ďťż
RSS

Producenci, scenarzyści, reżyserzy serialu NDiNZ

Rap_fans


Zakładam nowy temat, w którym będziemy umieszczać informacje o tych osobach. Można też tu ponarzekać na nich

Na początek krótko o Ryszardzie Zatorskim

Scenarzysta sławy

To on stworzył małżeństwo Burskich, odkrył Maćka Zakościelnego, otworzył drzwi kariery Małgorzacie Kożuchowskiej. Reżyserował najlepsze seriale: "M jak miłość", "Na dobre i na złe", "Kryminalnych". Jego "Nigdy w życiu" obejrzała rekordowa liczba widzów. Wkrótce tłumy ruszą na Tylko mnie kochaj. Nie ma komórki, nie udziela wywiadów. Inteligentny, przystojny i milczący. Ryszard Zatorski, szara eminencja polskiego filmu.



Scenarzysta sławy, TS,02/2006


Dobry pomysł z tym tematem
I jak tak dalej pójdzie to zostanie moim ulubionym :P
oby stał się ulubionym w sensie innym niż frustracja i narzekanie
niech sobie zasłużą to napiszę coś więcej na razie wobec scenarzystów mam uczucia mieszane a ich formę określam jako dość chwiejną
Ryszard Zatorski
miejsce urodzenia: Warszawa, Polska
data urodzenia: 1955-02-11

FILMOGRAFIA:
scenariusz:
2005: Tylko mnie kochaj
2004-2006: Kryminalni
2000-2005: M jak Miłość
2000: Klasa na obcasach
1999: Kiler-ów 2-óch
1999-2005: Na dobre i na złe
1998: Matki, żony i kochanki II
1995: Matki, żony i kochanki
1993: Łowca. Ostatnie starcie
1986: Nikt nie jest winien

reżyser:
2005: Tylko mnie kochaj
2004-2006: Kryminalni
2004: Nigdy w życiu!
1999-2005: Na dobre i na złe
1999-2001: Graczykowie
1998: Matki, żony i kochanki II
1997: Złotopolscy
1986: Nikt nie jest winien

aktorzy:
1994: Panna z mokrą głową
1993: Łowca. Ostatnie starcie jako Kierowca autobusu
1982: Dolina Issy jako Zamachowiec Wackonis, nacjonalista litewski

Ilona Łepkowska
miejsce urodzenia: Warszawa, Polska
data urodzenia: 1954-07-11
FILMOGRAFIA:
scenariusz:
2004: Nigdy w życiu!
2000-2005: M jak Miłość
1999-2005: Na dobre i na złe
1998: Sabina
1997: Klan
1994-1995: Radio Romans
1993: Śliczna dziewczyna
1993: Komedia małżeńska
1992: Aby do świtu
1989: Jemioła
1989: Galimatias czyli Kogel - Mogel II
1988: Kogel - Mogel
1987: Kocham kino
1985: Przez dotyk
1985: Och, Karol
1983: Wakacje z Madonną

aktorzy:
1976: Barwy ochronne

producent:
2004: Nigdy w życiu!

Maciej Dejczer
Maciej Dejczer jest absolwentem filologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego (1976) i reżyserii na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego (1984).
Jego studencka etiuda "Chłopcy" została uznana za najlepszy dokument na Festiwalu Szkół Filmowych w Monachium w 1983 r., dyplomowy obraz "Dzieci śmieci" nakręcony dla telewizji, uhonorowano na tym samym festiwalu w 1987 r. nagrodą dla najlepszego filmu fabularnego.
Był asystentem Krzysztofa Kieślowskiego przy filmie "Bez końca".
Jest członkiem Europejskiej Akademii Filmowej jako zdobywca Felixa za "300 mil do nieba" - debiut fabularny, który uznano za najlepszy młody film europejski 1989 r.
Film "300 mil do nieba" został wyróżniony wielokrotnie m. in. Nagrodą Młodej Publiczności na MFF w Cannes, nagrodą za debiut na FPFF w Gdyni.
Maciej Dejczer zrealizował wiele spektakli dla Teatru Telewizji m. in.: "Roberto Zucco" i "Złoty chłopak", a także wyreżyserował m.in. "Repetycje" z "Pięknych dwudziestoletnich" wg Marka Hłaski w Teatrze Wybrzeże w Sopocie.
Jest również autorem teledysków.

FILMOGRAFIA:
scenariusz:
2004: Walker
2000: Budka Suflera w Nowym Yorku
1998: Kieszonkowcy
1993: To musisz być ty
1989: 300 mil do nieba
1986: Dzieci śmieci

reżyser:
2006: Oficerowie
2005: Klinika samotnych serc
2005: Magda M.
2004: Walker
2004-2005: Oficer
2002-2006: Samo życie
2000-2005: M jak Miłość
1999-2005: Na dobre i na złe
1999-2000: Czułość i kłamstwa
1998: Kieszonkowcy
1997: Bandyta
1994: Jest jak jest
1993: To musisz być ty
1989: 300 mil do nieba
1986: Dzieci śmieci

Teresa Kotlarczyk
miejsce urodzenia: Oświęcim, Polska
data urodzenia: 1955-10-10
Reżyser filmów dokumentalnych i fabularnych. Jest absolwentką Wydziału Psychologii na UJ oraz Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu śląskiego w Katowicach.

FILMOGRAFIA:
scenariusz:
1986: Kalejdoskop

reżyser:
2005: Egzamin z życia
2000: Prymas. Trzy lata z tysiąca
1999-2005: Na dobre i na złe
1996: Odwiedź mnie we śnie
1990: Zakład
1986: Kalejdoskop


Waldemar Szarek

miejsce urodzenia: Warszawa, Polska
data urodzenia: 1953-05-14

scenariusz:

2000: To my
1994: Oczy niebieskie
1993: Goodbye Rockefeller
1992: Żegnaj Rockefeller
1990: Mów mi Rockefeller
1987: NIE STAŁO !!! (O rany, nic się nie stało!II)
1987: O rany, nic się nie stało!!!
1984: Czuję się świetnie

reżyser:

2000: To my
2000-2005: M jak Miłość
1999-2005: Na dobre i na złe
1998: Spona
1998: Sposób na Alcybiadesa
1996: Larum grają... rzecz o Henryku Sienkiewiczu
1994: Oczy niebieskie
1993: Goodbye Rockefeller
1992: Żegnaj Rockefeller
1990: Mów mi Rockefeller
1987: O rany, nic się nie stało!!!
1987: NIE STAŁO !!! (O rany, nic się nie stało!II)
1984: Czuję się świetnie
1982: Znaczki

zdjęcia:

1989: Przewodnik
1987: NR 181970
1987: Więzień nr 94287
1985: Nauczyciele
1985: Trasa
1982: Koncert
1982: Magda i Paweł
1981: U nas
1981: Teraz
1981: Idę ku moim narodzinom
1980: Genealogia

aktorzy:

2002: Kobieta z papugą na ramieniu jako Rysio
Dzisiaj urodziny Ryszarda Zatorskiego (11.02.1955)

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO
przyłączam się do życzeń....

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO

życzę kolejnych tak wspaniałych sukcesów zawodowych jak do tej pory....

swoją drogą Pan Ryszard Zatorski jest jedną z niewielu Osób,
z kręgu "naszych reżyserów",którzy mają pojęcie jak nakręcić
DOBRY ODCINEK SERIALU czy FILM KINOWY...
GRATULUJĘ PROSZĘ O WIĘCEJ

wierna fanka NDINZ, NWŻ, TMK....
Ja też się przyłączam do życzeń
I zgadzam się z Ditą R. Zatorski ma po prostu wielki talent reżyserski i życzę Mu oraz sobie kolejnych, wspaniałych przedsięwzięć na miarę tych poprzednich
Wszystkiego najlepszego










Robert Patoleta: - Co Pani czuje, kiedy 1/4 Polaków zasiada przed telewizorami oglądając kolejny odcinek „M jak miłość”?

Ilona Łepkowska: Nieźle się czuję. Osiągnięcie tak dużej oglądalności i utrzymanie jej przez tak długi czas to sukces. To kolejny sezon, w którym wygrywamy rankingi oglądalności. To największy powód do satysfakcji, bo wiem jak dużym wysiłkiem jest okupiony. Trudno jest utrzymać pewien poziom i zaufanie widzów. To na razie się udaje.

- Ostatnio po raz kolejny serial miał rekordową oglądalność – 70% całej telewizyjnej widowni.

Oglądalność jest duża, ale już w 2002 roku była podobnie wysoka. Ostatnio przez śmierć Krzysztofa zbliżyła się do tego poziomu. Z badań rynku telewizyjnego wynika, że jest to niebotyczne osiągnięcie, bo nie jest to coś jednorazowego, ale coś cyklicznego. Nie trzeba przy tym być koniecznie tego dnia, bo można obejrzeć powtórkę następnego dnia po południu. To jest oznaką, że oglądalność nie może chyba iść wyżej w górę. I tak jest nadzwyczajna.

- Teraz sprzedano „M jak miłość” do Rosji.

Podczas prowadzonych rozmów, Rosjanie oglądali gotowe odcinki, ale na samym początku zwrócili uwagę na wyniki oglądalności, które zdumiały wiele osób. Wiadomo, że produkcja telewizyjna też jest towarem. Sprzedaje się w tak zwanych formatach. My obserwujemy, co dzieje się na rynku telewizyjnym za granicą, a oni obserwują to, co dzieje się u nas.

- Państwa serial może rozpocząć erę popularności polskich formatów telewizyjnych za granicą.

Dużo zależy od tego, czy „M jak miłość” odniesie sukces. Jeśli stacje zagraniczne tak stwierdzą, to będą szukały innych rzeczy u nas, które mogą budzić ich zainteresowanie. Prawda jednak jest taka, że nie mamy zbyt wielu rzeczy łatwych do sformatowania. Wiem, jak Rosjanom ciężko było przełożyć na ich warunki prywatną własność rolną. We Francji z tym byłoby prościej. Tam to jest całkowicie zrozumiałe. Z seriali mógłby się sprawdzić „Na dobre i na złe”, ale wiele krajów ma już swoje własne „szpitalne” seriale.

- Czy „M jak miłość” trafi do Francji?

Wiem, że prowadzone są na ten temat rozmowy ze stroną francuską. Zainteresowane są też Czechy. Podczas targów telewizyjnych w Cannes przewidziana jest wspólna konferencja prasowa przedstawicieli TVP i strony rosyjskiej. Będą ogłoszone wyniki emisji w Rosji. Jednak dopiero po trzech, czterech tygodniach będzie można stwierdzić czy to chwyciło. Jeśli dalsze wyniki będą obiecujące, może być to argument dla transakcji.

- Wersja rosyjska została dosyć poważnie zmieniona w stosunku do polskiej.

W niektórych wątkach Rosjanie dokonali zmian, ale pozostawili wątek z młodymi. Bardzo dokładnie przedstawili wątek Marty, która samotnie wychowuje dziecko, bo zostawił ją narzeczony. Chcieli od samego początku wzbudzić zainteresowanie serialem, dlatego całą historię zaczęli od krachu finansowego w latach 90. To była sprawa, która bardzo odcisnęła się na wielu rodzinach i do tej pory to pamiętają. Byłam tam, aby przekazać rosyjskiej ekipie swoją metodę pracy. Chciałam wyjaśnić to, czego nie rozumieli. Namawiałam ich do stosunku do bohaterów opartego na pozytywnych emocjach.

- Dlatego „M jak miłość” jest najpopularniejszym polskim serialem ostatnich lat?

Takie sytuacje jak samotna matka, kłótnia w rodzinie o to, kto przejmie rodzinny interes, zdrada małżeńska, miłość rodzicielska czy uczucie pomiędzy kobietą a mężczyzną są absolutnie takie same pod każdą szerokością geograficzną. W Polsce ludzie tęsknią za poukładanym światem, a żyją w chaosie przemian ekonomicznych i obyczajowych. Jesteśmy zbyt zajęci, żeby pielęgnować więzy rodzinne. Jest w nas tęsknota do tradycyjnej harmonii. Nadal, mimo pędu do kariery i zdobywania dóbr materialnych na pierwszym miejscu stawiamy udane życie rodzinne. „M jak miłość” pokazuje, że jednak można.

- Nie ma Pani czasami ochoty poruszyć istotnych tematów społecznych, np. związanych z tolerancją i przynajmniej delikatnie edukować społeczeństwo?

Poruszamy takie sprawy. Wrócił wątek geja, potępiamy nietolerancję i homofobię. Nie będzie tego więcej, będzie tyle, ile moim zdaniem powinno być. Proszę zrozumieć, że przed telewizorami gromadzą się ludzie o różnych poglądach, w różnym wieku, o różnym statusie społecznym, miejscu zamieszkania, zamożności itd. Dlatego nie możemy robić filmu tylko na temat „mój przyjaciel gej”.
Cały problem polega na tym, że filmowcy robią filmy z punktu widzenia Warszawy. My nie jesteśmy całym światem, nie jesteśmy nawet całą Polską. Angielskie filmy tak wspaniale potrafią pokazywać prowincję, ludzi biedniejszych, a nasze nie. Musimy pokazywać problemy ważne dla różnych ludzi. Czym innym jest zjedzenie śniadanka o godzinie 11 w Cafe Szpilka, a czym innym stanie na przystanku PKS o godzinie 6 czekając na autobus do roboty. Staram się pokazywać szersze spectrum życia.

- Poruszanie trochę bardziej ambitnych wątków może zjednać krytyków serialu uważających, że przedstawia uproszczony i nieprawdziwy obraz życia.

Oczywiście, że jest uproszczone, ale jest TEŻ ciekawsze, bardziej emocjonujące. Jest w nim więcej interesujących zdarzeń niż w życiu każdego z nas. To nie jest prawdziwe życie, serial ma pokazywać elementy życia, ale w sposób wybiórczy i w niektórych sprawach wyostrzony.

- Kiedy u nas będą powstawać takie serialowe perełki jak „Seks w wielkim mieście”?

Wie pan ile ten serial kosztował? A jaką on u nas miał oglądalność - 4%,5%. Telewizja to przemysł, a to jest serial niszowy, niezrozumiały dla szerokiej publiczności. Ja go uwielbiam, również moja córka. Ale jak taki serial mógłby u nas zarobić na siebie reklamami przy 4-procentowej oglądalności? Zupełnie inny rodzaj myślenia przykłada się do produkcji zachodnich i do naszych. Po emisji pierwszego odcinka byłyby protesty KRRiT, że telewizja publiczna za pieniądze podatników kręci serial o czterech nimfomankach, które myślą wyłącznie, o tym żeby się bzykać z facetami. Odezwałyby się głosy, że jesteśmy społeczeństwem tradycyjnych wartości katolickich i pokazywanie takiego wynaturzenia jest naganne. Naprawdę, tak by było.

- Jak wygląda praca scenarzysty serialowego?

Wygląda tak, jak każdego innego scenarzysty. Trzeba najpierw napisać scenariusz, a potem go poprawić. Mamy trzyosobowy zespół scenariuszowy, ja jestem jego szefem. Mamy zebrania, podczas których wymyślamy wątki na pewien czas do przodu. Opracowujemy materiał, do którego każdy z nas może sięgnąć i przypomnieć sobie, co żeśmy ustalili, na co zgodziliśmy się wszyscy. Albo ja, albo moja współpracownica Alina Puchała, mając w pamięci rozwój wątków, piszemy tak zwaną drabinkę do każdego odcinka. To jest szczegółowy układ scen, w którym jest rozpisane, co będzie się działo między kim a kim. Taki materiał do rozpisania dostaje jeden z trójki scenarzystów – Alina, Marta Kuszewska albo Paweł Jurek. Potem wraca do mnie, ja to szlifuję, potem idzie to do telewizji, redaktorzy z telewizji też mają czasem jakieś drobne uwagi. Z powrotem trafia do mnie, jest jeszcze raz szlifowany i trafia na plan.

- Pani jest też współproducentem. Jak dużą kontrolę ma Pani nad serialem?

Zasadniczą. Zajmuję się sprawami artystycznymi. Jestem odpowiedzialna za dobór reżyserów, operatorów, casting, nadzór nad montażem, wybór obiektów. Mój partner zawodowy Tadeusza Lampka zajmuje się stroną ekonomiczną tego przedsięwzięcia – wszystkie sprawy kosztorysów, dba żeby produkcja była dobrze zorganizowana, mieściła się w budżecie, żeby wszystko było sprawnie zrobione.

- Ile odcinków jest w tej chwili napisane do przodu?

Jest napisane 440, około 40 odcinków do przodu w stosunku do emisji, około 15 w stosunku do produkcji. W tej chwili kręcimy w bardzo wielu obiektach. Najczęściej używamy hali zdjęciowej, w której zbudowane są dekoracje. Mamy też obiekty wynajmowane do naszej wyłącznej dyspozycji, jak na przykład mieszkanie studentów. Jest bardzo dużo obiektów wynajmowanych. Im więcej pojawia się bohaterów, tym więcej potrzeba wnętrz.

- Do tej pory wyemitowano ponad 400 odcinków. Kilku aktorów odchodzi z serialu. Czy to nie jest moment pewnego załamania, wypalenia tematów? Jak planuje Pani zadziałać, żeby wkrótce oglądalność nie zaczęła spadać?

Tak jest w każdym serialu. W pewnym momencie materiał dramaturgiczny, konflikty, zdarzenia, zostaje wyczerpany. Bohaterowie zaczynają przeżywać to samo, co już przeżywali. Na przykład matka miała kłopoty wychowawcze z jednym dzieckiem, to teraz będzie miała problemy z drugim dzieckiem. Mąż zdradził żonę, to teraz żona zdradzi męża. Metodą jest szukanie pewnych zdarzeń, które jeszcze nie miały miejsca, albo wprowadzanie nowych postaci, które same mają jakąś historię i zmieniają losy już znanych bohaterów. Wypalenie następuje też w aktorach. Wtedy trzeba dać im nowego partnera albo partnerkę, żeby znaleźli świeżość i się ożywili.

- Kto ostatnio postanowił odejść ze serialu?

Marcin Bosak, który grał Kamila. Oczywiście starałam się go przekonywać na wszelkie sposoby. Przypuszczam, że przestraszył się. Jest młodym aktorem na początku swojej drogi i ta rola odciska na nim zbyt duże piętno. To taki „syndrom Janka Kosa”. Zabezpieczył podstawowe potrzeby życiowe. Pozwoliło mu to stanąć na nogi. Popularność zaczęła go męczyć. Zakosztował jej tyle, na ile było mu to potrzebne. Rozumiem, że to jest męczące, bo traci się swoją prywatność.

- Czy Anna Mucha też odejdzie z serialu?

Nie.

- Kto jeszcze oprócz Cezarego Morawskiego zamierza odejść?

Nie słyszałam o nikim więcej. Cezary Morawski nie chciał odejść, tylko grany przez niego bohater został uśmiercony. Nie konsultuję z aktorami, jak ma wyglądać ich wątek. Uważałam, że w jego małżeństwie już nic się nie może zdarzyć. Jego śmierć nie jest zamknięciem, ale otwarciem pewnej nowej możliwości.

- Napisała Pani scenariusz do „Nigdy w życiu” na podstawie powieści Katarzyny Grocholi. Podoba się Pani „Ja wam pokażę!”, kontynuacja filmu?

Nie widziałam. Były takie sugestie, że nie chciałam robić drugiej części „Nigdy w życiu”, bo skrzywdziłam Kasię Grocholę. Otóż „Serce na temblaku”, drugą książkę o Judycie, przeczytałam jeszcze w formie maszynopisu. Powiedziałam wtedy: „Kasiu, namawiam cię gorąco na to, żebyś poprawiła tę książkę. Uważam, że ta książka jest dużo gorsza od „Nigdy w życiu”. Sprzeniewierzasz się w niej trochę swojej bohaterce, która wcześniej była fajną kobitą, dzielną, która dostała w d*** od życia i męża. Potrafiła stanąć na nogi i zrobić coś ze swoim życiem, poradzić sobie fantastycznie i w nagrodę dostała prezent w postaci wielkiej miłości. W drugiej części jest jakąś i***”. Wtedy Kasia się na mnie pogniewała. Ja to rozumiem, ponieważ jak autor pisze, to uważa za pewne, że to jest dobrze. Nie mniej ja to mówiłam naprawdę z dobrego serca. W momencie, kiedy powstał film, między nami powstały konflikty. Kasia uważała, że adaptując książkę, zepsułam ją. Osobiście uważałam, że wyciągnęłam z niej to, co najlepsze. W filmie każda scena musi do czegoś służyć. Wyszła trzecia książka, którą przeczytałam i powiedziałam to samo, co o drugiej. Zaproponowałam, że napiszę nową wersję losów Judyty i Adama. Kasia się nie zgodziła i sama została scenarzystką i współproducentką.

- Ma Pani dalsze plany związane z kinem?

Pracuję nad dwoma scenariuszami. Jeden będzie poważny, drugi to komedia romantyczna w stylu „Nigdy w życiu”. Tym razem scenariusz jest jednak autorski, nie adaptacja. jeśli scenariusz zostanie dobrze przyjęty, to zdjęcia rozpoczną się latem, bo akcja dzieje się w wakacje. Ale na razie nie zdradzę szczegółów.

Rozmawiał Robert Patoleta.
Ryszard Zatorski




Ilona Łepkowska: Rzeczywistość mnie nie interesuje
(Gazeta Wyborcza, Alka/12 września 2006 10:14)
Ilona Łepkowska, scenarzystka serialu "M jak miłość", twierdzi, że kluczem do jego sukcesu jest to, że nie odzwierciedla w nim rzeczywistości.

- Ja ludziom opowiadam bajkę. "M jak miłość" jest o rodzinie. Normalnej. O ludziach, którzy się kochają, wspierają, mogą na siebie liczyć, są sobie oddani. Mimo przeciwności, kryzysów, złości, zdrad i tego wszystkiego, co się w życiu zdarza. Moi bohaterowie mimo zajęć mają dla siebie czas - mówi Łepkowska w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". - Teraz wyobraźmy sobie kasjerkę czy pielęgniarkę, która wraca wieczorem z pracy, zrzuca buty z opuchniętych nóg i włącza telewizor. Nie było jej w domu 12 godzin. Męża nie widziała od wczoraj, bo gdy wychodziła, to go już nie było, a gdy wróciła, jego jeszcze nie ma. A w telewizji? Rodzina za stołem opowiada, co tam w pracy. Uśmiechają się do siebie. To jest bajka dla tej dziewczyny. To jest jej marzenie. Nie wakacje na Majorce - tłumaczy popularność swojego serialu.

Łepkowska nie od początku planowała, że "M jak miłość" będzie zawierał instrukcje, jak postępować w życiu. - To miała być tylko rozrywka. Pozycja w programie. Ładna i miła rzecz do oglądania. Taki trochę antyfilm, bo wiadomo, że w filmie musi być konflikt. Wokół tego się kręci historia, bohaterowie, emocje - wspomina. Teraz konflikty w serialu istnieją, ale po to, by je rozwiązywać. - Nie na siłę. Nie dramatycznymi decyzjami. Rozmową. Porozumiewaniem się. Objaśnianiem i tłumaczeniem sobie wszystkiego. Taką prawdziwą komunikacją, a nie rzucaniem sobie komunikatów - dodaje.

Na pytanie, dlaczego taka nudna, serialowa zwyczajność jest dla widzów atrakcyjna, odpowiada, że jest ona w dzisiejszych czasach nieosiągalna. - Daliśmy się wkręcić w rzeczywistość, której nie lubimy. Irytuje nas własny kraj. Nie widzimy końca tej gonitwy -uważa. - Teraz mamy wszystko w osiedlowym sklepie, na wyciągnięcie ręki, tyle że nie mamy w tej ręce pieniędzy, żeby za to zapłacić. Co z tego, jeśli patrzymy na to wszystko przez szybę miejskiego autobusu? Kiedyś wiedzieliśmy, że to jest nie dla nas, że to nie u nas. Teraz nas skręca. Sąsiad ma, a ja nie? - mówi.

Bajką jest też serial "Na dobre i na złe". - Nie ma we mnie żyłki dokumentalisty. Opisywanie rzeczywistości takiej, jaką widzę, w jakiej żyję, w ogóle mnie nie interesuje. Starczy, że ona już naprawdę jest. Dość. W telewizji chcę pokazywać arkadię, krainę marzeń. Prostych i zwyczajnych. Moi bohaterowie żyją normalnie. A te 10 mln przed telewizorami po prostu też by tak chciało. I już - kończy Łepkowska.

za onet.pl
Maciej Dejczer: "Na dobre i na złe" to nie szmira

Od 1997 roku nie nakręcił żadnego filmu kinowego, ale z powodzeniem kręcił seriale, w tym "Na dobre i na złe" i "M jak miłość". Dziś etap oper mydlanych ma już za sobą. Odbił się od nich realizując "Oficera". Nie uważa jednak, iż wcześniej tracił czas.

- Starałem się nie robić szmiry - podkreśla w rozmowie z "Dziennikiem" Maciej Dejczer, autor takich dramatów, jak "300 mil do nieba" i "Bandyta". Chociaż w kinie go ostatnio brakowało, intensywnie działał w telewizji. Nakręcił m.in. 70 odcinków "Na dobre i na złe". - To był sformatowany serial - i nie pozwalał poza ten format wychodzić - ale nie szmira - mówi reżyser. - Zdarzały się słabsze odcinki, ale zdarzały się też miniprzypowieści. Ale to taki gatunek - coś, co ma 200 - 300 odcinków, to już nie serial, to klasyczny soap. Trzeba rozumieć ograniczenia tego gatunku - dodaje.

Jednak lat w telewizji nie uważa za stracony czas. Zdobył doświadczenie, miał możliwość pracy z prawdziwymi fachowcami oraz trzymania się zawodu, który kiedyś wybrał. - Taką drogę widać miałem przejść. Dzięki temu pracowałem z wieloma naprawdę wybitnymi aktorami i wielu rzeczy się nauczyłem - podkreśla w rozmowie z portalem Onet.pl.

Realizacja kolejnych seriali była podyktowana również zwykłą koniecznością zarabiania na życie i brakiem kinowych propozycji. Niemniej, kilka ciekawych pomysłów się pojawiło, w tym dramat o ostatnich 24 godzinach życia generała Papały. Dejczer liczy, że uda mu się jeszcze ten obraz wyreżyserować. Ma także nadzieję, że nakręci dramat o Powstaniu Warszawskim. - Myślę, że film o Powstaniu Warszawskim to już nie nasza powinność, ale obowiązek. Musimy pokazać tę historię, która zdarzyła się ileś lat temu, i która ciągle, poza jednym wspaniałym "Kanałem" Andrzeja Wajdy nie doczekała się właściwie żadnego interesującego współczesnego obrazu - twierdzi filmowiec. - A przecież ginęło tam każdego dnia tyle osób, co w World Trade Center. Myślę, że film o Powstaniu Warszawskim można zrobić nowocześnie, bardzo współcześnie - dodaje.

Tymczasem już w niedzielę rozpoczyna się emisja "Oficerów", kontynuacji znakomicie przyjętego przez telewidzów i krytykę "Oficera". - Świadomie wybrałem "Oficera": zainteresował mnie nowym typem bohatera, tajemnicą i rodzajem kamuflażu, jaki trzeba zastosować, aby rozwiązać zagadkę... - wspomina na łamach "Dziennika". Nam zdradza, dlaczego podjął się realizacji "sequela": - Przez 13 odcinków "Oficera" bardzo zżyłem się z tymi bohaterami, zbliżyłem, niezależnie od tego, czy są to postacie dobre, czy złe, gdyż te ostatnie są jak najbardziej pociągające, chociaż w inny sposób. W "Oficerach" jednak głównym bohaterem jest dziewczyna, a nie Kruszon, czyli Borys Szyc. I z nią widz śledzi emocje, przez nią ogląda różne wydarzenia. Jednak wiele postaci jest kontynuowanych - Pawła Małaszyńskiego, Borysa Szyca, Magdy Różczki, Mariana Dziędziela - mówi i dodaje, iż, jeżeli będzie takie zapotrzebowanie, chętnie nakręci jeszcze jedną serię, tworzącą swoistą serialową triadę. Ciągle też czeka na nowe scenariusze i wyzwania filmowe.


Maciej Dejczer/ fot. Marcin Makowski/FabrykaObrazu.com

za.onet.pl
Po przeczytaniu tego artykułu na Onecie, zastanawiam się dlaczego tak wielu ludzi filmu (nie tylko aktorów), traktuje serial jako gatunek filmowy (udział w niim, bądź jego reżyserie, realizacje) jak swego rodzaju "zło konieczne"... Czy chodzi im tylko o zarabianie pieniędzy...

nie wiem gdzie to napisać więc daję tu

Jacek Skubikowski - autor m.in. przebojów Lady Pank oraz Lombardu walczy ze śmiertelną chorobą. Kompozytor a także popularny w latach 80-tych wokalista od ponad roku zmaga się z nowotworem. O walce artysty z rakiem donosi "Fakt".

"To tylko maleńki guzek na strunie głosowej, więc radioterapia, 35 naświetlań i po wszystkim. Niestety, nastąpiło wznowienie, więc tym razem chirurgia. Wycięto mi jedną strunę głosową, miesiąc potem kolejną, wreszcie całą krtań. Jestem niemową" - wyznaje dziennikowi Skubikowski .

Jacek Skubikowski (rocznik 1954) w pierwszej połowie lat 80-tych zapisał się jako autor piosenek "Jedyny hotel w mieście" czy "Ja tu tylko śpię". Był także odpowiedzialny za sukcesy formacji Lombard i Lady Pank. Dla tej pierwszej napisał m.in. "Taniec pingwina na szkle" oraz "Śmierć w dyskotece". Z Lady Pank współpracował przy okazji przebojów "Zawsze tam gdzie ty" i "Tacy sami". Jest także autorem tekstu tytułowej piosenki z serialu "Na dobre i na złe" w wykonaniu Anny Jurksztowicz.

Wklejone z wp

Zwiastun "Dlaczego nie"

Nie wiem , czy jestem w dobrym temacie . Znalazłam w Świecie Seriali taki oto artykuł.


  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ginamrozek.keep.pl