ďťż
RSS

Grażyna Wolszczak

Rap_fans


Grażyna Wolszczak
miejsce urodzenia: Gdańsk, Polska
data urodzenia: 1958-12-07
stan cywilny: jest związana z Cezarym Harasimowiczem

Popularna polska aktorka. W 1983 roku została absolwentką PWST w warszawie. Zaraz po ukończeniu szkoły zaczęła występować na scenie w poznańskim Teatrze Nowym, a w 1987 roku przyłączyła się do zespołu Teatru Polskiego w warszawie. W chwili obecnej jest aktorką Teatru Rozmaitości w Warszawie.

Grażyna Wolszczak ma 173 cm wzrostu.

W 1983 roku ukończyła Warszawską Akademię Teatralną



FILMOGRAFIA
aktorzy:
2006: Ja wam pokażę! jako Judyta
2003: Na Wspólnej jako Barbara Brzozowska
2002: As
2002: Wiedźmin jako Yennefer
2001-2002: Marzenia do spełnienia jako Teresa Trusewicz
2001: Inferno jako matka Anki
2001: Wiedźmin jako Yennefer
2000: Żółty szalik jako współpracowniczka bohatera
2000: Nieznana opowieść wigilijna jako Boruniowa
1999-2005: Na dobre i na złe jako policjantka Krystyna Andrzejczak (2000)
1999: Trzy szalone zera jako Mama Olafa
1999: Trzy szalone serca jako Mama Olafa
1999: Wszyscy moi bliscy (Vsichni moji blizci) jako Angelika
1998: Ballada o czyścicielach szyb (Ballata dei lavavetri, La) jako Helena
1997: Cudze szczęście jako Ewa
1997: Prostytutki jako Właścicielka mieszkania
1996: Maszyna zmian - Nowe przygody jako Mama Mikołaja - Grażyna
1996: Gry uliczne jako Maria
1995: Maszyna zmian jako mama Mikołaja
1992: Felix Dzierżyński ląduje w Warszawie
1991: Kapitan Conrad (Joseph Conrad) jako Ewelina Korzeniowska
1991: Rozmowy kontrolowane
1990: Femina jako Prostytutka
1990: Kapitan Konrad jako Ewelina Korzeniowska
1989: Żelazną ręką jako Agata
1989: Lawa jako Sanitariuszka / Księżna
1987: Zamknąć za sobą drzwi jako Jovita Popovic
1987: Dondula jako Dondula
1987: Dondula jako Dondula
1986: Maskarada jako Aktorka Julka

aktorzy (gościnnie):
1976-1987: 07 zgłoś się jako Jovita Popovic, kapitan wydziału do walki z narkotykami policji jugosłowiańskiej

polski dubbing:
2003: Gdzie jest Nemo? (Finding Nemo) jako Coral
2003: El Cid - legenda o mężnym rycerzu (Cid: La leyenda, El) jako Gimena
2000: Dinozaur (Dinosaur) jako Plio
2000: Grinch: świąt nie będzie (How the Grinch Stole Christmas) jako Martha May Whovier


Grażyna Wolszczak
Cieszę się wszystkim, co niesie mi życie
- Wszystko w naszym życiu dzieje się po coś, także nieszczęście. I to wszystko jest nam potrzebne. Ważne, by umieć znaleźć bezpieczeństwo w samym sobie - uważa Grażyna Wolszczak
Maria Markiewicz: Jesteś zodiakalnym Strzelcem. Czy życiowe przeszkody omijasz z wdziękiem i niefrasobliwością charakterystyczną dla tego znaku?
Grażyna Wolszczak: Przeszkody i problemy staram się traktować jako sprawy do rozwiązania, względnie do ominięcia, a nie do zderzenia i rozbijania się o nie. Nie potrafię funkcjonować w konflikcie, więc unikam konfliktowych sytuacji. Nie wiem, czy to są cechy Strzelców, ale na pewno moje.

M.M.: Ale w dzieciństwie podobno biłaś się z chłopakami?
G.W.: Tak. Cierpiałam, że sama nie jestem chłopakiem. Chciałam im dorównać, więc się z nimi biłam, chodziłam po drzewach i w ogóle rozrabiałam. Potem już jakoś pogodziłam się z faktem, że jestem dziewczyną. Dorastanie i dojrzewanie zawsze jest bardzo trudne, nie wiadomo, jak sobie radzić w życiu. I to złudne wyobrażenie, że kiedy dorośniemy, to zdobędziemy wolność i świat będzie do nas należał...

M.M.: Czułaś się tłamszona przez rodziców?
G.W.: Mama próbowała chronić mnie przed światem, a ja się buntowałam. Nie miała ze mną lekko. Patrzę teraz na moje dzieciństwo z nieco innej perspektywy, bo sama mam dziecko. W moim szesnastoletnim Filipie widzę tę samą wielką potrzebę samostanowienia o sobie, jaką ja odczuwałam w jego wieku. Często wyprowadza mnie z równowagi, ale nie stawiam mu specjalnych ograniczeń. A moja mama szamotała się ze mną. Nawet, kiedy schowała mi zimowe buty, by zatrzymać mnie w domu, ja i tak wychodziłam w kapciach.

M.M.: Czy z taką samą desperacją dokonywałaś wyboru drogi życiowej po maturze?
G.W.: Nie miałam pomysłu, co chciałabym w przyszłości robić. Dlatego zdawałam na psychologię. Pomyślałam, że może na tych studiach więcej się dowiem o sobie. Ale nie dostałam się. I wtedy wyjechałam z rodzinnego Gdańska do Wrocławia, do Teatru Pantomimy kierowanego przez Henryka Tomaszewskiego.

M.M.: Skąd wziął się ten pomysł?
G.W.: Już w szkole pasjonowałam się baletem. Tuż po maturze zachwycił mnie właśnie wrocławski Teatr Pantomimy, który dwa tygodnie gościł w Gdańsku. Do głowy mi jednak nie przyszło, że mogłabym grać na scenie. Taki cud był poza zasięgiem mojej wyobraźni. Kiedy nie dostałam się na psychologię i nie wiedziałam, co dalej robić, moja koleżanka zaproponowała: pojedźmy na audycję do Tomaszewskiego. Pojechałyśmy i zostałyśmy zaangażowane. Rozpoczęły się próby, zaczynałam wychodzić na scenę. To było największe szczęście, o jakim mogłam kiedykolwiek marzyć. Byłam tak blisko wielkiego mistrza i artysty!. Myślałam: Chwilo trwaj! Jest bosko!.

M.M.: A tymczasem ukochany mistrz cię zwolnił...
G.W.: To był cios prosto w serce, największa porażka w moim życiu. Zdarzyło się to trzynastego, w piątek. Jeszcze rano mówiłam, że nie wierzę w takie bzdury, że ten dzień przynosi pecha. Tymczasem... Po zajęciach z akrobatyki dyrektor Tomaszewski wezwał nas i powiedział, że to bez sensu tracić czas, bo dyplomu tancerek już nie zrobimy. No i wpadłam w czarną dziurę. Przez dwa tygodnie leżałam w łóżku.

M.M.: Ale nie dałaś się depresji. Co takiego się zdarzyło, że z tego wyszłaś? Może miłość?
G.W.: Żadnego mężczyzny nie było pod ręką, więc sama musiałam się ratować. Postanowiłam zdawać do szkoły teatralnej. Miałam jeszcze kilka miesięcy do egzaminów wstępnych, więc pojechałam do teatru do Wałbrzycha, gdzie przyjmowano aktorów bez dyplomów. Grałam tam niewielkie role. Marzyłam o tym, by być zwykłą aktorką, żadną tam gwiazdą. Uważałam, że w życiu musi być ciekawie i zawód aktora mi to zapewni. Że jeśli przejdę przez pierwsze eliminacje do PWST, to będzie znak, że się nadaję na aktorkę. Ku memu zdziwieniu przyjęli mnie od razu.

M.M.: Mam wrażenie, że w tym momencie odezwało się twoje przeznaczenie. Wierzysz w nie?
G.W.: Najbardziej sensowne wydaje mi się prawo przyczyny i skutku. Wierzę w karmę, czyli że tworzymy los swoimi czynami. I w ten sposób rozwijamy się na przestrzeni kolejnych wcieleń.

M.M.: Z twoją nieprzeciętną urodą miałaś zapewne wiele okazji, by przepracować karmę dotyczącą związków z mężczyznami?
G.W.: Bywało różnie. Byłam kochana i porzucana, albo to ja kochałam, a potem porzucałam. Ale każda historia coś mi dawała. Absolutnie nie ma zmarnowanych chwil w życiu.

M.M.: Porzucana płakałaś w poduszkę czy w rękaw przyjaciela?
G.W.: Był cały wachlarz wariantów. Na szczęście czas mija i leczy rany. Nie jestem osobą, która je rozdrapuje, ale raczej przysypuje. Nigdy w życiu nie walczyłam o to, by coś zatrzymać na siłę. Jeden z moich związków trwał przez kilka lat szkoły teatralnej, z małymi przerwami i zawirowaniami. Przeszliśmy razem przez wszystkie etapy, że już tylko ślub wydawał się najwłaściwszym zakończeniem. I wtedy się wycofałam. Odeszłam bez specjalnych powodów. On to bardzo przeżywał, ja też cierpiałam, że zmarnowałam mu życie, że zniszczyłam człowieka. Tymczasem on po trzech miesiącach był już z inną dziewczyną. Bardzo mnie to zaskoczyło, ale zrozumiałam, że takie jest życie.

M.M.: Czyżby na twojej drodze stanął jakiś inny mężczyzna?
G.W.: Nie, nikogo innego nie było, ale wcale się tym nie martwiłam. Nigdy nie myślałam, że mogę być sama w życiu. Po skończeniu szkoły teatralnej pojechałam do Poznania, do Teatru Nowego, którym wtedy kierowała Izabella Cywińska. I tam spotkałam Marka Sikorę, mojego przyszłego męża, który był wtedy aktorem Teatru Polskiego. Środowisko aktorskie Poznania trzymało się razem. Marek był narzeczonym mojej koleżanki. Rozstawali się i schodzili, aż wreszcie rozstali się na dobre. Marek najpierw był moim kolegą. Po roku wyjechał do Warszawy, gdzie zdał na reżyserię. Już jako jego żona pojechałam za nim.

M.M.: W nowym środowisku zaczęłaś przecierać szlaki do własnej kariery.
G.W.: Najpierw pracowałam w Teatrze Polskim pod dyrekcją Kazimierza Dejmka. Zespół aktorski liczył ponad 80 osób i nie udało mi się dostać żadnej znaczącej roli. Potem zaangażowałam się do zespołu Janusza Wiśniewskiego przy Teatrze Studio. Był to teatr silnej formy, w jakiś sposób pokrewny z ukochanymi przeze mnie pantomimą i baletem. Ale tam z kolei aktor "nie miał twarzy".

M.M.: Los więc uznał, że czas na rolę żony i matki...
G.W.: Mając 30 lat, urodziłam dziecko - w idealnym czasie, bo akurat nie miałam żadnych propozycji zawodowych. Spokojnie zajęłam się więc macierzyństwem, bez konieczności podejmowania wyborów, że coś robię kosztem czegoś.

Więcej w magazynie Feniks nr 7/05


Grażyna Wolszczak i Paweł Deląg
Potrzebujemy miłości!
Na tę premierę czekaliśmy od dwóch lat. Druga część życia Judyty, bohaterki bestsellerowych powieści Katarzyny Grocholi, na ekranach już na walentynki! JA WAM POKAŻĘ! komedia romantyczna, zachwyca dowcipem, wzrusza prawdziwymi uczuciami. Zagrają największe gwiazdy, m.in. GRAŻYNA WOLSZCZAK, PAWEŁ DELĄG. Przed nami wielkie emocje!
Zakochałam się w tym filmie - uśmiecha się Katarzyna Grochola. Czy trzeba lepszej rekomendacji? - Ekranizacja jest zgodna z duchem książki - mówi pisarka. - Z czymś, czego mi brakowało w "Nigdy w życiu". Z takim dniem codziennym, że do garnka wrzucamy marchewkę, a nie udajemy, że ta marchewka jest. A pies, który leży na fotelu, zostawia kłaki. Na ekranie dzieje się oczywiście dużo więcej. Główna bohaterka, Judyta, jest przerażona. Adam chce się z nią żenić, ale wyjechał na pół roku za granicę. Czy pozostanie jej wierny? Tymczasem nachodzi ją były mąż. Czyżby chciał wrócić? O tym marzy ich córka Tosia. Judyta nie wie, co robić. Jej świat, poukładany z takim trudem, znów się zawalił. Czy zwycięży miłość? Odpowiedź zna reżyser. Jest nim Denis Delić, Chorwat z Bośni, specjalista od scen akcji. Dlaczego właśnie on? - Ze względu na bałkańską fantazję i niemiecki rygor pracy - żartobliwie tłumaczy rzecznik prasowy. - Dzięki temu film ma w sobie oddech, a ukończono go bez ani jednego dnia spóźnienia! Ale zadecydowało coś jeszcze, jak zapewnia autorka, która zaprzyjaźniła się z reżyserem na planie - Denis doskonale rozumie kobiecą duszę.

Głównych bohaterów zagrają nowi aktorzy. W rolę Judyty wcieli się Grażyna Wolszczak. - Wybraliśmy Grażynę, bo jest naturalna, jak bohaterka książki - wyjaśnia reżyser. - I zjawiskowo piękna! Producenci "Nigdy w życiu" nie byli zainteresowani ekranizacją kolejnych powieści cyklu. Chcieli tylko odkupić od Katarzyny Grocholi prawa do postaci. "Ja wam pokażę!" zrobiła nowa ekipa. W sierpniu zeszłego roku, w czasie największych upałów, gdy temperatura dochodziła do trzydziestu stopni, w warszawskim centrum handlowym Promenada kręcono... sceny zimowe. Klienci patrzyli zdziwieni nie tylko na gwiazdy ekranu w kurtkach i kozakach, lecz także na Świętych Mikołajów.
Ale we wrześniu, gdy na tatrzańskiej łące Grażynie Wolszczak przyszło grać pannę młodą, temperatura spadła... do trzech stopni. Dla kamery miała welon i zwiewną suknię. Za to od pasa w dół - narciarskie spodnie!

Główna rola to trudna, fizyczna praca! Było dużo ciężkich momentów - zwierza się filmowa Judyta. W czasie ubierania choinki w ogrodzie Maria Niklińska, odtwórczyni Tosi, córki Judyty, spadła na ziemię. Ekipa zamarła ze strachu. Ale gdy okazało się, że wszystko jest w porządku, Cezary Pazura, który jest jej filmowym ojcem, zażartował: "Marysia urwała się z choinki!". Na początku zdjęć członkowie ekipy zakładali się, jak długo na planie wytrzyma Katarzyna Grochola. Po trzech dniach były uśmiechy, po tygodniu zdziwienie. Pisarka pojawiała się do końca! Dyskutowała z reżyserem, dbała o aktorów. Była aniołem stróżem filmu. Nawet zagrała w kilku ujęciach. Ale ostatecznie zrezygnowała z pokazania twarzy, w filmie usłyszymy tylko jej głos. Pani Katarzyna Grochola jest kochana - śmieje się Maria Niklińska. - Ma ogromne poczucie humoru i tyle optymizmu. Wysyłała na planie dużo pozytywnej energii! - Myślałam, że może, jak będę blisko, to się uda - wspomina autorka. Na początku nie podobał jej się Paweł Deląg. Ale gdy zobaczyła, jak gra, zmieniła zdanie: - Nie chciałam go, wydawało mi się, że jest za piękny. A Paweł okazał się niezwykłą postacią. Facetem, który nic nie udaje. Jest ciepły, normalny. Po prostu jest mężczyzną, który kocha kobietę dojrzałą, z córką osiemnastoletnią, która wyprawia brewerie. - Adam jest opiekuńczy, mądry, męski - mówi o swoim bohaterze Paweł Deląg. - Jest taki, za jakim tęskni każda kobieta. Miłość, o której opowiada film, daje energię i nadzieję, siłę do lepszego życia. - Inteligentna komedia romantyczna to świetna terapia - uważa Cezary Pazura. - Pokazuje kobietom, jak radzić sobie w relacjach z ludźmi. Ja dedykuję ten film mężczyznom. Panowie - miłość jest najważniejsza!

ROMAN PRASZYŃSKI współpraca KAROLINA MORELOWSKA
Dziękujemy hotelowi Intercontinental w Warszawie, ul. Emilii Plater 49, tel.+223288888, www.warsaw.intercontinental.com za pomoc w realizacji sesji. Dziękujemy klubowi RiverView Wellness Centre oraz salonowi piękności Pearl Beauty Centre, hotel Intercontinental w Warszawie, za udostępnienie wnętrz do sesji. Dziękujemy firmie La Roche-Posay za pomoc w realizacji zdjęć.
Nie wymagam od życia zbyt wiele
Judyta w ekranizacji drugiej książki Katarzyny Grocholi ma klasę Grażyny Wolszczak. Czy podbije nasze serca? Przekonajcie się same, czytając nasz wywiad z tą znakomitą aktorką.
Olivia: Dlaczego warto pójść do kina na film "Ja wam pokażę!"?
Grażyna Wolszczak: Bo opowiada historię o zwycięstwie miłości. O tym, że nawet kiedy wszystko się wydaje stracone, nie należy tracić nadziei. Nie widziałam jeszcze filmu, ale wyobrażam sobie, że dostarczy widzom wzruszeń i wywoła śmiech, jak najlepsze wzorce tego gatunku: "Pretty Woman", "Notting Hill" czy " To właśnie miłość". Sama uwielbiam te komedie romantyczne. Kocham szczęśliwe zakończenia!
O.: Ile jest pani w Judycie?
G. W.: Judytę łatwo polubić. Czytelnik trylogii Katarzyny Grocholi od początku stoi po stronie bohaterki. Śmieje się i płacze razem z nią. Naturalnie ja przejęłam cechy Judyty, a ona moje. Mówię zdaniami Judyty (czyli Kasi Grocholi), ale uzasadnienie, dlaczego to mówię, jest już moje. Twarz, ciało Judyta ma moje, więc miny i gesty też są wspólne.

Rozmawiał Artur Szklarczyk




mnie bardzo ciekawi jak poradziła sobie z rolą Judyty
A ja nie lubię tej kobiety Nie chodzi tu tylko o to, że zastąpiła Stenkę w kontynuacji NwŻ, ale ogólnie czuję do niej jakąś antypatię, od chwili gdy obejrzałam "Wiedźmina" z jej udziałem
Nie czuje do tej aktorki sympatii



Wiem, co dla mnie dobre. Grażyna Wolszczak o roli w "Ja wam pokażę"
Ona usiłuje być supermatką i supercóreczką swoich rodziców, próbuje nie skrzywdzić swojej przyjaciółki, no i do tego zaspokoić pragnienia swojego ukochanego i własne plany życiowe wobec niego. Okazuje się, że tak się nie da, że gdzieś w tym wszystkim można zagubić siebie.
Zagrała Pani główną rolę w filmie "Ja wam pokażę", który wprzyszłym tygodniu wchodzi do kin. To film o 40- -latce Judycie znanej z bestselleru Katarzyny Grocholi. W poprzednim filmie o perypetiach Judyty "Nigdy wżyciu" wystąpiła Danuta Stenka. Trudno było wejść w tę rolę po niej?

Ja nie zamierzałam się jej rolą w żaden sposób sugerować. Danuta Stenka jest absolutnie boską aktorką i wiedziałam o tym, jeszcze zanim przekonali się o tym widzowie. Konkurencja w ogóle nie wchodziła w grę, bo musiałabym się załamać. Postanowiłam się tym w ogóle nie zajmować i robić swoje.

To była ciekawa rola dla aktorki?

Rzadko kiedy aktorka może dostać taką rolę - pozwalającą jej na przejście przez wszystkie stany emocjonalne od tragedii po absolutne szczęście. Reżyser Denis Delić pięknie powiedział, że to opowieść o kobiecie, która usiłuje dogodzić wszystkim. Ona usiłuje być supermatką i supercóreczką swoich rodziców, próbuje nie skrzywdzić swojej przyjaciółki, no i do tego zaspokoić pragnienia swojego ukochanego i własne plany życiowe wobec niego. Okazuje się, że tak się nie da, że gdzieś w tym wszystkim można zagubić siebie. Bardzo dobrze rozumiem Judytę, zwłaszcza w chwilach, kiedy inni rzekomo wiedzą lepiej, co jest dla niej najlepsze.

Jeden z podstawowych konfliktów w filmie wynika z pragnienia Tosi, córki Judyty, żeby jej prawdziwy tato wrócił do łask mamy...

Na szczęście to komediaromantyczna, więc ten konflikt zarysowany jest bardzo delikatnie. Ale rzeczywiście, zwłaszcza starsi na ekranie wyrażają dość staroświeckie przekonanie, że małżeństwo powinno się sklejać na przekór wszystkiemu.

To co Judyta zobaczyła w filmowym Adamie, że chce go poślubić?

Kiedy patrzę na swoje koleżanki, zwłaszcza młodsze, ich związki wyglądają następująco: on mieszka gdzie indziej, ona mieszka gdzie indziej. Ona chce, żeby on się wprowadził, żeby był jakiś rozwój tego ich związku, a on żadnych potrzeb nie wykazuje, jemu jest fajnie i koniec. Natomiast filmowy Adam to mężczyzna o wiele fajniejszy niż mężczyzna standardowy. Przecież kiedy Judyta nieśmiało rzuca hasło "ślub", on staje na wysokości zadania i oświadcza się.

Przygoda z Judytą się skończyła, przynajmniej na razie. Czy ma Pani następne takie przygody w planach?

Gdybym marzyła okolejnych takich rolach, to przy propozycjach, jakie są w polskim kinie, już dawno zmieniłabym zawód albo popadła w głęboką depresję. Dlatego niczego nie planuję, tylko spokojnie czekam na to, co mi przyniesie los.











Jest O.K. Ciekawa jestem jak wypadła w roli Judyty, w Ja wam pokażę!".

Sprawia wrażenie sympatycznej, ale jej jako aktorki to nie lubię...
GRAŻYNA WOLSZCZAK: Życie zaczyna się po czterdziestce
Wysoka, smukła, piękna, bardzo młodo wygląda. Na spotkanie przychodzi bez makijażu. Wierzyć się nie chce, że Grażyna Wolszczak ma 47 lat, do czego przyznaje się bez mrugnięcia okiem. Jej spokój i pogoda zdają się świadczyć o tym, że jest dziś spełniona i szczęśliwa. Choć dziewięć lat temu zmierzyła się z prawdziwą życiową tragedią.
Była jedynaczką, co niosło ze sobą zarówno przywileje, jak i większe wymagania. Ale o rodzeństwie nigdy nie marzyła. Wprawdzie nie miałaby nic przeciwko starszemu bratu, lecz wystarczyło popatrzeć na koleżanki mające młodsze rodzeństwo, by zorientować się, jak bywa ono męczące. - W sumie moje dzieciństwo było bardzo normalne. Nie znam jednak nikogo, kto nie wyniósłby z niego jakiejś traumy. Gdy teraz staram się obiektywnie spojrzeć na siebie jako na matkę, widzę, że również popełniam błędy i dużo jest nie tak. Ale się staram!

Szukanie pomysłu

Po ogólniaku złożyła papiery na psychologię, lecz się nie dostała. Na szczęście, nie były to te wymarzone studia? - Wtedy jeszcze nie miałam pomysłu ani na siebie, ani na życie. Aż przyszła miłość od pierwszego wejrzenia do Teatru Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. Spektakle wydawały mi się jak z bajki, ale sam teatr stanowił coś absolutnie nieosiągalnego? Mimo to, namówiona przez bardziej przedsiębiorczą koleżankę, pojechała do Wrocławia. I grała u Tomaszewskiego! Wprawdzie drugoplanowe zapełniacze, ale zawsze. Ta przygoda trwała zaledwie pół roku. Drugie pół, przed egzaminami do PWST, spędziła na deskach teatru w Wałbrzychu, gdzie dyrektor zatrudnił ją "z marszu". - To właśnie jest cenne w młodości, że pomimo różnych niepowodzeń mamy mniejszą tremę przed życiem i mniejszą wyobraźnię, że coś może się nie udać. Pewnie właśnie dlatego od razu dostałam pracę. Tyle że znów nie zdążyłam zagrać nic specjalnie ciekawego. Widać na tyle otarła się o teatr, by bez problemów zdać do szkoły teatralnej w Warszawie. - Niestety, gdy robiliśmy dyplomy, trwał stan wojenny i aktorski bojkot. Próbowałam zatrudnić się u dwóch dyrektorów i nic. Ale gdy zrezygnowałam już z dalszych prób, zgłosił się po mnie Teatr Nowy z Poznania, w osobie reżysera Janusza Wiśniewskiego. Mimo obaw zostawiłam Warszawę i trafiłam do wspaniałego zespołu z fantastycznymi aktorami, równie fantastyczną dyrektor Izabelą Cywińską i cudowną atmosferą. W tych czasach to teatr nobilitował aktorów, dawał im uznanie i popularność. Dla Grażyny był najważniejszą ze sztuk. Toteż reżyser "Nad Niemnem", Zbigniew Kuźmiński, który przyjechał do Poznania specjalnie do niej, proponując, by zagrała główną rolę, usłyszał: "Nie mogę, bo wyjeżdżam z teatrem na miesiąc do Londynu i do Edynburga!". To było oczywiste.

Koniec świata

Grażyna zaczęła dostawać mniejsze i większe role w filmach. Wyszła za mąż za reżysera teatralnego Marka Sikorę, urodził się im synek Filip. Minęło kilka spokojnych lat i nagle wydarzyła się tragedia: mąż aktorki zmarł na wylew. A przecież był młodym, zdrowym człowiekiem! - Na szczęście miałam dziecko, więc nie mogło być mowy o żadnym końcu świata. Nasz syn miał zaledwie 7 lat! Załamałam się, kompletnie nie wiedziałam, co będzie dalej, ale rozumiałam, że jakieś "dalej" być musi. Nie było innego wyjścia. A jak nie ma wyjścia, to trzeba sobie dać radę. Więc pracowałam normalnie przez cały czas. Teraz, po latach, mam wrażenie, jakby to zdarzyło się komuś innemu, jakby to był film, który kiedyś obejrzałam. Świetnie wszystko pamiętam, ale to tylko pamięć emocji, samo wydarzenie już znalazło się w pewnej odległości. Głęboko wierzę, że cierpienie każdemu jest do czegoś potrzebne, stanowi wręcz część składową człowieczeństwa.

Nowa rodzina

Po śmierci męża Grażyna przez kilka lat była tylko z synkiem. Wiele osób bardzo się temu dziwiło. Ale ona wiedziała, że nie będzie wiecznie sama. W samotne święta i sylwestry niecierpliwiła się, jak długo jeszcze będzie czekać na tę swoją drugą szansę. I pojawił się Cezary Harasimowicz. Scenarzysta, pisarz. Wprawdzie znali się już od ponad dwudziestu lat, spotykali się przy różnych okazjach towarzyskich i zawsze świetnie im się rozmawiało, ale to było wszystko. Do chwili gdy, zachwyciwszy się Grażyną na okładce jednego z miesięczników, Cezary przysłał jej SMS z pozdrowieniami. Odpowiedziała. Po krótkiej wymianie SMS-ów umówili się na spotkanie. Tak zaczęła się wielka miłość i wspólne, zupełnie nowe życie. - Strasznie dużo nas łączy. Zawsze mamy ze sobą o czym pogadać. Poza tym oboje jesteśmy "skowronkami", które wstają wcześnie rano, a potem słuchają sobie razem radia. Lubimy zasiąść przy stole do niedzielnego obiadu z dziećmi: moim Filipem i córkami Cezarego. Obydwoje też doceniamy małe radości i uważamy, że nie warto przejmować się głupotami. No i tak dobrze się trafiło, że mamy podobny gust estetyczny. W sumie jesteśmy kompletnie nudną parą, prowadzącą wspaniale zwyczajne, nudne życie bez większych sensacji. Ale trzeba dojrzeć, by to docenić! Rodziną także są chyba "nudną". Dzieci, czyli 16-letni syn Grażyny i dwie córki Cezarego, akceptują się bez zastrzeżeń. Gdyby nie to, że każde z nich jest w innym wieku, może by się nawet zaprzyjaźnili. - A Filip z Czarkiem mają bardzo podobne poczucie humoru i własny język, który sobie wypracowali.

Ewa Kosińska

Cały artykuł przeczytasz w Claudii 10/2005


JA WAM POKAŻĘ
premiera z Wolszczak i Delągiem 13-02-2006



Na tę premierę czekaliśmy 2 lata. Druga część życia Judyty, bohaterki powieści Katarzyny Grocholi, na ekranach już w Walentynki!

Uroczysty pokaz miał miejsce w warszawskim kinie Relax. Nie mogło zabraknąć aktorów grających w filmie: Grażyny Wolszczak, Pawła Deląga, Marysi Niklińskiej, Cezarego Pazury, Waldemara Błaszczyka, Bartosza Obuchowicza.

- Zakochałam się w tym filmie - mówi Katarzyna Grochola. - Ekranizacja jest zgodna z duchem książki. Z czymś, czego mi brakowało w "Nigdy w życiu". Z takim dniem codziennym, że do garnka wrzucamy marchewkę, a nie udajemy, że ta marchewka jest. A pies, który leży na fotelu, zostawia kłaki.

"Główna bohaterka, Judyta, jest przerażona. Adam chce się z nią żenić, ale wyjechał na pół roku za granicę. Czy pozostanie jej wierny? Tymczasem nachodzi ją były mąż. Czyżby chciał wrócić? O tym marzy ich córka Tosia. Judyta nie wie, co robić. Jej świat, poukładany z takim trudem, znów się zawalił. Czy zwycięży miłość?"








"Ja wam pokażę!": Grochola rządzi!
13.02.2006 13:03
W miniony piątek, 10 lutego, na ekranach kin zadebiutowała ekranizacja książki Katarzyny Grocholi "Ja wam pokażę!" w reżyserii Denisa Delicia. Losy Judyty i Adama przyciągnęły przez weekend blisko trzysta tysięcy widzów (295 052). To zdecydowanie więcej niż pierwszy film oparty na prozie pisarki - "Nigdy w życiu!", który podczas pierwszego weekendu obejrzało ponad 230 tysięcy widzów.

Fani Judyty przekonali się do nowych odtwórców głównych ról i masowo ruszyli do kin. Bilety na weekendowe pokazy rozeszły się szybko, a przed nami jeszcze Walentynki, w które, jak wiadomo, nie wypada nie iść do kina!

Grochola jeszcze przed premierą chwaliła film i aktorów. Ci zaś odżegnywali się od porównań z Danutą Stenką i Arturem Żmijewskim, choć nie kryli tremy.

Paweł Deląg mówił w wywiadach: "Ryzyko i oczekiwania są ogromne. Nie unikniemy porównań. Ja mam szczęście uczestniczyć w projektach, którym stawia się wysoko poprzeczkę. Tak, że przyzwyczaiłem się dostawać po głowie".

Grażyna Wolszczak, z właściwym sobie ciepłem, jeszcze przed premierą podsumowała kinowe starcie polskich komedii romantycznych: "Producenci po to robią filmy, żeby na nich zarabiać. Ja jednak patrzę na to inaczej. Pragnę, aby obu filmom się udało i okazały się wielkimi sukcesami!".

Twórcy "Ja wam pokażę!" z sukcesem muszą się pogodzić już dzisiaj. Jak widać - Grochola rządzi!

(INTERIA.PL)


Niestety, Wolszczak nie dorównuje Danucie Stence ani pod względem talentu aktorskiego ani wyglądu. Czegoś mi w niej brakuje. Poza tym nie ukrywam, że po raz pierwszy o niej usłyszałam przed premierą "Ja wam pokażę". To chyba jakaś mniej znana aktorka Nie wyobrażam sobie w roli Judyty kogoś innego niż piękna, utalentowana i pełna wdzięku i kobiecości Danuta Stenka. Ta Wolszczak może sprawdzać się w rolach drugoplanowych (chyba takie grała, choć ja widzę ją pierwszy raz w życiu) ale nie może nawet marzyć o tym, aby konkurować z Danutą Stenką
Kożuchowska w duecie z Krzywym

Znane Panie zaśpiewały największe hity DE MONO. Małgorzata Kożuchowska wykonała ZOSTAŃMY SAMI, Izabela Kopeć - BEZ PRZEBACZENIA, Monika Jarosińska - WSZYSTKO NA SPRZEDAŻ, JOANNA LISZOWSKA - STATKI NA NIEBIE. Wokalnie wspomagał je wokalista DE MONO - Andrzej Krzywy.

Impreza odbyła się w warszawskim Kino-Teatrze BAJKA pod hasłem WALENTYNKI Z DE MONO. Zespół kończy obecnie pracę nad nowym albumem, który ukaże się 21 marca.

Tego dnia uczuć nie kryli Grażyna Wolszczak z Cezarym Harasimowiczem i Joanna Liszowska z Tadeuszem Głażewskim. Zakochane pary nie szczędziły sobie pocałunków.






'Ja wam pokażę! ' już w kinie!

Judyta i Adam bardzo się kochają, jednak codzienność daje o sobie znać.
Tosia lada dzień skończy osiemnaście lat i właśnie "odbezpieczyła zapalnik w bombie hormonalnej" , co wywołuje konflikty z Adamem.
Mimo problemów Judyta i Adam planują się pobrać. Tyle, że romantyczny ślub na Seszelach też zdaje się ulatywać w niebyt: paszport Judyty stracił ważność, a Naczelny chce wprowadzić w redakcji duże zmiany.
Najgorsze jednak dopiero nadchodzi: Adam otrzymuje propozycję wyjazdu do USA na półroczne stypendium.
Kiedy wyjeżdża, Judyta ogromnie tęskni, ale z zaskoczeniem spostrzega majaczącą na horyzoncie sylwetkę Eksia. To sprawka Tosi, która wymogła na matce obietnicę, że cała rodzina spędzi wspólnie 18. urodziny dziewczyny, wypadające akurat w Wigilię. Marzeniem Tosi jest, by rodzice połączyli się ponownie.
Na domiar złego Judyta zaczyna podejrzewać, że Adam w dalekich Stanach znalazł sobie pocieszycielkę...

Filmową wersję pierwszej książki serii - "Nigdy w życiu" Ryszarda Zatorskiego, obejrzało 1,6 miliona widzów (ósme miejsce wśród najbardziej kasowych polskich filmów po 1989 roku!). Powstanie kolejnej filmowej opowieści o losach Judyty i Adama było więc tylko kwestią czasu.

Scenariusz "Nigdy w życiu" napisała Ilona Łepkowska, do pracy zaś przy "Ja wam pokażę!" zasiadła sama Katarzyna Grochola.

...inna obsada

Obsada filmu zmieniła się niemal całkowicie. Filmowym Adamem został Paweł Deląg, Tosią - Maria Niklińska, Eksia zagrał Cezary Pazura, a Ulkę - Agnieszka Pilaszewska. Spośród nowych bohaterów warto wymienić przede wszystkim Ciotkę Hanię, którą gra dawno nie widziana na dużym ekranie Hanka Bielicka.
Te z miłośniczek filmu "Nigdy w życiu" , które pokochały Artura Żmijewskiego w roli Adama, z pewnością pokochają także innego filmowego przystojniaka, który gra tę rolę w "Ja wam pokażę!" - Pawła Deląga.

Zapraszamy do kin!












Walentynki gwiazd


Grażyna Wolszczak
Z „przeglądem sportowym” w tle
Miałam 21 lat. Dostałam angaż w teatrze w Poznaniu. Mieszkałam w teatralnym mieszkaniu z pewnym znanym aktorem. On w kuchni, ja w pokoju. Zastanawiałam się, czy moglibyśmy być razem. Umówiliśmy się na randkę. Szliśmy ulicą. Gdy przechodziliśmy obok kiosku Ruchu, mój potencjalny chłopak kupił gazetę „Przegląd Sportowy”. Jak tylko ją kupił, od razu zabrał się do czytania. Zapomniał o całym świecie i o mnie również. Dreptałam trzy kroki za nim, jak pies na smyczy za swoim panem, i zastanawiałam się, co to za facet, który umawia się na randkę, a potem czyta gazetę. Gdybym wtedy sobie poszła, to on by moją nieobecność zauważył najwcześniej po 15 minutach. Stwierdziłam, że nic z tego nie będzie. On próbował jeszcze przez jakiś czas umówić się ze mną ponownie, ale ja dałam sobie spokój. Na naszej wspólnej przyszłości zaważył „Przegląd Sportowy”.


Grażyna Wolszczak

Sztuka? to marzenie

Mówi Grażyna Wolszczak

Po czterdziestce aktorki zwykle narzekają na brak zawodowych propozycji. Tymczasem dla pani to chyba szczęśliwy czas: od trzech lat jest pani Basią w popularnym serialu "Na Wspólnej", teraz zaś gra pani główną rolę w drugiej części przeboju Katarzyny Grocholi.

Grażyna Wolszczak : Dla mnie niemal każdy czas był szczęśliwy, bo nie jestem malkontentką i bardzo rzadko miewałam poczucie, że coś w moim życiu dzieje się nie tak. Ale teraz rzeczywiście osiągnęłam stan przyjemnej równowagi: poukładały się zarówno moje sprawy zawodowe, jak i osobiste.

Przyzwyczaiła się pani do statusu osoby znanej?

Powoli przestaję się dziwić, że ktoś chce ze mną zrobić wywiad. Polubiłam to, że ludzie zaczęli się do mnie uśmiechać na ulicy, że kasjerka w supermarkecie mnie rozpoznaje. To mi dodaje pewności. Potrafię na przykład dobrze znieść casting. Niczego nie udaję, jestem sobą. Umiem sobie powiedzieć: "Chcą mnie taką, proszę. Nie - nie szkodzi".

A była pani gotowa psychicznie na popularność, którą przyniosła rola w telenoweli "Na Wspólnej"? Razem z narzeczonym, scenarzystą Cezarym Harasimowiczem, należycie dziś do par, których zdjęcia najczęściej pojawiają się w kolorowej prasie.

Widziałam numer polskiej edycji "Forbesa" z czołówką najbardziej wziętych aktorów. Zajmowałam tam mniej więcej dwudziestą pozycję, ale byłam na trzecim miejscu pod względem obecności w prasie, co dziennikarze tego pisma przeliczyli na pieniądze. Według nich powinnam brać 600 tys. zł za udział w reklamie i 10 - 15 tys. za prowadzenie imprezy. No, to zapraszam! A poważnie: Życie uodporniło mnie na zawroty głowy. Ludzie się czasem dziwią, że mi nie odbiło. A dlaczego miałoby odbić? Nakręcił się ostatnio jakiś mechanizm, który wywindował mnie w górę. Ale wystarczy przyjrzeć się karierom uczestników "Big Brothera", żeby zrozumieć, jak on działa. I jak bardzo taka sława jest krucha.

Czy pani dzisiejszy stosunek do świata zbudowały wcześniejsze doświadczenia?

Doświadczenia zawsze budują, a ja dostałam od Pana Boga umiejętność przystosowywania się do sytuacji i wyciągania wniosków.

Podjęła pani kilka odważnych decyzji. Trzeba być bardzo zdeterminowanym, żeby - mając 19 lat - zostawić rodzinę i wyjechać do innego miasta.

Wyjazd do Wrocławia, do pantomimy Henryka Tomaszewskiego, był pretekstem, żeby ruszyć w świat. Po maturze nie zdałam na psychologię, a na Wybrzeże przyjechał właśnie Tomaszewski. Dla mnie to było odkrycie, ale sama nigdy nie odważyłabym się marzyć o tańcu. To przyjaciółka namówiła mnie na taki szalony krok. Bezpretensjonalność młodości bywa nieprawdopodobna. Po prostu pojechałyśmy do Wrocławia, zjawiłyśmy się w teatrze, powiedziałyśmy dzień dobry i spytałyśmy czy możemy zostać jako adeptki. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego Tomaszewski nas przyjął. Ale to było pół roku absolutnego szczęścia. Potem uczciwie mi powiedział, że nigdy wybitną tancerką nie zostanę. Wtedy wymyśliłam sobie aktorstwo.

Pantomima dała chyba jednak pani poczucie własnego ciała.

To prawda, Tomaszewski nauczył mnie myśleć o formie. I to mi się potem bardzo przydało, kiedy już zdałam do szkoły teatralnej.

W pani życiu było chyba dużo przypadków. Angaż w Poznaniu był jednym z nich?

Pojechałam do Poznania na zastępstwo. Janusz Wiśniewski opowiada, jak przyszedł do szkoły teatralnej zrozpaczony, bo zagraniczny kontrahent miał obejrzeć "Koniec Europy", a jemu rozchorowała się aktorka. Zobaczył mnie w szkolnym bufecie i pomyślał, że mu pasuję. Spytał: "Która godzina?", a ja odpowiedziałam swoim niskim głosem: "Wpół do czwartej". Wystarczyło. Następnego dnia siedzieliśmy w pociągu do Poznania. A przygoda, która miała trwać dwa tygodnie, przeciągnęła się do trzech i pół roku. Dużo grałam, m.in. Irinę z "Trzech sióstr". Znów miałam szczęście, bo z absolwentami szkół teatralnych różnie bywa. Dwie najzdolniejsze dziewczyny z mojego roku kompletnie przepadły jako aktorki. Dla mnie teatr Wiśniewskiego - teatr silnej formy - był idealny. Zwłaszcza że nie interesowało mnie gwiazdorstwo. Traktowałam aktorstwo jak misję, podobała mi się praca zespołowa i myśl, że jest się "służebnicą sztuki". A jednocześnie to był jeszcze okres, gdy ludzie chodzili do teatru i aktorzy byli dla nich ważni. Ocierałam się więc o sztukę, ryzykowałam, ale wiedziałam, że jak spadnę, to z wysokiego konia.

To dlaczego przeniosła się pani do Warszawy?

Wyszłam za mąż, a mój mąż dostał się na warszawską reżyserię. W Warszawie było ciężko, ale w najgorszym momencie, gdy w ogóle nie miałam pracy, zaszłam w ciążę i urodziłam dziecko. To mnie pewnie uratowało przed frustracją. Synek dał mi nieźle w kość - trzy lata nie spałam, naprawdę miałam co robić. Mój mąż odnosił sukcesy, ja mu kibicowałam. Potem zaczęłam znów pracować, wygrywałam jakieś castingi, niestety, trafiałam do bardzo złych filmów. Dopiero "Gry uliczne" Krzysztofa Krauze okazały się ważne i wartościowe.

Film zebrał bardzo dobre recenzje, pani stała się znana, ale następnych propozycji to nie przyciągnęło.

Tak w moim zawodzie bywa. Nie wiem, jak to wszystko działa, ale zdarza się, że dobre role i nagrody negatywnie wpływają na karierę aktora, tworząc wokół niego dziwny mur. Jednak "Gry..." i tak były dla mnie wspaniałym doświadczeniem, podobnie jak współpraca z Krzysztofem Krauzem. Kiedy człowiek ma szansę wystąpić w takim filmie, to wie, po co został aktorem.

Kiedy przyszedł w polskim kinie czas superprodukcji, udało się pani dostać rolę w "Wiedźminie". To wtedy pierwszy raz zakosztowała pani popularności?

Ta ekranizacja rzeczywiście wywołała wiele emocji. Wszyscy chcieli wiedzieć, kto będzie w tym filmie grał, a kiedy podano obsadę, mój agent odkrył, że strony internetowe z moim nazwiskiem były ogromnie często odwiedzane. W tamtym czasie wyprzedzał mnie tylko "Klan".

Ostatnio telewidzowie znają panią jako Basię z "Na Wspólnej". Lubi pani występy w telenoweli?

Mam do nich ambiwalentny stosunek. Z jednej strony, serial to rutyna, taka nużąca codzienność. Po jakimś czasie za bardzo przyzwyczajasz się do ludzi i do swojej postaci: rola przestaje cię mobilizować do wymyślania czegoś nowego. Stajesz się serialowym półproduktem, nie aktorem. Z drugiej strony, to stała praca i miłość widzów - tego nie można nie doceniać.

Czy nie miała pani obaw, że tasiemiec zwiąże panią z telewizją, że odwrócą się od pani reżyserzy filmowi?

A proszę mi dziś pokazać aktorów, którzy nie grają w serialach? Ilu ich jest? Problem polega na czym innym. Są seriale, w których daje się zbudować bardzo ciekawe postacie. Ale też coraz więcej pojawia się na ekranie telenowel prawie niczym się od siebie nieróżniących. Włączam telewizor i widzę odcinek serialu, którego bohaterka mówi moim tekstem z "Na Wspólnej". "Jak myślisz? Co się stało? Może porozmawiamy?".

Najnowsze pani filmowe dziecko to Judyta z drugiej części ekranizacji powieści Katarzyny Grocholi. Jest pani przygotowana na jeszcze większą popularność?

Przede wszystkim przygotowałam się do ciężkiej pracy. Pierwszy raz gram w filmie rolę komediową i to na dodatek główną. Poza tym Judyta jest dla mnie sporym wyzwaniem, bo jest zupełnie inna niż ja. Niezrównoważona, roztrzepana, w lodówce zostawia wiertarkę i ciągle coś przypala na kuchence.

Nie boi się pani, że widzowie będą pani rolę porównywać do kreacji Danuty Stenki?

Nie mogę o tym myśleć. Nie chcę grać tej samej osoby. Danusia jest inna niż ja, inaczej się rusza, inaczej się śmieje. Ja jako Judyta nawet włosy będę miała inaczej uczesane.

"Ja wam pokażę" to znów kino komercyjne. A co ze sztuką?

To marzenie. Na przykład bardzo chciałabym pracować z Krzysztofem Warlikowskim. Wiem, że to pół roku życia w psychodramie, ale dla takiego spotkania poświęciłabym swój spokój, który tak wysoko cenię.

Czy dzisiaj czuje się pani silniejsza niż wtedy, gdy jako dziewiętnastolatka wyjeżdżała pani z Gdańska do teatru Tomaszewskiego?

I tak, i nie. Kiedyś nie bałam się niczego. Miałam takie poczucie, że nic złego nie może mi się stać. Dzisiaj wiem, że wszystko może się zdarzyć. Ale dawałam sobie radę w tylu sytuacjach, że niewiele mogłoby mnie złamać. A poza tym choć na co dzień przypominam Anię z Zielonego Wzgórza, ciągle mam w sobie coś ze Scarlet O'Hary, która mówi: "Teraz o tym nie myśl, może jutro."

Co jest dla pani najważniejsze?

Równowaga. Mieć pracę i kogoś, kogo się kocha. Ale tu też sporo sobie zawdzięczam, bo nie przegapiłam Czarka, nie pozwoliłam mu przejść obok i pójść dalej.

Czego dziś oczekuje pani od życia?

Żeby było tak, jak jest.

Rozmawiała Barbara Hollender
Rzeczpospolita
14 października 2005


Do niczego w życiu nie dąży po trupach. Po dyplomie w warszawskiej PWST wyjechała do Poznania, gdzie w Teatrze Nowym współpracowała m.in. z Izabellą Cywińską i Januszem Wiśniewskim. Po powrocie do Warszawy związała się z Teatrem Polskim, a wreszcie trafiła do Rozmaitości. W kinie pierwszą ważną rolę zagrała w "Grach ulicznych" Krzysztofa Krauzego. Dziś jest aktorką bardzo zajętą. Gra w serialu "Na Wspólnej", wkrótce widzowie poznają ją jako Judytę w drugiej części "Nigdy w życiu" - "Ja wam pokażę!".

(c) ADAM JAGIELAK











artykuł z czerwca 2005 z Expressu Łódzkiego



Artykuł z sierpnia 2005 z Expressu Łódzkiego



Artykuł z września 2005 z Expressu Łódzkiego



Artykuł z października 2005 z Expressu Łódzkiego


Podlotków już grać nie mogę

- Aktor, kiedy schodzi z planu, nie ma już nic do gadania, a film jest składową wielu elementów - mówi aktorka GRAŻYNA WOLSZCZAK.

«Urodziła sie (1958) i wychowała w Gdańsku. Jest absolwentką warszawskiej szkoły teatralnej. Pierwszy angaż dostała w Teatrze Nowym w Poznaniu. Obecnie grywa w warszawskich teatrach: "Scena Prezentacje" i "Syrena". W filmowym dorobku ma m.in. role w "Grach ulicznych" i "Wiedźminie". Od czterech lat w serialu "Na Wspólnej" gra Basię Brzozowską.

Małgorzata Kroczyńska: - Kiedy padła propozycja zagrania głównej roli w komedii romantycznej "Ja wam pokażę", długo się pani zastanawiała na jej przyjęciem?

Grażyna Wolszczak: - W ogóle się nie zastanawiałam, bo rzadko się zdarza okazja zagrania głównej roli w polskim filmie. Mnie zresztą zdarzyło się to po raz pierwszy, więc tym bardziej propozycja była kusząca.

- Pytam o to w związku z tym, że film jest ekranizacją drugiej już książki Katarzyny Grocholi, kontynuacją "Nigdy w życiu". Ten pierwszy obraz był wielkim hitem i pewnie nie uniknie pani porównań z Danutą Stenką, która w nim zagrała główną bohaterkę Judytę?

- Gdybyśmy o tę rolę rywalizowały, mogłabym mieć wątpliwości, ale w momencie, kiedy Danusia propozycji nie przyjęła, sytuacja była czysta i już nic miałam tego dylematu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że porównania będą, ale to jest chyba nieuniknione.

- Czy dotąd z braku głównych ról miała pani poczucie zawodowego niespełnienia?

- Nie. Generalnie wyznaję taką filozofię zgody na życie, cieszenia się z tego, co jest, co los przynosi. Poza tym zawsze miałam co robić, grałam, więc to nie jest tak, jak sugerowało jedno z kolorowych pism, że byłam w cieniu i teraz z niego wychodzę.

- Judyta z "Ja wam pokażę" jest matką dorastającej córki. Matkuje pani też i to trójce dzieci w serialu "Na Wspólnej". Nie boi się pani takiego zaszufladkowania?

- To mi nie przeszkadza Mam tyle lat, ile mam i podlotków już grać nie mogę. W moim wieku rola matki jest naturalna, poza tym Judyta przecież nie ogranicza się tylko do matkowania, jest także kochanką.

- Bo "Ja wam pokażę" to historia kobiety dojrzałej, która uważa, że zawsze jest dobry czas na miłość, wiek nie ma znaczenia. Co łączy panią z Judytą?

- Właśnie to, o czym pani powiedziała. Też myślę, że nigdy nie jest za późno, żeby zmieniać coś w swoim życiu w różnych jego aspektach, w pracy, w miłości. Wciąż trzeba dążyć do szczęścia, do satysfakcji.

- Często jest pani obecna w różnych kolorowych pismach i opowiada o swoim związku z Cezarym Harasimowiczem (współscenarzystą "Ja wam pokażę" - dop. red.). Nie zależy pani na zachowaniu prywatności?

- Myślę, że moje życie nie jest sensacyjne, skandalizujące, nie mam nic

do ukrycia Jeśli kogoś to interesuje, to proszę bardzo, nie przeszkadza mi to.

- Jako mama dorastającego syna przeżywa pani takie same dylematy, jak Judyta ze swoją córką?

- Moje siedemnastoletnie dziecko jest bardzo tolerancyjne, nie ma pomysłów na moje życie, w przeciwieństwie do mojej filmowej córeczki Tosi, i nie ma też takiej jak ona potrzeby, żeby szybko wkraczać w świat dorosłych.

- "Ja wam pokażę" będzie hitem, ludzie to "kupią"?

- Nie mam żadnych oczekiwań. Aktor, kiedy schodzi z planu, nie ma już nic do gadania, a film jest składową wielu elementów. Bardzo dużo zależy na przykład od montażu. I w przypadku "Ja wam pokażę", kiedy zobaczyłam film pierwszy raz, pomyślałam, że ja bym to zmontowała dynamiczniej.

- Uroda, świetna kondycja, nienaganna sylwetka. Kobiety mają czego zazdrościć Grażynie Wolszczak. Zdradzi im pani swoją receptę na zachowanie takiego image'u?

- Ja wierzę w ruch i pozytywne myślenie. Człowiek chory nie może dobrze wyglądać, żeby być zdrowym - trzeba się dobrze odżywiać i się ruszać. I dobrze jest nie być skwaszonym, bo to też urody nie przydaje. Trzeba się cieszyć życiem, choć zdaję sobie sprawę, że to nie jest takie proste.»

"Podlotków już grać nie mogę"
Małgorzata Kroczyńska
Nowa Trybuna Opolska nr 36/11-12.02
13-02-2006
wywiad z expresu ilustrowanego str 28 i 29 w form. PDF
http://egazeta.express.lo...lendarzDzien=03
Moim skromnym zdaniem Danuta Stenka była o wiele lepszą Judytą niż ta w wersji Grażyny Wolszczak
No tak, tylko Danuta Stenka uchodzi za jedną z najlepszych polskich aktorek w ogóle. Grażyna Wolszczak beznadziejną aktorką nie jest, ale jednak nie prezentuje aż takiej klasy jak pani Stenka.
Wolszczak na wybiegu

To był prawdziwie gwiazdorski pokaz. Na wybiegu pojawiły się wyłącznie aktorki.

W warszawskim Hotelu Sobieski Olsen przedstawił swoje propozycje na wiosnę/lato 2006. Ubrania zaprezentowały Grażyna Wolszczak, Anna Samusionek, Izabela Trojanowska, Małgorzata Socha, Anna Dereszowska, Sylwia Wysocka, Jolanta Mrotek, Justyna Sieńczyłło i Magda Wójcik.

Wszystkie Panie swoje wynagrodzenie za udział w pokazie przekazały na akcję "Cała Polska Czyta Dzieciom".

Bankiet przygotowany został pod czujnym okiem mistrza - Roberta Sowy. Całość poprowadził Laura Łącz, która jednocześnie była organizatorem imprezy.









Staram się cieszyć tym co mam - rozmowa z Grażyną Wolszczak

Jak się Pani czuje w blasku fleszy?
Mam cierpliwość. Zdaję sobie sprawę, że jest to częścią składową tego zawodu i tak też to traktuję. Nie jest to jakoś specjalnie uciążliwe.

„Grażyna Wolszczak jest uroczą, ciepłą, wspaniałą kobietą, na dodatek piękną, co jest troszkę wadą”. Kto to powiedział, jak Pani myśli?
Nie mam pojęcia. Skąd mogę wiedzieć?.

Powiedziała to Katarzyna Grochola...
Acha..

...w rozmowie ze mną w maju ubiegłego roku kiedy trwało kompletowanie obsady do „Ja wam pokażę!”. Czy pamięta Pani pierwsze spotkanie z Katarzyną Grocholą?
Oczywiście. Były to urodziny Kasi, na które zostałam zaproszona jako osoba towarzysząca Cezaremu Harasimowiczowi.

Znała Pani wcześniej jej twórczość?
Tak, czytałam już „Nigdy w życiu” i bardzo dobry tom opowiadań pt. „Podanie o miłość”.

Po „Wiedźminie” wielbiciele prozy Sapkowskiego wypomnieli Pani nieznajomość jego twórczości. Czy to prawda, że przed zdjęciami do „Ja wam pokażę!” nie rozstawała się Pani z książką Grocholi?
Nie z książką, tylko ze scenariuszem. I nie chodzi o to, że chodziłam ze skryptem pod pacha. Po prostu to luksusowa sytuacja, kiedy aktor wie na pół roku przed zdjęciami, że będzie grał w filmie. W związku z tym czyta się scenariusz wiele razy, zagląda się do niego, rozmawia się o nim i myśli. I gdzieś ta postać sama się układa aktorowi w głowie i w ciele.

Jak trafiła Pani do „Ja wam pokażę!”?
Z castingu. Aktorzy „Nigdy w życiu” nie zdecydowali się wziąć udziału w „Ja wam pokażę!” i dlatego ogłoszono zdjęcia próbne na role Judyty, Adama i Tosi.

W jaki sposób odebrała Pani postać Judyty po pierwszej lekturze scenariusza? Od razu się Pani spodobała?
Trudno nie lubić tej postaci.

Powiedziała Pani w jednym z wywiadów, że potrafi Pani na planie swoje pomysły przeforsować, ale ostatnie zdanie ma reżyser. Jak dużo swoich sugestii wniosła Pani do tej postaci?
Wniosłam siebie, swoją energię. Z rozwiązaniami poszczególnych sytuacji, różnie bywa. Mogę mieć swoje pomysły, ale decyduje reżyser. Wiele zależy też od partnera. Film jest pracą zbiorową.
Po premierze „Wiedźmina”, wyznała Pani, że bardzo identyfikuje się z Yennefer zwłaszcza jeśli chodzi o burzliwy charakter i jej dojrzałość. A jakie cechy łączą Panią z Judytą?
Judyta jest postacią, z którą każda kobieta może się zidentyfikować Od razu staje się bliska.

Gdyby miała Pani porównać, jak się gra z Michałem Żebrowskim, a jak z Pawłem Delągiem i Cezarym Pazurą?
Nie chciałabym porównywać, bo to są kompletnie inne osobowości. Mają swoje zalety i wady jak każdy. Ale ja nigdy nie skupiam się na wadach, tylko szukam najlepszej drogi do współpracy.

Jaka panowała atmosfera na planie „Ja wam pokażę!”?
Wszystkim zależało na tym żeby zrobić dobry film. I wszyscy ciężko na to pracowali. Na szczęście nie brakowało poczucia humoru. To bardzo ważne umieć się śmiać. Także z siebie.

Po „Wiedźminie” narzekała Pani, że propozycje aktorskie się nie posypały. Czy teraz po „Ja wam pokażę!” nastąpi zwrot w Pani karierze i będzie Pani mogła przebierać w ofertach?
Nie narzekałam bo nie spodziewałam się, że „Wiedźmin” będzie jakimś przełomem w moim życiu W tym zawodzie nie ma żadnych reguł, nie ma żadnych prawidłowości. Staram się cieszyć tym co mam.

Po premierze „Ja wam pokażę” powiedziała Pani, źe teraz właśnie wychodzi z cienia...
To nie ja powiedziałam, tylko dziennikarz.

Uważa się Pani za gwiazdę pism kolorowych, ale chciałaby być Pani prawdziwą gwiazdą, prawda?
Nie jestem żadna gwiazdą! Czasem ktoś mnie kreuje na gwiazdę, ale ja buntuję się przeciw temu. Gwiazdą j to jest Krystyna Janda.. Powtórzę za Markiem Perepeczką, który w ostatnim swoim wywiadzie, na dziennikarki: „Pan jest sławny”, odpowiedział: „Ja? Ja nie jestem sławny, ja jestem tylko popularny!” To duża różnica.

W wywiadach zawsze Pani mówi, że nie ma wymarzonej roli, którą chciałaby zagrać, nie wybiega Pani w przyszłość. Nie ma więc Pani planu swojej kariery aktorskiej...
Nie, nie!

...z kryteriami dotyczącymi wyboru ról?
Nie. Gdybym miała tych ról w nadmiarze oczywiście musiałabym coś wybrać a coś odrzucić. Myślę, że to nie byłoby takie trudne. Wystarczy przeczytać, a już wiadomo czy coś jest pociągające i na ile w danym projekcie. Rzeczywiście nigdy nie zajmowałam się swoją karierą i nawet zazdrościłam koleżankom, które tak jak Kasia Figura potrafiły wziąć swoje kasety demo pod pachę i wyruszyć w świat, żeby je komuś pokazać. Nigdy nie przyszło mi do głowy żeby zrobić coś takiego, a gdyby nawet przyszło nie wiedziałabym jak się za to zabrać.
Jest Pani wszechstronną aktorką. Występuje Pani w teatrze, gra Pani w serialach, filmach fabularnych. Niektórzy aktorzy omijają teatr...
Nie, nie wierzę w to. To są różne strony tego samego zawodu. Teatr jest fantastyczny.

Nazwała Pani paradoksem fakt, że utalentowani, czasem nagradzani aktorzy nie otrzymują dobrych propozycji...
No tak, dlatego mówię, że nie ma tutaj żadnej prawidłowości.

Sądzi Pani, że rywalizacja między „Tylko mnie kochaj” i „Ja wam pokażę!” o jak największą oglądalność, pojedynek o widzów sprawią, że sytuacja w polskiej kinematografii się zmieni? Będą jeszcze lepsze scenariusze i świetnie napisane role dla dobrych aktorów?
Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że fakt, iż dwa filmy, które miały premierę na początku tego roku zyskały tak ogromną widownię, zmobilizuje potencjalnych producentów czy inwestorów do zaryzykowania swoich pieniędzy w produkcje filmową, bo jak się okazuje można na polskim filmie zarobić. Może dzięki temu powstanie kilka filmów więcej.

Paweł Deląg w wywiadzie dla „Metra” stwierdził: „Nie ma w Polsce dobrego kina, które opowiadałoby o tym co się dzieje tu i teraz”. Zgadza się Pani z tym?
Nie wiem co Paweł miał na myśli. Może chciałby oglądać społeczne kino? Takim kinem na pewno nie jest „Ja wam pokażę!”. To jest film rozrywkowy. Takie założenie było od początku.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że aktorstwo to zawód, który wymaga poświęceń. Kiedy zaczęła Pani grać w „Na Wspólnej” rozprostowała Pani włosy, a by nie być podobną do Yennefer...
Zmiana fryzury? To ma być poświęcenie?! Bez przesady [śmiech].

Do jakich poświęceń byłaby Pani zdolna jeśli chodzi np. o zmianę wizerunku?
Kobiety lubią zmieniać wizerunek i to żadne poświęcenie, raczej fajny pretekst żeby coś pokombinować, Nie wiem do jakich poświęceń byłabym zdolna. To reżyser musiałby mieć jakieś oczekiwania, którym musiałabym sprostać. Co to miałoby być?
Czytała Pani „Nieoczekiwaną zmianę płci” Cezarego Harasimowicza? Podobała się Pani?
Oczywiście. Jest super!

A czy zgodzi się Pani z autorem, że „świat byłby lepszy i ciekawszy, gdyby rządziły nim kobiety”?
Tak powiedział? Nie wiem. To chyba duże uproszczenie. Ja jestem za równouprawnieniem mężczyzn też.

Czyli nie chciałaby Pani żeby było tak jak w tej książce, że kobiety przejmują cechy męskie i na odwrót?
Co pan taki dosłowny? Ta książka to groteska, jest to oczywiście jakiś glos komentujący naszą rzeczywistość, ale nie do końca na serio.

Jeszcze przed zdawaniem do szkoły aktorskiej, próbowała się Pani dostać na psychologię...
Nie przywiązywałabym do tego zbyt wielkiej wagi, to było tak z braku pomysłu na życie.

Nie zdążyła więc Pani zgłębić wiedzy psychologicznej...
Fachowej nie, chociaż pewnie jak każdy zaglądałam do Kępińskiego.

A już chciałem zapytać czy wiedza psychologiczna pomaga w aktorstwie czy nie? Nie trzeba chyba być dobrym psychologiem żeby dobrze grać? Ma to jakieś znaczenie?
Znaczenie ma umiejętność obserwacji ludzi i siebie w różnych sytuacjach. zapamiętywanie stanów emocjonalnych, zachowań swoich i innych.

Jak się Pani śpiewało „Baw mnie” ze Zbigniewem Wodeckim?
[śmiech] Piękna przygoda. To właśnie jedna z genialnych stron tego zawodu, że można jak się ma trochę szczęścia, spełniać swoje marzenia. Można być księżniczką, latać balonem i można być piosenkarką, chociaż przez moment. I jeszcze w dodatku w duecie z Wodeckim! Obłęd!
Od dawna fascynuje się Pani tańcem. Może czas na spełnienie kolejnego marzenia, jeżeli nie w „Tańcu z gwiazdami”, to w jakimś innym programie?
„Taniec z gwiazdami” bardzo mnie pociąga. Nawet miałam propozycje do dwóch ostatnich edycji. Coś tam terminowo nie wyszło, ale też trudno byłoby mi podjąć tę decyzję. Koleżanki bardzo zawyżyły poprzeczkę, a jury bywa bezlitosne.

Czy w rodzinie artystycznej oddzielacie życie prywatne od zawodowego, np. jak przychodzicie do domu to nie rozmawiacie o swojej pracy?
Rozmawiamy, to jest nasz wspólny świat, w którym żyjemy.

Ale nie urządzacie w domu planów filmowych?
Nie. W jaki sposób? Cezary ma swoją pracę, a ja swoją.

Sporo zamieszania w „Ja wam pokażę”, zrobiła córka Judyty, Tosia, która wtrąca się w życie dorosłych i stara się decydować z jakim mężczyzną powinna się związać się jej matka. Czy Pani syn Filip mógłby zachować się podobnie?
Nie, nie mógłby. Nigdy nie próbował. Kilka razy w życiu miałam sposobność obserwować sytuacje, w których dzieci stanowczo nie zgadzały się na jakiegoś partnera, matki czy ojca. Ja doceniam moje dziecko, które ma do mnie zaufanie i akceptuje moje wybory.

Mówi Pani często o tęsknocie, że stara się nie tęsknić za niczym, bo jak już to zdobędzie, to tęskni za czymś następnym. Ale naprawdę nie ma Pani pragnień, dążeń?
Chciałabym to status quo zachować. Żebym miała ciekawą pracę, udane życie rodzinne czyli żeby było tak jak teraz. Amen.

Dziękuję za rozmowę
Warszawa, Cafe Milano, 1.03.2006
z dzisiejszych rozmów w toku




piątek 12 maja 2006
Życiowe dróżki sprawdzam u wróżki!

Goście piątkowego wydania „Rozmów w toku” nie wstydzą się, że chodzą do wróżek. Co więcej, nie ukrywają, że podejmując wiele ważnych, życiowych decyzji korzystają z ich pomocy. Dlaczego w XXI wieku ludzie wciąż wierzą we wróżki? Kim są osoby korzystające z ich usług? Właśnie o tym Ewa porozmawia w piątek m.in. z Grażyną Wolszczak!

Kasia, choć od dawna interesowała się ezoteryką, pierwszy raz poszła do wróżki dopiero, gdy rozpadało się jej małżeństwo. Szczęśliwi ludzie nie chodzą do wróżek – mówi. Pierwszy raz odwiedziła Aidę jako zakonspirowana… dziennikarka. Co usłyszała? Czy po rozmowie z Aidą napisała swój artykuł?

Dziś Kasia mówi, że jest przyjaciółką Aidy i odwiedza ją nie tylko po to, by usłyszeć wróżbę. Co więcej, wiele naprawdę bardzo poważnych, życiowych decyzji podjęła po konsultacji z nią. Co to za decyzje? Czy Aida nie uważa, że takie - niemalże - uzależnienie od porad wróżki nie jest niebezpieczne? O to Ewa zapyta także ją samą.

Kolejny gość programu, Ewa, zmaga się z poważną chorobą serca; lekarze podejrzewają ją również o nowotwór. Kobieta mówi, że wróżka daje jej siłę do walki z chorobą. Ta siła – jak się okazuje – musi być naprawdę wielka. Dlaczego? Całą historię Ewy poznacie już w piątek. Wtedy też dowiecie się, dlaczego jej opowieść przeraziła naszego eksperta, psychologa Jana Franczyka.

Kmila do wróżki poszła mając… 13 lat! Po co dziecko korzysta z takich usług? Co wróżka powiedziała Kamili? Czy przepowiednie sprawdziły się?

Ewa porozmawia także ze znaną Aktorką Grażyna Wolszczak. Ona otwarcie przyznaje, że regularnie korzystała z porad wróżki – zarówno w sprawach prywatnych, jak i zawodowych. Od pewnego czasu nie chodzi już do niej. Dlaczego? Co się zmieniło w jej życiu? Może została oszukana, tak jak Agnieszka i jej mąż? Co im się przydarzyło? Także ich historię poznacie już w piątek. Spotykamy się jak zwykle o godz. 17.15!
GOLF VIP CUP TROPHY 19-05-2006
Grażyna Wolszczak i Robert Rozmus zwyciężyli w gwiazdorskim turnieju Golf VIP Cup Trophy, zorganizowanym na bajecznym polu golfowym Panorama El Kantaoui w Tunezji.

Wolszczak i Rozmus pokonali Martę Kielczyk i Andrzeja Strzeleckiego, którzy zajęli drugie miejsce. Trzecia lokata przypadła Joannie Pałuckiej i Piotrowi Gąsowskiemu, którzy wyprzedzili Annę Głogowską i Wiktora Zborowskiego.

Upalny tydzień w Tunezji obfitował w wiele atrakcji. Polskie gwiazdy, które przyjechały do Afryki na zaproszenie OASIS TOURS zamieszkały luksusowym hotelu Thalassa Monastir w Monastirze. Już nazajutrz po przylocie do Tunezji miłośnicy golfa - a z nimi amatorzy, którzy nigdy jeszcze nie trzymali w ręku golfowego kija - wyjechali na pole El Kantaoui, prawdziwy raj dla miłośników królewskiego sportu. Panie nie potrafiły ukryć zachwytu: błękitne bezchmurne niebo, rozkołysane wiatrem palmy i soczysta zielona trawa... Doświadczeni golfiści, którzy widzieli niejeden już dołek na świecie, też nie kryli podziwu.

Treningi trwały przez pierwsze dni pobytu po kilka godzin: od rana do 15 pod okiem doświadczonych trenerów. Po ćwiczeniach na El Kantaoui gwiazdy oddawały się rozrywkom i zwiedzaniu. A było, co! Monastir to starożytne miasto portowe powstałe w epoce wojen punickich. Stare miasto, port rybacki i jachtowy od lat przyciąga turystów.

Nazwa miasta wywodzi się od chrześcijańskiego klasztoru. Dawniej Monastir był punktem wypadowym dla rzymskich cesarzy podczas ich afrykańskich wypraw. Obecnie to ok. 36-tysięczne miasto znane jest też jako miejsce urodzin pierwszego prezydenta niepodległej Tunezji - Habbiba Bourguiby.
Największą atrakcją Monastiru jest górujący nad miastem Ribat z IX wieku, który dawniej pełnił funkcję klasztoru muzułmańskiego i twierdzy broniącej wybrzeża. Teraz przyciąga nie tylko turystów, ale i filmowców, którym służy za dekorację podczas kręcenia filmów.

Trzeba przyznać, że nasi aktorzy poczuli się w Tunezji jak ryby w wodzie. Żartowano, że turystyczne ścieżki przetarł sam Roman Polański, kręcąc właśnie tutaj swoich „Piratów”.

Łagodny śródziemnomorski klimat przypadł do gustu zwłaszcza paniom, które z żalem wychodziły z ciepłej wody.

Cudowna atmosfera El Kantaoui zapaliła do golfa także tych, którzy do tej pory nie mieli pojęcia, co to jest zagrabienie bunkra...

Piotr Gąsowski, który jest doświadczonym golfistą, najwyraźniej postanowił zrewanżować się Annie Głogowskiej, swej partnerce z Tańca z Gwiazdami, która uczyniła zeń mistrza parkietu - i skutecznie nauczył ją podstaw golfa. Co prawda pani Anna zajęła dopiero czwarte miejsce w turnieju (w parze z Wiktorem Zborowskim), ale trzeba przyznać, że w ciągu kilku dni spędzonych w Tunezji poczyniła olbrzymie postępy. Nie wiadomo, czy nie większe nawet, niż Piotr Gąsowski u jej boku jako tancerz...

Uroczystość rozdania nagród połączono z ceremonią zamknięcia turnieju w Thalassa Hotel w Monastirze. Dodatkowo firma Deutsche Bank ufundowała dla zwycięzców specjalną nagrodę: wyjazd na jedno z najbardziej prestiżowych wydarzeń golfowych na świecie - Deutsche Bank Players' Championship. Triumfował w nim kiedyś światowej klasy golfista Tiger Woods.

Imprezę od strony organizacyjnej przygotowała firma Future Communication Jacek Nowicki i Maciej Kawulski.

Obszerną relację będzie można niebawem zobaczyć na antenie Polsatu Sport.

Wyniki:

1 miejsce - Grażyna Wolszczak i Robert Rozmus
2 miejsce - Marta Kielczyk i Andrzej Strzelecki
3 miejsce - Joanna Pałucka i Piotr Gąsowski
4 miejsce - Anna Głogowska i Wiktor Zborowski

Sponsorzy:

Deutsche Bank
OASIS TOURS
Nouvelair












stary ale fajny wywiad

Grażyna Wolszczak
o roli Judyty

GALA: To pani zagra Judytę w ekranizacji kolejnej książki Katarzyny Grocholi Ja wam pokażę! Cieszy się pani z wyzwania?



GRAŻYNA WOLSZCZAK: Bardzo się cieszę. Książki pani Grocholi cieszą się ogromną popularnością, mam nadzieję, że tak będzie i z filmem. Pierwszą część przygód Judyty Nigdy w życiu obejrzało przecież ponad 1,6 miliona widzów.

GALA: Nie boi się pani porównań z Danutą Stenką, która grała Judytę w Nigdy w życiu?

G.W.: Porównań nie uniknę. Mam jednak ten komfort, że Danuta Stenka odmówiła roli w ekranizacji Ja wam pokażę! i nie musiałyśmy ze sobą konkurować.

GALA: Tą rolą zainteresowane były m.in. Edyta Jungowska i Anna Korcz.

G.W.: Zgłosiło się wiele świetnych aktorek. Nie było wieloetapowego castingu, prowadziliśmy po prostu długie rozmowy z reżyserem Krzysztofem Langiem. Zdjęcia zaczną się już w kwietniu.

GALA: Ja wam pokażę! jest bezpośrednią kontynuacją Nigdy w życiu?

G.W.: Nie, choć trudno się odżegnać od takich skojarzeń. Ale mimo że Judyta jest tą samą bohaterką, nie jest to sequel. Oczywiście zachowany zostanie typowy dla Katarzyny Grocholi humor, który w dużej mierze decyduje o tym, że jej książki trafiają niezmiennie na listy bestsellerów. Na pewno będzie to jednak zupełnie inny film niż Nigdy w życiu.

GALA: Czy podobnie jak Danucie Stence będzie pani partnerował Artur Żmijewski?

G.W.: Na pewno nie. Jednak nie mogę jeszcze oficjalnie powiedzieć, kto zagra ukochanego Judyty.

GALA: Do tej pory nie miała pani jeszcze okazji wystąpić w komedii romantycznej.

G.W.: To prawda, to moja pierwsza próba komediowa. Nie licząc farsy In flagranti, w której występuję w teatrze Syrena.

Rozmawiała Ewelina Kustra

Nr 14, od 4 do 10 kwietnia

Grażyna Wolszczak lubi skoki... adrenaliny 28-06-2006

http://www.vipnews.pl/art...2luZGV4LnBocD8=
Festiwal Gwiazd w Gdańsku



Aktorzy Jerzy Zelnik i Grażyna Wolszczak rozdają autografy we foyer Polskiej Filharmonii Baltyckiej na Ołowiance w Gdansku.
fajna jest, lubie ją, gra fajną postać w NW..
w długich włosach jej było o wiele lepiej i wygladała młodziej
Wakacyjny Festiwal Gwiazd - Gdańsk 2006

http://press.mwmedia.pl/p...&id=4210&page=3

Jesienna ramówka TVN



na drugim jaka mina
tak sobie wyszłą i ta minka na 2

"Exclusive":



Akcja Pomóż dzieciom godnie żyć


]


http://www.eastnews.com.p...?temat=00124866

Otwarcie Świątecznej Zbiórki Żywności
2006-12-03
W Warszawie, w Hipermarkecie Tesco odbyło się uroczyste otwarcie Świątecznej Zbiórki Żywności. Jest to przedsięwzięcie,wokół którego zaangażowane jest wiele firm i instytucji oraz osób prywatnych w tym znanych i lubianych.



http://press.mwmedia.pl/press4/?cmd=4&id=5222
bardzo fajne fotki lubię panią Wolszczak i mam nadzieję że zagra ona w kolejnej części ekranizacji Nigdy w życiu

[ Dodano: 29-12-2006, 12:48 ]
nie mam zastrzeżeń do aktorki ale gdy ją zobaczyłam w filmie "Ja wam pokażę" wszystko się zmieniło. Rola kompletnie do niej nie pasowała. Nawet w NW już ją rzadko kiedy pokazują z czego bardzo się cieszę
http://img292.imageshack..../08file1aa2.jpg
http://img300.imageshack....zczakf41xo5.jpg
http://img47.imageshack.u...szczakf1jv8.jpg
http://img47.imageshack.us/img47/245/ak04d2tj1.jpg
http://img292.imageshack....grazyna7ea6.jpg
http://img47.imageshack.u...rekup784rd8.jpg
http://img292.imageshack....beztytuukk5.png
http://img292.imageshack....umikiikiqa6.png
http://img47.imageshack.u...uumnkllkvs8.png
http://img300.imageshack....tytuunkkns9.png
http://img47.imageshack.u...zczakf21rn7.jpg
http://img131.imageshack....yna11ab1ly1.jpg
http://img131.imageshack....k1032wy1at4.jpg

mam nadzieję że tych fotek nie było jeszcze na forum jesli się powtórzyły to przepraszam
Serial to kotwica!
- Trudno nazwać literaturą to, co gramy w telenoweli, to jest tylko... "gadanie". A teatr to prawdziwa literatura - mówi warszawska aktorka GRAŻYNA WOLSZCZAK.

«Chociaż od zawsze pasjonował ją balet, postanowiła zdawać do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Minio że zagrała już mnóstwo znaczących ról, to postać Basi Brzozowskiej z serialu "Na Wspólnej" przyniosła jej największą popularność.

Co nowego wydarzy się w życiu Barbary Brzozowskiej z "Na Wspólnej"?

- Na razie niewiele... Odkąd wyczerpały się ciekawe wątM związane z rodziną Brzozowskich, Basia funkcjonuje w serialu tylko jako najbliższa przyjaciółka Kingi i Weroniki. W jej życiu osobistym dzieje się niewiele.

A poza serialem?

- Właśnie jestem po premierze sztuki "Spadkobiercy" wwarszawskim Teatrze Prezentacje. To zabawna francuska komedia z udziałem Hanny ŚleszyńsMej, Agaty Kuleszy, Marcina Trońskiego i Darii Widawsłriej. Bohaterką spektaklu jest pewna dziewczyna, której umiera partner życiowy, a tuż po jego śmierci najbliżsi rzucają się na spadek. Komedia jest pełna zabawnych wątków.

Kogo pani gra w tym spektaklu?

- Gram rolę pokrzywdzonej przez los kobiety. Mogę powiedzieć, że widzów

czeka bardzo ciekawy wątek... lesbijski. W pewnej części spektaklu na scenie pojawi się postać pani hydraulik, która będzie pocieszać załamaną bohaterkę, aż w końcu coś między nimi zaiskrzy...

Czy zwykli ludzie utożsamiają panią z Barbarą Brzozowską?

- Tak, myślę, że jako aktorka jestem utożsamiana głównie z tą postacią. Trudno się temu dziwić - tyle lat na Wspólnej...

Jak reagują na panią ludzie na ulicy, przechodnie? Czy popularność nie jest dla pani męcząca?

- Generalnie wszystkie reakcje są bardzo pozytywne. Ludzie traktują mnie najczęściej jak dobrego znajomego. Dlaczego nie? Skoro od kilku lat, codziennie o 21 gościmy w ich domach... Widzowie są do nas przywiązani, bo jesteśmy z nimi każdego wieczoru. Zdradzę jeszcze, że łatwiej jest mi załatwić większość spraw urzędowych, a to bardzo miłe.

Widzi pani znaczącą różnicę między graniem w serialu i w teatrze?

- Tego nie da się porównać. Dużą zaletą seriali wobec innych form aktorstwa jest stabilność. Jeżeli aktor dostaje większą rolę w telenoweli, to wiadomo, że potrwa to dłużej... Dla nas jest to namiastka stałej, etatowej pracy, rodzaj zakotwiczenia...

Woli pani grać w serialach, czy raczej w teatrze?

- Szczerze mówiąc w teatrze. Trudno nazwać literaturą to, co gramy w telenoweli, to jest tylko... "gadanie". A teatr to prawdziwa literatura.

Zdarza się pani obejrzeć serial "Na Wspólnej"?

- Nie mam na to czasu... Jeśli oglądam telewizję, to są to tylko programy informacyjne albo jakieś dobre kino.

Po jakie filmy sięga pani najchętniej?

- Przede wszystkim muszą to być dobre filmy. Ostatnio udało mi się obejrzeć film "Zabić prezydenta" z Seanem Pennem. To był obłęd! Parę dni temu widziałam też "Tłumaczkę" z Nicole Kidman i tymże Seanem Pennem - rewelacja!

Jakie są pani plany zawodowe na najbliższe miesiące?

- Mam oczywiście parę filmowych planów, ale one ciągle się zmieniają. Miałam zagrać w pewnym filmie, ale niestety Państwowy Instytut Sztuki Filmowej nie przyznał na niego pieniędzy. Mimo że spełnił wszystkie warunki i dostał odpowiednią liczbę punktów potrzebnych do otrzymania dotacji.

Coraz więcej aktorów postanawia zająć się pisaniem scenariuszy, a nawet ich reżyserowaniem. Co pani o tym sądzi?

- Myślę, że nie tylko aktorzy, ale co dziesiąty człowiek na ziemi coś pisze. Historyjek do opowiedzenia jest tak mnóstwo, że każdy chce się nimi podzielić. Niestety, nie wszystkim udaje się to przenieść na ekrany kin w postaci jakiejś ciekawej komedii czy filmu przygodowego. Ja nigdy nie pisałam własnych scenariuszy i nie zamierzam tego robić. Do tego wspólnie pewne sprawy zawodowe, przy czym generalnie nikt nikomu się nie wcina w kompetencje. Żyjemy na bieżąco mnóstwem rzeczy związanych z filmem. Kiedy mam swoje smutki i radości, od razu się z nim dzielę. Uważam, że jest to normalne.

Planuje pani jakiś wyjazd zimowy?

- Czarek jedzie na narty, a ja gram w teatrze, więc nie mogę.

Gdzie najczęściej wyjeżdżacie na narty?

- Nasi znajomi mają w Szklarskiej Porębie piękny hotel i tam najczęściej udajemy się ziirią. Stamtąd ruszamy na stronę czeską, gdzie są najlepsze stoki w okolicy.

A czy poza nartami uprawia pani jakiś sport?

- Gram w golfa!»

"Serial to kotwica!"
Łukasz Sienicki
Express Ilustrowany nr 29/03.02
06-02-2007
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ginamrozek.keep.pl