsze jest zaakceptowanie pierwszych zmarszczek mimicznych, potem osiągnięcie trzydziestki wydaje się przekroczeniem Rubikonu. Tymczasem życie trwa i zaraz okazuje się, że jest pięknie, też wtedy, gdy ma się lat 36 i 45, i 50. Nasze życie coraz bardziej się wydłuża. Dłużej zachowujemy dobrą kondycję. I wydaje mi się, że w następnym dziesięcioleciu panosząca się młodość ustąpi miejsca dojrzałości. Będą mieli coraz więcej do powiedzenia ludzie w moim wieku, po pięćdziesiątce, mądrzy, doświadczeni i w pełni aktywni.
GALA: Skąd ta pewność?
G.S.: Człowiek został tak fizjologicznie skonstruowany, że jak kończy się okres rodzicielstwa i intensywnej opieki nad dziećmi, w jego życiu powstaje przerwa. Dzieci starają się szukać swojej drogi, a my mamy kilka lat odpoczynku, zanim pojawią się wnuki. Następuje pełna mobilizacja twórcza. Najpełniejszy rozkwit twórczości reżyserów, kompozytorów, malarzy przypada przeważnie gdzieś na wiek pięćdziesięciu, sześćdziesięciu, siedemdziesięciu lat. Widzę po sobie, że teraz, jak mam pięćdziesiąt lat, zaczynam dotykać życia tak naprawdę. Zaczynam czuć swoją sztukę, swój zawód, zaczynam znać swoje możliwości bez strachu, paniki. Jednocześnie zadaję sobie pytanie, co myślą o mnie młodzi ludzie? Czy jestem dla nich starszą panią kompletnie nie z tego świata? Czy też potrafię być drogowskazem? Naszym zadaniem jest dzielić się wiedzą, którą posiadamy, i doświadczeniami, a nie skazywać się na to, co było przed naszym pokoleniem i pokoleniem wcześniej, że po prostu przechodzi się na emeryturę i na margines życia. Poza tym wiarę w triumf ery dojrzałości czerpię, śledząc tendencje mediów. Już nie jest tak jak dwadzieścia lat temu, kiedy kobiety były zachłyśnięte operacjami plastycznymi. Jeśli nawet ten trend jest nadal w jakiś sposób lansowany, już się pojawia innego rodzaju prasa i innego rodzaju dowody na to, że można być pięknym i szczęśliwym, nie oddając się tak okrutnym obrzędom, jak nacinanie, ściąganie itd. Piękno w człowieku jest wewnątrz.
GALA: Nie korzystała pani z dobrodziejstw chirurgii estetycznej? Spodziewam się teraz szczerości odważnej kobiety, która nie ma kłopotu z obwieszczeniem: Tak, mam menopauzę.
G.S.: Raz zafundowałam sobie botoks i stwierdziłam, że to nie dla mnie. To są zastrzyki czasowo porażające wybrane miejsce twarzy, co powoduje, że wprawdzie zmarszczki się wygładzają, ale ostrzyknięte okolice tracą naturalną mimikę. Źle się z tym czułam, wydawało mi się, że jestem sztuczna. Dobrze, powiem wprost: ostrzyknęłam okolice oczu, po czym miałam wielki wytrzeszcz. Byłam wściekła, bo grałam ważny film i nie mogłam niczego wyrazić. Przeraziłam się i powiedziałam: nigdy więcej. Nie wyobrażam sobie bardziej inwazyjnych korekt, zmieniających rysy twarzy. Aktor musi być wiarygodny w swym wyglądzie. W Hollywood coraz mniej aktorek gra role dramatyczne, bo ich napompowane twarze nie są w stanie wyrazić emocji. Są jak maski.
GALA: Nie jestem pewna, czy wszyscy pani uwierzą. Przez lata była pani postrzegana jako piękna, seksowna, powabna. Czy taka kobieta może sobie pozwolić na mankamenty?
G.S.: A na przyznanie się do menopauzy może?
GALA: Chyba tak, bo cała Polska myśli: Nawet menopauza Szapołowskiej musi być elegancka.
G.S.: Chyba dawno już straciłam panowanie nad tym, co się o mnie myśli. Media wykreowały mnie na elegancką, estetyczną, oprawioną w luksus. Natomiast nikt nie chce mnie fotografować, jak chodzę w podartych dżinsach i niosę ziemniaki. Albo gdy myję podłogę, bo wnuczka ma różyczkę i trzeba zarazki zmywać. Albo jak trzymam kogoś, kto mi wymiotuje na ręce. Takich fotografii się nie robi.
GALA: Pozwoliłaby pani?
G.S.: Wątpię, by ktoś chciał. Mediom odpowiada mój gwiazdorski wizerunek, ponieważ ludzie potrzebują gwiazd uosabiających ich dążenia i marzenia. W pewnym momencie sama tę swoją sytuację sprowokowałam. W czasach komuny, gdy było szaro i przaśnie, kupiłam starego jaguara,włożyłam futro i wszyscy uznali, że to jest szczyt elegancji. A ja po prostu starałam się być inna, kolorowa. Natomiast teraz, kiedy kolor już nie jest niczym wyszukanym, chodzę w starych dżinsach, żeby było wygodnie, i wskakuję do wygodnego samochodu, który jest małym, ekonomicznym mercedesem. Nie chce mi się szokować i nie robię tego. Nie pokazuję się w coraz to innej kiecce, do fryzjera chodzę rzadko, do kosmetyczki wcale. Sama sobie robię manikiur.
GALA: Nie uwierzą.
G.S.: Wtedy też nie wierzyli. Tak dalece dali się zwieść pozorom, że nie mogli dać wiary prawdzie. A wyglądała ona tak, że w pewnym momencie nie miałam gdzie mieszkać, cała moja pensja w Teatrze Narodowym szła na zapłacenie za wynajmowane mieszkanie. A jak się zwierzyłam ministrowi kultury, że nie mam gdzie mieszkać, wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Mówili: Pani? Przecież pani mieszka w pałacach. Padłam ofiarą własnej mistyfikacji.
GALA: Dla kobiet trudną cezurą jest moment, kiedy zostają babciami.
G.S.: Dla mnie nie to było ważne, czy jestem babcią, tylko żałowałam swojej córki, że sobie skróciła okres beztroskiej młodości. Bo lat, jak urodziła Karolinę, miała dwadzieścia jeden. Pamiętam, przyjechałam do Palmspring na pustynię, gdzie Kasia starała się ułożyć sobie życie z mężem, również młodym chłopcem. Jak ich zobaczyłam stojących przed typowym wynajętym amerykańskim domkiem, pomyślałam, że mam dwie córki. I tak się stało. Moja wnuczka Karolina mnie odmładza. Ona daje mi to, co przegapiłam z Kasią, bo gdy ona była mała, nie miałam dla niej tak dużo czasu, jak mam teraz dla Karoliny. Zresztą nie byłam tak dojrzała, żeby dostrzec mądrość dziecka wynikającą z jego niewinności. Ale też zdaję sobie sprawę, że nigdy nie zastąpię matki. Jestem taką matką-babcią dla dwóch istot. Jedna jest starsza, druga jest młodsza. I każda daje co innego, inny kontakt, inną relację.
GALA: Czasami po rozstaniu z kimś staramy się samotność przewartościować na wolność. Czy można dać się uwieść temu, że przemijanie może być wzbogacaniem siebie, udoskonalaniem życia?
G.S.: Ależ oczywiście. Kiedyś napisała do mnie dziewczyna, że ma troje dzieci, mąż ją zdradzał, aż w końcu opuścił, wyjechał do Stanów, zostawił ją z dziećmi i ona zaraz się zabije, bo nie wie, co ze sobą zrobić. Napisałam, że to jest znak, że powinna zacząć nowe życie, poznać kogoś innego i pomyśleć, że być może ma szczęście, że tamten człowiek od niej odszedł. Powinna potraktować to jako dar. Dojrzałość, przywilej i dobrodziejstwo dojrzałości polega na tym, że potrafimy odwrócić sytuację, spojrzeć na nią z innego punktu widzenia i nagle zobaczyć, że w tym, co wydaje się końcem, tak naprawdę może być początek.
GALA: A czy pamięta pani swój pierwszy moment związany ze zgodą na przemijanie?
G.S.: Nie pamiętam. Myślę, że nigdy nie zgodzę się na przemijanie. Myślę, że im człowiek jest starszy, tym mniej się godzi z upływem czasu. Tylko lepiej umie sobie z tym radzić. Często kokietujemy, mówiąc, że jesteśmy pogodzeni, ale w środku chyba nie pozostajemy obojętni na to, że więcej za nami niż przed nami. Ale to nie są refleksje, którym powinno się ulegać. Trzeba z nimi walczyć. I to jest fantastyczne. Człowiek powinien walczyć cały czas, w takim dobrym, pozytywnym tego słowa znaczeniu.
GALA: Wśród ludzi starszych zdarza się agresja względem młodych. Czy to zawiść, że ci młodzi mają coś, czego ci drudzy już nie odzyskają?
G.S.: Nie, to rezultat tego, że w społeczeństwach wysoko zaawansowanych ludzie starsi są odrzucani przez swoich pracodawców jako ludzie niepotrzebni.
GALA: Znalazła się pani w takim momencie życia, że przyjdzie teraz poczekać na zupełnie inne role. Jest pani na to gotowa?
G.S.: Gdy miałam 20 lat, grałam matkę dojrzałej, osiemnastoletniej córki w filmie Tabu Andrzeja Barańskiego. Wielokrotnie robili mi białe rzęsy i brwi pastą do zębów dla uzyskania efektu postarzenia. W Rosji i w Niemczech też grałam rolę starszej od siebie dziewczyny, kobiety. Jedynym reżyserem, który pokazuje kobiety kolorowe, jest Andrzej Wajda. Pokazuje kobiety różne, u niego grały wszystkie aktorki wcześniejszego i mojego pokolenia. Przepiękne role. Jeszcze Krzysztof Zanussi ukazuje Maję Komorowską w filmach jako kobietę, jako człowieka. I nikt więcej. Nie będę przecież mówić, kim jest kobieta w filmach pana Pasikowskiego. W tej sytuacji, przy dzisiejszej kondycji polskiego kina nie widzę szans, żebym grała jakiekolwiek role. Nie zagram. Natomiast cieszę się, bo gram w Niemczech. Bo dzwoni do mnie Jodie Foster i zaprasza do epizodu w Berlinie, a chce mnie poznać, bo widziała mnie w niemieckim filmie. To jest satysfakcja. Wtedy człowiek mówi: A, ch****a, trzeba było uciec do Hollywood, już bym dawno była gdzie indziej?.
GALA: Często pani myśli, że trzeba było życiem pokierować inaczej?
G.S.: Z jednej strony tak, bo można było wyjechać, zacząć wszystko w tym zachodnim przemyśle, który daje przynajmniej satysfakcję finansową. Ale z drugiej strony jest nostalgia, sentyment i coś takiego, co mówi, że nie pieniądze są najważniejsze. Od początku, już na studiach, wiedziałam, że mojego paszportu nigdy nie zmienię i czułam, że nie powinno się zmieniać, bo wcześniej czy później nasze granice otworzą. Współczuję wszystkim ludziom, którzy przeszli gehennę, uciekając na Zachód, przeżywając obozy i internowania i syndrom emigranta. Podziwiam ich za determinację i wytrwałość, ale nie chciałabym dzielić ich losu.
GALA: Jest pani zadowolona ze swojego życia?
G.S.: Tak. Dużo pracowałam, miałam z tego satysfakcję, jestem zdrowa. Myślę, że jeszcze dopóki jestem wciąż ciekawa świata, czuję, że mogę zrobić parę rzeczy i mam na to ochotę, to jest to naprawdę szczęście.
autor: Anna Bimer
oooo matko kochana jak ja jej nie cierpie, nie znosze i wszystko inne......
Cieszę się, że nie tylko ja tak o niej myśle
Grażyna Szapołowska
Mężczyźni jej życia
Wielbiciele mówią, że jest rasowa. Można godzinami patrzeć, jak zakłada nogę na nogę albo zaciąga się papierosem. O niezwykłej Grażynie opowiadają jej przyjaciele.
Fotograficy twierdzą, że jest jedyną polską aktorką, której biust pozostaje wciąż tak samo piękny. Kiedy idzie, to nie jak zwykła kobieta, lecz sunie powłóczyście, z gracją. Mężczyźni zachwycają się wszystkim, nawet sposobem, w jaki palcami odgarnia włosy.
Dorastała w Toruniu. Matka, z pochodzenia Litwinka, sama wychowywała dwie córki, bo mąż rozpoczął nowe życie. Po maturze Grażyna wyjechała do Jeleniej Góry. Wiedziała (być może od szkolnego kolegi, którego ojciec był dyrektorem Teatru Dolnośląskiego), że Henryk Tomaszewski będzie tam reżyserował Legendę Wyspiańskiego. Zagranie u sławnego twórcy Wrocławskiego Teatru Pantomimy to byłby dobry początek aktorskiej kariery. Grażyna dostała rolę jednej z trzech Rusałek. Grała tylko jeden sezon, od premiery w listopadzie 1972 roku. - Była cudowną adeptką, grała dobrze, choć nie była to duża rola - wspomina Irmina Babińska, kreująca rolę Wandy. - Wszyscyśmy ją kochali, bo była niezwykle ciepła, nienarzucająca się, koleżeńska. Pamiętam, jak kupiła fantastyczny beżowy sztruks i powiedziała mi: "Bezwzględnie musisz sobie coś z niego uszyć, bo będzie ci w tym dobrze". Była urokliwa i bardzo piękna. Od góry do dołu, bez najmniejszej skazy, jakby zrobiona z jednego kawałka skóry. Maria Maj, odtwórczyni roli drugiej Rusałki, a dziś aktorka warszawskiego teatru Rozmaitości, przyznaje, że trzymały się we trzy: ona, Grażyna i Izabella Olejnik, dziś aktorka stołecznego teatru Syrena. Każda z nich przyjechała do Tomaszewskiego z innego miasta i liczyła, że to przedstawienie otworzy jej drogę do sławy. - Nasze monologi wspomagałyśmy urodą ciał - wspomina Maria Maj. - Recenzent teatralny napisał: "Rusałki są piękne". Grażyna była zjawiskowa. Mężczyźni kochali się w niej, szaleli.
W maju 1973 roku Grażyna zdawała do PWST. Znalazła się wśród 23 osób, które przyjęto. Maria Mamona, od 26 lat aktorka Teatru Współczesnego w Warszawie, od razu zauważyła atrakcyjną blondynkę o długich włosach. Zaprzyjaźniła się z Grażyną w czasie praktyk robotniczych. Przez dwa lata mieszkały w akademiku Dziekanka, w 4-osobowym pokoju, po tej samej stronie szafy. Przyjaźń przetrwała do dziś. - Jeszcze na studiach Grażyna wyszła za mąż za Marka Lewandowskiego - wspomina koleżanka z roku Tatiana Sosna-Sarno. - Cały rok zaprosiła na parapetówkę. To między innymi Marka Lewandowskiego ma na myśli szkolny kolega Grażyny Marcin Troński, teraz aktor Teatru Dramatycznego, kiedy mówi: "Lubiła starszych chłopaków". Pierwszy mąż był od niej starszy o 7 lat. Kiedy się poznali, był aktorem teatru Rozmaitości, miał na koncie kilka filmów i należał do najprzystojniejszych polskich aktorów. Ślub cywilny wzięli we wrześniu, po drugim roku studiów. Jednak już następne wakacje spędzali osobno - Grażyna nieoczekiwanie zjawiła się w Krasnymstawie u przyjaciółki Marii Mamony i namówiła ją na autostopowy wypad do Rumunii. Marek Lewandowski, dziś aktor teatru Ateneum, nie chce rozmawiać o Grażynie Szapołowskiej. Twierdzi, że taką ma z nią umowę. Nie potwierdza, ale i nie zaprzecza, że byli małżeństwem.
Trudno powiedzieć, kiedy u boku Grażyny pojawił się prywaciarz, jak w owych czasach określano biznesmenów, Andrzej Jungowski. Przystojny, w typie młodego Roberta De Niro. W środowisku mówi się, że produkował suszarki do łazienek. Codziennie wręczał Grażynie bukiet z 27 róż i właśnie kwiatami ostatecznie ją do siebie przekonał. Inni zaś twierdzą, że połączyło ich wielkie uczucie. Marcin Troński pamięta, jak Andrzej codziennie wysiadywał pod szkołą w swoim białym maluchu, czekając na Grażynę. Wszyscy na roku uważali go za bardzo zazdrosnego faceta, który uziemił Grażynę i chronił przed adoratorami. Pobrali się po czwartym roku studiów. - Nie zdziwiło mnie to, że Grażyna znów wychodzi za mąż, bo zawsze była osobą - w dobrym tego słowa znaczeniu - zwariowaną - mówi Maria Mamona, przyjaciółka i świadek na ślubie. - Poza tym wiedziałam, że łączy ich autentyczna fascynacja, że Grażyna się zakochała. Zawsze bardzo miło wspomina Andrzeja. Mówi, że nie przekreśla tego, co było. Podobno w prezencie ślubnym mąż dał Grażynie dom w Pustelniku pod Warszawą, duży i piękny, na uroczej działce, ale bez telefonu i centralnego ogrzewania.
Po studiach dostała się do Teatru Narodowego. Kiedy debiutowała w sztuce Sen srebrny Salomei, była w ciąży, w tym samym czasie, co siedem innych aktorek tego teatru, między innymi Ewa Ziętek, Bożena Dykiel, Anna Romantowska. Andrzej bardzo dbał o żonę. Martwił się, że mimo ciąży w jednej ze scen musi się przewracać. - Kiedy Grażyna urodziła córkę, zaprosiła wszystkich ludzi z roku do siebie do Pustelnika, żeby pokazać Kasię i dom - wspomina Tatiana Sosna-Sarno. - Dom okazał się tak duży, że był nawet oddzielny pokój do prasowania pieluch. Grażyna i Andrzej rozstali się po kilku latach. Ona z Kasią została w Pustelniku. Dużo grała, kręciła filmy za granicą. W wychowaniu córki pomagały jej mama i siostra. Do jej domu nie wprowadził się żaden mężczyzna, choć wokół Grażyny kręciło się ich wielu. Andrzej Jungowski, który dziś jest współwłaścicielem podstołecznego hotelu, także nie chce rozmawiać o Grażynie Szapołowskiej. Twierdzi, że taką ma z nią umowę.
Dwanaście lat temu Grażyna dostała spółdzielcze mieszkanie w prominenckim warszawskim osiedlu w okolicach Wilanowa, zwanym zatoką czerwonych świń. Od tego momentu datuje się jej przyjaźń z Tadeuszem Ściborem-Rylskim, byłym członkiem, a potem szefem Komitetu Kinematografii. - Byłbym ostatnim kłamcą, gdybym powiedział, że nie jest atrakcyjna i że mi się nie podoba. Lecz zawsze łączyło nas wyłącznie koleżeństwo - twierdzi Tadeusz Ścibor-Rylski. - Często bywam u niej wieczorami. Zwierza mi się, ale lojalność i przyjaźń zobowiązują, by o tym nie opowiadać. Grażyna ma niewielu znajomych na osiedlu. Nie jest osobą, która wpada do sąsiada, by pożyczyć szczyptę soli. Ale nie jest zimna ani wyniosła, jak można by sądzić, znając jej wizerunek artystyczny. Jest ciepła, przyjacielska, wyczulona na problemy innych ludzi.
Rodzinę Ścibora-Rylskiego i Grażynę połączyły też dzieci: jego syn i jej córka chodzili do jednej podstawówki i liceum. Grażyna często bywała w szkole, pojawiała się na wywiadówkach, trzymała nad Kasią parasol ochronny. - Moja mama nie różni się od innych. Wykonywała wszystkie obowiązki mamy i - choć jest kobietą zajętą - zawsze kiedy jej potrzebowałam, miała dla mnie czas - mówi przebywająca w Los Angeles córka Grażyny - Kasia Jungowska-Matej, która ma dziś 25 lat, męża i 3-letnią córkę Karolinkę. - Mama wymagała, żebym miała dobre stopnie. Pomagała mi przy odrabianiu lekcji, głównie polskiego. Jeśli dobrze się uczyłam, pozwalała mi na wszystko. Dbała o to, żebym była bezpieczna. Jeśli późno wracałam z imprezy, przyjeżdżała samochodem, żeby mnie odebrać. Kiedy Kasia miała 12 lat, Grażyna przedstawiła jej Pawła Potoroczyna, młodszego od siebie o 8 lat właściciela pubu. Kasia zgodziła się, by z nimi zamieszkał. Aktorka nie ukrywała, również przed prasą, że ją i Potoroczyna połączyło wielkie uczucie. Pobrali się bez rozgłosu. Nawet przyjaciółka Maria Mamona dowiedziała się o tym po fakcie.
Paweł marzył o pracy w dyplomacji. Mówi się, że to właśnie Grażynie zawdzięcza stanowisko konsula w Los Angeles. Wyjechali we trójkę, z Kasią, w 1995 roku. W środowisku dziwili się, że aktorka, dla której tak wiele znaczy praca, zdecydowała się na wieloletnią przerwę i bycie pięknym tłem dla konsula. Tymczasem na każdej uroczystości, na której pojawiała się z mężem, właśnie Grażyna grała pierwsze skrzypce. Ją, a nie konsula, otaczał wianuszek gości, ją obsypywano dowodami uwielbienia. Tylko mężczyzna dużego formatu potrafiłby zaakceptować taką sytuację. Kiedy w 1998 roku przyjechała do kraju na zdjęcia do Pana Tadeusza, była w świetnej formie zawodowej. Rozdawała czarujące uśmiechy, ale w środowisku szeptano, że jest przygnębiona, bo małżeństwo ma się ku końcowi. Paweł Potoroczyn, dyrektor Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, nie odpowiada na faksy i telefony. Może nie chce rozmawiać na temat Grażyny Szapołowskiej? Może taką ma z nią umowę? Kasia Jungowska-Matej, córka Grażyny, właśnie kończy college, w czym - jak twierdzi - zupełnie nie przeszkadza jej córka Karolinka. - Zamierzam złożyć dokumenty na kilka amerykańskich uniwersytetów, by uczyć się marketingu. Ale moje studia w USA zależą od mamy, to ona bowiem płaci za moją naukę - mówi.
Grażyna mieszka w Warszawie, w szeregowcu w pobliżu zatoki czerwonych świń. Grywa w filmach; w Lipsku właśnie kończy zdjęcia do kolejnego. Od trzech lat gościnnie występuje w Teatrze Narodowym, w którym debiutowała po studiach. Od grudnia ub.r. gra w Kurce Wodnej Witkacego jako księżna Alicja of Nevermore. Jest piękna. Przyznaje się do fascynacji nowym mężczyzną, ale nie chce o nim opowiadać. W środowisku szepczą, że jest to Erik Stępniewski, przystojny i bogaty Francuz polskiego pochodzenia, właściciel stadniny koni w Józefinie pod Warszawą. Czy okaże się właśnie tym mężczyzną?
Ewa Smolińska-Borecka
sorki, ale co zdjęcie Sharone Stone ma do Szapołowskiej
Wkurza mnie ona.
Taka damusia od siedmiu boleści.
Mnie też
Widziałam ją kiedyś w "Mamy Cię", robiła z siebie taką gwiazdę, że szkoda słów
sorki, ale co zdjęcie Sharone Stone ma do Szapołowskiej
moze ktos myslal ze to ona
a tak wogole to ja jej tez nie lubie bo sadzi ze jest nie wiadomo jaka gwiazda
Przechodzi menopauzę????
Rewelacja!!!
Może jeszcze jakieś ciekawe fakty ze swojej fizjologii?
No i teraz jeszcze Paież - trzeba być terndy!
Na siłę kreuje się ją na gwiazdę - musi mieć mocne poparcie bo aktorka z niej marna. Kiedy zobaczyłem jej Telimenę u Wajdy to stwierdziłem że od kiedy przestała grać role rozbierane ( to jej wychodziło fantastycznie - szczerze!) powinna już grać tylko role nieme.
Ta aktorka nie da się lubić. Przeczytajcie zapis czata na stronie "Magdy M".
Nie znoszę tej kobiety i tyle Robi z siebie chodzące bóstwo i ideał aktorki. A daleko jej do tego.
Ale co muszę przyznać, to jednak Telimena była świetna... możecie się nie zgadzać, ale za tę rolę ją cenię. Wyłącznie za tę.
No niestety nie mogę się z Tobą zgodzić. Pani Grażyna za bardzo i niepotrzebnie uwspółcześniła tę rolę. Co gorsza wykorzystała ją aby wykrzyczeć swoje pretensje do mężczyzn - jakie, za co - tylko ona wie choć nie na pewno
najgorzej mnie wkurzyła kiedyś na telekamerach jak jakiegoś aktora wprowadzała i przy wszystkich upomniała się o jakąś rolę - to było strasznie denne
Zgadza się - to był Jeremy Irons.
Uhm, strasznie żenujące to było, aż jemu sie głupio zrobiło. W sumie to on uratował tę sytuację
Ciekawa jestem jak pani Grazyna zagrala w tym filmie Tylko mnie kochaj bo jakos jej sobie w tym filmie nie wyobrazam.Ale zobaczymy
Miłości zawsze towarzyszy cierpienie. Szczęście trwa krótko. Potem pozostaje czekać na konsekwencje podjętych decyzji, dlatego warto w życiu słuchać przyjaciół -
- powiedziała Grażyna Szapołowska ("Tylko mnie kochaj")
Nie widzialm jeszcze tylko Mnie Kochaj ciekawe jak tam gra pani Grazyna pamietam ja w roli Telimeny w Panu Tadeuszu
Telekamery2006
Tylko mnie kochaj
Trzeba przyznac ze jak na swoje lata to jest dobrze zakonserwowana
Na tych zdjeciach to cio na koniach miala zamiar jezdzic czy jak Ale nawet fajnie zaspiewala pioseneczke
Świetnie się trzyma
jak mi ta baba gra na nerwach!!
wczoraj, fakt-ładnie dosyć śpiewała, ale jak ją zobaczyłam to mi aż ciśnienie skoczyło
Myslalam ze w Tylko mnie kochaj jakas wieksza role pani Szapolowska dostala a to tylko taka malusienka rolka w sumie to i dobrze Film mega polecem
Myslalam ze w Tylko mnie kochaj jakas wieksza role pani Szapolowska dostala a to tylko taka malusienka rolka w sumie to i dobrze Film mega polecem
Roli rzeczywiście nie miała za dużej, ale cóż chodziło o piękną kobietę
[/img]
[/img]
Szapołowska zagra... w operetce
Grażyna Szapołowska ("Tylko mnie kochaj"), wystąpi w operetce "Księżniczka czardasza". W przedstawieniu u boku zawodowych śpiewaków zagrają "zwykli" aktorzy, m.in. takie gwiazdy jak: Jan Nowicki, Bohdan Łazuka, Marek Barbasiewicz ("Na dobre i na złe") oraz Leszek Teleszyński ("Złotopolscy"). Reżyserem spektaklu jest Marta Meszaros.
Grażynę Szapołowską zobaczymy w roli księżnej - matki, która próbuje zniechęcić syna do małżeństwa z aktorką. Na scenie zaśpiewa w duecie z Bohdanem Łazuką.
- Jestem pełna podziwu, gdy widzę, jak tańczą i śpiewają zawodowi operetkowi artyści. Ja postaram się być chociaż zabawna - zapowiada gwiazda.
"Księżniczka czardasza" będzie miała aż dwie premiery: 27. lutego w Teatrze Polskim w Warszawie i 3 marca w Sali Kongresowej.
Motto Grażyny Szapołowskiej - która gra w "Tylko mnie kochaj" najseksowniejszą babcię Polski - brzmi krótko:
- Życie warte jest uwodzenia zawsze i wszędzie!
Niedawno, na pytanie, czy ma w domu jakieś zwierzątko, aktorka odpowiedziała:
- Mam papugę, psa, kota i mężczyzn...
Papuga (bez względu na płeć) zapewne rano zastępuje budzik, pies przynosi w mordzie gazetę i seksowne pantofelki, a... panowie? Cóż... to, do czego gwiazda wykorzystuje mężczyzn (i to w liczbie mnogiej) może lepiej dyskretnie przemilczymy...
Wszystkie zdjecia wrzucala moja kumpela ktora lekko powiedziec ma bzika na punkcie tej aktorki.Ja niezbyt za nia przepadam
Szapołowska Księżniczka
Grażyna Szapołowska zdecydowała się na udział w operetce "Księżniczka Czardasza" w reżyserii Marty Meszaros. Premiera 27 lutego w warszawskim Teatrze Polskim. 3 marca spektakl zostanie wystawiony w Sali Kongresowej.
Aktorka wcieli się w postać księżnej - matki, która próbuje odwieść swojego syna od małżeństwa z aktorką, chociaż, jak się później okazuje, sama nie ma arystokratycznego pochodzenia.
Szapołowska wystąpi na scenie obok Jana Nowickiego (prywatnie mąż Meszaros), Leszka Teleszyńskiego, Marka Barbasiewicza i Bohdana Łazuki.
Głównym celem spektaklu jest odświeżenie formuły operetki na polskich scenach - stąd pomysł, aby obok profesjonalnych śpiewaków zatrudnić aktorów, którzy ze śpiewem raczej nie mają na co dzień do czynienia.
Grażyna Szapołowska
Na tacy i do łóżka
Budzi skrajnie odmienne odczucia: jedni widzą w niej wulkan, inni - lodowiec. Bezsprzecznie pozostaje jedną z największych gwiazd polskiego kina. Zaczynała od pantomimy we wrocławskim zespole Henryka Tomaszewskiego, potem skończyła studia aktorskie w warszawskiej PWST. Reżyserzy szybko dostrzegli jej niebanalną urodę i erotyzm, którym potrafiła nasycić każdą postać. Największe kreacje stworzyła jednak w dramatach psychologicznych: wychowawczyni Kingi w "Nadzorze" Wiesława Saniewskiego oraz Magdy w "Krótkim filmie o miłości" Krzysztofa Kieślowskiego. Wielokrotnie zdobywała nagrody filmowe przyznawane przez krytyków i publiczność, przed czterema laty otrzymała Orła i Złotą Kaczkę za znakomitą rolę Telimeny w "Panu Tadeuszu" Andrzeja Wajdy.
RZ: Roztacza pani wokół siebie gwiazdorską aurę. Dlaczego?
Życie jest tak krótkie, że nie warto chodzić bez aury. Do tego płacą mi za nią, taki mam zawód. Mój ukochany profesor Andrzej Łapicki mawiał: - Zagrać krzesło potrafi każdy aktor, ale wejść, powiedzieć "dzień dobry" i przy tym być interesującym - niewielu.
RZ: Czy to miało dotyczyć sceny, czy także życia prywatnego?
Rozmawialiśmy o scenie, ale delikatnie dawał nam do zrozumienia, że wyrazista osobowość przydaje się również poza nią. Nie musiał niczego mówić, bo na przyjazd jego samochodu pod szkołę teatralną czekaliśmy przy oknach. Wyczuwaliśmy, że spotykamy indywidualność, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że ten człowiek poprzez swój sposób mówienia, ubierania się, uśmiechania uczy nas życia. Jedni rodzą się z aurą, inni muszą ją zdobywać.
RZ: Jak było z panią?
Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem. Mało mówiłam i chodziłam na wagary. Nie wiem, skąd wzięłam tyle odwagi, żeby uciec z domu. Napisałam list do mamy, że chcę być niezależna, wyjeżdżam i proszę mnie nie szukać. Całą noc jechałam osobowym do Jeleniej Góry, stanęłam tam na rynku i pierwszego przechodnia zapytałam, gdzie jest teatr. Dyrektor Kozłowski był szalenie szarmancki i dowcipny. Powiedziałam, że chcę wystąpić w nowej pantomimie Henryka Tomaszewskiego. Chyba spodobała mu się moja dziewczęca, naiwna determinacja, bo dał mi urocze, służbowe mieszkanie. Potem Tomaszewski podsunął mi pomysł zdawania na studia aktorskie. Wynika z tego, że aura, o którą pan pytał, tworzy się dzięki realizacji małych marzeń, jednego po drugim.
RZ: Reżyserzy traktują panią czasem jako ozdobnik swoich filmów czy spektakli. Wystarczy im ta aura?
Większość z nich zamyka się w skorupie własnej, bardziej lub mniej przemyślanej, wizji. Andrzej Wajda wchodzi na plan i po kilku sekundach wie, w jakiej formie są aktorzy, co chcą zaproponować. Jeżeli podoba mu się zarys postaci, zaczyna go wspólnie z aktorem wzbogacać. To jeden z mistrzów, ale nie poznałam ich zbyt wielu.
RZ: Na czym zatem polega tajemnica sukcesu Grażyny Szapołowskiej?
Zawsze grałam tak, by zostawić widzom pole do namysłu, starałam się, by moje bohaterki miały w sobie coś nieuchwytnego, niedopowiedzianego. W związku z tym nie szukałam ról kobiet jednoznacznie dobrych lub złych, wolałam te, które kryją w sobie zagadkę. Pewnie dlatego najlepiej zagrałam w "Nadzorze", "Krótkim filmie o miłości" czy "Panu Tadeuszu".
RZ: Komu zawdzięcza pani status gwiazdy?
Kieślowski mówił, że mam talent do bycia na ekranie, że grają moje dłonie, włosy, stopy. A status gwiazdy to wykreowany wizerunek. Trochę przy mojej pomocy, a trochę dzięki mediom. We mnie wziął się z potrzeby odreagowania ciężkiej pracy, chciałam wprowadzić w nią nieco koloru. To nieszkodliwa zabawa i widzowie ją kochają, ale rodzi także zobowiązania. Będąc osobą publiczną i docenianą, nie mogę nagle wyskoczyć z czymś jak Filip z konopi. Staram się zaskakiwać widzów, ale wyłącznie pozytywnie, dlatego zaczęłam drukować opowiadania. Nie odsłaniam w nich całej siebie, jednak czytelnicy piszą, że nie spodziewali się po mnie takiej czułości i wrażliwości. Widocznie uchodziłam za kobietę chłodną.
RZ: Z jakimi kosztami psychicznymi trzeba liczyć się, uprawiając aktorstwo?
Mnie ono wzbogaca. O ludzi, z którymi pracuję, przyjaźnie, podróże, doświadczenia. To najpiękniejszy zawód na świecie. Nie odczuwam psychicznych dolegliwości, raczej niebywałe zadowolenie, kiedy grając, wywołuję w sobie emocje, o które nawet bym się nie podejrzewała.
RZ: Miewa pani tremę?
Zdarza się w trakcie pierwszych dni zdjęciowych, kiedy nie wiem jeszcze dokładnie, jak zbudować postać, jak rozmawiać z reżyserem. Albo przeciwnie - wtedy, gdy doskonale wiem, co grać, i boję się, że coś lub ktoś zburzy moją koncentrację. Dlatego lubiłam występować w filmach węgierskich czy niemieckich, bo tam nie znałam języka, więc nie rozpraszały mnie rozmowy na planie.
RZ: I chyba płacili lepiej niż w Polsce?
Mimo że dzisiaj wszystko kręci się wokół pieniędzy, staram się zawsze wierzyć w to, co robię. Profesorowie na studiach uczyli, że artystą nie jest się dla forsy. Uwielbiam ją wydawać, ale na planie nie liczy się zupełnie. Bawi mnie, kiedy aktorzy snują opowieści, że zagrali w reklamie, bo dzięki niej mogli kupić to czy tamto. Skoro tłumaczą się, to znaczy, że traktują swój udział w promocji wybranego produktu jako danie tylnej części ciała. Czy wysokość gaży zmienia coś w tej kwestii? Przecież w reklamie także można wystąpić z wdziękiem lub bez niego. To znowu kwestia osobowości. W Polsce nie jest ona specjalnie w cenie.
RZ: Skąd ten pesymizm?
Przez lata komunizmu nie nauczyliśmy się odpowiednio cenić ludzi z wyobraźnią i twórczymi pomysłami. Wszyscy mieli być tacy sami. Trudno oduczyć się tego światopoglądu, więc teraz, gdy ktoś próbuje być coraz lepszy w swojej dziedzinie, szybko pojawiają się ochotnicy, by podłożyć mu nogę. Tym różnimy się od świata zachodniego. Tam docenia się oryginalność, a gwiazdom płaci się przede wszystkim za ich temperament i siłę przyciągania tłumu widzów.
RZ: Podobała się pani "Pasja" Mela Gibsona?
Pamiętam tylko znakomitą charakteryzację i przepiękną twarz rumuńskiej aktorki grającej Marię.
RZ: A doznania wewnętrzne?
Żadnych. Znam kulisy filmowej produkcji i chyba dlatego fascynowała mnie przede wszystkim technika. Być może w głębszym odbiorze przeszkadzała mi perfekcja realizacji brutalnych scen, jak biczowanie Jezusa. Tydzień po premierze odkryłam, że ten obraz nie pozostawił we mnie żadnych emocji. Podobnie jak Mel Gibson, widziany z bliska na konferencji prasowej kilka lat temu. Przyszedł w towarzystwie sześciu ochroniarzy, kreował się na gwiazdora i zachowywał jak prezydent Stanów Zjednoczonych, który na nic nie ma czasu. Bawi mnie na ekranie, ale prywatne spotkanie przy kawie chyba by się dłużyło. Moje gwiazdorstwo na ogół sprowadza się do tego, że jeżdżąc po przeróżnych cudownych hotelikach, zawsze zamawiam śniadanie po królewsku, na tacy do łóżka. To jedyny luksus, na który mogę sobie pozwolić w pracy.
RZ: Lubi pani święta Wielkiejnocy?
Mam mieszane uczucia. W przedwiośniu wychodzi na jaw cała prawda o naszej rzeczywistości, brudne mury, których zieleń jeszcze nie przyćmiła blaskiem, kałuże, dziury w chodnikach i szosach, ochlapywanie przechodniów, szara i rdzawa codzienność. Co roku niecierpliwie czekam na wiosnę. W świętach urzeka mnie przede wszystkim ich koloryt. Podziwiam rękodzielnictwo, sztukę mającą korzenie w dzieciństwie. To piękne, że pisanki malujemy od dziecka.
RZ: O czym najczęściej myśli pani przed zaśnięciem?
Kiedyś bałam się o córkę. Gdy słyszałam, że ktoś wyrządził krzywdę jakiemuś dziecku, czułam nienawiść, rozszarpałabym go na strzępy. Potem mi przeszło. Teraz moją głowę przez cały czas absorbuje wnuczka Karolina. Przed zaśnięciem często myślę o jej wrażliwości i niesłychanej ciekawości świata. Nie ma jeszcze czterech lat, a zadaje pytania tak logiczne, że odpowiedź bywa trudna. Chwilami wydaje mi się, że literatura dla dorosłych nie ma sensu i pisarze powinni tworzyć wyłącznie dla dzieci. One potrzebują wyraźnego, baśniowego podziału na dobro i zło. To potem widać w oczach, czy komuś czytano bajki w dzieciństwie. Te dzieciaki, które wybijają szyby w sklepach i kradną, często nie zaznały w życiu niczego poza awanturami i biciem.
RZ: Czego przede wszystkim chciałaby pani nauczyć wnuczkę?
To ona uczy mnie. Przypomina mi chwile, o których zupełnie zapomniałam.
Rozmawiał Krzysztof Feusette
Rzeczpospolita
10 kwietnia 2004
***
Grażyna Szapołowska
Prawda, żeby kłamać
W "Nocy czerwcowej" gra Pani hrabinę z rodu Romanowów, która szuka szczęścia.
To historia o podjęciu decyzji. O tym, że kobieta może się kierować instynktem, a nie sprawami wagi politycznej czy państwowej, w które jest uwikłana z racji urodzenia. To opowieść o miłości.
Czy do końca czystej? Hrabina porzuca męża zesłanego na Sybir.
Czuje się samotna i szuka spełnienia u boku innego mężczyzny. Kiedy na pierwszym miejscu są honor i ojczyzna, wtedy często prywatnie ponosi się klęskę. Trudno powiedzieć, co jest lepsze. Moja bohaterka poszła za instynktem, za naturą. Potem żałowała swojego wyboru. Iwaszkiewicz postawił w swojej książce duży znak zapytania o sens jej nowego związku. Ważny jest także fakt, że wybrała młodszego mężczyznę. To otwiera kolejne obszary znaczeń tej opowieści. Taki związek zawsze budzi zaciekawienie otoczenia. Jeśli jeszcze dodamy to do męża na Syberii i różnicy urodzenia, bo ona jest hrabiną, a nowy mąż oficerem, sytuacja staje się naprawdę poważna.
Myśli Pani, że powinna pójść na zesłanie ze swoim mężem albo przez lata czekać na jego powrót, wyglądać przez okno, mając tylko cień nadziei, że on jeszcze żyje?
Problem jest bardziej złożony. Nie wiadomo, co mogłoby ją spotkać na Syberii. Nawet jej mąż po powrocie mówi: "Właściwie tam nie miałbym czasu dla Ciebie, i zobaczyłbym Cię jako zupełnie inna kobietę, niż ta, którą kochałem tu w tym dworze, gdzie chodziłaś we wspaniałych sukniach". Być może ich miłość w tych skrajnych warunkach by rozkwitła, może by się zaprzyjaźnili. a kobieta szukała partnerstwa i przyjaźni. Nie dał jej tego ani jeden, ani drugi mężczyzna.
Ona szukała tylko radości życia. Chciała siedzieć z kimś przy stole i być szczęśliwa na tysiące sposobów. Tymczasem została oszukana i przez Edmunda, i przez Piotra.
Ale i ona nie uszczęśliwiła tych mężczyzn.
Miłości zawsze towarzyszy cierpienie. Szczęście trwa krótko. Potem pozostaje czekać na konsekwencje podjętych decyzji, dlatego warto w życiu słuchać przyjaciół. Idealną sytuacją jest spotkanie kogoś, kto jednocześnie może być naszym partnerem, małżonkiem i przyjacielem. Hrabina ze swoimi dylematami może być bliska niejednemu człowiekowi.
Jak Pani ocenia współpracę z Andrzejem Wajdą po zdjęciach do "Pana Tadeusza" i "Nocy czerwcowej"?
Andrzej jest osobą, która dostarcza wiele emocji, zawsze towarzyszących obcowaniu ze sztuką. To wspaniały, wielki talent, niepozbawiony humoru, niebywale wrażliwy, o niewiarygodnym zmyśle obrazu i plastyki. Pracowałam z nim tylko przy dwóch filmach, ale mam nadzieję, że będzie ich więcej.
Zagrała Pani w ponad 50 filmach w Polsce i za granicą. Czy u nas pracuje się inaczej?
Zasadniczych różnic nie ma w ogóle. Trzeba mieć talent i być bardzo czystym, aby móc pięknie kłamać. Aktorstwo jest zawodem, z którym wiąże się posiadanie czystości duszy. Aby pięknie i fantastycznie kłamać, trzeba być osobą bardzo prawdziwą.
Rozmawiał Piotr Zemsta
Życie
20 listopada 2001
GRAŻYNA SZAPOŁOWSKA, aktorka: "Zaspałam na samolot i musiałam wziąć taksówkę. W drodze na lotnisko taksówkarz powiedział:
- Wie pani, że przypomina tę naszą Szapołowską?
Na co ja odpowiadam mu:
- To jestem ja.
A on na to:
- Chciałaby pani..."
/"Świat seriali"/
03.01.05, 21:41
Ona jak na prawdziwą gwiazdę przystało uwielbia błyszczeć i elektryzuje spojrzeniem fotoreporterów i gości. Kobiety jej zazdroszczą, mężczyźni zazdroszczą Ericowi takiej kobiety. Lubią bywać, ale wybierają tylko te najciekawsze imprezy: premiery filmowe i teatralne, a także (ze względu na pochodzenie Erica) przyjęcia w ambasadzie Francji. Co roku są honorowymi gośćmi na otwarciu letniego ogródka La Boheme.
Bogini musi być obrzucana kwiatami. Grażyna Szapołowska z ukochanym Erikiem Stępniewskim, który dobrze o tym wie.
Szapołowska kusi
Zakościelnego...
Jako Telimena, próbowała uwieść pana Tadeusza. Teraz - już bez mrówek, ale wciąż przed kamerami - zabrała się za kuszenie... Macieja Zakościelnego! Na planie komedii romantycznej „Tylko mnie kochaj" Grażyna Szapołowska nawet nie próbowała ukryć wrażenia, jakie wywarł na niej przystojny kolega...
W najnowszej produkcji Ryszarda Zatorskiego spotkali się po raz pierwszy. On - „polski Brad Pitt", jak zawsze otoczony gromadką fanek. Ona - jedyna rodzima gwiazda o prawdziwie hollywoodzkim blasku. Znana z ekstrawagancji, kosztownych zachcianek (auto dopasowane do koloru futra) oraz licznych romansów... z coraz młodszymi partnerami. Na planie „Tylko mnie kochaj" od razu między nimi „zaiskrzyło".
- „Już dawno w polskim kinie nie było tak dobrego aktora i jednocześnie tak przystojnego mężczyzny... Maciek ze swoją urodą i prezencją może rywalizować z najbardziej kasowymi amantami Hollywood!" - mówi o swoim filmowym partnerze Grażyna Szapołowska.
Sama zrobiła karierę nie tylko w Polsce, ale i na Zachodzie - m.in. we Włoszech. Więc wyczuć „pełnokrwistego amanta" potrafi... Czy teraz skusi Macieja wizją sukcesów za granicą? Czy pomoże mu otworzyć bramy do studiów w Hollywood? Jedno jest pewne: lepszej protektorki młody aktor znaleźć by nie mógł!
Grażyna Szapołowska jest bardzo ładną aktorką.A na zdjęciach wyszła super,a mąż wie co jego żona lubi najlepiej(kwiaty)
Artykuł z września 2005 z Expressu Łódzkiego
Marzenie o Desdemonie
- Po doświadczeniach z tą formą muzycznego teatru [operetka] pomyślałam sobie niedawno, że mogłabym też spróbować sił w operze - mówi GRAŻYNA SZAPOŁOWSKA, która zagra Księżnę w "Księżniczce czardasza" w Mazowieckim Teatrze Muzycznym Operetka.
«Jolanta Gajda-Zadworna: Pod koniec lutego zobaczymy Panią w Teatrze Polskim w operetce "Księżniczka czardasza". Kto stoi za tym debiutem?
Grażyna Szapołowska: Też operetkowa debiutantka, filmowa reżyserka - Marta Meszaros, z którą znamy się od lat.
Chyba nikt nie miał wątpliwości, że dla filmowej gwiazdy odpowiednia jest jedynie rola Księżnej?
Proszę nie szafować określeniem "gwiazda", a Księżna - choć bardzo się stara o zachowanie pozorów - nie do końca jest prawdziwa. Oburza się, że jej syn chce poślubić artystkę, a sama w młodości też była szansonistką - tytuł zdobyła przez małżeństwo. Od lat uczestniczy więc w grze pozorów, której i dzisiaj nie brakuje. Wystarczy przejrzeć kolorową prasę i okaże się, że w arystokratycznych rodach roi się od mezaliansów. Miło, gdy biorą się z uczucia, a nie wyrachowania; kiedy dla miłości rzuca się korony i zaszczyty.
W "Księżniczce czardasza" miłość też triumfuje.
I wszyscy są szczęśliwi, jak to w operetkach bywa. Wychodzi się po spektaklu w radosnym nastroju i nuci przez następne dni przepiękne melodie.
Chyba nie po raz pierwszy śpiewa Pani pod okiem Marty Meszaros?
Wystąpiłam w polskiej wersji sztuki "Edith i Marlene", napisanej i wyreżyserowanej przez Martę. Grałam Marlenę Dietrich, a Beata Fudalej wcieliła się w Edith Piaf.
Czy ostatnio nie śpiewała Pani też z Krzysztofem Kiljańskim?
Owszem, piosenkę Kory Jackowskiej "Kocham cie, kochanie moje". Bardzo ładnie brzmi na wydanej niedawno płycie "Ona i On 2" - składance miłosnych przebojów, wykonywanych przez muzyczno-aktorskie duety. Słucham tego nagrania i zastanawiam się, czy nie wrócić do śpiewania, chociaż... moja mama mówiła mi zawsze, żebym nie śpiewała.
Śpiewająco - właśnie z "Kocham cię, kochanie moje" - wystąpiła Pani niedawno na gali Najpiękniejsi. Co sądzi Pani o podobnych wyborach? Czy jest jakiś uniwersalny kanon piękna?
Dla mnie jest nim Otylia Jędrzejczak i podobni jej ludzie, którzy czasami w sposób ekstremalny, dokonując nadludzkiego wysiłku, realizują swoje marzenia. Dążą do dobrego, szczytnego celu. I dają tym radość, spełnienie nie tylko sobie. Sprawiają, że inni też są szczęśliwi, uśmiechają się, stają się lepsi. W ich wypadku nie wygląd jest decydujący, piękno nie oznacza urody, atrakcyjnej fryzury czy stroju. To ludzie obdarzeni charyzmą.
Jak Krzysztof Kieślowski, który m.in. dzięki Pani tak pięknie mówił o miłości?
Kiedy to było... Brakuje mi takich reżyserów i takich filmów.
Teraz możemy Panią oglądać w modnym dziś kinowym gatunku - komedii romantycznej: "Tylko mnie kochaj".
To tylko epizodzik...
... i w serialu "Magda M"...
Tu także zaledwie się przez ekran przewijam. Chodzi o to, by coś robić, nie zapomnieć zawodu, spotkać się z kolegami.
Z tego powodu zagrała też Pani w nowym serialu Polsatu pt. "Kochaj mnie, kochaj!?
Prosił mnie producent. To tylko parę dni zdjęciowych.
O uczuciach, które zapowiada tytuł "Kochaj mnie kochaj!", na razie wiemy niewiele (premiera pierwszego odcinka - na początku marca - przyp. JGZ), a jak ocenia Pani miłość, której ulega w końcu Magda M. ?
Nie znam się na serialach i trudno mi się na ten temat wypowiadać.
A co sądzi Pani o miłości?
Na niej w ogóle się nie znam.
W "Magdzie M." gra Pani - jak czytamy w materiałach prasowych - "królową imperium kosmetycznego". A co dzieje się z Pani pozaekranowymi doświadczeniami w tej branży?
Seria Sza została zawieszona, bo mój produkt okazał się za drogi jak na polskie warunki. Jesteśmy wciąż zbyt biedni na luksusową jakość i najpierw musimy się dorobić, by móc się cieszyć dobrymi markami.
"Księżniczka czardasza" ma w operetkowym świecie znakomitą markę.
I z tego się cieszę. Ale wie pani, po doświadczeniach z tą formą muzycznego teatru pomyślałam sobie niedawno, że mogłabym też spróbować sił w operze. Jakiejś tragicznej historii, np. w "Otellu". Wymagałoby to wielu miesięcy ćwiczeń głosu i żmudnych prób, ale dla roli Desdemony byłoby warto.»
"Marzenie o Desdemonie"
Jolanta Gajda-Zadworna
Życie Warszawy nr 41 - Telewidz
17-02-2006
o jejku wystarczy jak gra w filmach po co sie pchac do muzyki.W tym przypadku najlepiej posluchac rady mamy.
Po przeczytaniu kilku wywiadów i artykułów o niej wydaje mi się ona trochę dziwna Dziwnie podchodzi do miłości. Uważa się za wielką gwiazdę. A to, że kręciła się wokół Zakościelnego poprostu mnie rozbawiło...
Co do jej gry aktoskiej to nic nie mam. Nawet fajnie, dobrze gra...
Tak na marginesie, to ona nie ma męża, prawda? Bo coś mi się wydaje, że mężczyzn to ona zmienia jak rękawiczki
Meza nie m,jest chyba po rozwodzie.Teraz jakos od 2-3 lat to z Erykiem Stępniewskim sie pokazuje"nowa milosc".Chociaz znalalzm artykul:Parę dni temu „SE” opublikował zdjęcia obecnego partnera Grażyny Szapołowskiej w objęciach jakiejś o połowę od niego młodszej damy lekkiej konduity. Wieściłam wtedy rychły koniec tego związku – ale, jak się okazuje, Szapołowskiej nie jest tak łatwo znaleźć faceta, który pasowałby jej do futra (i pewnie płacił za futro). Na premierze najnowszej polskiej łzaworomantycznej chały pt. „Tylko mnie kochaj” Grażyna S. pojawiła się wraz ze swoim niesfornym towarzyszem życia. „SE” pisze, że aktorka pokazała klasę doświadczonej kobiety. Tak – widocznie nie dało się nikogo poderwać w tak krótkim czasie, a samotny występ byłby przyznaniem się do porażki, według jej zasad.
Dzięki za odpowiedź tekila
A oto kilka zdjęć z Magdy m
Te dwa ostatnie są z nowej serii??
Chyba nie,ja je widzialam w galeri z 1 czesci
Grażyna Szapołowska: Czwarty ślub?
29.07.2003 11:56
Grażyna Szapołowska
Grażyna Szapołowska zwykła mawiać, że życie bez mężczyzn jest pozbawione sensu. Aktorka zakochiwała się wielokrotnie, trzy razy stawała przed ołtarzem. Jak donosi najnowszy numer tygodnika "Na żywo" wygląda na to, że to nie koniec i zanosi się na czwarty ślub!
W środowisku aż huczy od plotek o zamążpójściu aktorki.
Jej nową miłością jest Erik Stępniewski, przystojny Francuz polskiego pochodzenia - można przeczytać w "Na żywo".
Wybranek Grażyny Szapołowskiej jest właścicielem klubu jeździeckiego "Aromer", a fortunę zbił na produkcji żyrandoli.
http://foto.akpa.pl/imprezy.php?id=2067
Mnie też denerwuje... Kiedyś bardziej mi odpowiadała, natomiast w ostatnich miesiącach odnoszę wrażenie, że dopadł ją syndrom gwiazdy. Aczkolwiek są gorsze od niej pod tym względem w Polsce.
Śmiać mi się chciało, bo oglądałam wczoraj powtórkę show Majewskiego z Szapołowską. Te jego teksty były super, a je wcale nie gorsze Ciekawe czy to prawda, że aby się odprężyć, myje podłogę rękami Ale wkurzało mnie to, jak co chwila oblizywała usta z otwartą buzią
heh ja tez to wczoraj ogladalam.Ale jak Majewski powiedzial ze chcialby ja widziec w tej pozycji to taka brecha mialam.Ale faktycznie ciagle sie oblizywala,moze to z jej strony jakies sygnaly byly do Szymona albo Zbysia:PP Eryczek juz jej nie wystarcza.Troche taka rozneglizowana byla
Może ten niemęski kubraczek Szymona jej się spodobał i podrywała Szymcia Prawdę mówiąc, to lepszy Szymon niż ten cały Eryk, czy jak mu tam
Nie no, ale tak na poważnie to aż takiej gwiazdy z siebie nie robiła. Tylko troche te jej gesty na to mogły wskazywać, ale to szczegół
Szymon lepszy bo mlodszy ale ciagle przy tym mikrofonie przy uchu krecila,ale dobre bylo tez jak zdobyla punk a szymon no uciesz sie,albo jak do niej wyjechal z tekstem ze ma mega smiech.Ale zaraz wyjechala z tekstem z Pana Tadeusza to tak na gwiazde troche zacynila
No niektórzy już mają takie 'zapędy' na robienie z siebie gwiazdy. W jej przypadku jest to nawet zabawne
Byłam zdrowa, gruba i tłusta. Taka rzepa
Mój pierwszy dzień w szkole teatralnej. Byłem tak zachwycony, że bałem się do niej podejść.
Co to dziś znaczy "być gwiazdą?" - Wielu ludzi mówi o mnie, że jestem gwiazdą, a ja zawsze zaprzeczam. Mnie się wydaje, że jestem naturalna, ale wiele osób zarzuca mi, że niektóre moje gesty, na przykład odgarnianie włosów, są wystudiowane. A nie było tak, że stanęła pani przed lustrem, odgarnęła włosy i pomyślała: "To dobrze wygląda?" - Nie, jeśli już, jest to efekt przeglądania moich materiałów filmowych. I nawet nie chodzi o to, że dobrze wygląda, ale jest prawdziwe. Zawsze się zastanawiałem, jak to jest mieć żonę aktorkę. Zwykła kobieta denerwuje się w sytuacjach domowych, gdy coś biegnie nie po jej myśli, a pani może w takiej sytuacji skorzystać w techniki aktorskiej, żeby mężowi "zrobić przedstawienie". - Jest coś takiego, że aktor z coraz bogatszym bagażem doświadczeń zawodowych zaczyna wykorzystywać je w życiu. Wiedząc o swojej sile, którą mogę oczarować przeciwnika, wykorzystuję pewne elementy z ról, które kiedyś tworzyłam na ekranie. Czyli ktoś, kto chciałby z panią żyć, powinien najpierw poznać wszystkie pani role? - Nie, ale na pewno byłoby mu łatwiej, gdyby wiedział, że to jest grane, bo ja czasami rzeczywiście w życiu gram. Potem mi przechodzi i czekam na brawa, a tu jest cisza, bo okazuje się, że ktoś to wziął bardzo serio. Tragedia. Pani filmowi kochankowie - Olaf Lubaszenko i Bogusław Linda - deklarują wobec pani jako aktorki i kobiety gorące uczucia... - Ach, łgarze. Gdyby tak było, to prawdopodobnie byłabym z jednym z nich na całe życie. No chyba coś by jeszcze zależało od pani uczuć wobec nich? Co pani czuła, kiedy występowaliście razem? - Przede wszystkim ogromny profesjonalizm. Reżyser "Krótkiego filmu o miłości", Krzysztof Kieślowski, bał się sceny erotycznej. Mieliśmy, jak zwykle w polskim kinie, mało taśmy. W tej scenie dochodzi do aktu miłosnego bez spełnienia. Krzysztof bardzo chciał, żeby Olaf to najpierw wypróbował. Powiedziałam: "Chyba oszalałeś. To jest tak bardzo intymne, a poza tym masz tak mało taśmy". Olaf zrobił to fantastycznie.
Czy odczuwa pani przyjemność, grając w scenach erotycznych? - Czasami tak. To zależy od aktora? - Od aktora, od reżysera, od sceny, od sytuacji. Czy także od tego, czy aktor jest przystojny? - Od tego, czy jest to mężczyzna z temperamentem. Zdarzyło się kiedyś, że miała pani w takich scenach problemy? - Niewiarygodnie zachował się aktor angielski Daniel Webb w filmie "Bez końca". To była rzeczywiście trudna scena: oboje byliśmy nadzy w pełnym świetle dziennym; nie było intymności, scena miała być brutalna. Daniel bardzo się wstydził i ja się wstydziłam, bo właściwie leżeliśmy na sobie nadzy. Był reżyser, operator, oświetleniowcy, charakteryzatorka, która ciągle coś poprawiała. Ogólny bałagan i zamieszanie, a my chcieliśmy, aby to było jak najbardziej komfortowe dla nas psychicznie i fizycznie. Pamiętam, że pomyślałam wtedy: "Cholerny zawód wybrałam, w ogóle nie powinnam dopuścić do takich scen". Na to podszedł Kieślowski i powiedział: "Jesteś aktorką, podpisałaś kontrakt, uspokój się". Z kolei Daniel podchodził co chwila do okna, chłodził się, stawał w przeciągu, potem wracał i przepraszał. Wyczynialiśmy jakieś i***, gimnastyczne sceny i potem on znowu szedł się ochłodzić. - Jak to ochłodzić? Był rozpalony? - Tak. Czułam, że nie jest mu wygodnie i komfortowo. Może nie chciał, żeby jego ciało wyraziło więcej niż jego aktorstwo? - To była ciężka scena. Ale była też inna, zabawna, w filmie "Schody hiszpańskie". Miałam tam partnera Włocha. Leżeliśmy razem w łóżku, obydwoje w piżamach. Udawaliśmy małżeństwo, które się budzi o świcie. Ciągle wkładałam głowę pod kołdrę, żeby była bardziej rozczochrana i naturalna, a on natomiast co chwila wyjmował lusterko i sprawdzał ułożenie każdego włoska. Było to takie śmieszne, że nie mogło w tym być erotyzmu. Jeśli mówimy o nagości, przypomina mi się początkowa scena z filmu "Wielki Szu", w której wstaje pani naga z łóżka. Podczas premiery zerwała się taśma w projektorze, wyszedł kierownik kina i powiedział: "Bardzo państwa przepraszamy, za chwilę zaczniemy film od początku". I były rzęsiste brawa. - Ja znam inną opowieść. Kiedyś Janek Nowicki zaprosił swoich przyjaciół Węgrów do kina, żeby im pokazać, jak ludzie chodzą na film z nim, wyświetlany od kilku lat. Była pełna sala, nabita ludźmi. Film się zaczął, była ta czołówka i scena ze mną, a potem połowa ludzi wyszła. Janek bardzo się śmiał. Porozmawiajmy o początkach pani zawodowej kariery. Zdecydowała się pani zdawać do PWST, choć było wiadomo, że komisja egzaminacyjna nie lubi pięknych kobiet. Na szczęście pani się udało. - Co pan mówi! Ja byłam okropna! Normalna, zdrowa, gruba i tłusta. Taka rzepa, hoża dziewczyna. Naprawdę nie ma pani poczucia, że się udało? - Nie. Czasami tak czuję, kiedy jestem zakochana i kochana. Kiedy tego nie ma, zaczynam wątpić. Myślę o tym, że czegoś nie zrobiłam, z czymś mogę nie zdążyć. Chodzi nie tylko o sprawy zawodowe. Za bardzo mi zależy, żeby mnie rozumiano, akceptowano. Zamiast starać się bardziej być sobą, oglądam się na innych ludzi.
Mieszkała pani w Los Angeles, towarzysząc mężowi w pracy dyplomatycznej. Gwiazda zdecydowała się podporządkować życie mężowi? - Tak, ale czego się nie robi dla miłości? Chyba chciałam się wyciszyć, uciec od zawodu. Taka przerwa bardzo pomaga w kształtowaniu osobowości. Przedłużanie tego jednak nie jest dobre, bo aktorzy czerpią energię z widzów. I w teatrze, i w kinie. W filmie "Magnat" jest taka scena, kiedy policzkuje pani Bogusława Lindę. To było przewidziane w scenariuszu? - Nie. Dlaczego pani to zrobiła? - Chciałam go sprowokować, zobaczyć, jak zareaguje. Musiałam do niego podejść i pokazać, że go i kocham, i nienawidzę. Więc najpierw go uderzyłam w twarz, a potem go pocałowałam. Gdy odchodziłam, zasyczał przez zęby: "s***". Słyszałem, że kupiła pani jaguara, bo obicie siedzeń pasowało do... - ... futra. To prawda. Ale zdecydowało to, że był tani, piękny i go nie kradli. Kiedy go kupowałam, był bardzo tani. Dopiero kiedy zaczęłam nim jeździć, w Polsce pojawiły się inne modele, a później powstał serwis jaguara. Był niezawodny czy zdarzało się, że nagle stawał? - Czasami stawał, a wtedy zawsze ktoś się zatrzymywał i pytał: "Pani Grażyno, czy kolor mojego samochodu pasuje do pani futra?". Odpowiadałam, że ewentualnie, wsiadałam, a potem się okazywało, że to miła znajomość. Czy jest pani szczęśliwa? - Myślę, że tak. Spotykam ludzi, którzy potrafią mnie rozweselić. A była pani kiedyś tak szczęśliwa, że chciała krzyczeć z radości? - Wtedy, kiedy zgwałciłam swojego późniejszego męża. Zgwałciłam go fizycznie, choć się troszkę opierał. Oczywiście żartuję. Tak naprawdę szczęściem było urodzenie dziecka. A w życiu zawodowym? - Nie ma czegoś takiego jak szczęście zawodowe. Może codzienna praca jest szczęściem? Tak, szczęście to praca i miłość.
Rozmawiał Tomasz Raczek
zapomniałam dodać do poprzedniego postu zdjęcie
[list=]http://img103.imageshack.us/img103/2254/67127re.jpg[/list]
Nie wiem czy one już było czy nie ale mam nadzieję,że jeśli się powtórzy to nie będziecie mieć mi tego za złe
Z udziałem Grażyny Szapołowskiej, Jana Nowickiego, Bohdana Łazuki i Marka Barbasiewicza na deskach teatru Polskiego w Warszawie odbyła się premiera "Księżniczki czardasza".
Reżyserii słynnej operetki Emmericha Kalmana podjęła się Marta Meszaros. Wybitna reżyserka filmowa namówiła do udziału w przedsięwzięciu swego męża, Jana Nowickiego, który sam wymyślił dla siebie rolę - zagrał otóż samego Kalmana. - Nie zatraciłem instynktu samozachowawczego, by popisywać się wokalnie lub tanecznie - powiedział artysta w jednym z wywiadów przed premierą. Istotnie, aktor pojawia się na scenie w prologu jako kompozytor, żartobliwie przypominając sobie operetkowe szlagiery, które stworzył.
Wiele braw zebrał Bohdan Łazuka, którego występ w "Księżniczce czardasza" jest spełnieniem woli prof. Ludwika Sempolińskiego, który wielokrotnie namawiał swego uzdolnionego ucznia, by spróbował swych sił właśnie w operetce.
Grażyna Szapołowska jako księżna stworzyła brawurową kreację pełną humoru. Przed premierą obiecywała, że postara się być zabawna - i dotrzymała słowa. Po spektaklu dziękowała za kulisami swym partnerom muzycznym: - Naprawdę wiele się od was nauczyłam - mówiła.
Z gratulacjami dla pani Grażyny jako pierwszy pośpieszył jej partner, Eryk Stępniewski. Towarzyszyły mu matka i córka Romy.
Premierowa widownia zgromadziła nie mniej gwiazd niż scena. W Teatrze Polskim pojawili się m.in. Jan Englert, Cezary Żak z żoną, Magdalena Zawadzka, Bogusław Kaczyński, Alicja Borkowska, Filip Bajon, Ewa Telega z mężem Andrzejem Domalikiem, Małgorzata Niemen, Iganacy Gogolewski, Zuzanna Łapicka, Andrzej Strzelecki z żoną i Paweł Stasiak. Obecny był także Waldemar Dąbrowski z małżonką.
Przedstawienie "Księżniczki czardasza" jest drugą już premierą Mazowieckiego Teatru Muzycznego Operetka, którym kieruje Włodzimierz Izban.
Zdjatka z MAgdy M.. Grazyna ciszo Sza Szapolowska jako Julia Szulc
Super zdjęcia bardzo mi się podobają pani Szapołowskiej fajnie jest w tych lokach powinna tak chodzić na co dzień
Już w tę środę p. Grażyna pojawi się w serialu "Kochaj mnie kochaj" emitowanym na Polsacie po 20. Gra tam matkę Darka. Sprawiła nam niespodziankę i przefarbowała sie na brąz.
A na zdjęciach wyszła fajnie, jeśli miałabym wybierać to trzecie i czwarte - najlepsze.
Mili myslisz ze ona naprawde sie przefarbowala??
Myślę, że wszystko jest możliwe Nie wyglądała tak jakby miała perukę - wręcz przecwnie A ty jak myślisz?
NIo wlasnie tak na 100% nie jestem pewna,bo teraz jak grala w tym przedstawieniu "Ksiezniczka Czardasza" to miala znowu swoj kolor i taka sama dlugosc wlosow.A t KOchaj mnie kochaj to chyba jakies krotsze bedzie miala.Ale z drugiej strony przeciez tamten serial byl krecony juz jakis czas temu wiec mogla spowrotem wrocic do swojego koloru a wlosy odrosly.Trzeba sie bedzie przekonac ogladajac serial
Hmm... Jak zobaczę reklamę to postaram się zrobić zdjęcie, bo mi skolei wydaje się, że ma dłuzsze włosy
oki heh moze zdjecie nam co nie co wyjasni
Operetka mruczana
Operetka.
W "Księżniczce czardasza" zamiast śpiewaków w głównych rolach wystąpią Grażyna Szapołowska, Jan Nowicki i Bohdan Łazuka. Choć możliwości wokalne pozwalają
niektórym z nich tylko na mruczenie, spektakl zapowiada się na operetkowy hit sezonu.Nieważne, że artyści operetkowi potrafią śpiewać. Ich nazwiska znają wyłącznie zainteresowani, więc nie przyciągną tłumów publiczności. A operetka potrzebuje wielkich gwiazd, dzięki którym ten gatunek, uważany za plebejski, nabierze blasku. I zmieni wizerunek.
info newsweek
O Wajdzie jubilacie
Grażyna Szapołowska, która za rolę Telimeny w ekranizacji poematu Adama Mickiewicza "Pan Tadeusz" została wybrana aktorką 1999 roku, uważa Andrzeja Wajdę za wybitnego reżysera a ceni go za wielką spostrzegawczość.
- W Andrzeju Wajdzie niezwykle cenię jego zmysł obserwacyjny i umiejętność wykorzystywania go podczas pracy. Na planie filmowym reżyser wyłapuje dobre pomysły aktorów, które sam zauważa - powiedziała aktorka.
Spośród bogatego dorobku Jubilata Grażyna Szapołowska wyróżnia "Brzezinę", "Miłość w Niemczech", "Panny z Wilka" oraz "Piłata i innych".
- W tej grupie znalazłoby się też miejsce dla "Pana Tadeusza", bo to wspaniały film, lecz trochę wymieniać go może nie wypada, bo tam przecież zagrałam - dodała aktorka.
PAP
06-03-2006
Fotka z "Kochaj mnie, kochaj"
MIli jak zwykle swietna a jak Ci sie podobala dzisiaj w tym filmie.Mi sie podobalo jak grala i chyba faktycznie te wlosy to pofarbowane,ale calkiem inaczej wyglada chyba nawet lepiej.Wogole inna kobieta
Hmm... Muszę przyznać, że jej gra nawet mi się podobała Fajną ma rolę, takiej mamuśki Ale wg. mnie lepiej jej w bląd włosach, np. takich jak ma na tych fotkach co ostatnio wrzucałaś
P.S. Mam jeszcze jej foty z Szymon Majewski Show, wrzucę je tu w weekend
Owacjom nie było
końca, największy jednak
aplauz wywołało pojawienie się na scenie Jeremy'ego Ironsa, któremu towarzyszyła Grażyna Szapołowska. Wręczając statuetkę swemu angielskiemu koledze, Szapołowska wygłosiła dłuższe przemówienie,
poświęcone czerwonym butom Ironsa,
Wajdowskiej ekranizacji "Zemsty", Romanowi Polańskiemu i Kasi Figurze w roli Podstoliny. - Pomyślałam sobie -
wyznała - że w swym następnym filmie Andrzej Wajda znajdzie role dla mnie i dla Jeremy'ego...
Zaskoczony Irons był bardzo kurtuazyjny. - Oglądałem kiedyś film Kieślowskiego o miłości i... zakochałem się w aktorce grającej główną rolę. A kiedy
przyjechałem do Polski,
okazało się, że ona jest mężatką...
- To nieprawda! - natychmiast sprostowała Szapołowska, zabierając Anglikowi mikrofon.
- Oglądałem kiedyś film Kieślowskiego o miłości i... zakochałem się w aktorce grającej główną rolę. A kiedy przyjechałem do Polski, okazało się, że ona jest mężatką...
- To nieprawda! - natychmiast sprostowała Szapołowska, zabierając Anglikowi mikrofon.
Dobre
Czy p. Szapołowska ma swoją fundację, a może udziela się w jakiejś? Bo widze na tych fotkach plakat jakiejś akcji, ale chyba 'jednorazowej'...
To chyba tylko jednorazowa akcja
Załóż się - II edycja, 17.03.2006
http://www.akpa.pl/?foto
A kiedy był ten program? może zdąrze powtórki obejrzeć czekam na odpowiedź
To było w piątek 17 marca. Program "Załóż się" TVP2
Szkoda, że przegapiłam... Jakby ktoś znalazł powtórkę to niech napisze
Mili ja też przegapiłam A co do powtórek to były w sobotę czyli 18 marca
bardzo fajna aktorka:)
P.Grażyna ma już "sporo" wiosenek na kącie , ale ciągle dobrze wygląda
Lubie tą aktorkę
wygląda na sympatyczną osobę
Szkoda tylko ze teraz juz jej tak nie widac na scenie,w Magdzie M cos juz jej nie pokazuja
Dzisiaj o 16.15 jest powtorka programu Zalóz sie w TVP2 w ktorym wystepowala p.Grażyna
Tekila dziekuję za informację nareszcie będę miała okazję zobaczyć panią Grażynę Szapołowską bo dawno jej nie widziałam w żadnym serialu mam nadzieję że już niedługo pojawi się w serailu Magda m
ale z p.Grażyna jest agentka Niezle bajerowala tego goscia co mial z nia zadanie z tymi parasolkami
ale z p.Grażyna jest agentka Niezle bajerowala tego goscia co mial z nia zadanie z tymi parasolkami
W KOŃCU MIAŁAM OKAZJĘ OBEJRZENIA ZAŁÓŻ SIĘ Z PANIĄ GRAŻYNĄ SZAPOŁOWSKĄ BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO I RZECZYWIŚCIE TEGO GOŚCI Z PARASOLKAMI TO MĘCZYŁA HEHE NIE PODOBAŁO MI SIĘ JEDNAK TO IŻ PANI SZAPOŁOWSKA CO JAKIŚ CZAS OBLIZYWAŁA SOBIE USTA CZASAMI Z OTWARTĄ BUZIĄ ALE POZA TYM BYŁO SUPER I JAKIE WEJŚCIE MIAŁA NIE KAŻDY SOBIE NA TAKIE COŚ ZASŁUŻYŁ
NIo czerwony dywam jak na Oscarach To oblizywanie ust to chyba ma jakos wrodzone czy cio bo jak byla u Szymona to tez co chwile tak robila
NIo czerwony dywam jak na Oscarach To oblizywanie ust to chyba ma jakos wrodzone czy cio bo jak byla u Szymona to tez co chwile tak robila
ja też to zauważyłam no ale jak już tak ma to się tego nie zmieni
Ciekawa jestem jak jej Eryk zareagowal na te jej zarywanie tego goscia od parasolek
Bardzo fajnie dzisiaj grala w Kochaj mnie kochaj. I nawet jej mezem byl ten gosciu co tez byl w Zaloz sie hmm Jan Nowicki chyba sie nazywa
no tak i już na jednym ze zdjęć możemy zobaczyć panią Grażynę Szapołowską ze swoją miłośćią-Erykiem A co do pana od parasolek to myślę że był on trochę zazdrosny o swoją miłość kto wie może siedział gdzieś na jednym z miejsc przeznaczonych dla publiczności
Bardzo mi się podobał odcinek z p. Grażyną
Ten czerwony dywan i to jej przeszkadzanie temu gostkowi
Tylko faktycznie to oblizywanie... Ale ona już tak ma i raczej jej tak zostanie Ale to jej znkarozpoznawczy
A co do Eryka i zazdrości, to wątpię. To była zabawa, nie zaloty, ani podryw. I on napewno o tym wiedział, zresztą p. Grażyna chyba już tak ma, więc o co tu być zazdrosnym?
Niom chyba juz tak ma i dlatego wszyscy faceci tak sie za nia ogladaja z nadzieja ze moze tez im powie cos fajnego Na tym zdjeciu z Erykiem fajnie wygladaja a jak wszyscy sie patrz w ich strone
Mili fajne fotki
A dzięki tekila Ostatnie najbardziej mi się podoba
Ponownie trochę zdjęć (jeśli któreś się powtarza z góry przepraszam)
A widzieliście jaką "piękną" córkę ma Eryk Stępniewski??
Pani Grażyna stara się ją na siłę wpychać do różnych seriali, bo biedaczka wymyśliła sobie, że chce zostać aktorką
http://www.passa.media.pl....jpg&id_akt=299
Zapewniam, że na tym zdjęciu wygląda wręcz porywająco...
Na codzień nie myje włosów...
Żadnych kompleksów
- Dużo pracowałam, miałam z tego satysfakcję, jestem zdrowa. Myślę, że dopóki jestem ciekawa świata, czuję, że mogę zrobić parę rzeczy i mam na to ochotę, to jest to naprawdę szczęście - mówi GRAŻYNA SZAPOŁOWSKA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.
«Grażyna Szapołowska - jedna z największych gwiazd polskiego kina, bez wahania zgodziła się zostać rzeczniczką kampanii "Pozostań sobą", która ma sprawić, że menopauza przestanie być tematem tabu.
Warto o tym mówić
- Nigdy nie ukrywałam swojego wieku - wyznała 53-letnia aktorka. - Menopauza przechodziłam kilka lat temu, będąc w USA, i muszę powiedzieć, że nie umiałam poradzić sobie z tym stanem. O klimakterium trzeba po prostu otwarcie rozmawiać, choć wiem, że wiele moich koleżanek nie odważyłoby się robić tego publicznie, np. Sophia Loren woli mówić... o makaronie. Tymczasem menopauza to nie kres kobiecości. Ta wypowiedź świadczy nie tylko o odwadze aktorki, ale również o jej całkowitym braku kompleksów wobec światowych gwiazd. Najczęściej była obsadzana jako kobieta-wamp: Liza w "Latach dwudziestych... latach trzydziestych...", podglądana Magda w "Krótkim filmie o miłości", czy Telimena w "Panu Tadeuszu". Otoczka medialna towarzysząca jej kreacjom miała charakter niemal hollywoodzki.
W latach 80., kiedy przyznawanie się do bogactwa właściwie się nie zdarzało, Grażyna Szapołowska nagle kupiła sobie futro, a potem jaguara tylko dlatego, że jego tapicerka pasowała kolorystycznie do futra! Powiało wielkim światem.
Jaguar był stary
Dziś aktorka odbrązawia nieco swój ówczesny wizerunek: jaguar był stary, a poza tym w pewnym momencie zwierzyła się ministrowi kultury, że nie ma gdzie mieszkać. "Pani? Przecież pani mieszka w pałacach!"
- Padłam ofiarą własnej mistyfikacji - mówi. Mimo że przekroczyła pięćdziesiątkę, nadal emanuje zniewalającym erotyzmem, a w rankingu najseksowniejszych aktorek zajmuje wysokie, siódme miejsce. I nadal jest piękna. Niedawno nawet usłyszała od koleżanki najpiękniejszy komplement w życiu: - Słuchaj, ty wyglądasz lepiej, niż... wyglądasz!
Kiedy jej postać w "Magdzie M.", prezes Julia Szulc, zagięła parol na Piotra Korzeckiego, wielu widzów, szczególnie płci męskiej, było szczerze zdziwionych, że grający go Paweł Małaszyński opiera się wdziękom Takiej Kobiety! O tym, jak wielbią ją mężczyźni, świadczy anegdota często przytaczana przez aktorkę: - Kiedyś taksówkarz, wioząc mnie na dworzec, powiedział: "Pani jest bardzo podobna do Szapołowskiej", na co ja "Ja jestem Szapołowską", a on "Chciałaby Pani!".
Miłosne miniatury
Tymczasem aktorka wydała zbiór opowiadań "Pocałunki". - Te moje miniatury krążą wokół tematu nie tyle pocałunku jako takiego, lecz raczej gestu symbolhującego emocje i uczucia. Czasami jest to gest miłosny, czasem uczuciowy kryzys, chwile wyjątkowego i szczególnego porozumienia między przypadkowo spotykającymi się ludźmi, odruchy współczucia, jakichś zachowań, których racjonalnie nie da się uzasadnić. Wiele rzeczy jej się w życiu udało: - Nadal cieszy mnie to, że osiągnęłam niezależność, że poznałam wspaniałych ludzi, że miałam szczęście, że mam uroczą wnuczkę, że żyje moja mama, że mogę pisać i że cały czas coś się w moim życiu dzieje. Wiele się we mnie zmieniło, nabrałam dystansu, i takiego naprawdę łagodnego spojrzenia na świat. Czy więc jest szczęśliwa? - Dużo pracowałam, miałam z tego satysfakcję, jestem zdrowa. Myślę, że dopóki jestem ciekawa świata, czuję, że mogę zrobić parę rzeczy i mam na to ochotę, to jest to naprawdę szczęście.»
"Żadnych kompleksów"
E.S.W.
Tele Tydzień nr 27/03.07
05-07-2006
Grażyna Szapołowska i Katarzyna Jungowska
A może brakowało ci takiej rozmowy?
Gdy jej matka zdobywała pozycję polskiej Sharon Stone, ona nie widziała w niej gwiazdy. Kasia Jungowska, córka Grażyny Szapołowskiej, wolała mamę w dżinsach niż futrze z norek i jaguarze. A teraz sama chce być aktorką. I marzy, żeby kiedyś spotkały się na planie.
"Oj, mamo, proszę cię, przestań!" - mówi Kasia. "To ty przestań" - łagodnie strofuje Grażyna. "Mamo, jeszcze jedno słowo i wyjdę" - Kasia ripostuje stanowczo. Ale słyszy: "Kasieńko, nie graj teraz". I na nic łzy w oczach. Doświadczona gwiazda nie da się złapać na pionierskie chwyty debiutantki, zwłaszcza gdy jest to jej własna córka.
W kawiarnianym ogródku przy ścianie Teatru Narodowego rozgrywa się dialog godny sceny. Po raz pierwszy Grażyna Szapołowska i Katarzyna Jungowska dają się namówić na rozmowę nie tylko matki i córki, kobiety i kobiety, ale przede wszystkim aktorki i aktorki.
GALA: Kasiu, przez wiele lat twoje życie szło w zupełnie innym kierunku niż życie mamy. Co się teraz zmieniło?
KATARZYNA JUNGOWSKA: Zawsze interesowała mnie jakaś twórczość: pisałam, malowałam, pracowałam w agencjach reklamowych. Ale aktorstwo... omijałam, bo ono było mojej mamy.
GRAŻYNA SZAPOŁOWSKA: Może Kasia była zbyt blisko mnie, by chcieć się na nie rzucać tak bez namysłu już w wieku nastolatki. Jako córka aktorki doświadczała na własnej skórze konsekwencji uprawiania tego zawodu. Przede wszystkim dlatego, że tygodniami nie było mnie w domu.
KASIA: Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale gdy byłam małym dzieckiem, przerażało mnie coś bardziej prozaicznego, wręcz niepoważnego: że ciągle trzeba się uczyć masy tekstu na pamięć. Sama ledwo zapamiętywałam jeden krótki wierszyk, gdy tymczasem mama po nocach wkuwała dziesiątki stron. Patrzyłam i myślałam: o nie, nigdy! Potem miałam zakodowane przez mamę, że to bardzo, bardzo trudna profesja. Dlatego chyba tak długo szukałam innych form wyrazu.
GRAŻYNA: Kasia pisze przepiękne wiersze.
KASIA: Może kiedyś, w przyszłości, będę pisała scenariusze.
GRAŻYNA: Najpierw napisz, dziecko. A w przyszłości zobaczymy.
GALA: Co spowodowało ten nagły i totalny zwrot w twoich, Kasiu, planach?
KASIA: Nic się nie stało nagle. Raczej narastało. W Stanach, gdzie jeszcze kończyłam szkołę biznesu, już mnie to zaczęło dopadać. A po powrocie do Polski półtora roku pracowałam w agencjach reklamowych. I wtedy zauważyłam, że bardziej od pracy przy komputerze wolę przesiadywać w dziale kreacji. Czułam, że nie pasuję do tego, co robię. Stwierdziłam, że najlepiej porozumiewam się z mamą i jej kolegami po fachu. To było celne spostrzeżenie, bo w szkole, a kończę Warszawską Szkołę Filmową Bogusława Lindy i Macieja Ślesickiego, rozumiemy się wszyscy w pół słowa. Widać to jest właśnie moje środowisko naturalne. Może mam coś w genach i musiałam wejść na tę aktorską ścieżkę, chociaż okrężną drogą.
GALA: Czy teraz, kiedy Kasia kończy szkołę filmową, nie żal pani, że tak przestrzegała ją przed aktorstwem?
GRAŻYNA: Wszyscy aktorzy, gdy słyszą, że ich dzieci chcą pójść w stronę sceny, w pierwszym odruchu są temu absolutnie przeciwni. Ale potem uprzytomniamy sobie, że jest to jeden z najpiękniejszych zawodów. Obserwacja życia i wyczulenie na innych ludzi czyni nas ciągle dającymi innym. Musimy być empatyczni, skoro grając, bronimy naszych bohaterów. I czasami bywamy adwokatami nawet diabła. To wszystko czyni nas wrażliwszymi.
GALA: Czy i w jakich okolicznościach zdarza ci się, Kasiu, mieć problem z tym, że jesteś córką "słynnej Szapołowskiej"?
KASIA: W życiu? Już nie ma problemu. Przed znajomymi przestałam się z tym ukrywać. Ale właśnie mierzę się z wielkim doświadczeniem mamy i potęgą jej dorobku. Na egzaminach mam podwójną tremę, bo zdaję jako ja i jako córka mojej mamy. Chociaż może to tylko ja mam takie wrażenie. Ale potrafię cała drżeć ze zdenerwowania, a nawet dostać alergii.
GALA: Aż tak przeklęte bywa aktorskie dziedzictwo?
KASIA: Czasem przeklęte, a czasem zbawienne. Zdarza się, że zachłannie czerpię z mamy zawodowego kapitału. Gdy przychodzą moi znajomi ze szkoły, mama spontanicznie urządza nam "korepetycje". Na przykład pokazuje, jak wejść na scenę. Wejść, a zatem i przyciągnąć uwagę. Wtedy widzę w niej prawdziwą pasję i miłość do sztuki. Jak zaczyna opowiadać, to tak jakby czas i realność wisiały w powietrzu i wszyscy tylko w mamę jesteśmy wpatrzeni. A ona opowiada nam swoje przygody, jakie przeżyła podczas kręcenia filmów na całym świecie.
GALA: Twoja mama zawsze będzie uchodziła za symbol seksu. Jak chcesz się z tym uporać? Dorównać? Stworzyć inny symbol kobiecości? Pójść w całkiem innym kierunku?
KASIA: Myślałam o komedii. Wtedy trzeba grać naprawdę serio i dramatycznie, jeżeli ta komedia ma poruszać...
GRAŻYNA: Kasia często parodiuje, głównie mnie.
KASIA: Nie parodiuję, tylko mam podobny sposób reagowania i niektóre gesty.
GALA: Słynny sposób odrzucania włosów też?
KASIA: Też. I dlatego często ludzie myślą, że ja próbuję naśladować mamę. Nic podobnego. Wiele osób dziedziczy sposoby zachowania po swoich rodzicach. Chodzę na przykład jak tata. A jeżeli chodzi o symbol, to myślę, że symbolem albo się jest, albo nie. Symbolem człowiek się staje przez bycie sobą, a nie przez zamiar osiągnięcia założonej formy czy pozycji. Trzeba być wiarygodnym. Trzeba być sobą. My jesteśmy różnymi osobowościami i charakterami. Mama jest bardzo kobieca, jest piękna z natury. A ja...
GRAŻYNA: Ty też.
KASIA: ...i cieszę się. Wszyscy mówią: jeśli chcesz zobaczyć, jak twoja żona będzie wyglądała za kilkanaście lat, popatrz na jej matkę. Ale wracając do grania: zawsze na daną postać będziemy patrzyły inaczej. Bo mama jest subtelna, a ja konkretna, silniejsza, bardziej stanowcza. Stąd kontrowersje między nami, gdy na przykład rozmawiamy o postaci do zagrania. Na ogół każda z nas widzi ją inaczej. Po swojemu.
GALA: A kiedy stawiasz na swoim i zyskujesz poparcie nauczycieli, chwalisz się mamie?
KASIA: Jeśli zdarza mi się moment takiej satysfakcji, przede wszystkim dostaję potężny zastrzyk adrenaliny, by robić coś dalej. I wtedy o tym mówię. O porażkach raczej nie.
GALA: Mama jest zbyt krytyczna, surowa?
KASIA: Mama jest opiekuńcza, jeśli chodzi o życie prywatne, domowe. Ale gdy skarżę się na szkołę, słyszę stanowcze: Pracuj, mała, pracuj.
GRAŻYNA: Jestem nieugięta, gdy Kasia tłumaczy mi, że czegoś nie zrobiła, zasłaniając się litanią wymówek. Wtedy natychmiast ucinam rozmowę. Nie lubię narzekających młodych ludzi, bo przecież mają młodość. Aktorstwo jest wymagające, ale dające wiele satysfakcji. Jest jednak bezlitosne. Trzeba dbać o swoją kondycję, zdrowie.
KASIA: Bez przesady. Myślę, że jak ktoś ma talent, to tak łatwo nie wypada. Można stracić urodę, kino potrzebuje przecież różnych bohaterów.
GALA: Fajnie sobie rozmawiacie. Macie potrzebę codziennego kontaktu?
GRAŻYNA: On był codzienny, ale już nie jest.
KASIA: No bo po co?
GRAŻYNA: O, właśnie. Przyszedł czas, żeby się wycofać. Kasia sobie radzi i zaimponowała mi jako matka swojego dziecka. Podziwiam dojrzały spokój i cierpliwość, z jakim wychowuje Karolinę.
GALA: Pani jako młoda matka nie miała tyle cierpliwości?
GRAŻYNA: Miałam, jednak ciągle odnosiłam wrażenie, że moja praca zabiera mnie Kasi. Ona wychowuje swoją córkę inaczej, niż ja wychowywałam ją. Tak mi się wydaje. Lubię patrzeć, jak perswaduje spokojnie małej, a ta słucha jak zaczarowana. Myślę, że Katarzyna wyniosła ten spokój i cierpliwość ze szkoły amerykańskiej.
KASIA: A ja myślę, że to kwestia wrażliwości i empatii. Ludziom na ogół wygodnie jest reagować agresywnie, bo się wyładowują. Nie chce im się zastanowić nad tym, co czuje inna osoba, nawet małe dziecko. Nie chce im się, bo są ubodzy emocjonalnie. To mnie doprowadza do furii.
GRAŻYNA: A ja jestem przerażona tym, jak współcześni rodzice pozbawiają swoje dzieci dzieciństwa, beztroski, zabawy. Te maleństwa mają być kimś i w tym celu wysyłane są na mnóstwo zajęć: języki, tenis, basen itd. Jeżdżą z zajęć na zajęcia, wożone przez tych kierowców i usypiają w samochodach. Ciągle słyszą: "Jak dziś nie zaczniesz udziału w wyścigu, przepadniesz". Jeszcze nie wiedzą, co muszą, ale już żyją pod silną presją, z kulą nerwową w żołądku.
GALA: Kasiu, podzielasz zdanie mamy, że jesteś lepszą matką niż ona?
KASIA: Mama była zawsze po mojej stronie. A to bardzo ważne. Zaskoczyła mnie tym, jak przyjęła, że wieku 20 lat jestem w ciąży. Zdziwiło mnie, że się jedynie zdziwiła. Nie było afery. "Żartujesz" - powiedziała. I tyle. Dla mnie to wczesne macierzyństwo okazało się właściwie korzystne, bo teraz spokojnie mogę się zająć pracą bez uszczerbku dla Karoliny. Poza tym mama zawsze mi pomaga, gdy tego potrzebuję. Czasami nawet próbuje pomagać, gdy tego nie chcę.
GRAŻYNA: Ty dopiero teraz, po 25. roku życia, bierzesz to życie w swoje ręce.
KASIA: Nieprawda. Jak byłam w Stanach, dostawałam pieniądze tylko na szkołę, ale byłam tam sama i na życie pracowałam jako kelnerka, mieszkałam z koleżanką i już wtedy dawałam sobie radę. Po powrocie też pracowałam. Mama pozwoliła mi zrezygnować ze stałej pracy, z perspektywą kariery, z możliwości szybkich awansów. Poszłam do szkoły filmowej. Dzięki temu sięgam po swoje marzenie... za co ci, mamo, dziękuje...
GALA: Czego córka Grażyny, symbolu seksu, dowiedziała się od swojej mamy o mężczyznach? Pamiętasz, Kasiu, jak cię mama uświadomiła?
KASIA: Uświadomiona zostałam w szkole. Na lekcji biologii.
GRAŻYNA: Wiedziałam, że ona już wie. Teraz tak pomyślałam... a może zabrakło ci takiej rozmowy?
KASIA: Nie, nie wiem.
GRAŻYNA: Rozmawiałyśmy wiele o relacjach między kobietą a mężczyzną. Młodych ludzi nie można pozbawiać tajemnicy odnajdywania uczuć. O mężczyznach zawsze mówiłam Kasi, że są bardzo wrażliwi, delikatni. Ale im bardziej trafiamy do ich odczuć, tym bardziej nas potrzebują i kochają. Poza tym Kasia widziała moje chwile szczęścia i klęski. I to ona w najtrudniejszych momentach była mi bardzo pomocna.
KASIA: Mama ma niesłychaną zdolność zachowania spokoju w sytuacjach krytycznych. Jest bardzo wrażliwa, więc jak coś się dzieje, w środku ją to boli, ale idzie dalej. Rzuca się wtedy w pracę. Mówi się zresztą, że dla aktora im gorzej w życiu prywatnym, tym lepiej w pracy. Mam wrażenie, że w takich szczególnie trudnych, pierwszych chwilach krachu jestem tą osobą, która dodaje mamie najwięcej sił, wymierza ostrego kopa. Mówię, że jest piękna i wspaniała, a jak ktoś tego nie docenia, nie jest jej wart.
GALA: Trafia taki argument?
GRAŻYNA: Czasami... Jest dziś na świecie tylu fantastycznych ludzi, można się na nowo spotkać. Wystarczy być otwartym. Nie rozumiem tylko jednego: szukania miłości przez internet. Nie pojmuję, jak można się porozumieć bez popatrzenia sobie w oczy.
KASIA: Zacznijmy od tego, że miłości w ogóle nie powinno się szukać. A tym bardziej przez internet.
GALA: Co jest fajniejsze: wchodzenie w związek przez przyjaźń czy przez wielkie erotyczne iskrzenie?
GRAŻYNA: Nie ma reguły. Czasami kilka miesięcy z kimś jest warte więcej niż lata z kimś innym. Warto w życiu ryzykować dla ryzyka, dla życia. Nawet gdyby potem miała przyjść tęsknota. Bo już ona sama jest budująca w świecie błyskawicznego załatwiania spraw, gdzie ludzie wyzbywają się emocji, a pogłębia się deficyt odczuwania. Wszyscy w głębi duszy to wiemy, skoro płaczemy na wzruszających filmach. Tęsknimy nawet za tęsknotą.
GALA: Czy jakiś inny mężczyzna, może mąż mamy, był między wami kością niezgody?
KASIA: Zawsze byłam zadowolona, gdy mama była zadowolona. Może bywałam zazdrosna o czas mamy. Teraz ona jest zazdrosna o mój czas.
GALA: Dzieci oceniają życie rodziców i myślą: chciałbym dorównać albo: byle nie jak oni.
KASIA: Moja mama jest dla mnie wzorem silnego charakteru i umiejętności radzenia sobie z życiem. Bywała ze mną sama, w trudnych czasach i dawała sobie radę, przez co stała się dla mnie symbolem niezłomności.
GALA: A jako kobieta? Chciałabyś być, Kasiu, szczęśliwa tak jak mama? Mama była i jest szczęśliwa?
KASIA: Zależy, co dla kogo jest szczęściem. Dla jednego spełnienie to realizowanie się w domu, przy rodzinie, a dla kogoś, jak moja mama, to życie na wysokich obrotach, z adrenaliną w każdej sferze. Ja jestem gdzieś pomiędzy.
GALA: Chciałabyś pisać scenariusze. Widziałabyś w nich role dla mamy i dla siebie?
KASIA: Chciałabym, żebyśmy kiedyś spotkały się na planie. Myślę, że mama też.
Rozmawiała Anna Bimer
Nr 28-29/2006, od 10 do 23 lipca
A widzieliście jaką "piękną" córkę ma Eryk Stępniewski??
Pani Grażyna stara się ją na siłę wpychać do różnych seriali, bo biedaczka wymyśliła sobie, że chce zostać aktorką
http://www.passa.media.pl....jpg&id_akt=299
Zapewniam, że na tym zdjęciu wygląda wręcz porywająco...
Na codzień nie myje włosów...
o jaaaaaaaaaa pierrrrrrrrrrrrrrrrrrrdoleeeeeeee
normalnie szoook jaka masakryczna to jak ona musi na co dzień wyglądać?
http://www.akpa.pl/btest/...a&search=szukaj
Trwa 31. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Do Gdyni przyjechali najwybitniejsi polscy reżyserzy i aktorzy. W festiwalowych kuluarach, na konferencjach i przed oraz po projekcjach filmowych można spotkać m.in. Grażynę Szapołowską, Michała Żebrowskiego, Roberta Gonerę, Jana Machulskiego, małżeństwo Joanny i Krzysztofa Krauze i Tamarę Arciuch/ fot. Paweł Gościcki (Onet.pl)
Bardzo ładne fotki ale najbardziej podoba mi się zdjęcie 3 i 4 przwdę powiedziawszy Grażyna Szapołowska nie wygląda na swoje lata
Nie lubię jej. Marna aktorka,która swoim ubiorem i makijażem chce się odmłodzić o 10 lat. Niestety uważam,że jej to nie wychodzi. Wielka aktorka? taa,a ja jestem Piotruś Pan.
no no widzę że pani Grażyna jak zwykle u boku swojego boya Eryczka no ale na pierwszym zdjęciu u boku dwóch mężczyzn ale oni ją otaczają hehe... na każdym kroku ktoś obok niej z płci przeciwnej stoi
a z jakiej imprezy pochodzi to zdjęcie?
Impreza zwiazana z wydaniem ksiazki Doroty Stalińskiej
wywiad z Grazyną Szapołowską oraz z Katarzyną Jungowską
http://gala.onet.pl/0,134...ka,wywiady.html
[ Dodano: 28-12-2006, 14:44 ]
Telekamery rozdane
http://www.eastnews.com.p...129845&strona=6
http://www.akpa.pl/btest/...a&search=szukaj