ďťż
RSS

Artur Barciś

Rap_fans


Artur Barciś



Absolwent Wydziału Aktorskiego łódzkiej PWSFTviT, którą ukończył w 1979 r. Przed kamerami zadebiutował w roku 1978 niewielka rólką w obrazie pt. "Do krwi ostatniej". Największą popularność zyskał w latach 80. wtedy też zagrał swoje najważniejsze role. Barciś jest aktorem warszawskich teatrów. W latach 1979 - 1981 występował w teatrze Na Targówku, w latach 1982- 1984 na deskach Teatru Narodowego a od 1984 r. jest związany z Teatrem Ateneum. Barciś to aktor wszechstronny. Tworzy doskonałe kreacje w dramatach, ale sprawdza się również w komediach czego dowodem jest jego rola w popularnym serialu "Miodowe lata".

reżyser:
2001: Kocham Klarę

aktorzy:
2006: Bezmiar sprawiedliwości jako Prokurator
2005: Ranczo jako Czerepach
2004: Całkiem nowe lata miodowe jako Tadeusz Norek
2003: Superprodukcja
2002: Jak to się robi z dziewczynami jako Krystian
2002: Kontroler jako Lech Kwiatkowski
2002: Tytus, Romek i A'Tomek wśród złodziei marzeń jako Oliviero (głos)
2002-2003: Psie serce jako Pies Bemol (głos)
2001: Córa Marnotrawna jako major Maciuś Cichy
2000: Sen o kanapce z żółtym serem
1999-2005: Na dobre i na złe jako Klaun Alfred Kwiatkowski
1999: Operacja Koza jako podsekretarz stanu
1998-2003: Miodowe lata jako Tadeusz Norek
1997: Kroniki domowe jako Stanisław
1997: Historie miłosne jako adwokat
1997: Gniew
1997: Słoneczny zegar jako (głos)
1996: Dzień wielkiej ryby
1995: Wrzeciono czasu jako Marek Grzebiela (głos)
1995: Wielki tydzień jako Zaleski
1995: Pułkownik Kwiatkowski jako Malec
1993: Plecak pełen przygód jako listonosz
1993: Żywot człowieka rozbrojonego
1993: Jacek jako Woźny
1993: Dwa księżyce jako Michał
1993: Pajęczarki
1993: Straszny sen dzidziusia Górkiewicza
1992: Aby do świtu jako Ichtiolog docent Nowacki, ankieter
1992: Kawalerskie życie na obczyźnie jako Stefan
1992: Szwadron jako ksiądz
1991: Ferdydurke
1991: Rozmowy kontrolowane
1991: Powodzenia, żołnierzyku (Bonne Chance Frenchie) jako Renkel
1990: Życie za życie. Maksymilian Kolbe jako brat Anzelm
1990: Kramarz jako pomocnik
1990: Europa, Europa
1990: Ucieczka z kina 'Wolność' jako kinooperator
1989: Ostatni prom jako Rysiek
1989: Szklany dom
1989: Urodzony po raz trzeci
1989: Virtuti
1989: Stan posiadania jako sąsiad
1989: Rififi po sześćdziesiątce
1988: Dekalog IX
1988: Dekalog VIII
1988: Dekalog VII
1988: Dekalog II
1988: Dekalog I jako człowiek siedzący nad lodem
1988: Dekalog IV
1988: Dekalog III jako konduktor
1988-1991: Pogranicze w ogniu jako Kasiarz "Kuna", uczestnik akcji "Wózek"
1988-1990: Mistrz i Małgorzata
1988: Dekalog VI
1988: Dekalog V jako robotnik
1988: Krótki film o miłości jako młody mężczyzna
1988: Bez grzechu jako naczelnik poczty
1987: Opowiadanie wariackie jako chory
1987: Krótki film o zabijaniu jako młody robotnik
1986: Zmiennicy
1986: Tulipan jako Zbyszek
1986: Kołysanka (Lullaby, A (aka Lullabye, The)) jako wachman
1986: Prywatne śledztwo
1985: Zaproszenie jako Janek
1985: Sam pośród swoich jako Pielarz
1984: Pan na Żuławach
1984: Siedem życzeń jako Władysław Luba
1984: Lato leśnych ludzi jako Motocyklista "Piwko"
1984: Bez końca jako Dariusz
1984: Przemytnicy jako Szczur
1984: Porcelana w składzie słonia jako Stefan
1983: Wierna rzeka jako powstaniec
1982: Znachor jako Wasylko
1982: Odlot jako Rafał Michalski
1981: Człowiek z żelaza jako student
1980-2000: Dom jako Kolega Leszka Talara
1980: Polonia Restituta jako uczeń
1978: Do krwi ostatniej jako ranny żołnierz w szpitalu

aktorzy (gościnnie):
2004-2006: Kryminalni jako Mierzwa
2002-2003: Kasia i Tomek jako Doktor Kinaszewski (głos)
1976-1987: 07 zgłoś się jako Aleksander Olczak, członek załogi wagonu pocztowego/Józef Kuźmak "Strażak", człowiek pana Emila

polski dubbing:
1999: Asterix i Obelix kontra Cezar (Astérix et Obélix contre César) jako Lucius Detritus
1987-1990: Kacze Opowieści (DuckTales)

niewymienieni w czołówce:
1988: Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest jako Chłop w stajni Hulanickich

Oficjalna strona http://www.barcis.pl/

I ode mnie
Aktor z samego szczytu podium... przez wielkie "A"


Uwielbiam Go!!!
Pamiętam wszystkie epizody z jego udziałem w 9 częściach "Dekalogu".
Pamiętam scenę ze "Znachora" jak zaczyna chodzić, i z "Tulipana" jak wbija gwóźdź w stopę podrywacza
I bardzo lubię jego rolę Tadzia Norka


Z żoną

lubie gościa, choć nie należy do najprzystojniejszych to zasługuje na szacunek

lubie gościa, choć nie należy do najprzystojniejszych to zasługuje na szacunek
A ja uważam, że jest całkiem przystojny


Bardzo fajny aktor. Lubię go. Wg mnie jedną z lepszych jego ról była rola w Znachorze - fantastycznie tam zagrał

******
Artur Barciś
Od 1984 roku aktor teatru Ateneum, Tadzio Norek z "Miodowych lat". Żona Beata, syn Franek, psy (dokładniej suki) Nesca i Inka oraz kot Pędzel.
Zajrzeliśmy do kuchni znanego aktora. Oto, co zobaczyliśmy i usłyszeliśmy.

Moje pierwsze danie
Mogła to być np. zalewajka. Ale było to tak dawno, że zupełnie nie pamiętam. Zacząłem gotować jeszcze w dzieciństwie, bo oboje rodzice pracowali i ktoś musiał to robić. Moi dwaj bracia nie bardzo się kwapili do kuchennych prac, a ja gotowałem bardzo chętnie. Największy sukces w kuchni Menu, które przygotowałem z okazji Komunii Świętej mojego syna Franka. Było sporo gości i bałem się, że nie dam rady każdemu dogodzić. Na szczęście wszystko się udało.

Wpadka kulinarna Zaprosiłem na obiad bardzo bliską mi osobę, na której opinii niezwykle mi zależało, i w sklepie pomyliłem polędwicę wołową z ligawą. Ligawa, jak wiadomo, jest dość twarda i jako polędwica jest mało "zjadliwa". Mój gość okazał się na szczęście bardzo wyrozumiały.

Najbardziej egzotyczne danie
Kurczak na chrupko po chińsku.

Jakie produkty muszę mieć zawsze pod ręką
Sól, pieprz, oliwę, mąkę, sos sojowy, ocet balsamiczny, świeżą bazylię, czosnek i wiele, wiele innych.

Co lubię zjeść, ale nie jestem w stanie tego zrobić samodzielnie Sushi. Podobno to nie jest takie trudne, ale wolę, jak mi to przygotuje fachowiec.

Ulubiony gadżet kuchenny
Najlepsza jest... moja głowa, w której powstają pomysły na różne potrawy. Jeśli dodać do tego moje spore doświadczenie w gotowaniu, zwykle wychodzi coś pysznego!

Ostatnie odkrycie
Będąc na Cyprze zjadłem po raz pierwszy rukolę - zasmakowała całej mojej rodzinie! Od tego czasu często gości na naszym stole. Ostatnio przyrządziłem z niej fantastyczną sałatkę z dodatkiem pomidorów i krewetek.

Marzenie kulinarne
Spotkać Roberta Makłowicza, którego bardzo cenię za kunszt gotowania, za fachowość tego, co robi i jak to przekazuje. Chętnie zjadłbym z nim kolację i pogadał nie tylko o gotowaniu.

Nigdy bym nie zjadł
Widziałem w telewizji, jak Hubert Urbański zjadł wielką, żywą larwę kokosową. Ja chyba nie dałbym rady.

Przepis, który polecam: Sałatka śledziowa


Artur Barciś

Artur Barciś reżyseruje w Teatrze im. Mickiewicza

Premiera. W Sylwestra Teatr im. Mickiewicza proponuje swojej publiczności premierę komedii "Ja się kocha w niższych sferach". Reżyseruje ją Artur Barciś - znany aktor teatralny, telewizyjny i filmowy

- Co zrobić, żeby ukryć romans ? - treść spektaklu referowała podczas konferencji prasowej Ewa Oleś, kierowniczka literacka teatru. - Nic prostszego, trzeba swoje późne powroty do domu tłumaczyć pomocą koledze z pracy, którego żona zdradza i nie rozumie... A najlepiej wyjawić, że tym zdradzonym jest wspólny znajomy... I wszystko układa się dobrze dopóty, dopóki zdradzana żona nie próbuje także pomóc "pokrzywdzonemu" znajomemu. To powoduje lawinę komicznych, dziwnych sytuacji... A próba zatarcia śladów romansu przez zdradzającego przyczynia się tylko do spiętrzenia absurdu.

Tadeusz Piersiak: Wszyscy w mieście wiedzą, że możemy uważać Pana za częstochowianina. Dlaczego?

Artur Barciś: Urodziłem się tutaj. Nie w samej Częstochowie, ale w Kokawie. Tam też najpierw mieszkaliśmy, a do szkoły chodziłem w Mykanowie. Później rodzice przeprowadzili się do Rędzin, gdzie spędziłem całe dzieciństwo i młodość. W pobliskich Rudnikach skończyłem liceum.

Miał Pan kontakty z częstochowską sceną?

- Oczywiście, pierwszy raz w życiu w teatrze byłem właśnie tutaj. Pamiętam, że zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. Do tego stopnia, że w dzieciństwie tak naprawdę podobały mi się tylko dwie rzeczy: kościół i teatr.

Na tych deskach stawał Pan też podobno jako finalista konkursu recytatorskiego?

- Kiedy byłem w liceum, reprezentowałem najpierw szkołę, potem powiat częstochowski w Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim, wreszcie województwo katowickie. Na koniec wygrałem OKR, zdobyłem tytuł Recytatora Roku i wszystkie możliwe nagrody. Oczywiście, reprezentowałem Częstochowę. I z tamtych czasów pamiętam dwóch ludzi, którzy mnie tutaj kształtowali, aktorów tego teatru: Łozińskiego - nauczył mnie podstaw i Łyczkowskiego - później miał na mnie spory wpływ. Dlatego też dzisiaj mojej pracy w tym teatrze towarzyszą ogromne emocje: sentyment, a równocześnie poczucie ogromnej odpowiedzialności - wiadomo, tutaj nie mogę sobie pozwolić na jakąś porażkę...

A kiedy miał Pan z Teatrem im. Mickiewicza swój ostatni profesjonalny kontakt?

- Podczas wystawienia tutaj mojego monodramu muzycznego "Gra, czyli musical na jednego aktora". Chyba z dziesięć lat temu.

Jeszcze za dyrekcji Marka Perepeczki mówiło się w kuluarach: Barciś będzie u nas reżyserować. A stało się to prawdą dopiero teraz. Dlaczego?

- Były takie, ale bardzo luźne propozycje. Nic konkretnego. Ja też nie miałem czasu. A nie zabiegałem, bo nigdy tego nie robię. Aż doszło do mojego spotkania z Markiem Ślosarskim podczas Kongresu Częstochowian. Zapytał, czy nie miałbym ochoty... Powiedziałem, że oczywiście, miałbym.

Pan zaproponował sztukę?

- Nie, to była sugestia dyrekcji. Przeczytałem, spodobała mi się, głównie z powodu konstrukcji dramatu. Symultaniczna akcja to pole do popisu dla reżysera, można się wtedy pobawić konwencją.

Jak układają się kontakty z aktorami?

- Klimat jest twórczy, aktorzy są zdyscyplinowani. Nie mam większych problemów i mam nadzieję, że tak będzie do samego końca. Problemy się pojawiają, kiedy reżyser zaczyna wymagać pewnych rzeczy. Na razie wiele elementów jeszcze nie wymagam, bo wszystko się dociera. A w takiej komedii, która jest pod względem technicznym jak taniec, wszystko trzeba wyćwiczyć, mamy na to mało czasu.

Bywało, że znany aktor, reżyserując w naszym teatrze, pojawiał się też jako aktor w spektaklu. Tym razem tak nie będzie.

- Nie, bo tu jest sześć dużych ról. Gdybym miał grać jedną z nich, nie byłbym w stanie reżyserować. To zbyt skomplikowane konstrukcyjnie. A poza tym raczej nie gram w spektaklach, które reżyseruję.

Ale dałby się Pan zaprosić do naszego teatru jako gościnnie występujący aktor?

- Wszystko jest kwestią przyszłości.

Rozmawiał Tadeusz Piersiak
Gazeta Wyborcza Częstochowa
29 grudnia 2005
Artur Barciś

Syn marnotrawny

Artur Barciś, na scenie od 1979 r., udowodnił, że potrafi stworzyć zarówno role dramatyczne, przejmujące, jak i komediowe. Od kiedy w telewizyjnych "Miodowych latach" wcielił się w Tadzia Norka, kojarzy się go głównie z tymi drugimi. Ale aktor stara się oderwać od wizerunku sympatycznego kanalarza. Ostatnio zagrał dramatyczną, drapieżną rolę w krótkometrażowym debiucie Petera Vogta. W Teatrze Ateneum najpierw asystował reżyserom, jak choćby Tadeuszowi Konwickiemu przy "J. B. i innych", teraz reżyseruje sam, wystawił m.in. "Trzy razy Piaf" i "Koftę".

"Miodowe lata" zniknęły z ekranu. Czy to znaczy, że rozstał się pan z sitcomem? Uśmiercił pan Tadzia Norka?

Zrobiłem to i zaraz pożałowałem. Podjęliśmy z Cezarym Żakiem decyzję, że kończymy z "Miodowymi latami". Byliśmy zmęczeni. Przerwaliśmy, żeby nie zapomnieć, jak się gra inne role. Przez miesiąc żadnej nie dostałem. Byłem przerażony. Kiedy sytuacja wróciła do normy i propozycje się pojawiły, paradoksalnie zaczęło mi "Miodowych lat" brakować. Wróciliśmy, synowie marnotrawni. Teraz kręcimy je pełną parą. Na antenę wchodzimy od września.

Czy ten sitcom...

Nie podoba mi się słowo "sitcom". "Miodowe lata" to serial komediowy. Realizowany na scenie teatru, z normalną publicznością, której nie pokazuje się tabliczki "śmiech". W dużym stopniu to typowy spektakl teatralny, tyle że robimy go w ekspresowym tempie. Gram Tadzia Norka, ale Tadzio odgrywa a to markiza, a to mordercę czy lunatyka. Ciągle wcielam się w kogoś innego. Aktor w telenoweli nie ma tak dobrze, nie jest zmuszany do zmiany swojego wizerunku. Ja przechodzę permanentny trening aktorski. Nigdy w życiu nie doświadczyłem w teatrze takiego reżimu. Zdarzyło się, że na przygotowanie czterdziestu stron dialogów i trzech piosenek miałem trzy dni. Dla wielu taka sytuacja byłaby nie do przyjęcia. Ja lubię takie wyzwania. Ważne, żeby to ekspresowe tempo nie zaciążyło na jakości tego, co robię.

Kiedy czyta pan recenzję: "Barciś jest dowodem na to, że doświadczony aktor dramatyczny może nadać blask nawet najgorszym sitcomom", przeżywa pan takie oceny?

Bardzo. Ta jest akurat dość pochlebna, były gorsze. Oczywiście granie w serialu komediowym nie jest szczytem moich marzeń. Dwa miesiące zastanawiałem się, czy przyjąć tę propozycję. Kiedy się już zdecydowałem, założyłem, że zrobię wszystko, żeby serial był nie jakiś tam jeszcze jeden, tylko świetny. Początki były koszmarne, zapominałem, że konkretna kamera w danym momencie ma "łapać" mnie z profilu i pokazywałem jej tył głowy. Scenarzyści jeszcze się nie "rozgrzali" i mieliśmy tłumaczenia żywcem z wersji amerykańskiej. Okropnej, hołdującej tanim gustom. Bardzo się bronimy przed łatwym śmiechem, trywialnymi dowcipami. Nie chcę się przewracać na skórce od banana i bekać. Pilnujemy, żeby nie przekroczyć granicy dobrego smaku. Ostatnio Tadzio z Karolem pisali nowy hymn Polski. Skoro wchodzimy do Unii, hymn trzeba udoskonalić. Dąbrowskiego zastąpiliśmy Bońkiem, też z ziemi włoskiej do Polski itd. Musieliśmy ten hymn zaśpiewać, jednak zorientowaliśmy się, że przekroczyliśmy cienką granicę. Poczuliśmy się głupio i błyskawicznie zmieniliśmy melodię - na "Odę do radości" Beethovena, hymn Unii Europejskiej. Wyszło fantastycznie, a uratowaliśmy twarz. Chcemy, żeby się podobało i pani w sklepie i Gustawowi Holoubkowi.

I podobało mu się?

Nie wiem, nigdy go o to nie pytałem, ale skoro do tej pory nie wyrzucił mnie z Teatru Ateneum, to chyba wstydu nie przynoszę.

Z fanami "Miodowych lat" spotkał się pan w centrum handlowym Korona we Wrocławiu. Śpiewał pan karaoke w warszawskim

centrum handlowym Promenada. Popularny aktor jest częścią supermarketu?

Jestem częścią show-biznesu. To jeden ze sposobów zarabiania pieniędzy. Nie widzę żadnego powodu, dla którego po dwudziestu paru latach pracy, nie miałbym odciąć paru kuponów. Wiem, że popularność może przewrócić w głowie, ale mam w sobie dużo pokory. Jak się człowiekowi zaczyna wydawać, że jest fantastyczny, to sygnał alarmowy. Może za chwilę się "przejem", będą mnie mieli dosyć. Jestem pewien, że są tacy, którzy, jak mnie widzą w telewizji, włączają inny kanał.

Żal panu czasów, kiedy aktor miał rząd dusz?

Czasy, kiedy w teatrze unosiliśmy się parę stóp nad ziemią, kiedy widzowie wsłuchiwali się w każde słowo, łowiąc aluzje polityczne, minęły. I bardzo dobrze. Wyjątkowość miała straszliwą cenę, była konsekwencją polityki. Nie chcę, żeby te czasy wróciły. A boję się, że mogą. To, co robi jeden taki w krawacie w paski, przeraża mnie. Grałem Hitlera i coś na ten temat wiem. Mój Hitler to był zakompleksiony nieuk, który wiedział, że tylko chamstwem i brutalnością może zdobyć władzę. Udało mu się.

Ostatnio gra pan samych śmiesznych facetów.

Nie jestem aktorem komediowym, ale żeby pracować, muszę wybierać z tego, co mi proponują. Być może to wina moich warunków. Wyglądam, jak wyglądam i reżyserzy widzą mnie zazwyczaj w roli zabawnego nieudacznika. W musicalu "Chicago" gram kwintesencję takiej postaci, ale zgodziłem się, bo uwielbiam musicale, a ten jest świetny. Brakuje mi jednak ról drapieżnych. U starszych reżyserów, u których kiedyś grałem, Zanussiego, Wajdy, jestem jako Norek bez szans. Tylko młodzi nie mają uprzedzeń. Peter Vogt, Niemiec ze szkoły filmowej z Łodzi, przedstawił mi scenariusz filmu dyplomowego, który powalił mnie na kolana. W jego "Niemym krzyku" wcieliłem się w najtragiczniejszą postać, jaką kiedykolwiek grałem. W zakompleksionego "kanara", sprawdzającego bilety, samotnego, nieszczęśliwego. Obok niego żyje w tym samym domu jego przeciwieństwo: wysoki, przystojny facet, który marnuje życie, oszukuje, zdradza. Traf chce, że mój sympatyczny bohater staje się katem, robi się okrutny, ujawnia tłumione pokłady zła. Nie udaje mu się nic, nawet powiesić się nie potrafi. Podczas kręcenia sceny samobójstwa część ekipy popłakała się na planie. A ja przestałem się bać. Teraz wiem, że mogę grać "Miodowe lata", a mimo to dostawać ambitne propozycje. Choć w większości reżyserzy są leniwi i potwornie ulegają stereotypom.

Ostrożnie! Sam pan przecież reżyseruje w teatrze.

I pokazuję widzowi, że aktor potrafi zagrać coś zupełnie innego niż do tej pory. W roli Edith Piaf obsadziłem Krysię Tkacz! Niech mi ktoś powie, że nie jest wspaniała.

Na Zachodzie modny jest nurt teatru społecznego; z mocnymi scenami, np. kamienowania wózka z niemowlęciem, gwałtu zbiorowego. Dużo jest golizny. Zdarza się, że aktorzy krzyczą ze sceny do publiczności. Jedna z niemieckich aktorek wrzasnęła do opuszczających teatr widzów: "Wychodzicie, k..., czy zostajecie? " Widzi się pan w takim teatrze?

Nie. To nie jest teatr społeczny, tylko trywialny. To jest droga nieszlachetna. I bardzo krótka, za chwilę ten teatr spadnie w otchłań braku konwencji. Teatr zawsze broni się konwencją, umową, która polega na tym, że my aktorzy będziemy coś przedstawiali tak, żeby to wyglądało, jakby się działo naprawdę. Ale to nie jest naprawdę. Konwencja pozwala widzowi wejść w ten świat, ale się w nim nie ubrudzić. Widz powinien przeżywać psychicznie, nie fizycznie.

Ależ kamienie, które padały, były spreparowane. Gwałt też zagrano.

Ale za chwilę mogą nie być sztuczne. Za chwilę gwałt może nie być udawany. Przecież w większości tych spektakli już nie grają aktorzy, tylko ludzie z ulicy. Za chwilę może być tak, że weźmie się prostytutkę, która gra w filmach pornograficznych i ona się zgodzi za określone pieniądze kopulować i dostawać po twarzy. Diabli wiedzą, co jeszcze będzie można robić na scenie. Ludzie lubią oglądać takie rzeczy. Tyle że to już było: igrzyska, gladiatorzy. Do takiego teatru mamy wracać? On mi się wydaje tandetny i trywialny. Bo jest coś trywialnego w obnażaniu się, ekshibicjonizmie, który ma na celu wyłącznie zszokować na zasadzie: no, ile jeszcze wytrzymacie.

Przecież teatr musi czerpać z czasów, w jakich powstaje.

Czasy się zmieniają, gwałtownie zmienia się obyczajowość i teatr otwiera się na rejony do tej pory niedostępne. Ale trzeba zachować istotę teatru. Teatr to umowa. Jeśli stara się być naprawdę, w stylu reality show, przestaje być teatrem. W końcu, żeby widza poruszyć, trzeba będzie popełnić na scenie samobójstwo. Albo przynajmniej podciąć sobie żyły, żeby trysnęła krew. Takiemu teatrowi nie jest do niczego potrzebna ludzka inteligencja. Widz ma reagować jak zwierzę, bebechami. A inteligencja widza jest dla mnie czymś piekielnie ważnym.

W internecie pojawiła się strona www.barcis.pl

Postanowiłem iść z duchem czasu. Korzystam z technologii, która nas dopadła. Aktorzy żyją w świecie trochę sztucznym, udawanym. Może to przełamię, dowiem się o sobie czegoś nowego od internautów. Bardzo jestem ciekaw. Mam tylko nadzieję, że nie będą to listy w stylu "Norek do kanału".

Rozmawiała Jolanta Zarembina
Rzeczpospolita
29 czerwca 2002


lubie tego aktora wygląda na bardzo sympatycznego
w " Mioodowych latach" był super
uwielbiam go
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ginamrozek.keep.pl