Depczykowie (K. Zawadzki, D. Segda, M. Barbasiewicz)
Rap_fans
Nie uważacie ze jest wspaniałym i bardzo przystojnym aktorem.
Swoja role gra swietnie, choc szkoda ze tak zadko pokazuje sie na ekranie, ale mam nadzieje, że to się zmieni.
(He is the best!!)
Czy ktoś ma może jakieś jego zdiecia, była bym bardzo wdzieczna
pozdro all, pa
Zgadzam się w pełnej rozciągłości!!!!!!!!!!
To jest naprawdę doskonały aktor i... cholernie przystojny facet!!!!!!
no troszke taki brzydalowaty przystojniak!
Krzysztof Zawadzki.
Urodził się w sierpniu 1970.
tylko takie mam brzydkawe zdjecie
Na tym zdjęciu wyszedł poprostu paskudnie, ale tak naprawdę to bardzo przystojny facet. Jeżeli chcesz jego zdjęć to musisz wejść na stronę teatru im. "Juliusza Słowackiego" w Krakowie, tam jest więcej jego zdjęć.
nieszczegölnie mnie bawi sciaganie zdjec...widzialam, zobaczylam, i wystarczy!
Facecik spoko!
Taaak.... Maciuś... on jest cudowny, zgadzam się z wami ludzie:D Moim zdaniem to obecnie jedna z naljelpszych postaci w tym serialu jak wszyscy poodchodzili...:( Podoba mi się jak gra, wygląda i w ogóle jst słodziudki.... Agata ma szczęście:D
Tylko szkoda, że coś z włsami zrobił przedtem wygądał o wiele lepiej:( Ale i tak jest boski!
Pozdro!
Taaak.... Maciuś... on jest cudowny, zgadzam się z wami ludzie:D Moim zdaniem to obecnie jedna z naljelpszych postaci w tym serialu jak wszyscy poodchodzili...:( Podoba mi się jak gra, wygląda i w ogóle jst słodziudki.... Agata ma szczęście:D
Tylko szkoda, że coś z włsami zrobił przedtem wygądał o wiele lepiej:( Ale i tak jest boski!
Pozdro!
no troszke taki brzydalowaty przystojniak!
Krzysztof Zawadzki.
Urodził się w sierpniu 1970.
tylko takie mam brzydkawe zdjecie
No naprawde troche brzydkie te zdiecia ,chyba bede musiał sie troche sama pomeczyć i poszukac. Wiecie co zawiedliscie mnie
Hej, a nie wiecie jak skończy się ta cała afera z Mileckim i tym jego szefem?
P.S A tak apropo to nareszcie został wprowadzony jakiś ciekawy wątek...
Ja niestety nie wiem, a tez bym chciała wiedziec czy Maciek rozwiaze swoje problemy?.
A w ogóle wiesz na ten temat rozmawiaja na poscie Pszczoły: "Co powinien zrobić Maciek Depczyk"
Maciuś ani mnie ziębi ani grzeje, z wyglądu mi się nie podoba, jakąs taką kanciastą i chudą tą gębę ma. Ale postać w serialu fajna, zauważyliście, że Agatka się taka bardziej ludzka zrobiła po wyjśćiu za mąż? Wcześniej to taka surowa pani dyrektor a tera sympatyczna z niej kobitka; a z Mackiem tworzą fajną parę, mam nadzieje, że sprawa z mafią się rozwiąże pomyślnie.
Uwodzicielski "psychokiller" o wyglądzie głodnego wilka . Dobrze trafił z Agatą, gdyż i ta okazała się wytrawną kokietką... Tworzą zdecydowanie ciekawszy model małżeństwa, bardziej, hm, rozrywkowy, niż stadło Burskich. No, ale to dopiero początek, a czarne chmury się zbierają...
no wlasnie...sprawa sie robi nie przyjemna u Depczyköw.
Chyba nie bedzie wyjscia z sytuacji i bedzie musial pracowac pan mecenas dla bandytöw..no chyba ze ich wszystkich wylapia.....ale jak?
kiepska sprawa... Mam nadzieje że nie będzie musiał z nimi pracować, bo jeszcze się w jakieś kłopoty niepotrzebni wciągnie, a tak swoją drogą to uważam ze to prawdziwy gentelmen... lest ok.
LUDZIE TO MÓJ 50 POST TUTAJ!!!
kiepska sprawa... Mam nadzieje że nie będzie musiał z nimi pracować, bo jeszcze się w jakieś kłopoty niepotrzebni wciągnie, a tak swoją drogą to uważam ze to prawdziwy gentelmen... lest ok.
LUDZIE TO MÓJ 50 POST TUTAJ!!!
no ..ma gos klase w kazdym razie w stosunku do Agaty!
Gratulacje z okazji 50-tki!
Krzysztof urodził się we Lwówku Śląskim i tam mieszkał do ukończenia liceum.Ma młodszą siostrę,zresztą bardzo piękną i młodszego brata.Jak dobrze pamiętam to grał kiedyś w zespole SMIRNOF na perkusji i całkiem fajnie mu to szło.Pamiętam go jako bardzo miłego i ciekawego chłopaka.Teraz nie widuję go we Lwówku gdzie mieszkają jego rodzice.Nie było dziewczyny we Lwówku na której by nie zrobiły wrażenia jego oczy a szczególnie rzęsy.Bardzo fajny czlowiek,z ciepłą duszą.Nie wiem jaki jest teraz ale nie sądzę aby aktorstwo odbiło na nim cień gwiazdorstwa.Spotkamy się może kiedyś i zobaczymy.
Aktor filmowy i teatralny. W 2004 r. na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych "Klasyka Polska" otrzymał nagrodę za rolę Gustawa-Konrada w "Dziadach. Gustawie-Konradzie" (przedstawienie Teatru im. Słowackiego w Krakowie). Rola w "Na dobre i na złe" jest jego telewizyjnym debiutem.
Krzysztof Zawadzki
- Zaczęło się od Grzesia Kłamczucha...
W teatrze przypadają mu głównie role królów i książąt. Na ekranie gra "tylko" prawnika, ale i tak robi wrażenie... Pewny siebie, uwodzicielski - czy Krzysztof Zawadzki przypomina serialowego Macieja Depczyka? Przekonajcie się sami.
Maciej Depczyk to nowa postać w serialu - zdradzi Pan widzom coś na jego temat?
Krzysztof Zawadzki : Maciej to prawnik i jednocześnie syn docenta Depczyka, który kiedyś pracował w szpitalu. Syn dość butny i niepokorny, bo konkuruje z ojcem o uczucia kobiety, dyr. Kwiecińskiej. Na początek przesłał jej bukiet czerwonych róż, które dyr. Agata po prostu uwielbia... A drugi wątek, w którym mój bohater występuje, to finansowe kłopoty szpitala. Maciej próbuje pomóc, ale robi to chyba bardziej dla Agaty, niż dla dobra Leśnej Góry... .
Czarna koszula, krawat i garnitur, czarny długi płaszcz, czarny wielki samochód... Podoba się Panu taki mroczny wizerunek Macieja?
K.Z.: Akurat to bardzo mi odpowiada! Z tego, co wiem, chciano w ten sposób stworzyć wizerunek postaci, jakiej w serialu dotąd nie było. Zresztą panie zajmujące się kostiumami zaproponowały mi rzeczy, w których niemal chodzę na co dzień: skórzane kurtki, płaszcze...
Myśli Pan, że mecenas Depczyk podbije serca fanek tak, jak zrobił to doktor Kuba?
K.Z.: Oj, nie sądzę! Myślę, że p. Żmijewski jest tutaj amantem niepodważalnym!
Rola w "Na dobre i na złe" jest dla Pana telewizyjnym debiutem. Jakim cudem taki przystojniak nie trafił na ekran zaraz po skończeniu szkoły teatralnej?
K.Z.: Bo się o to specjalnie nie starałem. Od początku - już prawie pięć lat - byłem bardzo zajęty w teatrze. A teraz akurat ktoś w telewizji sobie o mnie przypomniał... I bardzo się z tego cieszę!
Jest Pan przesądny? Dla aktorów to chyba reguła...
K.Z.: Bez przesady: gdy upadnie kanapka, to jej nie przydeptuję! Ale część przesądów mam chyba jednak we krwi: w teatrze staram się nie gwizdać, przydeptuję tekst, gdy spadnie na podłogę...
W teatrze już trzeci sezon gra Pan Hamleta, teraz zaczął Pan karierę w telewizji... Zostało jakieś zawodowe marzenie do spełnienia?
K.Z.: Jedyne, czego mógłbym żałować to fakt, że nie zagrałem Romea... Ale tego akurat wcale mi nie żal! Myślę, że większość ról jest jeszcze przede mną. Niedawno skończyłem 30 lat, a teatr dramatyczny jest tak skonstruowany, że najciekawsze propozycje dostaje się właśnie po 30-tce. I w moim przypadku to się sprawdza.
Maciej Depczyk jest oczarowany dyr. Agatą... A Pan znalazł już kobietę idealną?K.Z.: Mam już nawet dwa ideały! To moja żona i czteroletnia córeczka. Zresztą moja żona jest koleżanką dyr. Kwiecińskiej - a właściwie Doroty Segdy. Również jest aktorką i występuje razem z nią na scenie Teatru Starego.
Ma Pan jakieś hobby, sposób na relaks po pracy?
K.Z.: Przez parę lat zajmowałem się muzyką. Grałem na perkusji i na gitarze - występowałem nawet w trzech zespołach... Ale teraz to już raczej zamierzchła przeszłość. Ostatnio mam na muzykę zbyt mało czasu. Od kiedy związałem się na stałe z teatrem, zostało mi tylko słuchanie...
Często bywał Pan w dzieciństwie w teatrze?
K.Z.: Pochodzę z małego miasteczka, w którym nie ma teatru. Najbliższy jest w Jeleniej Górze - ze szkołą, w podstawówce i ogólniaku, często tam jeździliśmy. Przede wszystkim chłonąłem wszystkie spektakle gościnne. I robiło to na mnie spore wrażenie.
I poczuł pan, że sam też chce stanąć na scenie?
K.Z.:Nie, myślę, że wszystko odbyło się bardziej zwyczajnie: najpierw, w podstawówce, jakaś nauczycielka przekonuje, że można ładnie powiedzieć wierszyk... Później w liceum zaczyna się poważniej myśleć o szkole...
A pamięta Pan jeszcze pierwszy raz, gdy wystąpił przed publicznością?
K.Z.: Pamiętam konkurs w szkole podstawowej i wierszyk o Grzesiu kłamczuchu i jego cioci... Oczywiście, gdy go recytowałem wszystko mi się pochrzaniło. Ale i tak zostałem doceniony, bo na 10 dzieciaków zdobyłem - o ile dobrze sobie przypominam - piąte miejsce. Więc było dobrze!
fany facet, a w dodatku ma super nazwisko
fajne zdjątka
super !!
a kto zgadnie dlaczego uważam, że on ma fajne nazwisko - chodzi mi o aktora
Bo Ty masz tak samo??
zgadza sie
i tak samo ma na nazwisko aktorka grająca Sylwię - ale to mi się już zdecydowanie nie podoba
a moze Wy rodzinką jesteście...a nic o tym nie wiesz
kto to może wiedzieć
w serialu była jeszcze jedna Zawadzka - Magdalena
No własnie była ale ciekawe czy ta Sylwia i Maciek to rodzina bo mają takie same nazwisko
No własnie była ale ciekawe czy ta Sylwia i Maciek to rodzina bo mają takie same nazwisko
]
Oni są malzenstwem, wiem to ze sparawdzonego żrodla...:D I mają córeczkę(chyba) Julię, ktora spiewala ostatnio w "Od przedszkola do Opola"
Oni są malzenstwem, wiem to ze sparawdzonego żrodla...:D I mają córeczkę(chyba) Julię, ktora spiewala ostatnio w "Od przedszkola do Opola"
dzięki za informacje Natalko. Ja bym za nic w świcie nie zgadła, że oni są małżeństwem... a to dziecko to też bym tego nie przypuszczała. I niech moja mama nie wpiera mi, że mnie to forum ogłupia. Ono mnie oświca, edukuje!!!
Co do zbieżnosci nazwisk, swego czasu ja bylam dumna jak paw kiedy dowiedziałam sie że gitarzysta jednego z moich ulubionych zespołów ma nazwisko prawie identyczne z moim(no o jedną literke więcej) ech, to były czasy, fajna sprawa wogóle z tymi nazwiskami, prawda?
Oni są malzenstwem, wiem to ze sparawdzonego żrodla...
dzięki za info tak myślałam że są rodziną ale do końca nie przypuszczałam że mężem i żoną ale fajnie heh
a ja na to nie wpadłam, że oni moga być rodziną
a ja na to nie wpadłam, że oni moga być rodziną
Ja sam tez bym w zyciu na to nie wpadla, sama sie zdziwilam gdy się o tym dowiedzialam...Ale coreczke maja slodką:D
no to fajnie, że nie tylko ja na to nie wpadłam
Myślę że Maciek to KRETYN !!
i się nie mylisz
(He is the best!!)
I agree...
no...fajna ta ich córeczka.. Widziałam ją kiedyś na jakimś tam zdjąciu w gazecie
no...fajna ta ich córeczka.. Widziałam ją kiedyś na jakimś tam zdjąciu w gazecie
a ja nie, ale wierzę na słowo
heh..ale nie fajniesza od naszych małych Kukulskich
heh..ale nie fajniesza od naszych małych Kukulskich
No jasne nasze "serialowe Amelki" są the best
no pewnie ze sa najlepsze
chyba można zamknąć ten temat, skoro Maciek znika z serialu
znowu proponuję głoswanie
1:0
chyba można zamknąć ten temat, skoro Maciek znika z serialu
znowu proponuję głoswanie
1:0
skoro znika to jestem za zamknieciem tematu
2 0
Jestem za zamknięciem 3:0 .
No tez mysle ze mozna zamknac, bo to ze odchodzi jest raczej pewne, wiec 4:0
5:0
no to zamykam
temat odblokowany, a tematem zamknięty, bo ten temat jest taki ogólniejszy o Maćku
KRZYSZTOF ZAWADZKI
jako Maciej Depczyk, prawnik
Aktor filmowy i teatralny. W 2004 r. na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych "Klasyka Polska" otrzymał nagrodę za rolę Gustawa-Konrada w "Dziadach. Gustawie-Konradzie" (przedstawienie Teatru im. Słowackiego w Krakowie). Rola w "Na dobre i na złe" jest jego telewizyjnym debiutem.
Fajny wywiad szkoda że nie będzie grał po wakacjach no ale trudno sie mówi
A ja nie rozpaczam - nie powiem, żeby był moją ulubioną postacią.
A ja nie rozpaczam - nie powiem, żeby był moją ulubioną postacią.
no ja wsumie tez za nim nie bede plakala widocznie tak musialo byc
A mnie w sumie szkoda, bo sie przyzwyczaiła, a poza tym w razie problemów każdy ze szpitala miał pomoc
A mnie w sumie szkoda, bo sie przyzwyczaiła, a poza tym w razie problemów każdy ze szpitala miał pomoc
no wsumie masz racje napewno troche bedzie nam go brakowac
No mi w sumie tez befdzie go troche brakować, bo przywyklam już do tego ze jest Poza tym kojarzył mi się pozytywnie i od poczatku chcialam zeby Agata z nim była
Przeniesione z innego wątku:
Zgadzam się z "pierwszą" wypowiedzią Oli - dla mnie tez ten atek jest obojętny.
mnie też tam depczyk i agata to lipka. może ich nie być
No i nie będzie.
A ja sie z wami nie zgodze bo bardzo lubilam zarowno Macka jak i Agate i bardzo szkoda ze odchodza. Ale mam ogrpmna nadzieje ze jeszcze kiedys wroca.
ps: tylko nie piszcie ze kazdy ma swoje zdanie ,nie znosze tego
A ja sie z wami nie zgodze bo bardzo lubilam zarowno Macka jak i Agate i bardzo szkoda ze odchodza. Ale mam ogrpmna nadzieje ze jeszcze kiedys wroca.
ps: tylko nie piszcie ze kazdy ma swoje zdanie ,nie znosze tego
A ja napisze ze się z Tobą zgadzam Tez zaluje ze ich nie bedzie, ale mam cichą nadzieję ze za jakis czas wrócą, bo w koncu Agata byla dość wazną postacia w tym serialu i scenarzysci nie powinni ot tak sie jej pozbywać...A z Mackiem fajną pare tworzyli i lubilam scenki z nimi
mi tez ich watek jest obojetny ale przyzywyczilam sie do nich ttroszke!!
Jak ja żałuję, że Krzysztof nie występuje już w NDiNZ W zeszłym tygodniu byłam w teatrze w Krakowie, gdzie grał jedną z głównych ról... wrażenia ogromne! Nie dość, że ten facet jest super przystojny, to ma jeszcze cudowną barwę głosu
Ja chcę Maćka z powrotem!!! ;(
Z myślą o Was Wczoraj zdobyłam
Na żywo, Pan Zawadzki, wygląda o wiele lepiej niż w TV Ale to już wiecie
Z myślą o Was Wczoraj zdobyłam
Na żywo, Pan Zawadzki, wygląda o wiele lepiej niż w TV Ale to już wiecie
o kurcze, dzięki
JAAAAA!!!
A gdzieś go dopadła?
A gdzieś go dopadła?
Byłam w Krakowie na spektaklu pt. "Dziady" Grał tam główną rolę
Po przedstawieniu pobiegłam do tylnego wyjścia i poprosiłam o autografik Z dedykacją, oczywiście
Ktoś na początku...jakieś 2 lata temu pytał się o foty Krzysia....ja mam ich kilkaset ;p ...jak ktoś chce żebym przesłała, to piszcie na maila: kalwia@vp.pl
Pozdrawiam :*
A nie mogłabyś ich tu wkleić
Ale ich duuuuużo....z resztą to są foty z serialu, robione dzięki karcie telewizyjnej no i małe one też nie są
A nie mogłabyś pozmniejszać trochę i wrzucić wybrane
Linki:
http://stokcia.w.interia.pl/1.JPG
http://stokcia.w.interia.pl/2.JPG
http://stokcia.w.interia.pl/3.JPG
http://stokcia.w.interia.pl/4.JPG
http://stokcia.w.interia.pl/5.JPG
http://stokcia.w.interia.pl/6.JPG
Linki:
Przeniesiono z tematy Aktorzy
Przeniesiono z tematy Aktorzy
Dorota Segda
Katedra jest miejscem wymarzonym
"Dzienniczek" siostry Faustyny czytała wczoraj Dorota Segda w katedrze poznańskiej, gdzie odbyło się kolejne spotkanie w ramach cyklu Verba Sacra. Przed występem aktorka opowiedziała "Gazecie" o swojej przygodzie z filmową rolą świętej
Jolanta Brózda: Co w Pani zostało z roli św. Faustyny?
Dorota Segda: Światło. Nie mówię, że ja nim promieniuję tak jak ona, ale tak bliskie zetknięcie się z Faustyną, jakiego ja miałam szczęście doznać, musi zostawić coś niezwykłego. To tak jak spotkanie z wielką metafizyczną literaturą, tylko jeszcze bardziej intymne, bo nie zawsze autor kryje się za literaturą tak blisko, jak w tym przypadku.
Chodzi o "Dzienniczek" i jego autorkę?
- Tak - i ta autorka dla tysięcy ludzi ma moją twarz. Mogę powiedzieć, że ta rola została mi w krwiobiegu. Nie mówię, że się stałam lepsza czy bardziej święta - a takich deklaracji ode mnie wymagano - ale dobrze, że zostało we mnie trochę świata Faustyny. Ten świat jest dobry, piękny, także trudny, pełen wyrzeczeń i niesie ze sobą proste prawdy: o miłości Boga, do Boga, do człowieka, o potrzebie dobra, wybaczania, uśmiechu, radości życia.
Jak Pani odbierała to, co się działo kilka lat po premierze filmu? Faustyna została kanonizowana, Ojciec Święty poświęcił Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w krakowskich Łagiewnikach.
- W filmie grałam zakonnicę "drugiego chóru". Teraz to zakonnica chórów anielskich. Bardzo się z tego cieszę. Uroczystość kanonizacji w Rzymie oglądałam w telewizji i czułam, jakbym tam była. Myślę, że jeśli w sercach ludzi chciałabym zostać przez jakąś jedną rolę - to przez tę właśnie.
Jakie było Pani pierwsze zetknięcie się z "Dzienniczkiem?" Ja byłam onieśmielona językową nieporadnością Faustyny, ale i jej szczerością. Przyznajmy jednak, że nie jest to błyskotliwa literatura...
- Niezupełnie się z panią zgadzam. Bo co to w ogóle jest olśniewająca literatura? Jest tyle książek doskonałych formalnie, które w ogóle nas nie ruszają. W przypadku "Dzienniczka" mamy do czynienia z czymś bardzo prostym, ale i niosącym ogromny metafizyczny ładunek. I to właśnie jest wielka literatura.
Uwielbiam czytać na głos dobrą poezję. Uważam, że słowo wtedy istnieje naprawdę, kiedy się je czyta. To także wielka próba dla niego. Wiele razy czytałam "Dzienniczek" w audycjach radiowych, w filmach dokumentalnych... I uwielbiam go czytać, nie borykam się wtedy z żadną chropowatością. Za każdym razem dostaję do czytania trochę inny wybór z "Dzienniczka" i ciągle dowiaduję się nowych rzeczy. Teksty, które przeczytam w katedrze, to bardzo konsekwentny wybór.
Jaki?
- To teksty teologiczne - zgłębiające istotę miłosierdzia. Co prawda nie ma tu tego, co w "Dzienniczku" jest mi bardzo bliskie - prostych, zrozumiałych nawet dla dziecka spostrzeżeń o miłości. To wybór poważny, mający teologiczną konsekwencję. Czytam go z ogromnym zainteresowaniem.
Jak można się przygotować do czytania takiego tekstu?
- On sam mnie niesie, bo ma wszelkie cechy wielkiej poezji. Bardzo jestem onieśmielona występem w katedrze, ale liczę, że tekst poniesie i słuchaczy. Czytanie i słuchanie go daje możliwość wspólnej medytacji.
W filmie mówiła Pani słowami Faustyny z "Dzienniczka", ale tam była Pani w nią "wcielona". W jakiej roli wystąpi Pani w katedrze?
- W gruncie rzeczy to podobne sytuacje. Odtwarzając Faustynę w filmie, również byłam sobą i przez siebie starałam się coś o Faustynie przekazać. Z czytaniem tekstu - zwłaszcza głośno - jest podobnie. Tyle że nie mam kornetu, tylko czarną sukienkę. Na ogół czytam te teksty w zaciszu studia, ale katedra jest dla nich miejscem wymarzonym.
Tam pokaże Pani twarz.
- Ale nie pogniewam się, jeśli ludzie będą mnie słuchać z zamkniętymi oczami.
Dorota Segda - ur. w 1966 r. aktorka związana ze Starym Teatrem w Krakowie i Teatrem Narodowym w Warszawie. Za rolę w "Faustynie" Jerzego Łukaszewicza otrzymała nagrodę na festiwalu FF w Rydze. Jest też laureatką Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego w 1995 r. i Złotej Kaczki za rok 1995.
Święta Faustyna Kowalska i jej "Dzienniczek"
Urodziła się w 1905 r. Skończyła zaledwie trzy klasy szkoły. W wieku 20 lat wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Należała do "drugiego chóru" - zakonnic z prostych rodzin. Do pierwszego trafiały panny z dobrych domów. Kiedy się wydało, że Faustyna ma doświadczenia mistyczne i objawienia, była oskarżana o histerię. Swoje przeżycia opisała w trzech zeszytach "Dzienniczka". Szerzyła nabożeństwo do miłosierdzia Bożego. Zmarła na gruźlicę w Krakowie w 1938 r. Została ogłoszona błogosławioną w 1993 r., a świętą - w 2000 r.
Rozmawiała Jolanta Brózda
Gazeta Wyborcza Poznań
18 sierpnia 2003
***
Mistyczka z krwi i kości
Dorota Segda
Rola Małgorzaty samym swym materiałem skłania do podsumowań. Tak się składa, że tą rolą żegna się Pani ze Starym Teatrem. Czy słuszne jest wrażenie, że zebrała Pani w niej dotychczasowe doświadczenia wyniesione z pracy na tej scenie?
Czasami jest tak, że materiał literacki nie pozwala stworzyć pełnej postaci, a reżyser swą inscenizacją nie pomaga jej rozwinąć. A tu wszystko połączyło się szczęśliwie.
Ale zacznę może od wyjaśnień. Nie jest to, broń Boże, pożegnanie ze Starym Teatrem. Nie opuszczam Starego i myślę, że nie opuszczę. Chcę spróbować pracy w Warszawie. Mija właśnie dziesięć lat mojego bycia na tej scenie i myślę, że zdrowo będzie zagrać na innych deskach, z innymi kolegami. Osoba Jerzego Grzegorzewskiego daje mi gwarancję, że będzie to praca interesująca. Nie jest to więc decyzja o przejściu z teatru do teatru, czy zmiana Krakowa na Warszawę. Proszę uważać mnie za krakowiankę, która chce sobie zagrać w stolicy. Na pewno będzie to Księżna Joanna w Nocy listopadowej, o innych propozycjach ze strony Teatru Narodowego za wcześnie mówić. Oczywiście, wszyscy mi wróżą, że skończy się to zmianą adresu, ale na razie nie mam na to najmniejszej ochoty. W Starym Teatrze jestem tylko na urlopie.
Wracając do Małgorzaty... O żadnej roli nie można powiedzieć, że jest podsumowaniem. Każda jest absolutnym początkiem. Ale może jest to ostatnia rola w mojej pracy, która pozwala mi wykorzystać resztki "dziewczęcości", która we mnie tkwi.
Mówiła już tak Pani przy Salomei... Tam też chodziło o kreację osoby niewinnej, niedoświadczonej, idealistycznie zapatrującej się na świat i ludzi.
Zgadza się, od dawna już tak mówię. Dziesięć lat to dużo, zmieniłam się, właściwie czas na benefis. Na szczęście przez ten okres nie grałam wyłącznie dziewczynek, choć reżyserzy lubili mnie właśnie w ten sposób obsadzać w teatrze. Poza tym w telewizji i w filmie zagrałam sporo kobiet dojrzałych i właściwie trudno mi było znów funkcjonować jako młoda Małgorzata, nie zamykając roli we własnej sztampie i banale.
Większość piękniejszych ról dla młodych aktorek ma w sobie coś podobnego - niewinność i czystość na tle czarnego świata i do tego odrzuconą wielką miłość. I po co porównywać je, jak to zrobił jeden z recenzentów? O mojej Małgorzacie napisał, że jest "ofeliowata"... Nie rozumiem, co znaczy to sformułowanie. Czy mamy się zastanawiać nad tym, jak Pan X wyobraża sobie Ofelię (przecież Pan Y może sobie ją wyobrażać zupełnie inaczej), by zrozumieć jak ocenia Małgorzatę?
Zresztą recenzje, które ukazały się po Fauście to osobny rozdział. Nie jestem przewrażliwiona, pierwszy raz od dziesięciu lat odważam się o tym mówić. Może dlatego, że pisze się o mnie dobrze.
Czytam krytykę, która jest właściwie peanem na temat mojej roli, ale towarzyszy mi poczucie ogromnego wstydu. Sformułowania typu: "Segda ukradła spektakl Radziwiłowiczowi" są niedopuszczalne. Jeśli recenzentowi jedna rola się podoba, a inna nie podoba, to swoje zdanie może oczywiście wyrazić, nawet jak najbardziej skrajnie, ale nie może posługiwać się moim nazwiskiem, by przywalić Jurkowi Radziwiłowiczowi, z którym w dodatku wspaniale mi się pracowało i który bardzo mi pomagał na próbach. A tytuł recenzji: Faustyna?! Nikt z nas nie wie, co znaczy dobroć i umiłowanie drugiego człowieka, tak jak to pojmowała Faustyna, po co ją więc w to mieszać. Po przeczytaniu tej recenzji, która pewnie miała mi sprawię przyjemność, załamałam się.
A Janusz Kowalczyk z "Rzeczypospolitej"? Jedyne co zauważył w przedstawieniu to fakt, że nieźle wyglądam z gołym biustem, kiedy leżę "z tyłu widowni w pozycji godnej ". Wysuwa na ten temat teorię i nawet poucza, dlaczego tak nie powinno być. A przecież w tym miejscu leży statystka, do której i Faust, i Mefisto ze sceny zwracają się: "Heleno".
Jeśli, z kolei, Paweł Głowacki pisze o mnie pochlebnie, to czuję podskórnie taką pogardę do spektaklu, że jego dobre słowa o mnie odbieram jako łaskę zanurzoną w powodzi obelg pod adresem pozostałych twórców przedstawienia.
Ale wracając do Pani pytania. Wydaje mi się, że trzeba unikać porównań typu: a Salomea, a Małgorzata, a Mańka, a Ofelia, a Albertynka, a Solwejga - wszystkie one są symbolami wiecznej kobiecości, ale każda na swój sposób. Tak przynajmniej starałam się to grać. Żadna z tych ról nie wynika z poprzedniej, każda jest nowym doświadczeniem i początkiem nowego oblicza tej samej kobiecości. A ja jestem zawsze ja.
Zdaje się, że scenariusz zmieniał się w czasie prób, czy wraz z nim ewoluowała również postać Małgorzaty?
Oczywiście, byłoby zupełnie nieciekawie, gdyby postać była gotowa na pierwszej próbie i w dodatku, gdybym ja to od razu umiała zagrać. Przeciwnie, bardzo męczyłam się z tą rolą. Począwszy od tego, o czym już mówiłam (odnalezienie w sobie naiwności, prostoty, dziewczęcości, młodości) i dalej, kiedy Małgosia już wie, że kocha.
Czasem trudno mi było zrozumieć te momenty akcji. Najpiękniejsza scena między Faustem a Małgorzatą to rozmowa o religii. To Małgorzata nadaje ten temat i to dla niej jest on ważny. Jednocześnie jest to jedyna miłosna scena między nimi. Jak połączyć te wątki, żeby nie wpaść w niebezpieczeństwo: powiedz mi, że wierzysz w Boga, a pójdę z tobą do łóżka? Właściwie można tak przekazać treść tej sceny. A scena ta zamyka w sobie nie tylko problemy naszego świata, ale jest zarazem głęboko mistyczna. Podobnie było ze sceną więzienną.
Biedziliśmy się nad ustawieniem tych dwóch scen bardzo długo. Ostateczny ich zarys opracowaliśmy dosłownie na kilka dni przed premierą. Stało się to na niesamowitej wieczornej próbie, kiedy kilkumiesięczna męka nagle przerodziła się w błysk. W ciągu czterdziestu minut ułożyliśmy scenę od A do Z i byliśmy szczęśliwi - pewni, że tak ma być. Można powiedzieć, że zdarzył się "niezwykły wieczór", ale w teatrze zazwyczaj jest tak, że coś wynika z czegoś i wcześniejsza męka jest czasem bardzo potrzebna.
Jak zostały rozłożone w tej scenie akcenty pomiędzy wyznaniem miłosnym a rozmową o religijności?
Nie umiem mówię na temat tego, co gram. Nigdy nie zgodzę się na wywiad, w którym moim zadaniem będzie analiza roli, jej interpretacja. Mogę powiedzieć tylko tyle, że największym dowodem na istnienie Boga jest miłość i jest to jedyne uczucie, które jest mistyczne. Wielka miłość niesie elementy pozaziemskie. No i tyle. I trzeba umieć to zagrać.
Faust i Małgorzata mijają się na ulicy. Faust zwraca uwagę na jej urodę. Ona również go zauważa. Czy już w tych pierwszych spojrzeniach jest mistyka, czy też, na razie, ciekawość?
Dużo elementów składa się na wyjątkowość tej chwili, jak w życiu. Na pewno on zauważa ją nie tylko z powodu urody. W porównaniu z piękną Heleną, która została mu już pokazana w "Kuchni czarownicy" i która rozbudziła jego zmysły, Małgosia jest niepozorną mieszczką.
Nie jest co prawda pozbawiona wdzięku, ale ma czerwone ręce i nie jest efektowna. Ale to właśnie ją Faust wybiera... strzał Amora. Małgorzata jest dla niego wybrana przez Mefistofelesa, a tym samym przez Pana Boga. Zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, choć na początku nie zdają sobie z tego sprawy, nie znają tego uczucia, nie umieją go nazwać. Wszystko, co dzieje się z Małgorzatą jest wobec Fausta, dla Fausta, wokół niego. To dramat o tym, co kobieta jest w stanie zrobić z powodu miłości, jak daleko może zajść i jakie to może być okrutne. Krótko mówiąc, kobieta dla miłości może zrobić wszystko.
Czy jest świadoma tego, że została zbawiona i że jej cierpienie miało sens? Czy też jej obłęd jest tak głęboki, że nie usłyszała, że jest ocalona?
Myślę, że tak szybko poszła do nieba, że wkrótce się o tym dowiedziała. Ale na pewno nie w tym momencie, gdy słychać głos Boga. Ten głos - "Ocalona" - nie jest przecież końcem jej życia, nie zostaje od razu wniebowzięta. Czeka ją jeszcze kaźń i kat, dlatego i jej życie, i jej ocalenie mają pełny wymiar.
W scenie obłędu Małgorzata idzie za jakąś myślą, czy też jest to potok zupełnie oderwanych skojarzeń? Czy krążą one wokół poczucia grzechu czy miłości? Czy zauważa przyjście Fausta?
W tej scenie dysharmonia myśli jest tak pełna, jest ich tak dużo... ale najważniejsze jest chyba to wszystko złe, co się stało. To, że zabiła. Boi się kary, ale oczekuje jej. To pewnie też ją zbawia. Kiedy wydaje się, że wszystko ma szansę potoczyć się dobrze i Małgorzata wyjdzie z Faustem z celi, nie chce tego zrobić i jest to jej w pełni świadomy wybór - oczekiwanie na kata.
Czy jest nieszczęśliwa i czy wciąż kocha Fausta?
Przeżywa największe nieszczęścia, jakie można sobie wyobrazić. Doświadcza okrucieństwa miłości, które polega na tym, że czegokolwiek by się nie zaznało od ukochanej osoby, to i tak się ją kocha. Do Małgorzaty dociera jednak straszna świadomość: wydarzyło się tyle, że pomimo wielkiej miłości, nie będziemy już ze sobą. Przecież w tym momencie Małgorzata nie chce iść z Faustem, nie chce wolności - dla niej "to już nic nie warte". Małgorzata świadomie przyjmuje karę, jest naprawdę wierząca. Zbawia ją wiara i miłość - ta sama, która ją gubi.
Chciałabym podkreślić, że Małgorzata nie jest osobą, która działa w oderwaniu od rzeczywistości - żyje swoim życiem, ale w realnym świecie. Mistycyzm Małgorzaty jest z krwi i kości. Spośród wszystkich osób, które pojawiają się na scenie, ona jest najbardziej na ziemi. To ona pierze, gotuje, sprząta, zakochuje się, daje matce do wypicia miksturę, zabija dziecko, wreszcie ponosi największą ofiarę - bo jest najuczciwsza.
Czy w kreowaniu takiej Małgorzaty, o jakiej Pani opowiada, pomaga nowy przekład?
Bardzo dobrze mi się go mówi, niektóre sceny mówię wręcz jakby "swoimi słowami". Rola Małgorzaty ma bardzo urozmaicony wiersz. W scenie przy oknie (przy kołowrotku) mówi przedziwnym wierszem - krótkie wersy i rymy męskie. Znalazłam sobie na to sposób, który bardzo polubiłam. "Tak jest mi źle / Już nigdy mi rozum / Nie wróci, ach nie / Gdzie nie ma go / Mogiła ma / Calutki świat / Mi zbrzydł do cna". Łatwo czegoś takiego się nie mówi, ktoś mógłby powiedzieć, że to rymy częstochowskie. Znalazłam jednak w tym coś intrygującego. Staram się grać konstruując myśl i formę jednocześnie. Ta forma wynika z konkretnej scenicznej sytuacji, być może zapowiada późniejszy obłęd. Otępienie, stupor, wydobywanie z głębi siebie słów, nie do końca może uświadomionych. Stąd to konstruowanie formy. Nie wyobrażam sobie jak można by to inaczej powiedzieć... chyba że zaśpiewać. W piosence takie słowa brzmią naturalnie.
Bardzo dobrze mówi mi się pierwszy monolog o klejnotach. Jest to język potoczysty i bardzo pasujący do roli Małgorzaty, jest w nim dużo kolokwializmów.
Staram się mówić wiersz tak, aby mu nic nie ująć, bo go bardzo cenię. Ale w tym podejściu na pewno nie ma nic z pietyzmu, jak przy pracy nad Słowackim. Trzeba zapomnieć, że to wiersz i mieć go po prostu pod skórą, we krwi, wtedy mówienie idzie bardzo dobrze. Naturalność tego wiersza pomaga zbudować postać.
A czy można to samo powiedzieć o kostiumie stylizowanym na współczesność, zwyczajność? Czy nie brakowało Pani w nim teatralności? Wokół, na scenie, jest jej dość dużo.
Na początku pomysł kostiumu bardzo mnie rozśmieszył, nie bardzo mogłam sobie go wyobrazić, ale później uznałam za dobry. Małgorzata nie jest cały czas na scenie, nie mam więc oglądu całości i nie zastanawiam się, czy mój kostium pasuje do innych, czy nie.
Na próbach zakładałam długą do kostek, luźną halkę, która jest niby niezobowiązująca, ale jednak od razu stwarza poczucie bycia w kostiumie, inaczej trzeba się w niej poruszać, wyzwala też mechanizm mówienia bardziej archaicznego, reakcje są bardziej teatralne, wdziera się forma. Natomiast, kiedy zaczęłam wkładać sukienki zaproponowane przez scenografa (są dzisiejsze, ale nie natrętnie, nie są przecież pomarańczowe i krótkie), rola jakby odteatralniła się, Małgorzata stała się dzisiejszą dziewczyną, która mogłaby żyć na przedmieściu Krakowa, chodzić do kościoła i być dobrą córką, i mogła ją spotkać ta przygoda - jak każdą z nas.
Spektakl ma ewoluować, tak wszyscy mówią i piszą. Czy tak rzeczywiście będzie?
Jestem o tym przekonana, to jest materiał tak nieogarniony. Nie wiem, skąd się wzięło w wielu recenzjach przekonanie, że próby trwały nadzwyczaj długo. Faust to trzy przeciętnej długości przedstawienia, a myśmy nad nim pracowali wszystkiego cztery miesiące. Przy trybie pracy: jedna próba w ciągu dnia, wieczorem zaś spektakl, to nie tak długo. Może przez dwa tygodnie próbowaliśmy rano i wieczorem. Jestem przekonana, że przedstawienie zmieni się - proces klarowania myśli i formy nie jest jeszcze zakończony. Już nie mogę się doczekać na tę pracę.
Rozmawiała Maryla Zielińska
(Didaskalia 21 1997)
Przeniesiono z tematu Aktorzy
Premiera "Wozzeck" w Teatrze Narodowym 05.01.2006r
Teatr Telewizji – „Tajny agent” – reż. Krzysztof Zaleski
Przeniesiono z tematu Aktorzy
Przeniesiono z tematu Aktorzy
Marek Barbasiewicz
Ważniejsze daty:
1945. 02. 05 - Data urodzenia (Przeworsk)
1968 - Wykształcenie - rok ukończenia studiów (Wydział Aktorski PWSTiF w Łodzi)
1968. 11. 22 - Debiut teatralny
1988 - Odznaczenie (Srebrny Krzyż Zasługi)
Aktor Teatru Nowego w Łodzi (1968-79) oraz warszawskiego Teatru Ateneum (1979-81), Polskiego (1981-97). Od 1997 aktor Teatru Narodowego w Warszawie.
Filmografia
1967 OJCIEC Obsada aktorska (kolega Zenobiusza),
1968 STAWKA WIĘKSZA NIŻ ŻYCIE Obsada aktorska (major, adiutant Canarisa; nie występuje w czołówce),
1970 CZTEREJ PANCERNI I PIES Obsada aktorska (żołnierz niemiecki przy drzwiach domu generała; nie występuje w czołówce),
1973 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Obsada aktorska,
1974 NAJWAŻNIEJSZY DZIEŃ ŻYCIA Obsada aktorska (Andrzej Kamiński),
1974 NAJWAŻNIEJSZY DZIEŃ ŻYCIA Obsada aktorska (kochanek Sylwii),
1976 ZAKLĘTY DWÓR Obsada aktorska (hrabia August Wytlicki, kuzyn Żwirskich),
1977 LALKA (1977; serial tv) Obsada aktorska (skrzypek Molinari),
1978 RODZINA POŁANIECKICH Obsada aktorska (Kopowski),
1980 CZUŁE MIEJSCA Obsada aktorska (Allan Kowalski),
1984 ENGAGEMENT Obsada aktorska,
1985 LUBIĘ NIETOPERZE Obsada aktorska (Rudolf Jung),
1985 TUMOR WITKACEGO Obsada aktorska (Staszek Krzeptowski grający rolę księcia Tengach-lorda Persville),
1986 BIAŁA WIZYTÓWKA Obsada aktorska (Jurek Zbierski),
1986 MAGNAT Obsada aktorska (Jurek Zbierski, kochanek Conrada),
1986 NA KŁOPOTY... BEDNARSKI Obsada aktorska (kapitan Mokrowiecki, pracownik polskiego wywiadu),
1987 BALLADA O JANUSZKU Obsada aktorska (wychowawca),
1987 ZABIJ MNIE GLINO Obsada aktorska ("Donald", człowiek Stawskiego),
1988 AND THE VIOLINS STOPPED PLAYING Obsada aktorska (hrabia Paszkowski),
1988 NIEZWYKŁA PODRÓŻ BALTAZARA KOBERA Obsada aktorska (archanioł Gabriel),
1988 SCHODAMI W GÓRĘ SCHODAMI W DÓŁ Obsada aktorska (hipnotyzer Ordęga),
1989 KAPITAŁ, CZYLI JAK ZROBIĆ PIENIĄDZE W POLSCE . . . Obsada aktorska (Brun),
1990 MÓW MI ROCKEFELLER Obsada aktorska (Malinowski, tata rodzeństwa),
1990 NAPOLEON Obsada aktorska (generał francuski; nie występuje w czołówce),
1990 NAPOLEON Obsada aktorska (Segur),
1991 V. I. P. Obsada aktorska (Bjoern Thoreel, Szwed zamawiający muzykę u Preussa),
1992 ŻEGNAJ ROCKEFELLER Obsada aktorska (Marek Malinowski, tata rodzeństwa),
1993 GOODBYE ROCKEFELLER Obsada aktorska (Marek Malinowski, tata rodzeństwa),
1993 POŻEGNANIE Z MARIĄ Obsada aktorska (inżynier),
1993 WOW Obsada aktorska,
1994 PSY 2. OSTATNIA KREW Obsada aktorska (sekretarz Sawczuka),
1995 DEBORAH Obsada aktorska (esesman Toth),
1995 SUKCES . . . (1995) Obsada aktorska (Władysław Morawski, prezes firmy "Morawski Electronics" produkującej telewizory),
1996 TAJEMNICA SAGALI Obsada dubbingu (Jarpen, strażnik Sagali),
1996 TAJEMNICA SAGALI Obsada aktorska (Dugao, arcykapłan Drudów; w odcinku 10 nie występuje w czołówce),
1996 WIRUS (1996) Obsada aktorska (profesor z BBN),
1998 13 POSTERUNEK Obsada aktorska (dowódca straży),
1998 MIODOWE LATA Obsada aktorska (dyrektor Marszałek),
1998 MIODOWE LATA Obsada aktorska (Jan Marszałek, dyrektor Krawczyka),
1999 MIODOWE LATA Obsada aktorska (dyrektor Marszałek),
1999 MIODOWE LATA Obsada aktorska (pan Marszałek),
1999 MIODOWE LATA Obsada aktorska (Marszałek),
1999 MIODOWE LATA Obsada aktorska (prezes Marszałek),
1999 OSTATNIA MISJA Obsada aktorska (Paweł Górski, ojczym Moniki),
1999 POLICJANCI Obsada aktorska (Kazimierz Navroth),
1999 PRAWO OJCA Obsada aktorska (biznesmen Kessler),
1999 TRZY SZALONE ZERA Obsada aktorska (Sorensen),
1999 WSZYSTKIE PIENIĄDZE ŚWIATA Obsada aktorska (Gruszczyński, nabywca brylantu),
2000 BAJLAND Obsada aktorska (lekarz, przyjaciel Rydla),
2000 MIODOWE LATA Obsada aktorska (Marszałek),
2000 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (docent Dariusz Depczyk, ordynator Oddziału Wewnętrznego, później p.o. dyrektora szpitala),
2000 SUKCES (2000) Obsada aktorska (przedsiębiorca),
2001 CASUS BELLI Obsada aktorska,
2001 MIODOWE LATA Obsada aktorska (Jan Marszałek, dyrektor Krawczyka),
2001 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (docent Dariusz Depczyk, ordynator Oddziału Wewnętrznego, później główny specjalista ds. lecznictwa szpitalnego Mazowieckiej Kasy Chorych; w odcinku 53 nie występuje w czołówce),
2001 RAPORT Obsada aktorska (prezes telewizji),
2002 LOKATORZY Obsada aktorska,
2002 MIODOWE LATA Obsada aktorska (Jan Marszałek, dyrektor Krawczyka; w odcinku 128 nie występuje w czołówce),
2002 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (docent Dariusz Depczyk, specjalista ds. lecznictwa szpitalnego Mazowieckiej Kasy Chorych),
2003 MIODOWE LATA Obsada aktorska (Jan Marszałek, dyrektor Krawczyka),
2003 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (docent Dariusz Depczyk, specjalista ds. lecznictwa szpitalnego Mazowieckiej Kasy Chorych),
2004 CAŁKIEM NOWE LATA MIODOWE Obsada aktorska (prezes Jan Marszałek),
2004 KRYMINALNI Obsada aktorska (mecenas Hubert Wygański, były kochanek Anny Szennert),
2004 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (docent Dariusz Depczyk, ojciec Macieja),
2005 NA DOBRE I NA ZŁE Obsada aktorska (docent Dariusz Depczyk, ojciec Macieja),
2006 SUMMER LOVE Obsada aktorska (burmistrz),
Czułe miejsca:
Zabij mnie, glino:
Bajland:
Na dobre i na złe:
Całkiem nowe lata miodowe:
Fakt..
Doroty Segdy już nie zobaczymy w ndinz.
Serial skończył się dla niej,gdy scenarzyści postanowili wysłać ją i jej męża za granicę.
Segda zrezygnowała z ndinz,gdy dostała propozycję zagrania w "Klinice...". Niestety serial,który zapowiadał się na następcę "Pensjonatu...",po 16 odc. skończył się na dobre zniknął z Polsatu.
Tymczasem w LG pojawiły się nowe osoby i dla granej przez Segdę Agaty Kwiecińskiej nie ma już miejsca.
A doskonałej aktorce,która tak bardzo straciła przez nierozsądny wybór serialu,pozostaje na razie granie w teatrze..
a gdyby tak scenarzyści skończyli z wymyślaniem nowych, wątpliwej jakości bohaterów i przywrócili starych,których lubimy...
Czyli SEGDA sama sobie zaszkodziła rezygnujac z ndinz, a teraz zeby ja zatrudnić musieliby pozbyć sie MEG.
no ale wcześniej pisali, że scenarzyści nie mieli już dla niej wątku
beznadzieja
Czyli SEGDA sama sobie zaszkodziła rezygnujac z ndinz, a teraz zeby ja zatrudnić musieliby pozbyć sie MEG.
Jakby pokombinowali to znalazłoby się miejsce i dla Agaty i dla Meg...Ale po co Skoro można sobie uprościć życie i stworzyć milion nowych postaci
Marek Barbasiewicz w "Kryminalnych"
Ważne małe rzeczy. O "segdowatości", piciu wina, poezji i niebezpiecznym uczuciu niepewności z Dorotą Segdą rozmawia Piotr Mucharski
ELLE Czy dopadł Panią kiedyś lęk, że życie jest gdzie indziej?
D.S. Czasem zadajemy sobie pytanie: czy to już tylko tyle? To było życie? Już nic więcej nie będzie? Nawet kiedy jesteśmy szczęśliwi i nic złego się nie dzieje - takie poczucie może nas dopaść. To niebezpieczny moment, bo chcielibyśmy przecież nowych doznań i wrażeń. I jeszcze, i jeszcze...
ELLE Czym jest autentyczność?
D.S. Chciałabym wiedzieć. Tyle na nią zastawiono pułapek. Na przykład fryzjer chce nam udowodnić, że mamy złą fryzurę, bo inną niż wszyscy. I z pięknych długich blond włosów robimy postrzępione pazury. Też to przerabiałam...
ELLE Uszczęśliwiało?
D.S. Nie. Szybko to zrozumiałam. Trudne są jednak te momenty, gdy odkrywamy w sobie jakąś dziwną pustkę i zaczynamy szukać sposobów, by sobie życie uatrakcyjnić. Możemy wtedy naszą autentyczność zgubić. Czyli zgubić siebie. Z autentycznością mam kłopot. Sama często po wakacjach drę jakieś zdjęcia, bo się sobie na nich nie podobam. A przecież są one autentyczne. ELLE To nie grzech, że chcemy być inni. Problem, kiedy chcemy być tacy jak inni.
D.S. Nie widzę niczego złego w naśladowaniu dobrych wzorów. Dobrze jest mieć autorytety, chcieć je naśladować.
ELLE I pomyślała Pani o kimś: chcę być taka!
D.S. Zdarza mi się. Jednak nie przyszło mi do głowy, by po zobaczeniu modelowej piękności zastanawiać się nad swoją urodą. Kiedy zobaczę na ekranie kobietę z prostym nosem, nie myślę, żeby zmieniać swój, bo go nienawidzę.
ELLE Szuka Pani wrażeń, żeby "podkręcić" swoje życie?
D.S. Musimy szukać wrażeń, bo inaczej uśniemy. Ale ważne są rzeczy małe. Lubię z codzienności robić święto. Można zapalić świece, ale najważniejsze jest nasze nastawienie. Często żyjemy przez zaniechanie. Niby się wszystko odbywa i toczy, ale byle jak - żyjemy, tracąc życie. Jasne, że życie to nie tylko święto i poezja, ale trzeba dać im szansę. Przyjaźń jest wspaniałą okazją do świętowania. Kiedy jesteśmy bardzo młodzi, traktujemy ją jak rzecz naturalną, ale potem musimy nauczyć się o nią dbać i ją pielęgnować.
ELLE A moda? Nie wiem, jak się ma do autentyczności.
D.S. Lubię być ładnie ubrana i cieszę się, jak sobie coś ładnego kupię. Ale ktoś pyta: gdzie się pani ubiera? Odpowiadam: tam, gdzie zobaczę coś ładnego.
ELLE Ubiór bywa zastępczą tożsamością, symbolem statusu.
D.S. Dziwne jest to, że zachwycamy się kimś ubranym, jak dyktuje moda. Oryginalnie, czyli tak jak wszyscy. Ktoś powiedział o jakiś ciuchach: "Fajne! Takie segdowate". Nie wiem, jaka jest definicja "segdowatości", ale miło, że dla kogoś coś znaczy. Trzeba uwierzyć, że mamy w sobie coś oryginalnego, nawet tego nie wymyślając. To jest autentyczne.
ELLE 3/2006
Myślicie, że Zawadzki i Segda jeszcze wrócą do serialu(ja bym chciał)?
Nie chodzi mi o to co pisze prasa. chciałbym poznać Wasze zdanie na ten temat. Mnie się wydaje, że wraz z upływem czasu, szanse na to są coraz mniejsze..
Ja SEGDE bardzo lubiłam i nie miałabym nic przeciwko gdyby wróciła.
Myślicie, że Zawadzki i Segda jeszcze wrócą do serialu(ja bym chciał)?
Nie chodzi mi o to co pisze prasa. chciałbym poznać Wasze zdanie na ten temat. Mnie się wydaje, że wraz z upływem czasu, szanse na to są coraz mniejsze..
Ja tez bym bardzo chciala zeby wrocili, bardzo ich lubilam.Ale niestety masz racje wraz z uplywem czasu ,szanse na ich powrot sa naprawde coraz mniejsze. No chyba ze scenarzysci nas pewnego dnia mile zaskocza , bardzo bym tego chciala
O! Jakie wielkie wyszło
wielkie, ale ładne
A dla mnie to obojętne czy wrócą czy nie
pewnie nie wrócą, bo jest już nowa dyrektor szpitala, ale ja ich lubiłam
Cichy powrót teatru aluzji
Roman Pawłowski 05-04-2006
Kilkanaście lat po zniesieniu cenzury do teatru powróciła polityczna aluzja. Publiczność dopatruje się polityki nawet tam, gdzie jej nie ma.
Na scenie ustawiają się rzędem półnadzy aktorzy. Jeden z nich za pomocą lekarskiej igły przypina do gołej piersi kawałek płótna z wizerunkiem żółtej kaczki. Pozostali jak na komendę spinają sobie usta za pomocą klamerek w kacze dzióbki. I przy wtórze bębnów oddają wiernopoddańcze hołdy udekorowanemu przywódcy.
Gdyby zamienić kaczkę na sierp i młot, mielibyśmy typowe przedstawienie polityczne z czasów PRL-u, jedno z tych, jakie powstawały w studenckich teatrach i kabaretach w latach 70. i 80. Jednak spektakl Teatru Wiczy z Torunia, z którego pochodzi scena z kaczkami, nie powstał w czasach komunistycznych. Premiera odbyła się w listopadzie ubiegłego roku, kilka tygodni po ostatnich wyborach, które wygrała partia braci Kaczyńskich.
Obywatel Wałęsa
Oficjalnie "Cesarz" Teatru Wiczy to przedstawienie nawiązujące do słynnej książki reporterskiej Ryszarda Kapuścińskiego o cesarzu Etiopii Hajle Sellasje. Jednak publiczność nie ma cienia wątpliwości, że chodzi tu nie o etiopskiego satrapę, ale o rodzimych przywódców z drobiem w nazwisku.
Jeszcze rok temu spektakl oparty na mruganiu okiem do publiczności byłby nie do pomyślenia. Aluzja, która była obowiązującym kodem w teatrze okresu komunistycznego, po zniesieniu cenzury straciła rację bytu. To, co poprzednio ukrywano między wierszami, po 1989 r. można było powiedzieć wprost.
Najpierw teatr stracił zainteresowanie tematyką polityczną, a gdy na początku nowego wieku do niej powrócił, mówił zupełnie nowym językiem. Jak w sztuce Macieja Kowalewskiego "Obywatel M." wystawionej w 2003 r. w Legnicy, inspirowanej biografią Leszka Millera, urzędującego wówczas premiera i szefa SLD. Czy w dramacie Pawła Demirskiego "Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" opartym na wspomnieniach przywódcy "Solidarności". W obu przypadkach mówiono wprost, kto jest bohaterem przedstawień, w obu przypadkach na premiery zaproszono pierwowzory. Wałęsa przybył osobiście, Miller przysłał w zastępstwie jednego z ministrów. Obaj nie byli specjalnie zadowoleni z tego, że teatr tak otwarcie i krytycznie opowiada o ich biografii. Ale taka jest cena demokracji.
Publiczność wie swoje
Dzisiaj teatr wraca do języka z poprzedniej epoki, opartego na aluzjach, półsłowkach i parabolach. Co ciekawe, doraźne, polityczne znaczenie poszczególnym spektaklom narzuca sama publiczność. Tak jest w przypadku najnowszej inscenizacji "Tartuffe'a" w Teatrze Narodowym. Reżyser Jacques Lassalle nie umieścił w niej żadnych odniesień do współczesnej Polski, przeciwnie, na każdym kroku podkreśla, iż rzecz dzieje się w XVII-wiecznej Francji. Aktorzy noszą peruki, buty z klamerkami, surduty i kapelusze o średnicy bocianiego gniazda, w konwencjonalny sposób siadają i kłaniają się. Publiczność jednak wie swoje i wyławia z historii o religijnym szalbierzu, który omotał rodzinę Orgona, całkiem aktualne znaczenia.
Po słynnych "Dziadach" w reżyserii Kazimierza Dejmka, które wywołały Marzec '68, pozostały raporty odnotowujące wszystkie kwestie nagradzane oklaskami. To cytaty związane z władzą i Rosją: "Otóż jacy stoją na narodu czele", "Jeśli kto władzę cierpi, nie mów, że jej słucha", "Oni wyszukują przyczyny, by uniwersytety znieść", "Jak z Moskwy w Polskę nasyłają samych łajdaków stek".
Można by sporządzić spis kwestii, które wywołują żywe reakcje na spektaklach "Tartuffe'a" w Narodowym. Oto przykład: w jednej ze scen syn Orgona Damis odgraża się, że zabije Tartuffe'a. Przyjaciel domu Kleant (Jacek Mikołajczak) uspokaja krewkiego młodzieńca: "Zapanuj, proszę cię, nad emocjami, / Bo w naszych czasach, pod tymi rządami / Gwałtem się żadnych spraw nie rozwiązuje". Publiczność nagradza go rzęsistymi brawami.
Żywe reakcje wywołuje także następna kwestia Kleanta o przebiegłości Tartuffe'a: "Za mniejsze rzeczy intryga sądowa / W niezłą kabałę potrafi wpakować" - jakby nie chodziło o intrygi sądowe w XVII-wiecznym Paryżu, ale o któregoś ze współczesnych pieniaczy, na przykład o ministra Wassermanna i jego słynną wannę. Prawdziwy festiwal braw, śmiechów i komentarzy wywołuje finał przedstawienia, w którym wysłany przez króla Oficer (Marek Barbasiewicz) każe uwolnić Orgona i aresztować oszusta Tartuffe'a. Reżyser umieścił aktora w loży, w której często na premierach zasiadają przedstawiciele rządu. Stąd padają m.in. słowa: "Mamy monarchę! On tępi krętaczy; / On czyta w sercach, gdy wzrokiem nas mierzy; / Jego nie zwiodą knowania szalbierzy". Widzowie śmieją się i klaszczą, bo ta pochwała prawa i sprawiedliwości brzmi ironicznie - na scenie Orgon (Jerzy Radziwiłowicz) czeka jak zbity pies na wyrok, zdany na łaskę i niełaskę władcy.
Inteligencja wysiaduje kacze jaja
Atmosfera jest dziś tak naładowana politycznym napięciem, że nawet przedstawienia sprzed wyborczego zwycięstwa prawicy nabierają nowych znaczeń. Tak jest z "Samobójcą" Nikołaja Erdmana, którego wystawiła w Teatrze Współczesnym w Szczecinie Anna Augustynowicz. Satyra na Rosję sowiecką z lat 30. odbierana jest jako rzecz o aktualnej sytuacji politycznej w Polsce. Żywe reakcje wywołuje zwłaszcza monolog Aristarcha Grand-Skubika o inteligencji, którą autor przyrównuje do kur wysiadujących kacze jaja. Kaczuszki z kolei oznaczają u Erdmana proletariat. Grający Aristarcha Wiesław Cichy śpiewa ten monolog w konwencji pieśni z Piwnicy pod Baranami.
- Na premierze w lutym ubiegłego roku publiczność nie reagowała na treść, ale na śpiewaną formę. Wszystko zmieniło się po wyborach. Dzisiaj, kiedy śpiewam: "Wiele lat przesiedziała inteligencja na proletariacie, a proletariat ją wsadził do więzienia", ludzie umierają ze śmiechu - opowiada aktor.
Cichy przyznaje, że nie przepada za braćmi Kaczyńskimi, ale jego intencją nie było nadawanie monologowi aktualnych skojarzeń.
- Widocznie to jakoś podświadomie wylazło.
Z siebie się śmiejecie
Wybitny krytyk teatralny Konstanty Puzyna twierdził przed laty w tekście "Kilka słów o teatrze politycznym", że widz chce reagować politycznie w teatrze, "kiedy ma poczucie ważności swojej reakcji, kiedy czuje, że jako członek społeczeństwa ma w tym społeczeństwie coś do powiedzenia". Puzyna pisał te słowa pod koniec 1968 r., w momencie gdy wolność polityczna była brutalnie tłumiona.
Czy dzisiaj, w warunkach wolności słowa, aluzyjny teatr ma sens?
- Cieszą mnie te reakcje, widać, że teatr jest sztuką żywą. Ludzie natychmiast łapią, o co chodzi, a że odczytują spektakl w sposób przez nas niezamierzony, świadczy to tylko o ich inteligencji - mówi Wiesław Cichy.
Aluzyjny odbiór ma jednak dwa końce. Ożywia przedstawienie, ale redukuje jego sens. Publiczność ma satysfakcję, że dostrzegła ukrytą rzekomo krytykę, ale nie bierze jej do siebie. Śmieje się z władzy, zamiast śmiać się z siebie.
Czy nie lepiej mówić otwartym tekstem? Tak robi Przemysław Wojcieszek w najnowszej sztuce "Darkroom" wystawionej w Teatrze Polonia. Rzecz dzieje się w Warszawie po jesiennych wyborach, jeden z bohaterów opowiada publiczności, że poszedł do głosowania pijany i nad urną urwał mu się film. - Przez takich jak ja przegraliśmy - mówi.
Ten teatr robiony jest z myślą o widzu zamiast o nieistniejącym cenzorze. Czy to nie jest lepsza metoda niż puszczanie oka?
Wiadomości
Mirosław Baka i Dorota Segda w niezależnej produkcji
(PAP, Daga/12 kwietnia 2006 16:19)
We Wrocławiu rozpoczęły się zdjęcia do najnowszego filmu Piotra Matwiejczyka pt. "Wstyd".
W filmie wystąpi m.in. Dorota Segda
- Oprócz świetnej obsady, m.in. Doroty Segdy, Arturta Barcisia i Mirosława Baki, dużym atutem produkcji jest odważny, kontrowersyjny scenariusz autorstwa Matwiejczyka - powiedziała PAP kierowniczka produkcji, Anna Pupin.
"Wstyd" rozpoczyna scena gwałtu na 14-letniej dziewczynce. Pupin utrzymuje, że w dalszej części pokazane są bardzo skomplikowane relacje psychologiczne, fizyczne i erotyczne dziewczynki z trzema mężczyznami z jej najbliższego otoczenia: ojcem (Arturem Barcisiem), nauczycielem muzyki (Marcinem Dorocińskim) i lekarzem (Mirosławem Baką) - znajomym matki (Doroty Segdy).
- Achronologiczna fabuła, retrospekcje, erotyczne niedopowiedzenia i wielokropki nie tylko do samego końca będą trzymać w napięciu, ale ukażą też zawiłości psychiki wszystkich bohaterów filmu. Problem gwałtu na młodej dziewczynie zostanie pokazany z dokładnym, brutalnym, odwzorowaniem rzeczywistości i związanych z tym konsekwencji" - zaznaczyła Pupin.
- Mam nadzieję, że "Wstyd" uzmysłowi ludziom, że czasem za zamkniętymi drzwiami dzieje się coś złego i że pokaże, co dzieje się w głowach dzieci, które w najtrudniejszych momentach pozostawione są same sobie - powiedział Matwiejczyk.
W filmie rolę dziewczynki, Asi, reżyser powierzył debiutantce Natalii Durczok. Według Pupin, każda z postaci ma swój własny świat, swoją historię, swoją tajemnicę i każda boryka się z problemem, z którym nie może sobie poradzić.
- Widz, poprzez obserwację skomplikowanych, destrukcyjnych, nie wolnych od przemocy seksualnej i fizycznej, związków bohaterów składa w całość poszczególne części historii i życiorysów - mówiła kierowniczka produkcji.
Autorem scenariusza i reżyserem filmu jest Piotr Matwiejczyk, znany głównie jako reżyser i producent kina niezależnego, którym zajmuje się od 1992 r. Jest laureatem wielu nagród, w tym m.in. nagrody za film niezależny na 30. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych Gdyni. Film produkowany jest przez Sting Communication - firmę Cezarego Pazury i Weroniki Marczuk-Pazury.
Fotki z serialu ,,wstyd,,
27 kwietnia 2006
Jestem okropnie zadowolony! Piotr Matwiejczyk zakończył zdjęcia do "Wstydu"
Elegancko urządzone mieszkanie na ostatnim piętrze nowego bloku na obrzeżach Wrocławia. Za oknem jest bajecznie ciepło, w środku przyjemnie chłodno. To właśnie tutaj trwa ostatni dzień zdjęć do "Wstydu", najnowszego filmu Piotra Matwiejczyka.
Niewielka ekipa filmowa to po części dobrzy znajomi dlatego atmosfera, która tutaj panuje niesie ze sobą dużo luzu. Kiedy się pojawiam, Matwiejczyk właśnie udziela wywiadu lokalnej telewizji. Reszta krząta się po dwóch pokojach i kuchni, a Mirosław Baka i Dorota Segda, grający tutaj małżeństwo, siedząc na czerwonej kanapie, ćwiczą tekst do następnej sceny. Kiedy wraca reżyser, razem uzgadniają, czy aby na pewno wszystkie zawarte w scenariuszu dialogi będą w filmie niezbędne. Jeszcze kilka ustaleń i rozpoczyna się próba sceny, w której Segda leży skulona na łóżku, a Baka z obojętnym wzrokiem wychodzi z mieszkania trzaskając drzwiami. Reżyser udziela wskazówek - W tej scenie muszę zobaczyć, że wasze małżeństwo już całkiem wygasło. Próba się powiodła. Właśnie tak to zagramy. Akcja... i wszystko gra, jeszcze tylko "techniczny dubelek". Teraz należy dokręcić zbliżenia i już koniec sceny.
Przy kolejnej scenie aktorzy i ekipa są już bardzo zmęczeni i proszą, aby jak najszybciej kończyć. Dobry humor nadal nikogo jednak nie opuszcza. Szybkie ustalenie: Baka proponuje swoje rozwiązania, Segda się przebiera. Teraz będzie scena nocnej kłótni, okna w sypialni zostają zasłonięte. Matwiejczyk przegląda scenariusz, trwają rozmowy o szczegółach technicznych i emocjonalnym wydźwięku sceny. Przebieranie pani Doroty trochę się przedłuża, wszyscy są już nieco zniecierpliwieni, ale wciąż żartują. Choćby na temat sposobu rzucania wazonem... Wreszcie wszystko gotowe. Rozpoczyna się kolejna próba. Segda jeszcze na bieżąco przypomina sobie tekst. To będzie bardzo trudna scena o wielkim napięciu emocjonalnym. Mąż wraca z pracy do domu i od razu zaczyna się rozmowa, w której żona wyrzuca z ciebie najcięższe żale. Aktorzy proszą, aby nie robić teraz zdjęć, bo akcja wymaga zbyt dużego skupienia. Ona krzyczy - Czemu tak nienawidzisz życia?! Ty tylko je kończysz! Zostaje zignorowana, dochodzi do rękoczynu... Tutaj, w przeciwieństwie do sceny poprzedniej, skrywane uczucia, emocje, wzajemne pretensje i tajemnice wychodzą na jaw. Segda sugeruje, że scena jest bardzo zawiła, ale Matwiejczyk wyjaśnia, że właśnie o taki brak logiki w postępowaniu zdesperowanych postaci tutaj chodziło. W końcu aktorzy proszą o wyproszenie dziennikarzy, aby sami mogli się lepiej skoncentrować. Dzisiaj wieczorem będzie jeszcze kręcona scena w szpitalu i na tym zakończą się zdjęcia. Nam pozostaje czekać na gotowy film.
Po zakończeniu pracy Piotr Matwiejczyk zgodził się na krótką rozmowę.
Katarzyna Matz: Zdjęcia dobiegają już końca, dziś jest ostatni dzień. Jak oceniasz przebieg pracy? Jesteś zadowolony ze współpracy z ekipą?
Piotr Matwiejczyk: Jestem okropnie zadowolony! Po pierwsze dlatego, że zdjęcia dobiegają końca. Po drugie dlatego, iż efekt, który osiągnęliśmy jest dużo lepszy niż to, czego się spodziewałem. To było 11 naprawdę bardzo trudnych dni zdjęciowych, sypialiśmy po kilka godzin i z tego zmęczenia atmosfera na planie stawała się coraz bardziej nerwowa, więc cieszę się, że to już koniec i że udało nam się do niego dotrwać.
11 dni to w sumie bardzo krótki czas na robienie filmu...
Tak, szczególnie na 88 scen. To chyba rekord świata. Ale dajemy radę.
Skąd u Ciebie pomysł na taką traumatyczną historię? Większość twoich wcześniejszych filmów to przecież komedie i parodie...
Tak, moje wcześniejsze filmy były parodiami, ale już od czasu "Homo Fathera", który porusza problem homoadopcji w Polsce, po "Beautiful", który opowiada o sprzedaży nienarodzonego dziecka, zaczęły mnie pociągać właśnie takie traumatyczne, dziejące się w ukryciu, czasem tuż za naszymi drzwiami, historie. Postanowiłem więc sklecić to w taką jedną, zagmatwaną historię jaką jest "Wstyd"
Czy można więc tu mówić o jakiejś stałej zmianie charakteru, stylu twojej twórczości filmowej?
Raczej nie. Nie zarzekam się, że będę teraz robił już tylko takie ciężkie dramaty i nigdy już nie wrócę do komedii. Ostatnio na przykład dostałem propozycję robienia drugiej części serialu "Pitbull", mam też w planach parodię westernu: pierwszy polski western bez konia, pod tytułem "Gdzie są konie?". Będę po prostu robił takie historie, które mnie zainteresują. Cały czas mam naprawdę dużo przeróżnych scenariuszy, które tylko czekają na zielone światło w postaci jakiegoś, choćby drobnego, budżetu.
Pracujesz zarówno z aktorami profesjonalnymi jaki również z amatorami. Czym dla ciebie różni się taka praca? Czy z którejś z nich czerpiesz więcej przyjemności i satysfakcji?
Z profesjonalnymi aktorami pracuje się szybciej, bo mają już warsztat. Kiedy jednak pojawiają się na planie atmosfera musi być czasami "okiełznana". Nie można sobie pozwolić na niektóre żarty. Ale akurat z tą ekipą pracuje mi się bardzo dobrze. Natomiast z aktorami, którzy wychowali się na kinie niezależnym, czyli z moimi znajomymi, pracuje mi się szalenie sympatycznie. Z filmu na film stają się coraz lepsi i potem ciężko już nazywać ich amatorami.
Życzę powodzenie i dziękuję, że znalazłeś czas na rozmowę.
WSTYD Segdy i Baki
Wypadek samochodowy Dorocińskiego 27-04-2006
Zakończyły się zdjęcia do WSTYDU w reż. Piotra Matwiejczyka. Pod Wrocławiem uczestniczyliśmy w scenie wypadku samochodowego Marcina Dorocińskiego. W filmie występują też Dorota Segda, Mirosław Baka i Artur Barciś.
"Po otwierającej film scenie gwałtu 14-letniej Asi (Natalia Durczok) ukazane zostają wcześniejsze losy kilku bohaterów. Z każdym z nich coś ją łączy i prawie każdy mógłby być gwałcicielem. Asia żyje z ojcem (Artur Barciś) pogrążonym po śmierci żony w depresji. Na życzenie ojca dziewczynka zapisuje się na lekcje gry na skrzypcach, ale od samego początku relacje między nią a nauczycielem (Marcin Dorociński) zaczynają coraz bardziej wychodzić poza tradycyjne relacje pedagoga i uczennicy. Asia poznaje też Tomasza (Mirosław Baka), dawnego przyjaciela jej matki, ginekologa, który „po godzinach” wykonuje zabiegi aborcyjne. Jego żona, Danusia (Dorota Segda), po poronieniu, bezskutecznie próbuje zajść w ciążę.
Każdy z bohaterów ma swoją historię i swój wstyd. Przenikanie się wątków i zaburzona chronologia wydarzeń wymusza ciągłą uwagę odbiorcy, który musi poskładać sobie wszystkie fakty w całość i skonfrontować je z niespodziewanym zakończeniem."
Produkcja Sting Communication & Muflon Pictures.
Napad na aktora
Szj 01-05-2006 , ostatnia aktualizacja 02-05-2006 11:07
Krzysztof Zawadzki, aktor Teatru Słowackiego i popularny Maciej Depczyk z serialu "Na dobre i na złe", został dotkliwie pobity. W sobotę nad ranem trzech bandytów napadło go, gdy wracał z bankietu po premierze "Kordiana".
Jeszcze w piątek wieczorem Krzysztof Zawadzki był oklaskiwany po premierowym spektaklu "Kordiana" w reżyserii Janusza Wiśniewskiego, w którym grał rolę cara. Gdy nad ranem Zawadzki wracał z popremierowego bankietu do domu w centrum miasta, kilkaset metrów od wejścia do kamienicy zaczepiło go trzech nieznanych mężczyzn. Napastnicy zażądali telefonu komórkowego. Aktor nie był skory do rozstawania się ze swoją komórką, doszło do szamotaniny. W pewnym momencie trafiony pięścią w twarz upadł na ziemię, a bandyci uciekli ze zrabowanym telefonem. Krzysztof Zawadzki wylądował w szpitalu ze złamaną szczęką. - Mąż jest w dobrym stanie, ma już za sobą udaną operację szczęki - usłyszeliśmy od żony aktora. - Ale do pełnej formy wróci najwcześniej za kilka tygodni.
Do tego czasu przedstawienia "Kordiana" zostały odwołane.
Kurde, kurde, kurde! Co za bandyci :[
Mam nadzieję, że pan Krzysztof szybko dojdzie do pełnej formy i gorąco mu tego życzę
Ja oczywiście też. Aż strach z domu wychodzić skoro nawet znane osoby atakują
szkoda ze nie ma Agaty juz
Aktorzy na obrazach... Rembrandta
W dniach 19 maja - 25 czerwca w Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie będzie można zobaczyć oryginalną wystawę: "Pejzaż z portretami". Z okazji 400-lecia urodzin Rembrandta van Rijn, goście muzeum będą mogli podziwiać obraz Rembrandta ”Pejzaż z miłosiernym samarytaninem” z 1638 roku oraz około 20 zdjęć - interpretacji najpopularniejszych portretów malarza. Fotografie znanych krakowskich aktorów zostały wkomponowane w reprodukcje dzieł malarza i spreparowane tak, że do złudzenia przypominają XVII-wieczne dzieła. Do zdjęć pozowali m.in. Anna Dymna, Dorota Segda, Anna Polony, Jan Frycz i Jerzy Stuhr. Wszystkie fotografie są autorstwa Michała Pasicha.
Dorota Segda i Porsche rocznik 2002
Wirtualna Polska
We wtorek 6 czerwca w warszawskim Studio Sun odbyło się spotkanie z autorami polskiej wersji językowej nowej produkcji Pijara, która nosi tytuł Auta. Wśród gości zasiadła trójka aktorów obdarzających auta swoimi głosami: Dorota Seida (Sally), Piotr Adamczyk (Zygzak McQueen), Daniel Olbrychski (Wójt Hudson) oraz Witold Pyrkosz (Złomek). Nie zabrakło oczywiście reżysera polskiego dubbingu – Waldemara Modestowicza („Iniemamocni”) i twórcy dialogów – Jana Wecsile („Dżungla”).
Ponieważ Auta opowiadają o świecie samochodów, aktorzy postanowili ujawnić swoje związki z motoryzacją. Zaczęła Dorota Segda:
- Moja bohaterka - Sally to Porsche rocznik 2002, świetny samochód i bardzo sympatyczna, inteligentna postać. Natomiast moje prywatne przygody motoryzacyjne odrobinę odbiegają od tego, co prezentuje na drodze Sally. Właśnie wczoraj miałam stłuczkę… Dziś w taksówce pierwsza rzecz, jaką zrobiłam to zapięcie pasów - zdradziła aktorka.
ZOBACZ TE SZYBKIE 'AUTA'
W GALERII ZDJĘĆ
Z kolei Daniel Olbrychski potwierdził, że do swojej roli pasuje jak ulał. Jego bohater - Wójt Hudson, to bardzo doświadczony wóz rajdowy, który ma w zanadrzu wiele niespodzianek. Aktor opowiadał:
W roli zainteresowały mnie przede wszystkim dwie rzeczy. Po pierwsze, w oryginale Hudson mówił głosem Paula Newmana, co samo w sobie jest wielkim wyzwaniem. Druga sprawa, to moja wielka namiętność do aut. Wiele lat temu zrobiłem nawet licencję rajdową – wspominał aktor.
- Teraz mój serdeczny przyjaciel Krzysztof Hołowczyc namawia mnie na powrót do tej pasji. Wszystko wskazuje na to, że po roli w „Autach” podejmę wyzwanie i wkrótce wystartuję w rajdzie samochodowym!
Uczestnicy spotkania zgodnie stwierdzili:
- „Auta” będą kolejnym wielkim sukcesem studia Pixar. To nie jest film wyłącznie dla miłośników samochodów, dla małych i dużych chłopców. Nasi bohaterowie pod maskami mają wielkie serca i muszą podejmować prawdziwie ludzkie, trudne decyzje – mówili twórcy.
Głównym bohaterem Aut jest Zygzak McQueen – młody i ambitny samochód wyścigowy, który zamierza wystartować w prestiżowym wyścigu o Mistrzostwo Złotego Tłoka.
Niespodziewanie zbacza ze słynnej trasy 66 i trafia do małego miasteczka - Chłodnica Górska. Początkowo niechętnie poznaje jego prowincjonalnych mieszkańców, by szybko przekonać się, że tam właśnie dowie się, co to prawdziwe życie, prawdziwa przyjaźń, a może i prawdziwa miłość…
[/b]
Twórcy filmów Gdzie jest Nemo i Iniemamocni z wytwórni Disney i Pixar przygotowali nową produkcję rysunkową. Na początku czerwca na ekranach kin
Pyrkosz Złomek i szybki Adamczyk 09-06-2006
Witold Pyrkosz został starą, zardzewiałą ciężarówką - Złomkiem. Piotr Adamczyk to diabelnie narwany młodziak - wyścigówka Zygzak McQueen. Daniel Olbrychski to również wyścigówka, tyle, że starsza i o tajemniczej przeszłości. Dorota Segda wcieliła się w Sally - Porsche 911, a Jerzy Kryszak został kultowym, hippisowskim volkswagenem Ogórkiem.
W warszawskim Sun Studio aktorzy podkładają głos pod najnowszą produkcję studia walta Disneya - AUTA. Film na ekranach polskich kin pojawi się 23 czerwca.
W polskiej wersji językowej usłyszymy też Stanisławę Celińską, Damiana Damięckiego, Artura Barcisia, Krzysztofa Kowalewskiego, Roberta Rozmusa, Ewę Wiśniewską, Adama Ferencego, Piotra Gąsowskiego, Włodzimierza Pressa i Włodzimierza Zientarskiego.
Zawsze pamięta, by zapinać pasy
Dorota Segda
W najnowszej produkcji Disneya i Pixara "Auta" wystrzałowej Sally użyczyła głosu Dorota Segda (40 l.).
- Sally to porsche rocznik 2002. Świetne autko i superbohaterka - wyjaśnia aktorka. W filmie Sally jest niezawodna i roztropna. Segda przyznaje, że chciałaby być taka na drodze. - Właśnie niedawno miałam stłuczkę. Na szczęście nic mi się nie stało. Dlatego apeluję do wszystkich kierowców i pasażerów - zapinajcie pasy. Wtedy będziecie bezpieczni na drodze.
Popieramy!
autor: King
za.se
Adriatyk - tak, Leśna Góra - nie!
Dorota Segda
Znana z serialu "Na dobre i na złe" Dorota Segda (40 l.) początek wakacji spędziła na planie nowego filmu "Futro".
Aktorka na urlop wybiera się dopiero po wakacjach. - Będę odpoczywała nad Adriatykiem. Nie zamierzam jednak tylko leniuchować na plaży. Uwielbiam pływać i na pewno dużo czasu spędzę w wodzie, dlatego wyjeżdżam właśnie tam - zdradziła nam aktorka. Niestety, wszystko wskazuje na to, że aktorki nie zobaczymy więcej w szpitalu w Leśnej Górze. - W sercu i w duszy już pożegnałam się z serialem i tym etapem w swoim życiu - mówi pani Dorota. Będziemy za panią tęsknić!
autor: kaz
za.se.
Szkoda
Reklama rozmów w toku
Dorota Segda
Zagrała wielkie role w Starym Teatrze i w kilku świetnych filmach.
Dostała najważniejsze aktorskie nagrody.
Jest z mężczyzną, na którego czekała wiele lat. Chce dać coś innym. Dwa lata temu wspierała przyjaciółkę chorą na nowotwór. Zrozumiała,
jak ważne jest, by w takiej chwili nie być samą. Teraz włączyła się do akcji profilaktycznej "Cztery pory roku dla zdrowia". Pozwoliła sfilmować swoją pierwszą mammografię. Mówi, że jeśli kobiety pójdą za jej przykładem i choć jedną to uratuje, będzie to sukcesem jej życia.
Info z gazety ,, Twój Styl,,
Onet.pl (Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.)
Wygrzebane z jakiegoś forum...
POST MORTEM opowieść katyńska
Ze specjalnym udziałem:
Artykuł chyba z ubiegłego roku, ale warto poczytać:
Dorota Segda pomaga afrykańskim dzieciom.
Aktorka Dorota Segda („Faustyna”, „Na dobre i złe”) promuje „Adopcję Miłości” - fundusz edukacyjny dla najbiedniejszych dzieci z Afryki.
Na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku aktorka pracowała jako wolontariuszka w Malawi, jednym z najbiedniejszych krajów Afryki. Tam spotkała się m.in. z podopiecznymi funduszu „Adopcja Miłości”. Poprowadziła także warsztaty dla nauczycieli z regionu Nkhotakota [czyt. nkotakota], gdzie powstała nowa szkoła, wybudowana przez Salezjański Wolontariat Misyjny „Młodzi Światu” z Krakowa. - Zanim pojechałam do Malawi, byłam po prostu aktorką, która może zbierać pieniądze na słuszny cel. Teraz robię to z siłą wolontariusza! Mam wewnętrzne przekonanie, że to, co robię ma sens – powiedziała Dorota Segda w wywiadzie dla naszego portalu.
Aktorka, aby wyjechać do Afryki musiała odrzucić rolę w filmie, w którym chciała zagrać. Zdecydowała się jednak poświęcić swój czas na pomoc najmłodszym Afrykańczykom.
- Widziałam, w jakich warunkach żyją te dzieci. Niektóre z nich są szczęśliwe, gdy uda im się znaleźć tekturę, żeby przykryć się w nocy. Pojechałam do Malawi, żeby świadczyć, jak ważny jest program „Adopcja Miłości”. Pieniądze z tego funduszu idą na konkretne potrzeby najbiedniejszych dzieci: koce, buty, zeszyty. Tak niewiele potrzeba, żeby komuś pomóc – przekonuje artystka.
- W Malawi w jednej klasie uczy się ponad 150 dzieci. Nauczyciele nie mają ani środków, ani odpowiedniego przygotowania do prowadzenia zajęć. A to przecież jeden z najważniejszych zawodów świata! Ja pokazałam im nowe metody nauczania, zwłaszcza metodę dramy. Zaprezentowałam nauczycielom ćwiczenia, które mają w dzieciach wyostrzyć koncentrację, rozwinąć wyobraźnię, nauczyć pracy zespołowej, przełamać kompleksy i nieśmiałość – mówi aktorka, która na co dzień wykłada aktorstwo w krakowskiej szkole teatralnej. Na pytanie, jakie plany wiąże z działalnością charytatywną, Dorota Segda odpowiada:
- Mam misję, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o „Adopcji Miłości”. To jest również ważne dla naszego życia, bo pomagając innym, po prostu czujemy się lepsi.
Salezjański Wolontriat Misyjny „Młodzi Światu” prowadzi program pomocy dla dzieci z krajów rozwijających się w formie funduszu edukacjnego. Osoby, które chcą pomóc, co miesiąc wpłacają dowolną kwotę na rzecz grupy dzieci, a nie poszczególnego dziecka. Dzięki temu, żadne nie jest wyróżnione, co mogłoby dla niego grozić odrzuceniem czy zazdrością ze strony własnego środowiska. Program jest niemal pozbawiony zaplecza administracyjnego, np. w miejscowości Nkhotakota tylko dwie osoby obsługują ponad tysiąc dzieci.
(fot. mlodziswiatu.pl)